• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Actus Humanus - uwspółcześniony powrót do przeszłości

Ewa Palińska
15 grudnia 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Tegoroczną edycję zakończył występ Il Pomo d'Oro pod dyr. Ricarda Minasiego z towarzyszeniem kontratenora Maxa Emanuela Cencica. Tegoroczną edycję zakończył występ Il Pomo d'Oro pod dyr. Ricarda Minasiego z towarzyszeniem kontratenora Maxa Emanuela Cencica.

Choć Actus Humanus, którego czwarta edycja zakończyła się w minioną niedzielę, jest festiwalem muzyki dawnej, organizatorzy nie starają się na siłę oddać "ducha minionych epok", a sięgają po rozwiązania jak najbardziej współczesne. Były zatem wspaniałe spoty telewizyjne, intensywna kampania medialna, transmisje radiowe i internetowe, opatrzone komentarzami specjalistów, wydarzenia odbywały się w miejscach historycznych, które jednak przeistoczono w komfortowe sale koncertowe. I wreszcie muzyka dawna, która chwilami stawała się wyłącznie inspiracją i punktem wyjścia, a nie celem samym w sobie.



Organizatorzy Actus Humanus działają z rozmachem - Filip Berkowicz, dyrektor festiwalu, półśrodków nie uznaje i zawsze zakłada sobie plan maksimum, który konsekwentnie realizuje. Gdański festiwal to jego kolejne "dziecko" ( po m. in. festiwalach Misteria Paschalia, Opera Rara czy Sacrum Profanum) i bez wątpienia kolejny sukces, czego dowodem jest chociażby stuprocentowa frekwencja podczas każdego z siedmiu festiwalowych wydarzeń.

Powodem tak dużego zainteresowania była bez wątpienia gwiazdorska obsada, zaprezentowali się bowiem najwybitniejsi przedstawiciele wykonawstwa historycznego. Pierwszy z festiwalowych wieczorów należał do L'Arpeggiaty, pod dyr. charyzmatycznej Christiny Pluhar - zespołu niezwykłego, ponieważ traktującego muzykę dawną jako wyraźny pretekst i inspirację do dalszych artystycznych poszukiwań. Artyści zaprezentowali program pełen sprzeczności, zestawiając chociażby dzieła największych włoskich kompozytorów I poł. XVII wieku z muzyką tradycyjną, a całość dopełniając hipnotycznymi tańcami z regionu Apulii. Wspaniałe kreacje stworzyli Nuria Rial (sopran) i Vincenzo Capezzuto (alt), który na koniec przypomniał, że jest równie wybitnym tancerzem, co śpiewakiem. Publiczność miała okazję porównać improwizację historyczną i jazzową, posłuchać, jak brzmi rock i folk na tle basso continuo, a także posłuchać rapu inspirowanego... HIPem. Wspaniałych emocji i śmiechu było co niemiara a L'Arpeggiata pokazała, że może i bawi ludzi od lat dokładnie w ten sam sposób, to jednak są to żarty sprawdzone i skuteczne, a połączone ze wspaniałą wirtuozerią i nienaganną techniką, trafią w upodobania najbardziej wybrednych melomanów.

W zupełnie innym nastroju upłynął drugi z festiwalowych wieczorów, podczas którego normandzka formacja Le Poème Harmonique, kierowana przez Vincenta Dumestre'a zaprezentowała nastrojowy program Nochebuena!, na który złożyły się bożonarodzeniowe kompozycje hiszpańskie. Z jednakową finezją artyści wykonywali nastrojowy dwugłos, jak i wyrafinowaną polifonię, zachwycali nastrojowością i eksplozją dźwięków, podkreśloną wyrazistym brzmieniem kastanietów.

Równie piękne okazało się niemieckie Boże Narodzenie, które przywiózł do Gdańska Vox Luminis pod kierownictwem Lionela Meuniera. Actus Humanus to przecież z założenia festiwal bożonarodzeniowy, a możliwość zestawienia muzyki z różnych krajów, epok, a nawet kręgów kulturowych, to dla publiczności zawsze nie lada gratka.

Warto również podkreślić, że gros wykonywanej podczas festiwali muzyki, to prawdziwe rarytasy, a nie największe hity. Dzięki temu, że na widowni w większości zasiadają prawdziwi koneserzy, artyści mogą pozwolić sobie na luksus konstruowania bardzo autorskiego programu. Znakomitym przykładem jest chociażby występ kultowego Hilliard Ensemble, zatytułowany " O Emmanuel", podczas którego wykonane zostały kompozycje korespondujące z adwentem i Bożym Narodzeniem - nie te popularne, których zwykle w okresie świątecznym oczekuje publiczność, ale prawdziwe unikaty, jak chociażby "Magnificat" Tomasa Luisa de Victorii. Choć Hilliard Ensemble występował w Gdańsku i to niedawno, festiwalowa prezentacja była wyjątkowa, ponieważ miała miejsce na osiem dni przed planowanym zakończeniem (po 40 latach) działalności zespołu. Dla tych więc, którzy wiedzę na temat muzyki dawnej czerpali właśnie z nagrań Hilliard Ensemble, był to moment historyczny i niezwykle wzruszający.

Actus Humanus nie koncentruje się wyłącznie na muzyce korespondującej z okresem Bożego Narodzenia, dzięki czemu w programie mogły znaleźć się takie perełki, jak charakteryzujące się wirtuozerskim przepychem follie czy passacaglie, wykonane przez grupę Sonatori de la Gioiosa Marca. Niesamowita finezja i biegłość techniczna, wspaniała muzykalność, a przede wszystkim lekkość, z jaką artyści zdobywali swój muzyczny Mount Everest, sprawiały, że publiczność nie posiadała się z zachwytu. W moim subiektywnym odczuciu był to jeden z najciekawszych koncertów tegorocznej edycji, a nawet nie słuchałam go na żywo, w Dworze Artusa, a poprzez stronę ninateka.pl (jakość transmisji była rewelacyjna). Co się działo na widowni, skoro na publiczność "internetową" ta muzyka działała tak bardzo, nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić.

Nie mniejsze wrażenie robił recital klawesynowy Rinalda Alessandriniego, który oczarował słuchaczy kompozycjami Jana Sebastiana Bacha. Równie znakomity i pozbawiony świątecznych konotacji był wenecki finał, podczas którego tworzony przez młodych wirtuozów Il Pomo d'Oro pod dyr. Ricarda Minasiego z towarzyszeniem kontratenora Maxa Emanuela Cencica wykonał m. in. brawurowe arie z weneckich oper. To był koncert pod względem muzycznym znakomity, a jednak artystom udało się mnie naprawdę zauroczyć dopiero pod koniec drugiej części. Najpierw zrobił to Cencic, fenomenalnie interpretując "Sposa, non mi conosci" Geminiana Giacomellego, a chwilę później Minasi, urzekając biegłością techniczną i muzykalnością w Concerto op. 11 nr 2 Antonia Vivaldiego.

Actus Humanus słynie z gwiazdorskiej obsady i fantastycznej, unikatowej muzyki, ale nie to wyróżnia ten festiwal na tle innych - Nuria Rial czy Hilliard Ensemble, a także wiele gwiazd, które wystąpiły podczas poprzednich edycji, gościły przecież w Trójmieście z równie ciekawym repertuarem. Tym, co sprawia, że Actus Humanus jest wyjątkową imprezą, jest jej uwspółcześnienie w porównaniu do innych festiwali, nie tylko muzyki dawnej. Organizatorzy nie każą nam cofać się do średniowiecza i odczuwać tego samego, co odczuwali ówcześni słuchacze, ale zapraszają muzykę dawną do naszych czasów, bo przecież jej adresatem jest współczesny odbiorca. Nie dziwił zatem fakt, że w interpretacjach L'Arpeggiaty pojawiały się nawiązania do jazzu, rocka, country czy rapu. Nie było również zaskoczeniem, że Hilliard Ensemble wykonał na bis kompozycję współczesną pt. "Most Holy Mother of God" Arvo Pärta.

Organizatorzy Actus Humanus zadbali również o rozgłos - choć impreza jest z założenia elitarna i taką pozostanie, dzięki transmisjom radiowym i internetowym festiwal trafił do miłośników wykonawstwa historycznego również za granicą, robiąc tym samym świetną reklamę Gdańskowi. Przede wszystkim jednak umożliwili publiczności jak najbardziej komfortowe i zgodne z XXI-wiecznymi standardami słuchanie muzyki, organizując koncerty we wnętrzach o wspaniałej akustyce, ogrzewanych (co nie jest tak oczywiste w przypadku kościołów i to w połowie grudnia), zaopatrując słuchaczy we wszelkie niezbędne materiały informacyjne, w postaci drukowanych programów czy aplikacji na urządzenia mobilne. Miłośnikom muzyki dawnej pozostawało delektowanie się muzyką i nagradzanie wykonawców adekwatnie do poziomu prezentacji. A że te były wybitne, każdy koncert kończył się zasłużoną owacją na stojąco i bisami.

Intensywna kampania medialna zapewniła ogromny rozgłos imprezie, jak by nie patrzeć, elitarnej. Zobacz spot promujący 4. Actus Humanus.

Miejsca

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (24) 1 zablokowana

  • (1)

    Spoty były okropne, "uwspółcześnianie" na siłę, PR taki, jakby promowała się partia polityczna - słowo "sukces" odmieniane na wszelkie możliwe sposoby. W sztuce "sukces" jest sprawą najmniej istotną. No może tylko miejsce w Rankingach posiada jeszcze mniejsze znaczenie. A sam festiwal podobny do wszystkich innych dużych festiwali. Poza tym, że może bardziej napuszony.

    • 20 9

    • dokładnie, więcej skromności, panie Berkowicz!

      • 10 7

  • Nie nadążam

    Idąc tropem myśli p. Redaktor następna edycja powinna nas zaskoczyć koncertami, przepraszam-eventami na unikalnych syntezatorach, bo jazz i folk już mieliśmy... organizatorzy będą wpuszczać wyselekcjonowaną publiczność do tropikalnych wnętrz kościoła św. Jakuba tylko w koszulkach bahama, a 100% frekwencja, którą widać na załączonych zdjęciach (nr 8) będzie jeszcze bardziej elitarna i 100%. No można skonać ze śmiechu. A mnie się wydawało, że to miał być festiwal muzyki dawnej, a nie próżności i mediów elektronicznych. Byłem widać w mylnym błędzie.

    • 21 5

  • Oj był trochę napuszony

    Najbardziej uderzał mnie fakt, że za każdym razem wymieniano nazwiska szefów firm sponsorujących i "wielkiego organizatora", pomijano za to nazwiska wykonawców. Tak jakby byli oni postaciami drugoplanowymi.
    A jeśli już wymieniono nazwisko to przypisano mu przymiotnik "charyzmatyczna Christina Pluhar".
    O repertuarze można się było dowiedzieć tylko po uiszczeniu dodatkowej opłaty za program. (Ponoc była jeszcze aplikacja na tel.)
    Koncerty (widziałem 4) były naprawdę b.dobre (Hillard niesamowity), ale oprawa pompatyczna i napuszona.
    Częściej bywam na koncertach rockowych, tam tego nie ma. Tam przedstawia się muzyków nie sponsorów i organizatora.

    • 11 6

  • Owacje na stojąco? Na Vox Luminis 4 dziadków wstało na oklaski (2)

    a jeden się krygował, jako że większość siedziała, i udawał że chce dokładniej zobaczyć co się na scenie dzieje (na palce stawał i zapuszczał żurawia).

    • 7 3

    • Przesadzasz (1)

      na koniec wstali wszyscy
      ale faktem jest że atmosfera była smętna, zimny kościół, smutne pieśni

      • 2 3

      • "w końcu wstali"... wow. no ale kto im kazał? się nie podoba to nie wstajemy, podoba - wstajemy. żadna filozofie. no ale Gdansk wstaje bo trzeba, kiedy przyjeżdża znane nazwisko. aaaale nie lubi Gdansk smutnych pieśni. musi być różowo, dynamicznie i z fajerwerkami...

        • 0 4

  • Zabawa w Berka czyli wieczność niespełniona (7)

    Trzeba przyznać, że muzyka dawna budzi coraz większe zainteresowanie. Fenomen to dość ciekawy. Skąd on się bierze? Termin "muzyki dawnej" dla niewtajemniczonych dość enigmatyczny - faktycznie chodzi tu o dość nieduże okno czasoprzestrzenne czyli muzykę zasadniczo europejską od czasów średniowiecznej polifonii (czasami nieznośnej dla współczesnego ucha) do czasów późnego baroku. Wszystko potem to już dość klasyczna muzyka poważna, na co dzień prezentowana w filharmoniach, mimo wszystko dość młoda. Natomiast historyczność muzyki dawnej nie podlega wątpliwości. I na tym, polega różnica. Uczestniczenie w koncercie muzyki dawnej to coś więcej niż przyjemność kontemplacji dźwięków. Ulotność, chwilowość, realność takiej muzyki wykonywanej na żywo faktycznie kontrastuje z jej naturą. Bo dźwięki te raczej tylko pośredniczą w dostępie do tego co niesłyszalne, ponadczasowe, wieczne. Na tym polega szczególna moc, bo oto jest muzyka tak żywa i prawdziwa jak przed setkami lat, trwa mimo przemijania, ponad śmiercią, która pogrzebała już tyle pokoleń ludzi. To chyba właśnie powoduje transcendentne doświadczanie dotykania czegoś wiecznego, niewidzialnego. Najpełniej z taką teologiczną wykładnią koresponduje muzyka sakralna. Choć przypuszczam, że każdy człowiek wierzący czy nie odczuwa intuicyjnie pewien nieuświadomiony respekt przed czymś tak sędziwym a jednak tak żywym. I to jest chyba najpoważniejszy argument przeciwko trendom przeciwstawnym do tego co nazywa się "historycznie poinformowanym wykonawstwem". Argument przeciwko wszelkim uwspółcześnianiom muzyki dawnej a tym bardziej przeciwko jej uestradowaniu), bo to ją zatruwa i ostatecznie zabija. Ona już wówczas nie jest wieczna. Być może ten trend uwspółcześniania nie jest bez sensu ale to już nie jest muzyka dawna lecz muzyka współczesna dawną się inspirująca. Dlatego też właśnie wolę Festiwal Golbergowski gdzie witają mnie małe płonące świeczki na wiekowym dziedzińcu, muzycy wstępujący po szacownym dywanie do stylowego wnętrza od festiwalu Actus Humanus, na którym witają mnie ochraniarze, tabliczki z napisami "strefa vip", telebimy i artyści wskakujący na estradę.

    Po za tym kwestia samej treści programowej. W istocie tylko dwa z siedmiu koncertów korespondowały z okresem adwentu, no powiedzmy Bożego Narodzenia: występ brytyjskiego Hilliard Ensemble (O Emmanuel) i belgijskiego Vox Luminis (Puer natus in Bethleem czyli chłopczyk z Betlejem). Tytuł koncertu La Poeme Harmonique naciągnięto dzięki drobnym wtrętom na Nochebuena czyli Piękną noc. Po za tym wszystkie drogi, wszystkie koncerty prowadziły do karnawałowej Wenecji. Nawet muzyka prezentowana przez Vox Luminis jakoś inspirowana była Wenecją jak i klawesynowy koncert Bacha inspirowany muzyką z Włoch. Faktycznie kulminacją tego był ostatni koncert Venezia, na którym wystąpiła grupą wiolinistów i ubrany w pom-i-d'oro'wy kubraczek włoski kontratenor. Tylko co ten szalony karnawał ma wspólnego z Bożym Narodzeniem, a w szczególności z pełnym pokutnej zadumy adwentem? Może tylko to, że festiwal odbywa się w dniach, gdy w Gdańsku słońce zachodzi najszybciej i jakoś się tej słonecznej Italii czy Hiszpanii (do tej akurat, wyjątkowo, nawiązano drugiego dnia) bardziej pragnie niż kiedy indziej. Tym niemniej jednak taki program pozostaje w mocnej sprzeczności z polską tradycją adwentową. Z drugiej strony niedobrze by na pewno było gdyby zrobiono z tego jedynie festiwal muzyki sakralnej. Może więc organizatorzy powinni jeszcze raz przemyśleć termin i formułę samego festiwalu albo podzielić go na dwa etapy (ten przed Bożym narodzeniem) i po. Wówczas te pomieszanie kategorii nie było by takie brutalne.

    Na pewno muzycy wybitni, chwała, że przyjechali do Gdańska tyle że ciężka jak pancerz oprawa pr-owa, klimat estradowy, to wszystko budzi niejakie zniesmaczenie jakoś psuje to wszystko. Ok - ładna i niedroga ksiązka festiwalowa, zdjęcia znad morza, krótkie opisy wprowadzające w koncerty. Ale co by przemówić wyraźniej do snobów więcej miejsca poświęcono chwalebnym "portretom" artystów. Z drugiej strony brak choćby fragmentów tekstów (jak widać uznano, że niezrozumiałe teksty mogły by tych snobów wprawić co najwyżej w zakłopotanie).

    Jak ktoś słusznie zauważył najłatwiej charakter człowieka można poznać po tym jak zdobi wnętrza, w których przebywa. Jakie obrazy, wizerunki wiesza sobie na ścianie. Bo wieszanie obrazów nieodłącznie wiąże się z oddawaniem czci. Kogo więc czczą organizatorzy tego festiwalu, którzy w centralnym miejscu "estrady" w centrum św. Jana zawiesili telebim samobałwochwalczy? Aż się prosiło by ten "śmieć", tą pornografię, jakoś usunąć z widoku by nie przeszkadzał w odbiorze koncertów. Festiwal się rozwija, więc za rok kto nie zrobi dopłaty do premium będzie musiał zapewne na tym telebimie oglądać wyświetlane reklamy i zachęty by już rezerwować bilety na kolejny rok. A wszystkiemu jeszcze przyklasnęła przybyła do tej świątyni handlu muzyką dawną (być może z polecenia partyjnego) Pani Minister Kultury (ponoć historyk sztuki z wykształcenia). Oto jaki poziom intelektualny prezentują obecne elity polityczne tego kraju.

    • 19 11

    • (2)

      tak się napracowałeś, tak dobierałeś słowa, a i tak wyszedł bełkot. jak się z tym czujesz?

      • 5 12

      • (1)

        aaaa dla niektórych za dużo literek? krytyka trafia w samo sedno sprawy. fajne że nie każdy zmieści się w tłiterowym skrócie.

        • 5 2

        • przeczytałam cały tekst... nikt mi nie zwróci tych zmarnowanych chwil :(

          • 2 5

    • Po co te wtręty polityczne...

      Krytol, wszystko co napisałeś celne i dobre, tylko nie wiadomo po co na końcu bezsensowne wtręty polityczne. Akurat ta pani wiceminister często na koncertach, wiem, bo ją spotykam od lat. Bywała również zanim dostała się do ministerstwa. Historykiem sztuki zaś jest nadal (jak sama mówi "ministrem się bywa, a naukowcem jest się przez całe życie"), i to bardzo dobrym, wiem, bo miałem z nią kiedyś zajęcia... Gdybyś nie napisał na koniec kilku złośliwych zdań z podtekstem politycznym, to Twój wpis byłby świetny - bo zgodny z prawdą, a tak na koniec niesmak...
      Nie rozumiem po co dodawać jakieś akcenty polityczne do imprezy, która akurat od polityki jest bardzo odległa, to jakaś polska choroba narodowa.

      • 1 1

    • !

      "handel muzyką dawną" - 100% sedna.
      RYNEK muzyczny przenika wszelkie poziomy tej sztuki.

      • 4 1

    • cenne spojrzenie (1)

      cenne spojrzenie na medialna otoczke, ktora towarzyszy coraz czesciej tego typu koncertom przez co psuje ich klimat.
      Co do komentarzy - widac, ze interlokutorzy poczuli sie skrepowani wiedza i erudycja Krytola wiec w sposob wlasciwy ludziom, ktorzy to co w sercu i na ustach maja, dali upust swoim gorejacym emocjom poniewaz bez tej wentylacji najprawdopodobnie ulegliby implozji.

      • 5 1

      • daruj sobie, dobieranie randomowych słów nie zrobi z ciebie intelektualisty.

        • 0 3

  • Rzecz polega na tym, że festiwal najlepiej odbiera się w radiowej Dwójce. (4)

    Człowiek nie musi :
    1. Płacić za bilet
    2. Marznąć w kościele
    3. Oglądać multimedialnego kisielu na telebimach
    4. Ocierać się o VIP"y ani ich ochronę
    5. Klaskać na stojąco
    Pozostaje muzyka dawna grana na starych instrumentach w pięknych wnętrzach starego Gdańska, które znamy świetnie z koncertów naszej wspaniałej Schola Cantorum Gedaniensis.

    • 4 5

    • A od kiedy to Schola CANTORUM Gedanensis jest zespołem instrumentalnym? :D

      Ludzie, piszcie do rzeczy a nie od rzeczy. I skończcie z zazdrością ;)

      • 1 0

    • Piszę o pięknych wnętrzach starego Gdańska , które znamy z licznych koncertów Scholi (1)

      nie zaś o tym że Schola Cantorum Gedaniensis gra na instrumentach . Oczywiście ,że jest to chór kameralny i za kilka dni wystąpi u Dominikanów w tradycyjnym koncercie Bożonarodzeniowym z solistami i kapelą. Tymi to słowami kończę z zazdrością i życzę Pani Marcie ....Wesołych Świąt.

      • 1 2

      • Dziękuję i nawzajem :D

        • 1 0

    • Czyżby??

      Z całym szacunkiem dla świetnych muzyków ze Scholi Cantorum Gedaniensis, nie zawsze wszystko im tak świetnie wychodzi. Więc może warto wybrać się i na inny koncert.
      Nie byłem na koncercie w Jakubie, ale na trzech koncertach w Janie było ciepło. Zaś co do możliwości, jakie nam oferuje współczesna technika, to nie wiem, czy zauważyłeś, ale sprzęt zniekształca dźwięki, więc to nieprawda, że przez radio to samo... Jeżeli nie wierzysz, to zapraszam kiedyś choć na chwilę np do studia nagraniowego.
      Zaś VIP'ów i ochrony można po prostu nie zauważać - ja tak robię na koncertach i wtedy naprawdę miło spędzam czas.

      • 6 1

  • Tekst jest napisany

    Tekst napisał jednolicie dla mediów organizator szanowny, żeby nie było problemów z podsumowaniem - niestety to odczuwam.

    • 11 3

  • .. (2)

    Brawo, Gdańsk! Tu faktycznie unosi się duch wolności! Kraków dał się temu połknąć całkowicie: ale tam przecież wypada "bywać" i "znać". A w przerwie koncertu (krakowskiej cc) wybrać się na LUNCH do jednego z plastikowych i napuszonych miejsc, sugerowanych przez organizatora.
    A tymczasem w Gdańsku formule "Filip Berkowicz" nie udaje się tak łatwo. Inteligentni, wolni, niezależni ludzie!

    Ten festiwal przedrze się w końcu i stanie się"pragnieniem mas", ale to już niczyja wina. Tak jest skonstruowany, a i my poddamy się w końcu sugestiom.

    Jedyny paradoks: ruch wykonawstwa zorientowanego historycznie powstał m.in. z niechęci do romantycznego paradygmatu, w którym wykonawca i kompozytor to gwiazdy równe bogom. Potem długo, długo nic i wreszcie - słuchacz.
    Trudno nie odczuć na nowo tej przepaści na tym festiwalu.

    W każdym razie - brawo Gdańsk!!!

    • 9 2

    • errata :) (1)

      "razi", nie "razu" :)

      • 0 0

      • Ajajaj...

        Różne mądrości i różne głupoty da się tu przeczytać, jak to na forum. Jednak dla mnie najważniejsze jest to, że można posłuchać muzyki, pogadać z wykonawcami, mieć żywy, a nie plastikowy (jak CD) kontakt z kulturą. Niech ci wszyscy malkontenci przyjmą do wiadomości fakt, że jeszcze15 lat temu nikt tu nawet nie śmiał marzyć o takiej klasy wykonawcach, jak występujący na AH lub Festiwalu Goldbergowskim. O otoczce PRowej, personalnej, politycznej i jakiej tam jeszcze nie mówię, bo mi to, wicie-rozumicie, normalnie wisi.

        • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane