• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Deyna do kotleta

Łukasz Rudziński, fot. Łukasz Unterschuetz
10 maja 2010 (artykuł sprzed 13 lat) 
Nowy spektakl Wybrzeża opowiada o historii pewnej rodziny, której los sprzężony jest z historią polskiej piłki, począwszy od gola Kazimierza Deyny w meczu przeciwko Portugalii w 1977 roku. Bohater, czyli JA (Robert T. Majewski, na zdjęciu pierwszy od prawej), niczym gawędziarz przeprowadza nas od swoich narodzin aż do pełnej dojrzałości. Nowy spektakl Wybrzeża opowiada o historii pewnej rodziny, której los sprzężony jest z historią polskiej piłki, począwszy od gola Kazimierza Deyny w meczu przeciwko Portugalii w 1977 roku. Bohater, czyli JA (Robert T. Majewski, na zdjęciu pierwszy od prawej), niczym gawędziarz przeprowadza nas od swoich narodzin aż do pełnej dojrzałości.

"Być jak Kazimierz Deyna" Teatru Wybrzeże pozwala cofnąć się w czasie i z perspektywy dzisiejszego trzydziestolatka, i przez pryzmat polskiej piłki przyjrzeć się ostatnim trzem dekadom naszej historii. Jest lekko, łatwo i (za)przyjemnie.



Reżyser gdańskiego spektaklu, Piotr Jędrzejas, wiernie podąża tropem autora sztuki, Radosława Paczochy. Kolejne sceny dramatu stanowią dokładną ilustrację tekstu. Emblematy, związane z piłką nożną, wokół której Paczocha buduje swój dramat, odnajdziemy bez trudu w scenografii Marcina Chlandy - widoczna przez cały czas przedstawienia piłka, na scenie zielona wykładzina, imitująca murawę boiska, a z tyłu, naprzeciw widowni, trybuny. Prawdziwej konfrontacji, zgodnej przecież z duchem sportu, się tutaj nie doczekamy, ani w podejściu do wizerunku Polski i Polaków przed i po obaleniu komunizmu, ani w stosunku do materii tekstu.

"Być jak Kazimierz Deyna" ma charakter biograficzny, główny bohater nazwany jest JA i urodził się dokładnie w dniu, gdy Kazimierz Deyna swoim słynnym rogalem w meczu z Portugalią zapewnił nam awans na mistrzostwa świata w 1978 roku w Argentynie (to oczywiście również data urodzin Radosława Paczochy). Towarzyszymy bohaterowi od jego narodzin aż po dorosłość, w której historia zatoczyła koło, a młody tata przejmuje pałeczkę od swojego ojca, wpisując się w tradycyjną sztafetę pokoleń.

Gdzieś na marginesie losów rodziny bohatera (które poznajemy dzięki mniej lub bardziej zabawnym czy absurdalnym epizodom) rysuje się Polaków portret własny w wizji... no właśnie - reżysera czy raczej autora? Może gdyby Jędrzejas porzucił bardzo już ograną konwencję teatru mieszczańskiego, z kwestiami wypowiadanymi wprost do widza i gry skeczem, blaski i cienie naszej najnowszej historii wywołałyby coś więcej niż żartobliwy chichot?

Jaki jest Polak w spektaklu Wybrzeża? Grubiański i prostacki w wizerunku ojca, w osobie bohatera-inteligenta zagubiony i ciamajdowaty, ale jakiś taki swojski. Znajdziemy tu zresztą więcej klisz społecznych - typową matkę Polkę, rezolutnego dziadka starej daty, złośliwą siostrę, ubranych w ludowe stroje wieśniaków z zielonogórskiego, czyli Wujka i Ciotkę oraz cały konglomerat najprzeróżniejszych postaci epizodycznych, wyraźnie inspirowanych "Dniem Świra" Marka Kotarskiego (niedoścignionym ideałem dla tego typu narracji). Wszystko to wpisane jest w los naszej piłkarskiej reprezentacji, nad którą, niczym narodowa ikona, unosi się duch Kazimierza Deyny, przywołany podczas klamrowego zakończenia spektaklu.

Aktorzy pierwszego planu, jednoznacznie sprofilowani przez reżysera i uwięzieni w mało odkrywczej formie, nie mają specjalnie szans na pokazanie swoich możliwości. I tak Matka Marzeny Nieczui-Urbańskiej zabłyśnie tylko raz, gdy brawurowo odśpiewa przed meczem hymn narodowy á la Edyta Górniak. Pozostali domownicy bohatera nikną zupełnie na tle Dziadka, Floriana Staniewskiego (jedna z najlepszych jego ról w ostatnich latach). Swoje pięć minut mają natomiast bohaterowie scen epizodycznych, ze świetną Anną Kociarz jako Dziewczyną z Korepetycji i  Moniką Chomicką-Szymaniak (w każdym z jej epizodów) oraz Karoliną Piechotą (Ona) na czele.

Uboga w pomysły inscenizacyjne i prościutka konstrukcja przedstawienia nie pozwoli nam się pogubić, ani nie sprowokuje do refleksji, jaką wywołał utrzymany w podobnym tonie (i podobnej scenografii) wałbrzyski spektakl "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki. Tam przaśność, żartobliwy, farsowy wydźwięk i ścisłe sprofilowanie postaci służyło odkryciu zamiecionych pod dywan traum narodowych. W Wybrzeżu Piotr Jędrzejas stworzył po prostu grzeczną komedię, z nutą sentymentalno-wspomnieniową. Nic nas tu nie zaskoczy, będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Dla mnie stanowczo zbyt przyjemnie.

Miejsca

Opinie (8) 1 zablokowana

  • taka sobie...

    ... powtórka z zyciorysów dzisiejszych trzydziestolatków i nic więcej. Podczas spektaklu na twarzy miałam uśmiech, który nic nie znaczył. Niestety... Ani się porządnie rozbawić, ani porządnie zasmucić.

    • 12 6

  • kolejna fantastyczna recenzja (1)

    fantastycznego znawcy ;)

    • 7 7

    • ale recenzja

      Jasiu... recenzent nam się jednak rozwija... jak fasolka na wiosnę :)
      a spektakl jaki jest każdy widział...

      • 4 2

  • Dawno nie widziałem tak pustego spektalku...

    ...nawet nie był zły (jak poprzedni, na którym byłem - Wiele hałasu o nic) ale po co to powstało to nie mam pojęcia. Wkurza mnie to, że każdy spektakl w Wybrzeżu jest robiony wedle recepty polskiego tłumaczenia "Shreka" - mruganie okiem do widza w prostacki sposób, surrealizm na poziomie średnio-ograniętego gimnazjalisty, śmietnikowa symbolika. Bieda.

    • 15 5

  • bardziej smutne niz smieszne ...

    Niestety niewiele wnosi ten spektakl. moze i chwilami smieszny, ale w prosty, grubianski sposob. zadnej blyskotliwosci. Obraz spoleczenstwa, ktory odmalowali autorzy spektaklu jest po prostu smutny. Niedouczeni, prymitywni, bez ambicji, bez pomyslu na siebie i zycie, bez refleksji i umiejetnosci odnalezienia sie w nowej rzeczywistosci. Przerazajaco subiektywna historia spisana przez nieszczesliwego czlowieka. Wspolczuje. Zastanawiam sie czy taka szara codziennosc zasluguje na obecnosc w teatrze. i po co to ogladac? dla poprawy samopoczucia ? nie polecam.

    • 8 4

  • A mnie się bardzo podobał Pokazał to o czym boimy się mówić- pokazał wprost nie piękną poezją, której tak naprawdę nie ma w życiu. Ale takimi słowami jakich używamy. I nie mówcie, że nie. Rzeczywiście śmiech śmiechem ale to raczej śmiech przez łzy... taka jest rzeczywistość,,,

    • 3 4

  • Nie zachwyca. Spektakl bardzo przeciętny, nie wysokich lotów. Mozna by się dopatrzeć kilka zabawnych sytuacji, ale generalnie to raczej "o wszystkim i o niczym", ani komedia ani dramat.

    • 5 2

  • zgadzam się

    tylko że spektakl był przede wszystkim NUDNY. Brakowało w nim tempa. Fakt, że są zabawne, fajne momenty, ale w całości to po prostu nuda.

    • 4 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane