• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Festiwal różnorodności. Podsumowanie Festiwalu R@Port

Łukasz Rudziński
24 maja 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Wielkie, pełnie niepokoju, obaw, lęku i wątpliwości dzieło Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" ze Starego Teatru w Krakowie, otrzymało Grand Prix Festiwal R@Port. Wielkie, pełnie niepokoju, obaw, lęku i wątpliwości dzieło Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" ze Starego Teatru w Krakowie, otrzymało Grand Prix Festiwal R@Port.

Do raportu podczas Festiwalu R@Port wybrano w tym roku spektakle wyjątkowo różnorodne, odmienne formalnie, oparte na innej filozofii teatru, motywowane skrajnie różnymi inspiracjami i nawiązujące inną formę komunikacji z widzami. Dzięki temu powstał wielogłos, który dobrze oddaje różnorodność polskiego teatru. Impreza w tej formule ma jednak sens tylko wtedy, gdy odbywać się będzie co roku.



Nowy dyrektor programowy Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port Jacek Sieradzki, zdecydował się ukazać możliwie szeroką perspektywę polskiego teatru. Pominął ze względów na problemy ze znalezieniem miejsca i ograniczeniami budżetu (z czego się tłumaczy m.in. w katalogu festiwalu) jeden ważny spektakl - "Morfinę" w reżyserii Eweliny Marciniak, zrealizowaną w Teatrze Śląskim w Katowicach (w moim odczuciu najciekawszy ubiegłoroczny spektakl pod względem formalnym). Nieprzekładalne na gdyńskie warunki było również inne monumentalne, ciekawe formalnie przedstawienie - "Detroit. Historia ręki" Teatru Polskiego w Bydgoszczy w reż. Wiktora Rubina. Mając w konkursie jeszcze te spektakle, przegląd kierunków, w jakich podąża polski teatr oparty na polskich sztukach współczesnych, byłby kompletny. Niemniej, konkursowa szóstka, wsparta trzema ciekawymi propozycjami dla dzieci i niezwykłym monodramem muzycznym Barbary Wysockiej - "Chopin bez fortepianu" w reż. Michała Zadary, dała interesujące odbicie teatru współczesnego, jakiego w ostatnich kilku edycjach R@Portu nie można było dostrzec.

Jurorzy w składzie Anna Augustynowicz (reżyserka, dyrektor Teatru Współczesnego w Szczecinie), Zbigniew Majchrowski (profesor Uniwersytetu Gdańskiego) i Mateusz Pakuła (dramatopisarz i dramaturg) nie mieli więc łatwego zadania. Ich wybór padł na spektakl "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" z Narodowego Starego Teatru w Krakowie, przedstawienie wybitne, w którym hasła głoszone od lat przez duet Paweł Demirski (autor) - Monika Strzępka (reżyserka), takie jak: swoboda obywatelska, sprzeciw wobec życia pod kontrolą banków (kredyty), obsesje na temat holokaustu i rewolucji tu ulegają pewnej korozji. Spektakl podszyty jest wahaniem, lękiem przed zmianą, obawami przed nieubłaganym postępem i rewolucją, rozumianą jako powrót rzeczywistości wojennej i zburzenie dotychczasowego porządku świata.

To obawy ludzi, którzy porzucili już punkowy bunt, nie mają tyle werwy i ignorancji wobec świata co depczące im po piętach młodsze pokolenie, a jednocześnie umieją wyrazić więcej, znajdując się gdzieś po środku konfliktu "młodych" ze "starymi". Wraca tu wielokrotnie powtarzana w spektaklach Strzępki kwestia żydowska, pojawia się temat niedołęstwa Orcia (świetny Juliusz Chrząstowski), zaś dylematy hrabiego Henryka (część postaci spektaklu zapożyczono z "Nie-Boskiej komedii" Zygmunta Krasińskiego) rozpisano na dwoje aktorów (Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik i Marcina Czarnika). Wspaniale wypada konfrontacja "młodych" ze "starymi", czyli tymi u władzy, z tymi, którzy po nich nadejdą, gdzie tekstem Krasińskiego mówią hrabia Henryk (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) i Pankracy (Marcin Czarnik). Zresztą, cały spektakl wierny jest Krasińskiemu ideowo, ale utkano go ze skojarzeń i wariacji na temat działa naszego wieszcza narodowego.

Tradycyjny błyskotliwie zrealizowany komediodramat - "Tato" Arura Pałygi w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej - zyskał największe uznanie publiczności tegorocznego R@Portu. Spektakl otrzymał przeszło połowę głosów widzów, którzy go widzieli. Tradycyjny błyskotliwie zrealizowany komediodramat - "Tato" Arura Pałygi w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej - zyskał największe uznanie publiczności tegorocznego R@Portu. Spektakl otrzymał przeszło połowę głosów widzów, którzy go widzieli.
Na Dużej Scenie Teatru Muzycznego aktorzy Starego Teatru czuli się bardzo swobodnie. Nie używali mikroportów, a byli doskonale słyszalni, co nie udawało się niekiedy aktorom innych spektakli na dużo mniejszych scenach. Gdyński pokaz podryfował w stronę gwiazdorskich popisów (praktycznie każdy z kilkunastu aktorów przedstawienia ma tu efektowny monolog, a przynajmniej moment, gdy cała uwaga widzów skierowana jest na niego), jednak utrzymanych w ryzach, nie rozbijających przedstawienia. Anna Radwan-Gancarczyk (Żona) w niezwykle efektowny sposób mówi (lub krzyczy) o potrzebie buntu i wyrażenia siebie, reprezentując wiecznie zapracowane żony i matki, które w końcu chcą mieć czas dla siebie. Klasą sama dla siebie jest Dorota Segda jako Barbara Niechcic z "Nocy i dni", postać wyjęta z kompletnie innego porządku, doskonale kontrapunktująca pozostałych. Pomiędzy nimi Papa Wincenty (Szymon Czacki) jako bogaty żyd za wszelką cenę stara się uciec przed Holokaustem, a Przechrzta (Marta Ojrzyńska), ostatni element korporacyjnego układu pokarmowego - sfrustrowana pracownica biurkowa, obsługująca kserokopiarkę - użala się nad sobą i przechodzi załamanie nerwowe.

Jednak kluczowe są tu ujęte już w tytule słowa "wszystko powiem Bogu!", pojawiające się co jakiś czas w wypowiedziach bohaterów i spuentowane pieśnią "Święty Boże, Święty mocny". To otwarte, wieloznaczne zakończenie doskonale wpisuje się w wahania i wątpienie podszyte nadzieją w najdojrzalszym ze spektakli Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. Wszystko to na tle litanii dat pogromów, dramatów, wojen i przewrotów społecznych, recytowanych przez bohaterów. Dzięki werdyktowi jurorów R@Portu doszło do bezprecedensowej sytuacji, bo spektakl Starego Teatru otrzymał w tym roku Grand Prix Opolskich Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska i Grand Prix Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port. Trafił więc w skrajnie odmienne konteksty, a pomimo to w obu przypadkach uznano go najlepszym.

Z kolei publiczność w największym stopniu ujęło przedstawienie "Tato" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej z Teatru Bagatela w Krakowie. Spektakl ten, oparty na sztuce Artura Pałygi "Ojcze nasz" jest próbą opisania relacji z ojcem i nakreślenia jego sylwetki oczami syna, ślepo zapatrzonego w swojego ojca, a zarazem nienawidzącego go za surowość, bezwzględność, wojskowy rygor i terror, jaki wprowadzał w domu. Bogajewska balansuje na granicy groteski i farsy, posługując się kabaretowymi gagami (część aktorów zakłada peruki i odgrywa role kobiece) i opowiada prostą, choć przejmującą historię za pomocą urywków wspomnień głównego bohatera, Franciszka (granego z powodzeniem przez Adama Szarka). Występuje on w podwójnej roli - narratora i uczestnika akcji, grającego na instrumencie (tak jak wszyscy pozostali aktorzy spektaklu, tworzący wspólnie małą orkiestrę). Spektakl swoją siłę osiąga dzięki Ojcu, granemu przez Marcela Wiercichowskiego, podczas gdyńskiego pokazu prezentującego się mniej efektownie niż w Krakowie. Poza Adamem Szarkiem, Wiercichowskim i zabawnym jako Pan z telewizora Przemysławem Brannym, aktorzy nie bardzo radzili sobie na Scenie YMCA (wszyscy solidarnie, słabo grali też na instrumentach, które stanowią istotny kontrapunkt opowieści). Tradycyjne, dobrze zrealizowane przedstawienie przypadło jednak do gustu trójmiejskiej publiczności i otrzymało 52 procent głosów widzów obecnych na przedstawieniu.

Wśród spektakli, które nie otrzymały nagród, znalazł się świetnie wyreżyserowany przez Remigiusza Brzyka "Koń, kobieta i kanarek" Tomasza Śpiewaka, zrealizowany w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Wśród spektakli, które nie otrzymały nagród, znalazł się świetnie wyreżyserowany przez Remigiusza Brzyka "Koń, kobieta i kanarek" Tomasza Śpiewaka, zrealizowany w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.
Warto zwrócić uwagę na dwa inne spektakle. "Koń, kobieta i kanarek" Teatru Zagłębia z Sosnowca, świetnie wyreżyserowany przez Remigiusza Brzyka, to doskonały na poziomie tekstu a bardzo dobry dzięki zespołowości aktorów i zamysłowi reżysera spektakl. Główna bohaterka, Córka Sztygara (doskonała Edyta Ostojak), zachodzi w ciążę, której nie chce. Pomimo nacisków całej górniczej społeczności, decyduje się na jej usunięcie. Brzyk, za autorem tekstu Tomaszem Śpiewakiem, kreśli całą panoramę śląskiej rodziny, piętnując fasadowy katolicyzm, skrywający domowe piekło, ambicje katolickiej gigantomanii (bohaterowie budują najwyższy na świecie pomnik św. Barbary, opiekunki górników) i polemizuje ze słowami Jana Pawła II, który przerwanie ciąży porównał do wybuchu bomby atomowej. Wydźwięk spektaklu jest jednak nienapastliwy, daleki od stereotypu, problematyzuje kwestię wiary, sytuację wykorzystywanych kobiet i młodych dziewcząt zmuszanych do poświęcenia się macierzyństwu. To propozycja niezwykle precyzyjnie zrealizowana, z dwiema kreacjami (poza Edytą Ostojak zapada w pamięć postać dominującego Sztygara w wykonaniu Zbigniewa Leraczyka). Spektakl ten śmiało mógłby otrzymać Grand Prix R@Portu.

Z kolei prezentowane w ramach cyklu R@Port Familijny przedstawienie "Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie" Wrocławskiego Teatru Lalek - uznane najlepszą polską inscenizacją sztuki współczesnej ubiegłego sezonu - to spektakl kompletny. Autorka sztuki Maria Wojtyszko i reżyser Jakub Krofta znaleźli niezwykle widowiskowy i skuteczny sposób by opowiedzieć o dramacie nastolatka, którego rodzice się rozwodzą. To spektakl pełen humoru, niebanalny, wciągający widza wartką historią, zaskakujący rozwiązaniami scenicznymi i niezwykle trzeźwą oceną sytuacji takiego stanu.

Finaliści Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, od lewej: Anna Wakulik, Sandra Szwarc, Beniamin Bukowski, Weronika Murek (laureatka GND) oraz Radosław Hendel. Finaliści Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, od lewej: Anna Wakulik, Sandra Szwarc, Beniamin Bukowski, Weronika Murek (laureatka GND) oraz Radosław Hendel.
Co dalej z R@Portem? Poziom większości zaproszonych propozycji i frekwencja (z wyjątkiem pierwszego dnia festiwalu - bo "A niech to Gęś kopnie!" Teatru Animacji w Poznaniu i "Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie" Wrocławskiego Teatru Lalek oglądało podczas każdego pokazu mniej niż połowa publiczności) przekonują, że obrano słuszny kierunek. Sprawdziła się formuła czytań przed pokazami teatralnymi. Miały one liczną widownię, a po czytaniach zażarte dyskusje z twórcami i autorami trwały niekiedy dłużej niż same czytania, niepotrzebnie okrojone do 45 minut, co niekiedy uniemożliwiało oddanie całego tekstu. Dobrze przyjęto głosowanie na Nagrodę Publiczności za pomocą biletów, wejściówek lub zaproszeń, o czym przekonuje wysoki procent oddanych głosów. Wysoki poziom miały pokazy R@Portu Familijnego, który w formie prologu do festiwalu jest ciekawym pomysłem. Zabrakło, jednego, może dwóch spektakli więcej w konkursie, by panorama współczesnego teatru opartego na tekstach współczesnych była w pełni reprezentatywna.

Jednak festiwal ma szansę odzyskać należną mu rangę tylko pod jednym warunkiem. Musi odbywać się w rytmie rocznym. Nieśmiało proponowane przez władze miasta rozwiązanie - przygotowywanie R@Portu co dwa lata - wypacza sen organizowania konkursu, bo nie ma możliwości by w sześciu, siedmiu czy nawet ośmiu propozycjach konkursowych zaprezentować najbardziej wartościowe przedstawienia z ostatnich dwóch lat. Jeśli ten chybiony pomysł zostanie podtrzymany, należy zrezygnować z konkursu i zamienić festiwal w przegląd najciekawszych spektakli, opartych na polskich tekstach współczesnych (de facto obecna nazwa staje się nieaktualna, jeśli tak, jak chce dyrektor Sieradzki, do konkursu dopuszczone będą także adaptacje prozy). Organizowanie konkursu ma sens tylko wtedy, gdy obejmuje on wszystkie najbardziej wartościowe propozycje, co oznaczałoby przynajmniej podwojenie tegorocznego budżetu R@Portu (w tym roku wyniósł on prawie 1 mln 100 tys. zł). Ponieważ scenariusz ten jest raczej niemożliwy, rozgrywanie R@Portu co dwa lata oznacza marginalizację imprezy do lokalnego wydarzenia, nieistotnego w skali kraju. A szkoda, bo impreza ta zasługuje na większą uwagę i jest na dobrej drodze, by odzyskać należną jej rangę.

Nagrody 10. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port:

Grand Prix (wartość 50 tys. zł) - "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki, Narodowy Stary Teatr w Krakowie;

Nagroda Publiczności - "Tato" Artura Pałygi w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej, Teatr Bagatela w Krakowie (52 procent głosów widzów oglądających przedstawienie);

8. Gdyńska Nagroda Dramaturgiczna (wartość 50 tys. zł) - Weronika Murek za sztukę "Feinweinblein";

Alternatywna Nagroda Dramaturgiczna - Beniamin Bukowski za sztukę "Niesamowici Bracia Limbourg";

Konkurs im. Andrzeja Żurowskiego na recenzję dla młodych krytyków:
- Nagroda Prezydenta Gdyni - Tomasz Kowalski z Poznania (współpracownik "Didaskaliów") - wartość 5 tys. zł;
- Nagroda Marszałka Województwa Pomorskiego - Szymon Kazimierczak z Warszawy (redaktor "Teatru") - wartość 5 tys. zł.

Wydarzenia

10. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port (4 opinie)

(4 opinie)
2,5-70 zł
spektakl dramatyczny, festiwal teatralny

Miejsca

Zobacz także

Opinie (7) 1 zablokowana

  • "Tato" (1)

    Nie ociera się o farsę. To jest farsa i gdyńska publiczność uśmiała się setnie z tych podłych gagów. Seks pod kocem - śmiech, bicie dziecka - śmiech, poniżanie żony - śmiech, faceci przebrani za baby - no kupa śmiechu...

    • 4 2

    • Co się w Gdyni podoba najbardziej?

      Teraz już wszyscy wiedzą co się w Gdyni widzom podoba najbardziej (!):

      Rodzinny Hardcore czyli Rumcajs i Cypisek dla Dorosłych.

      • 0 1

  • Podsumowując

    gwiazdą był tzw.reżyser kina akcji w wełnianej czapie i ciemnych okularach w których paradował od rana do wieczora. Świeżość od niego taka biła jak cała ta impreza ma znaczenie dla Gdynian.

    • 1 1

  • Wszystko powiem jury! (niezła komedia)

    Festwial bardzo udany. Nieco zdegustowany jestem tylko wynikami konkursów. Akurat nagrody przypisano tym spektaklom, których nie wsparłem. Z przyjednych (pomijam tu niezłą sztukę Broniewskigo podważając sens pokazu na gdyńskim festiwalu tego co i tak można na co dzień zobaczyć w 3-mieście) akurat tylko kupony do tych przedstawień pozostały w moim ręku nie trafiając do urny.

    Co do "Wszystko powiem Bogu" z jednej strony docienając pewne walory tej sztuki nie mogę twórcom darować stworzenia pozbawionej harmoni estetyki zarówno w warstwie wizualnej, dźwiękowej czy rytmicznej. Momentami sprowadzania sztuki teatralnej jedynie do krzyków (w tym wulgaryzmów) i robienia bałaganu na scenie (ach jakie to modne ostatnio w "sztukach współczesnych").

    Natomiast co do "Ojcze nasz" (Tato) to spektakl ten pełen oryginalnych pomysłów (rzadko też spotyka się zespół aktorski jednocześnie tak dobrze muzykujący na scenie) ale odstaje mocno zarówno jeśli chodzi o powagę podjętego tematu jak i realizację teatralną - drastyczne zejście w obszar kabareciarstwa jest tu rażące. Faktycznie zabawny i wart zobaczenia może powinien być pokazywany poza konkursem podobnie jak "Chopin bez fortepianu".

    Ma też odczucie, że o wyborze nagrody jak zwykle decyduje bardziej socjologia sztuki, układy w światku artystycznym niźli względy merytoryczne. Zwykle jury wybiera tą sztukę, która jest ferowana do nagrody jeszcze przed pokazami. Skąd wiadomo, że sztuka jest ferowana? To można poznac po tym, że natrudniej na nią dostać bilety i że wszyscy od poczatku mówią, że jest najlepsza (choć nie wiadomo kto zaczął to mówić pierwszy). Sytuacja zresztą powtarza się zresztą corocznie (co by tu wskazać nagrodzony spektakl przed rokiem, od początku usilnie ferowany, choć błyskotliwy powinien być w ogóle zdyskwalifikowany za zbyt daleko posunięte wybryki). Znamienne, jak wiele z osób które twierdziło w swoich wypowiedziach, że najlepszy jest spektakl Moniki Strzępki w ogóle go nie widziało. Inni znowu nadmieniali przy tym, że nic z niego nie zrozumieli, jeszcze inni dorzucali, że wypadł by może zdecydowanie lepiej gdyby był pokazywany na innej scenie (nie tej dużej w gdyńskim, muzycznym). W sytuacji, jednak gdy wszyscy mówią, że jest najlepszy to przecież nie może być inaczej! Może faktycznie nie ma innej rzeczywistości teatralnej od tej skonstrowanej społecznie. Fakt, że największe emocje, uznanie budzi spektakl wątpliwy artystycznie ale mocno wylewający z siebie wszystkie skrywane na codzień lęki, bóle i frustracje społeczne być może też jest pewnym papierkiem lakmusowym nastrojów, w tym nastrojów w środowiskach artsystycznych (bo tym najbliżej, po drodze do teatru).

    Podobnie ze spektaklem Tato. Trudno uwierzyć, że ponad 50% głosów oddano na ten spektakl (nie chcę tu się przy tym znęcać nad wadliwością metodologii "badania opinii" widzów za pomocą takiego urnowego plebiscytu). Aczkolwiek wiadomo, że szersza publika preferuje przede wszystkim to co proste i zabawne. Czym szersza publika tym bardziej dzieło musi być bardziej prymitywne i bardziej wypełnione niewybrednym humorem. (Czy dlatego pobliski Teatr Wybrzeże (czytaj: dobrze funkcjonująca firma Orzechowskiego) za publiczne pieniądze produkuje tyle sztuk, których istnienie można z łatwością zignorować (choć pewnie artystów stać na więcej). Z drugiej strony powodzenie ironizującego ale i pełnego naiwo-ckliwych scen Taty świadczy też, że piętno sadyzmu ojcowskiego mocno odcisnęło się w psychice wielu z widzów. Figura i wzór ojca, wypływający z mocno patriarchalnej kultury, oczekiwania i frustracje (może też patologie) z tym związane - dużo znaczą dla wielu z widzów, odzywają się niespełnienia i blizny zapisane w ich psychice.

    Dobrze jednak, że jury wsparło idee festiwalu różnorodności, może dzięki temu będzie można zobaczyć przy jego okazji także sztuki może kontrowersyjne ale jednak interesujące dla widzów o szerszych horyzontach intelektualnych (nie chcę tu się ponownie znęcać nad prymitywizmem wszyskich "chudych literatów") i o bardziej wyrafinowanej wrażliwości estetycznej. Faktycznie formuła robienia festiwalu co dwa lata budzi opór. Więc szkoda, że za rok (w tym równie miłym majowo-kwietnym okresie) go nie będzie. Co oznacza, że nie będzie na wiosnę żadnego teatralnego festiwalu w trójmieście (Wybrzeże Sztuki przesunięto wszak na jesień). Chyba, że zrobią jakiś przegląd w szekspirowskim - może lepiej bez żadnych konkursów, bez zobowiązań i gwarancji co było by bez napięć i na luzie.

    • 6 2

  • R@Port

    W tym roku ciekawy - najbardziej podobały mi się i "nie-boska komedia..." i "Koń, kobieta i kanarek", ale doceniam zróżnicowanie całej imprezy i takie kuriozum jak "Narodziny Fryderyka Demuth" też ma na R@Porcie rację bytu.

    Jednak dla pomysłu by organizować go co dwa lata - zdecydowane nie!

    Szczególnie w takiej materii jak sztuka współczesna inscenizacja musi być świeża, by miało to sens, inaczej wracamy do epoki poprzedniego dyrektora programowego, który zapraszał swoich kolegów i czasem Rubina lub Strzępkę. Drogie władze Gdyni - opamiętajcie się i nie rozwalajcie tego, co zaczyna po paru latach przerwy sensownie funkcjonować. To by było tak samo jak organizować Festiwal Filmowy w Gdyni co dwa lata...

    • 7 1

  • Kolejna impreza umrze przez to miasto, knoty i inne parakulturalne wydarzenia robione przez ziomków wydziału zawsze maja kasę, zawsze ją dostaną, bo jest to interes, jak nie ma Cioska ziomka - R@Port co dwa lata.

    • 6 3

  • Klasyk z recenzji tego pana.

    Cały spektakl wierny jest Krasińskiemu ideowo, ale utkano go ze skojarzeń i wariacji na temat działa naszego wieszcza narodowego.

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane