• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jesienny Tułacz 2014; nauka jednak nie poszła w las

Krzysztof Kochanowicz
22 października 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 

Nauka orientacji w terenie nie poszła w las.



Nocny Rajd pt. "Jesienny Tułacz", to kolejna impreza na orientację organizowana przez Bractwo Przygody Almanak pod kierownictwem Wojciecha Suchy. Tym razem odbyła się ona okolicach Wejherowa. Od północnego wschodu miejscowość graniczy z pięknymi lasami Puszczy Darżlubskiej, w której znajdują się dwa rezerwaty przyrody i źródła dwóch rzek Pobrzeża Kaszubskiego. Baza startowa znajdowała się gościnnych murach Samorządowego Gimnazjum im. Jana Pawła II w Bolszewie, gdzie ludzie Bractwa wraz z zaprzyjaźnionymi wolontariuszami przygotowali wszystko, by sprawnie obsłużyć uczestników imprezy i umilić im pobyt przed i po walce o swoje miejsce w historii zawodów na orientację.



Sprawna organizacja była tutaj potrzebna, gdyż ok. 380 uczestników stawiło się na starcie, by ruszyć w jedną z pięciu tras (TP15, TP25, TP30, TP50, TR50). Nasze ekipy wybrały TP25 i TR50.

Wrażenia ze startu Grupy Rowerowej 3miasto:

Na trasę rowerową wyruszyliśmy w dwóch zespołach. Pierwszy to Marek i Jędrzej, drugi - Ilona i ja. W biurze startowym otrzymaliśmy kolorowe mapy okolicy z zaznaczonymi PK i karty startowe, na których musieliśmy potwierdzać nasze wytropione zdobycze. Startowaliśmy ok. godziny 21, a przed nami była cała noc i 25 punktów kontrolnych do znalezienia gdzieś w mrocznej puszczy... Odpaliliśmy oświetlenie naszych aluminiowych rumaków i ruszyliśmy na spotkanie pierwszego PK. Sprawnie go odnaleźliśmy i potwierdziliśmy. Coś mi tutaj nie grało, bo punkt, który znaleźliśmy, nie znajdował się na przecięciu torów i linii wysokiego napięcia ale już był zapisany, więc mówi się trudno i ruszyliśmy do dwójki. Ta znajdowała się za rzeką, więc najpierw trzeba było podjechać do torów, później do rzeczki i wtedy wzdłuż niej do mostku, którym przeprawiliśmy się na drugą stronę, teraz odliczanie - jeden zakręt, drugi, trzeci, pusta przestrzeń po lewej, przecinka, skrzyżowanie, odliczone milimetry na mapie, przeliczone na metry w rzeczywistości, co do jednego... Zatrzymujemy się, idziemy w las i PK jest tam, gdzie miał być. Zapisujemy więc numer punktu, zaznaczamy kolor kredki, godzinę przybycia i biegiem do rowerów. Teraz namiar na trójkę. Pojechaliśmy trochę za daleko i gdyby nie ważna kolejność potwierdzania, to czwórka byłaby już nasza, a tak trzeba było ruszyć na wschód i zaliczyć trójkę. Zrobiliśmy co trzeba i wróciliśmy na czwórkę. Niestety tutaj namiar brany z zakrętu nie był zbyt precyzyjny, bo... włączona latarka powodowała przekłamanie na kompasie. No o tym akurat nie pomyślałem i przez to PK szukaliśmy nieco dłużej. Znaleźliśmy go w końcu, a nauka z kompasem nie poszła w las, bo przy następnych punktach wiedzieliśmy już jak postąpić. Do piątki przedzieraliśmy się od zachodu przez gęste zarośla i przyznam, że nie było łatwo. Do szóstki pojechaliśmy jak po sznurku, czyli do asfaltu i w drugą przecinkę. Tutaj też zatrzymaliśmy się na chwilkę, by kontemplować nocną ciszę w lesie i delektować się naszymi zapasami uzupełniając przy okazji zużyte kalorie. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na poszukiwanie kolejnych punktów. Siódemka nie była trudna, bo z wyraźnego skrzyżowania dróg wzięliśmy dokładny namiar na punkt (pamiętając lekcję z latarką i kompasem) i znaleźliśmy go tam, gdzie miał być, czyli w lekkim zagłębieniu terenu. Kolejne trzy PK były w miejscach charakterystycznych, takich jak pomnik, groby i kapliczka. Tu nie mogło być mowy o pomyłce. Jedenastka, to chwila poszukiwań w terenie ale jest. Dwanaście i trzynaście, to lokalizacje oczywiste i trudne do przeoczenia. Rzut oka na zegarek... oj niedobrze, czas się znacznie skurczył i trzeba się śpieszyć. Patrzymy na mapę i PK14 sobie odpuszczamy, gdyż nie będzie łatwo go namierzyć i jest on na bardzo pofałdowanym terenie, czyli tu byśmy stracili za dużo czasu. Jedziemy na PK15, który znajduje się na końcu jaru - łatwizna, teraz PK16. Próbujemy do niego dotrzeć od północnego zachodu ale zarośnięte ścieżki leśne niezbyt dobrze są widoczne w nocy, więc decydujemy się wrócić do PK13 i namierzyć się od tej strony. Znajdujemy go, chociaż jest dobrze schowany nad rzeczką, a na miejscu przekonujemy się, że kredka wysunęła się z papierka i spadła na liście. Zobaczyłem ją po krótkich poszukiwaniach, ale następne ekipy z pewnością zanotowały BK (Brak Kredki). PK17 namierzony bez trudu, PK18 odpuszczamy ze względu na pofałdowany teren i brak czasu, chociaż ten akurat można było zrobić. Dziewiętnastka i dwudziestka namierzone bez problemu, natomiast przy PK21 zaliczyliśmy punkt stowarzyszony i mokre buty przy skakaniu przez rów melioracyjny. No cóż, zmęczenie już dawało o sobie znać i liczone metry się pomyliły. Czasu zostało już bardzo niewiele i dodatkowo znacznie się ochłodziło, więc pośpieszyliśmy się by znaleźć jeszcze punkty na zachód od bazy, czyli PK22 do PK25. Zimno i coraz zimniej, a prognozy mówiły o temperaturach +5C. Zdobyliśmy co się dało, PK25 schował się za brak czasu, zmęczenie i zimno. Dojechaliśmy do bazy, gdzie na parkingu stały samochody pokryte grubą warstwą lodu. Rzut oka na termometr w liczniku rowerowym i wszystko jasne, bo jest przynajmniej -2C. Gaz więc do mety, gdzie zdajemy kartę startową.

Dojechaliśmy zmęczeni i szczęśliwi, bo zrobiliśmy 22 z 25 punktów kontrolnych, w tym dwa stowarzyszone, co w rezultacie dało naszym zespołom drugie i trzecie miejsce na jedenaście startujących drużyn.

Autor relacji: Marek Puchalski [GR3miasto]

Jesienny Tułacz to kolejna nocna impreza na orientację organizowana przez Bractwo Przygody Almanak Jesienny Tułacz to kolejna nocna impreza na orientację organizowana przez Bractwo Przygody Almanak


GALERIA ZDJĘĆ fot. Bartosz Dombrowski

Piotr, Tomek i Krzysiek zmierzyli się z trasą pieszą TP25 ... Cóż tu dużo pisać o wrażeniach ... Tułacz jaki jest? Wie każdy kto się z nim zmierzył. A jest się z czym mierzyć. Jesienna edycja zaskoczyła nas dość chłodną nocą i delikatnym przymrozkiem. Organizatorzy przygotowując trasę pieszą stanęli z pewnością na wysokości zadania i trasę 25 km-ów przygotowali z dużą dozą fantazji. Można było w jej przebiegu znaleźć wszystko co powinno się znaleźć na takiej imprezie. Leśne chaszcze, podmokłe łąki i zagadkowe szlaki prowadzące donikąd. Tak nam się czasem wydawało.

Już od samego startu narzuciliśmy dość mocne tempo marszu w kierunku pierwszego punktu kontrolnego. My jak i znaczna część drużyn, które spotkaliśmy w miejscu punktu, stwierdziliśmy jego brak. Jak się okazało na mecie byliśmy w błędzie. W kierunku kolejnego punktu ruszyliśmy podnosząc tempo marszu. Namierzyliśmy go bez większego problemu. Ruszyliśmy w kierunku trójki i wylądowaliśmy na ... podmokłych łąkach poprzecinanych kanałami melioracyjnymi. Efekt? Przemoczone buty i spodnie do kolan ... Zabawa musi być! Bez przemoczonego obuwia to nie ubaw! Czwórka, piątka i szóstka poszły jak po sznurku. Odpowiednie obliczenie dystansu, kolejne namierzanie, szybki azymut i jesteśmy. Duże wrażenie zrobił na nas jednak punkt kontrolny numer siedem zlokalizowany w sąsiedztwie cmentarza w Piaśnicy. Mrok, tajemnicza atmosfera miejsca i migające znicze odpowiednio podziałały na nasze zmysły. Kolejne punkty "łykaliśmy" bez większego problemu i można śmiało określić od pierwszego podejścia. Tak było do dwunastki, na poszukiwaniach której straciliśmy 45 minut cennego czasu. Trzynastka i czternastka wpadły na naszą kartę kontrolną bez problemu. Piętnastka i tutaj prawie polegliśmy. Stracone półtorej godziny znacznie nadwyrężyło nasz limit czasowy i zmusiło nas do decyzji o w miarę szybkim powrocie na metę. Cóż poradzić, rzeczywistość weryfikuje nawet najmniejsze błędy nawigacyjne. Kolejne punkty (pomijając osiemnastkę) łapaliśmy po drodze do mety.
Po dotarciu do mety serwowany przez organizatorów bigos smakował wyśmienicie, niemalże "jak u mamy". Wrażenia z tej edycji Tułacza na pewno na długo pozostaną w naszej pamięci i z pewności zaowocują cenną lekcją nawigacyjną na przyszłość. Budowniczowie tras stanęli na wysokości zadania i przygotowali je z pełnym profesjonalizmem. Multum punktów stowarzyszonych ustawionych sprytnie i podstępnie, na które można było się natknąć popełniając tylko drobny błąd, o który całkiem nietrudno, gdy jest się zmęczonym w nocy i w lesie, sprawił że nie było łatwo ale przecież o to właśnie chodzi. Po nocnych bojach każdy mógł odpocząć w bazie zawodów, by ok. 09:30 wziąć udział w ogłoszeniu wyników, wyczytaniu zwycięzców i rozlosowaniu nagród rzeczowych. Jedną z cech charakterystycznych imprez organizowanych przez Bractwo Przygody Almanak jest to, że wszyscy są zwycięzcami i każdy dostaje cenny upominek, który sam sobie wybierze z "rogu obfitości".

Jeśli ktoś chciałby wziąć udział w rasowym rajdzie na orientację organizowanym na najwyższym poziomie, to seria "Tułaczy" jest dla niego. Następny rajd, to "Wiosenny Tułacz" - obowiązkowo wpisany do kalendarza.

Autor relacji: Piotr Książek [GR3miasto]

Materiał video: Krzysztof Kochanowicz i Tomasz Kmieć [GR3miasto]

Sprawdź wyniki

Organizator:

Wojciech Suchy
Stowarzyszenie Kultury Fizycznej
WWW: Bractwo Przygody Almanak
Mail: w.suchy@almanak.pl

Opracował:

Wydarzenia

Opinie (10) 4 zablokowane

  • Nauka nie poszła w las ! (1)

    Tak, dzięki naszemu koledze z grupy, powoli dochodzimy do perfekcji ;)
    Może zaliczymy kiedyś podium, ale bez spinki.
    Dzięki TJ!

    • 6 9

    • Nieźle Panowie i Panie

      Widać, że całkiem dobrze posługujecie się mapą, kompasem i czym tam jeszcze trzeba.
      Mi tego zabrakło na ostatnim harpaganie. Szacun

      • 6 7

  • Widok nieba (2)

    pełnego gwiazd w nocy rzucających cień ... bezcenny. Dodam jeszcze, że gdzieś w połowie trasy księżyc udawał innych uczestników z latarkami i przez dłuższą chwilę zastanawialiśmy się, czy tam nie podjechać, bo to w okolicy PK było. Ale nie daliśmy się zwieść i trzymaliśmy się mapy, co nas uratowało :)

    • 14 0

    • Hehehehe... (1)

      Ktoś na te światło leciał przez las, myśląc że tam jest PK ;)
      Gdy wspiął się na sam szczyt wzniesienia, okazało się że to księżyc ;)
      Nie ma to jak samodzielna nawigacja

      • 11 0

      • Tak jak piszesz ...

        Nawet znam tego gościa co chciał lecieć na księżyc ;)
        W tej samej drużynie byliśmy ;P

        • 14 0

  • Ten koleś na rowerze miał nawigację GPS Garmina ... (3)

    Hmm rajd na orientację ....

    • 11 3

    • Licznik

      jak każdy inny, przede wszystkim do mierzenia dystansu, a do tego rejestruje jeszcze ślad trasy, do PÓŹNIEJSZEJ analizy. Dzięki temu możesz sprawdzić, gdzie popełniałeś błędy nawigacyjne. Poza tym, też kiedyś odpaliłem w celach testowych taką nawigację w lesie i zobaczyłem zieloną plamę z narysowanymi drzewkami zamiast spodziewanych ścieżek i przecinek leśnych. :) W sumie, to przydaje się z niego tylko licznik dystansu, bo ten działa dość dokładnie!

      • 11 0

    • (1)

      nawigacja jest tak dobra, jak mapy, które ma wgrane... pytanie co tam gośćmiał..

      • 9 1

      • To

        nie moja nawigacja, lecz kolegi i wiem, że nie korzysta z map, tylko z licznika i zapisu śladu GPS. Więc chyba jakieś podstawowe powinny tam być, czyli bezużyteczne. A poza tym, to chyba każdy ma komórkę z GPSem, ale czy z niego korzysta? Chyba nie bo wtedy nie będzie zabawy :).

        • 10 0

  • Gratulacje dla organizatorów!

    Nigdy nie mam okazji podziękowac organizatorom za taką fajną zabawę, więc chciałbym uczynić to tutaj. Fajnie jest wybrać sie do lasu i mierzyć się z fantazją budowniczych ale też i z własnymi słabościami. Dzięki!

    • 14 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane