• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Oni uczą się bez dzwonków i lekcji. Edukacja domowa

Marzena Klimowicz-Sikorska
11 stycznia 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

W rodzinie Hofmanów nauka trwa maksymalnie 2 godziny dziennie. Potem dzieci mają czas na rozwijanie swoich pasji. Tak wygląda życie w familii, która zdecydowała się kształcić dzieci w domu.

Nie ma stresującego dzwonka co 45 minut, przepychanek na korytarzu, nie ma lekcji i sprawdzianów, a nauczyciele pojawiają się rzadko - tak wygląda edukacja domowa, na którą kilka lat temu zdecydowała się rodzina Hofmanów z Gdańska. Dziś mają piątkę dzieci i wszystkie kształcą w ten sposób.



Czy edukacja domowa to dobry pomysł na kształcenie swoich dzieci?

Piątka dzieci, od 9-miesięcznego niemowlaka do 10-latka oraz rodzice - Agata i Maciej Hofman. Ona z tytułem doktora, wykłada na Uniwersytecie Gdańskim, on - po politologii i dziennikarstwie, prowadzi rodzinną firmę - szkołę językową "Szkoła Geniuszy". Oboje nieco ponad cztery lata temu zdecydowali się nie posyłać dzieci do szkoły i kształcić je w domu w dość nietypowy sposób, bo praktycznie bez podręczników, bez odpytywania i kartkówek.

- Dziecko idzie do szkoły na godz. 8, o 16 wraca, potem jeszcze 2 godz. odrabia zadania domowe i to wydaje się takie normalne, schematyczne, bo wszyscy tak robią. A to jest nienormalne i frustrujące. To model fabryczny sprzed 20 lat - mówi Agata Hofman. - Jesteśmy postrzegani jako tacy fajni dziwacy. Ludzie się do nas uśmiechają i dziwią, że nie dość, że oni mają tyle dzieci to jeszcze kształcą je w domu. Nieraz słyszymy też, że te ich dzieci są takie biedne bo tylko w domu siedzą. Nie wszyscy się z nami zgadzają, ale uśmiechają się do nas bo widzą, że jesteśmy szczęśliwą rodziną.

O edukacji domowej i "homeschoolersach" (nie ma jeszcze polskiego odpowiednika) czyli rodzicach, którzy sami uczą swoje dzieci w domu, czytali już w latach 90. Jednak dopiero, gdy pojawiły się na świcie ich własne, zaczęli się zastanawiać nad tym modelem.

- Nasz pierwszy syn, Szymek, który dziś ma 10 lat, kiedy zaczął chodzić do zerówki powiedział, że się tam nudzi i zapytał, czy musi tam chodzić - mówi Maciej Hofman. - Odpowiedzieliśmy mu, że właściwie nie wiemy, dlaczego miałby tam chodzić, więc może spróbujemy kształcić go w domu. I od tego się zaczęło.

Sporo czasu zajęło im znalezienie szkoły, która zdecydowałaby się przyjąć ucznia, którego nauczyciele będą oglądać tylko podczas klasowych wycieczek i dodatkowo dwa razy w roku na egzaminach, podczas których dziecko musi zdać minimum programowe. Potrzebne były też badania w poradni psychologiczno - pedagogicznej, które Szymek przeszedł bez problemu.

- I zaczęliśmy próbować. Początki nie były łatwe. Kupiliśmy podręcznik i zacząłem forsować system szkoły w domu, co w ogóle się nie sprawdziło - mówi pan Maciej. - Uczyliśmy się na błędach i teraz, po czterech latach, kształcenie domowe kwitnie u nas. Objęliśmy nim już trójkę dzieci: 10-letniego Szymka, 8-letniego Jaśka i 5-letnią Zuzię. Będziemy też tak kształcić 3-letniego Tymka i 9-miesięczną Łucję.

W tygodniu zwykły dzień "homeschoolersów" wygląda dość nietypowo.

- Dzieci się budzą, kiedy chcą, mają więc szansę się wyspać. Co więcej - jak się obudzą, to robią co chcą, choć mamy zasadę, że do śniadania nie włączamy żadnych gier komputerowych czy telewizji - mówi pani Agata. - Rano więc dzieci siedzą u siebie, bawią się, kłócą, po prostu żyją. Jemy razem, całą rodziną, trzy posiłki dziennie, co dziś nie jest już takie oczywiste. Tak naprawdę kształcenie domowe to pomysł na życie. Inwestujemy w to, że nasza rodzina dociera się, ma szansę na to, żeby się lepiej poznać i budować relacje.

O godz. 9 rano starsze dzieci zaczynają "zajęcia", czyli przez 50 minut czytają swoją ulubioną książkę. Potem nauka (dzieci muszą zaliczyć minimum programowe), która trwa od 1,5 do 2 godz. dziennie w tym np. rozwiązywanie zadań z matematyki na darmowym portalu Akademii Khana, i... to koniec. Potem jest czas na rozwijanie swoich pasji, a że każde dziecko jakąś ma, nie ma mowy o nudzie.

- Szymek i Jasiek pasjonują się piłką nożną, więc mają z tego dwa razy w tygodniu zajęcia. Do tego wszyscy chodzą na basen. Szymek pasjonuje się też pisaniem, więc codziennie zasiada do swojej powieści. Jaś jest uzdolniony muzycznie i uwielbia perkusję, więc ćwiczy w piwnicy kiedy chce - mówi Pan Maciej. - A jak mamy gorszy dzień to zamiast lekcji pakujemy się i jedziemy choćby do Centrum Experyment, albo gdzieś indziej.

Do tego dzieci mają zajęcia z robotyki, nauki języków. Mama od narodzin mówi do każdego z nich po angielsku (tylko w weekendy mogą rozmawiać z mamą po polsku) więc w tym języku mówią biegle, podobnie znają niemiecki. Mówią też po włosku, do tego każde z nich uczy się chińskiego.

- Wiem, że patrząc na to z zewnątrz brzmi to koszmarnie. Gdyby to wszystko połączyć z systemową edukacją to te dzieci nie miałyby kiedy żyć. A tak mają po ok. 2 godz. dziennie zajęć, a reszta to jest ich wolny czas, żeby być dziećmi, żeby się bawić, żeby robić swoje budowle z lego, pisać swoją powieść, jak Szymek, czy rozwijać się muzycznie - jak Jaś. - dodaje pani Agata.

Dwa razy do roku dzieci w wieku szkolnym muszą zaliczyć podstawę programową i podejść do egzaminów w szkole. Jeśli więc mają problem z jakimś przedmiotem rodzice szukają dla nich osób, które nie tylko je nauczą, ale też zainspirują do jego dalszego zgłębiania wiedzy z tej dziedziny.

- Szukamy pasjonatów, których postawimy na drodze naszych dzieci, którzy spróbują je zainspirować do np. biologii. Jeśli jednak dzieci jej nie polubią, nie szkodzi, muszą opanować tylko minimum programowe, bo na ocenach nam nie zależy. Wolę, żeby moje dzieci realizowały konsekwentnie to, co lubią najbardziej, a nie żeby zaliczały materiał dla cenzurki - mówi pani Agata.

Jak podkreślają Hofmanowie, choć dają dzieciom dużą swobodę, nie ma u nich w domu zgody na nicnierobienie.

- Dzieci same z siebie mają głód wiedzy, więc jej szukają, a my staramy się im wskazywać źródła, gdzie mogą ją znaleźć i dostarczać bodźców - dodaje pani Agata. - To naturalna potrzeba, którą się potem w szkole sprowadza do samego testowania, spełniania cudzych oczekiwań. Edukacja domowa jest systemem samoporządkującym się, gdzie dziecko powinno być jak najbardziej samodzielne, gdzie rodzice dostarczają mu różnych bodźców i tak naprawdę starają się z każdym rokiem jak najmniej ingerować.

Zastrzegają jednak, że jeśli któreś z dzieci zechce iść do szkoły, nie będą mieli z tym problemów. Jeśli nie, będą w ten sposób kształcić całą piątkę aż do matury.

- Stereotypowe postrzeganie "homeschoolersów" jest takie, że takie dzieci są aspołeczne, chroni się je przed rzeczywistością - dodaje pani Agata. - Z badań jednak wynika, że poziom kompetencji społecznych takich dzieci jest wyższy. My kładziemy duży nacisk na to, by nasze dzieci były samodzielne, same chodzą po zakupy, jak trzeba, opiekują się młodszym rodzeństwem.

Jak na razie edukacja domowa to opcja dla rodziców, którzy dysponują elastycznymi godzinami pracy, albo gdzie przynajmniej jedno z nich może pozwolić sobie na jej porzucenie. Mimo to jest szansa, że zacznie się to zmieniać. Hofmanowie myślą już nad otwarciem szkoły, w której by nauczano w myśl edukacji domowej. Na koncie mają powołanie Polskiej Akademii Dzieci (do której wstęp jest bezpłatny), gdzie zarówno dzieci jak i dorośli mogą dzielić się swoimi pasjami. Na razie pracują nad otwarciem jeszcze w tym roku darmowego przedszkola na Zaspie, które wcielałoby w życie ideę kształcenia domowego.

- Chcemy, żeby nasze dzieci odnalazły się na rynku pracy jako osoby, które lubią to, co robią. I my to fundujemy naszym dzieciom - dodaje pani Agata.

Miejsca

Opinie (255) 10 zablokowanych

  • Szkoła to coś więcej niż tylko ławka, lekcja i nauczyciel (43)

    Sam kontakt z rówieśnikami, innymi ludźmi, wpływa na normalny rozwój. Osobiście szkoda mi tych dzieci. Z całym szacunkiem, ale takie osoby mogą wyrosnąć na zadufane w sobie i narcystyczne osobniki.

    • 263 126

    • no tak (17)

      bo jak takie biedne dziecko ma się nauczyć pić, palić, przeklinać czy bić kolegów jeśli nie chodzi do tej wylęgarni patologii jaką jest szkoła. Na kontakty z rówieśnikami sa różne miejsca, boisko do piłki nożnej, basen itd. po co okradać dzieci z czasu? Szkoła jest dobrym rozwiązaniem dla średniaków w każdej dziedzinie bo zdolniejsi z matematyki będą się na matematyce nudzić (tracić czas w którym mogli by np. pracować nad innymi dziedzinami), a ci którym ona nie idzie i tak nic z lekcji nie wyniosą i muszą potem w domu z rodzicami nadrabiać (czyli i tak być edukowanymi domowo, tylko że szkoła sobie owoce tego przypisze).

      • 93 36

      • Dziecko ma być przygotowywane do życia w SPOŁECZEŃSTWIE (9)

        Nauka w domu powoduje wyrobienie nawyków aspołecznych u dzieci i nieprzystosowanie do życia w większej grupie ludzi. Co z tego, że dziecko będzie pięknie grało na perkusji i świetnie rozwiązywało zadania z matematyki jak nie będzie miało "obycia" w życiu społecznym. Rodzice też bardzo często nie potrafią obiektywnie określić postępów swojego dziecka. Samo wywołanie przez nauczyciela do odpowiedzi dziecka w szkole i "odpytanie": przy innych dzieciach, które bardzo często się śmieją, przygotowuje dzieci do życia. Pewna rywalizacja w klasie, wspólne dyskusje, wzajemna pomoc koledze z ławki, spojrzenie na to, że inna osoba może mieć odmienne zdanie na jakiś temat - to wszystko przygotowuje dzieci do życia.

        • 68 47

        • A szkoła publiczna tak dobrze przygotowuje (3)

          do życia w społeczeństwie? Dobre sobie... Dzisiejsza szkoła to więzienie, gdzie normalne dzieci przebywają z chamami, prostakami, a nieraz przestępcami (w mojej klasie w gimnazjum przez 3 tygodnie był nawet koleś, który brał udział w morderstwie, 18-latek). Taka prawda.

          • 60 26

          • (2)

            Szkolnictwo wymaga zmian. Może i dzieci przebywają z chamami i prostakami, ale co jeżeli nie będą miały z nimi kontaktu przez całe dzieciństwo a potem zetkną się z nimi w dorosłym życiu?

            • 42 18

            • (1)

              To może od razu wysłać dzieci na parę miesięcy do więzienia, by się przygotowało do życia w społeczeństwie?

              • 35 24

              • Nie przesadzajmy. Można dzieci chronić przed pewnymi sytuacjami, można symulować takie warunki. Ale najlepiej po prostu pozwolić aby spotkały się z nimi naturalne.

                Nie od dziś wiadomo że trzymanie dzieci pod kloszem wychodzi raczej średnio w dłuższej perspektywie

                • 30 6

        • skąd wiesz?

          Jakie masz doświadczenia w tej dziedzinie, jakie specjalistyczne książki czytałeś na ten temat?
          Chyba, że tylko przeprowadziłeś "eksperyment myślowy"...

          • 10 10

        • Nieprzystosowany (1)

          Ja po kilkunastu latach edukacji w szkołach publicznych wciąż jestem aspołeczny i niezbyt atrakcyjny dla innych ludzi, bo nie piję, nie palę i nie robię z siebie pajaca. Trzeba było zostać w domu.

          • 30 0

          • Ale radzisz sobie w życiu

            i żaden co pali i pije nie zdziwi cię.

            • 0 2

        • takie społeczeństwo mam w d..e choć przeszedłem kilka szkół

          może tak byś człowieku zrozumiał, że ludzie mają prawo decydować o sobie , a decydowanie o własnych dzieciach to jest prawo podstawowe.
          Wszystkie ustroje totalitarne odbierały dzieci rodzicom i tak zostało do dziś.

          • 16 1

        • ...

          akurat jeśli chodzi o nawyki aspołeczne to właśnie szkoła przyczynia się w dużej mierze do zaburzeń osobowości u dzieci ,depresji a nawet prób samobójczych ...polskie szkoły a o takich pisze bazują na filozofii Nietzschego silą jednostki wyscig szczurów i guzik kogoś pochodzi ze ktoś jest wrażliwy nękany przez rowiesnikow itp.trzymam kciuki za wszystkie polskie rodziny kształcące swoje pociechy w domu...

          • 2 0

      • (2)

        A co jeżeli będzie świetnie rozwiązywać zadania z matematyki ale nie będzie potrafiło pracować w grupie i tym samym nie będzie się dogadywać ze współpracownikami? Nie nauczy się pić, palić i przeklinać, ale czy nauczy się np zawiązywać kontakty damsko-męskie?

        • 23 18

        • decyduj o swoich dzieciach , nie o cudzych komunisto (1)

          • 8 13

          • Wypowiadam swoje zdanie w otwartej dyskusji. Gdzie tu jakiekolwiek przejawy komunizmu?

            • 12 2

      • (1)

        chciałbym zauważyć, że wszyscy którzy zabierają głos, jak to źle jest w normalnej szkole do takie chodzili.

        • 7 2

        • Właśnie dlatego mają prawo się na ten temat wypowiadać.

          • 13 0

      • Wbrew pozorom kontakt z tymi, co palą, piją i przeklinają też jest "potrzebny", choćby po to by poznać świat, że są ludzie źli, jak ich odróżniać, unikać, jak się przed nimi bronić.Jak konkurować z innymi, jak postąpić gdy ktoś nam podkłada świnię. Po prostu życie.

        • 3 4

      • .

        nie wiem jak w tym przypadku, ale napewno jak rodzice mysla, ze szkola, czy tam w ogole swiat "zepsuje" im dzieci, to jest szkodliwe

        • 0 0

    • proste (1)

      ktoś coś wymyślił i próbuje kasę na tym zrobić

      • 11 15

      • wow

        a zarabianie jest złe? zwłaszcza na dobrych rzeczach?

        • 22 2

    • (13)

      Z czwórką rodzeństwa zapewne nie sposób się nudzić :)

      Pozytywnie zakręcona rodzina. Chociaż czy przełamywanie stereotypów w odniesieniu do rzeczy mających wpływ na nieświadome dzieci jest dobre? Sama nie wiem. To tak jak chęć spełniania marzeń wielu rodziców. Mama marzyła by być baletnicą, a córeczka teraz czy to się jej podoba czy nie uczęszcza na naukę tańca. Tutaj też mam wrażenie że jest coś w zaszłym, osobistym niespełnieniu państwa Hofmanów.

      Życie jest brutalne i nie można od niego izolować. Szkoła to też szkoła życia. O obowiązkowym poborze wojskowym też mówiono źle lub bardzo źle. A teraz mamy dookoła dorosłe dzieci, które nie potrafią nawet posłać łóżka. Było wojsko, była dyscyplina i nie żeby bardziej męscy, ale faceci byli po prostu bardziej zdyscyplinowani. A teraz to takie ciepłe kluchy.

      • 44 20

      • (12)

        Wojsko to co innego. Dzieci do wojska nie brali, tylko dorosłych ludzi którzy mogli mieć inny pomysł na życie. Po tym co piszesz można wnioskować że ci co zamiast biegać po koszarach studiowali dzisiaj są mniej przystosowani do dorosłego życia.

        • 17 3

        • (11)

          Poniekąd DArku tak jest. Ci co odwlekali zasadniczą służbę wojskową, jak również ci młodsi których ominęła ta wątpliwa przyjemność, są mniej przystosowani do życia. Oczywiście to wyłącznie moje prywatne zdanie i masz prawo się z tym nie zgodzić.

          Owszem "wojsko brało" każdego, nawet tego co miał pomysł na swoje życie, ale z drugiej strony, koszary opuszczali bardziej odpowiedzialni za swoje czyny ludzie. Zasadnicza szkoła wojskowa, czy to się komuś podoba czy nie, było szkołą życia. Facet stawał się mężczyzną. Był bardziej zdyscyplinowany, bardziej zaradny.

          Tak samo szkoła-szkoła. Ja uczyłam się na pracy technice w podstawówce szyć czy gotować i to wszyscy razem, dziewczynki i chłopcy. Kształcono ludzi w kierunku zaradności!

          Współpraca, kontakt z innymi i to nie ważne - zerówka, podstawówka, szkoła średnia, studia, praca czy wojsko, uczyło odpowiedzialności, szacunku, zrozumienia.

          Dziś są i 30-letni kawalerowie (i 30-letnie panny) na garnuszku u mamy. Bo tak wygodnie, bo nie trzeba o nic się starać, walczyć, stawać w szranki z rówieśnikami. Do tego prowadzi zamykanie się w czterech ścianach i odcinanie od "złego".

          • 22 9

          • (6)

            Nie uważam aby wojsko było szkołą życia. Dzisiejsze życie jest trochę bardziej skomplikowane niż równe posłanie łóżka czy skakanie po dziurach w szczerym polu. Poza tym nie uważam aby państwo miało prawo decydować co ma ze swoim życiem robić pełnoletni człowiek.

            Tutaj mamy trochę inną sytuację. Tu nie chodzi tak naprawdę o to, że dzieci uczą się w domu, tylko o to ze dzieci nie mają życia poza domem. Pani Hofman tłumaczy to docieraniem się i budowaniem relacji tymczasem ograniczenie jakichkolwiek relacji do własnej rodziny jest jak dla mnie patologiczne. Zbudowali po prostu dla dzieci klosz i dorabiają do tego ideologię.

            Ja tylko wspomnę że Richard Branson, jeden z najbogatszych ludzi na świecie gdy miał 4 lata został wywieziony przez matkę na łąkę kilka km od domu i pozostawiony aby sam wrócił. To był jego pierwszy egzamin.

            • 15 9

            • (2)

              Do wojska odwołam się po części dla przykładu, kiedy coś powszechnie negowane - bo nie mówię że życie w kamaszach jest przyjemne czy usłane różami - ma (miało) istotny wpływ na wychowanie i późniejsze zachowanie w dorosłym życiu. Może Ci się to nie podobać, ale na pewno przyznasz mi rację że było to wyjęcie z pod skrzydeł rodziców.

              Nie wiem czy w tej chwili powiedziałabym jasno że jestem za powrotem "tamtych" czasów. Twierdzę tylko, że osoby po przeszkoleniu z reguły są bardziej samodzielne i mniej leniwe, a nawet bardziej skore do współpracy w grupie. Wojsko prało mózg bez wątpienia, można traktować jako "okres wyjęty z życiorysu", ale i kształtowało psychikę w pożądanym kierunku.

              Dla mnie właśnie zasadnicza służba wojskowa była wyjęciem z pod klosza o którym mówisz.

              • 3 2

              • a ja się z Twoim przykładem kompletnie nie zgodzę (1)

                Mimo, że Twoja teoria o wpływie wojska na wychowanie i o wyjęciu z pod skrzydeł rodziców wydaje się na pierwszy rzut oka bardzo sensowna to według moich obserwacji nie ma pokrycia w rzeczywistości.

                Znam ludzi, którzy mimo odbytej służby wojskowej posiadają wszystkie negatywne cechy, jakich teoretycznie wojskowa dyscyplina powinna oduczyć. Dziwnym trafem, wśród moich znajomych, najbardziej niesamodzielni czy wręcz niemęscy są paradoksalnie Ci, którzy byli w wojsku!

                To, że obecnie coraz więcej jest "ciepłych kluch" to widać bardziej złożona sprawa i najwyraźniej sam brak obowiązkowej służby wojskowej nie jest w niej aż tak istotny jak to się może wydawać.

                Abstrahując od, w moim odczuciu nietrafionego, przykładu z wojskiem, to generalnie podzielam Twoje wątpliwości co do domowego kształcenia dzieci.

                • 4 0

              • Teraz u kobiet liczy sie kasa nie meskosc, smutne to ale prawdziwe, oczywiscie sa wyjatki ale jest ich coraz mniej i trzeba szukac na coraz wiekszych zadupiach.

                • 2 3

            • miał matkę sadystkę (2)

              jeśli tego nie rozumiesz to już niewiele zrozumiesz pomimo zapewne świetnej edukacji

              • 0 4

              • (1)

                Branson urodził się w 50 roku. To były trochę inne czasy w których dzieci nie były takie wycmokane i wychuchane jak dzisiaj. Nie twierdzę że akurat to było dobre, ale im bardziej się dzieci chroni tym bardziej są bezradne.

                • 3 1

              • "... im bardziej się dzieci chroni tym bardziej są bezradne." I to jest w tym wszystkim piękną puentą.

                • 0 0

          • Proste pytanie, a byłaś w wojsku, bo ja tak i (2)

            po trzech miesiącach musztry musiałem patrzeć na chlanie, głupotę tępienie mniej odpornych i seks " przez płot " Tak wyglądało nasze wojsko !!!

            • 6 1

            • (1)

              Służby mundurowe to specyficzny "twór". W tym przymus wojskowy i pobór to chyba było największe stolec. Mieszanka wszelakiej maści osobowości. Nie musisz tłumaczyć, bo doskonale rozumiem.

              Abyśmy się dobrze zrozumieli, o czym piszę wyżej: podaję przykład który z perspektywy czasu doceniam, a który był (i może jest) powszechnie krytykowany. Co nie zmienia faktu, że właśnie zasadnicza służba wojskowa była wyjęciem z pod klosza i stycznością z twardą rzeczywistością.

              A rzeczywistość to tępota, głupota innych; odpowiedzialność zbiorowa; podporządkowanie się, niekoniecznie z rozsądku; współpraca by przetrwać. Wypisz, wymaluj praca w korporacji, gdzie jesteś numerem na liście płac.

              Szkoła życia, to życie a te nie jest usłane różami. Dziś mamy już zarodki młodzieży wychowanej bezstresowo. Strach się bać.

              • 1 2

              • "Służby mundurowe to specyficzny "twór". W tym przymus wojskowy i pobór to chyba było największe stolec." hahaha, pięknie zadziałała autocenzura, zamieniając słowo określające kupę - gów... na stolec :)

                • 0 0

          • Sorry, ale tylko baba może napisać takie pierdoły. I nie dziewaczyna, nie kobieta, tylko baba, która by wszystkich facetów przez błoto przegoniła, bo tak jej bardziej pasuje.

            Bo to nie kobiety miały perspektywę spędzenia roku pod jakimś żałosnym kapralem, z jedyną misją gnojenia ludzi.

            • 0 2

    • Dlaczego nie ma w sondzie pytania kto tak kształci?

      • 3 1

    • wszystkiego może nauczyć się w rodzinie z rodzeństwem, na podwórku, ... (3)

      wśród dzieci przyjaciół z którymi się często normalna rodzina spotyka. Nie zrozumiesz jednak, tak jak nie zrozumiesz, że można mieć piątkę dzieci i sobie radzić i być szczęśliwym.
      Myślałem o takim samym nauczaniu swoich dzieci, dopóki nie trafiłem na szkołę Fregata.

      • 10 3

      • "Nie zrozumiesz...." (2)

        Chamski, prostacki komentarz. To, że masz inne zdanie niż przedmówca nie znaczy, że powinieneś go obrażać. Wygląda to tak jakbyś nie miał argumentów a jedynie przekonanie o słuszności i wyższości nad innymi.

        Co do treści artykułu to moim zdaniem nie ma rozwiązań idealnych, nie ma też złotego środka będącego najlepszym wyborem dla wszystkich. Trzymam kciuki i pozdrawiam rodzinę Hofmanów.

        • 3 4

        • w stwierdzeniu "nie rozumiesz " nie ma nic chamskiego

          • 4 2

        • odpowiadałem na to tą tezę:

          "Sam kontakt z rówieśnikami, innymi ludźmi, wpływa na normalny rozwój. Osobiście szkoda mi tych dzieci. Z całym szacunkiem, ale takie osoby mogą wyrosnąć na zadufane w sobie i narcystyczne osobniki." Jeśli "nie zrozumiesz" jest chamskie i prostackie, to jak skomentujesz: "szkoda mi tych dzieci" i sugestię że nie są normalne, a wyrosną na zadufane i narcystyczne???
          Nie pisałem "nie zrozumiesz" do Ciebie tk, tylko do bezczelnego typa, który pozwolił sobie na w/w sugestie.
          Jestem w szoku jak można było tego nie zrozumieć :)

          • 2 1

    • (1)

      Nie zgadzam się! Dzisiejsza szkola to niestety często patologia.

      • 11 3

      • Patologia w szkole byla juz w latach 90. Mnie szkola nie nauczyla niczego ani pracy ani zycia jedynie wkuwania co uwazam dzisiaj za niepotrzebne zasmiecanie mozgu niepotrzebnymi informacjami .

        • 6 1

    • osobiscie mi ciebie szkoda, szkoła to fabryka niewolników bez osobowości

      podatnych na manipulację cyborgów

      • 6 1

    • Masz rację , tacy są

      Znam ich. Poznaliśmy te starsze w edukacji domowej.
      Szymon nie dość że był zadufany w sobie, to jeszcze dokuczał innym. Trudny do zniesienia.
      Reszta wysoko nosi zadarte nosy

      • 0 0

  • coz... (10)

    Z jednej strony wyrosna na mądrych ludzi. Ale szkoła to tez poznawanie świata, ludzi i otoczenia. W sumie chyba jednoznacznie nie da sie stwierdzić, czy to dobre rozwiązanie.

    • 131 22

    • (7)

      "A tak mają po ok. 2 godz. dziennie zajęć, a reszta to jest ich wolny czas, żeby być dziećmi, żeby się bawić, żeby robić swoje budowle z lego, pisać swoją powieść, jak Szymek, czy rozwijać się muzycznie"

      No, pisanie powieści i granie na perkusji - typowe dziecięce zajęcia. Będzie problem jak zaczną sobie wyobrażać kolegów i z nimi rozmawiać.

      "- Dzieci się budzą, kiedy chcą, mają więc szansę się wyspać. Co więcej - jak się obudzą, to robią co chcą"

      To jak się nauczą punktualności i dyscypliny? Jak nauczą się radzenia sobie ze stresem? W dorosłym życiu będą zdziwione, że nie mogą się obudzić kiedy chcą i robić co chcą bo np o 9 muszą jechać na spotkanie.

      "Nieraz słyszymy też, że te ich dzieci są takie biedne bo tylko w domu siedzą. Nie wszyscy się z nami zgadzają, ale uśmiechają się do nas bo widzą, że jesteśmy szczęśliwą rodziną."

      No właśnie, dzieci siedza w domu, uczą się w domu, bawią się w domu i ogólnie przez cały czas kiszą się w bezstresowej atmosferze we własnym sosie. A to że raz na jakiś czas puścicie dzieciaka po zakupy nie znaczy ze nauczy się samodzielności. Bo dorosłe życie to nie tylko umiejętność kupienia 4 bułek i mleka ale także niezależność,

      • 24 11

      • (6)

        Artykuł nie opisuje dokładnie, jak wygląda ich życie, jedynie ogólnie i wcale nie jest powiedziane, że dzieci cały czas kiszą się w domu. Moim zdaniem podejście tych rodziców jest bardzo mądre, bo nasz system edukacji powszechnej jest na poziomie kamienia łupanego- polega głównie na nauce spełniania oczekiwań innych ludzi, nie uwzględniając przy tym zupełnie indywidualizmu jednostki. Poza tym w artykule wyraźnie stoi, że pewne zasady jednak obowiązują. Przypomina mi to system edukacji w Finlandii, a Finowie słyną z wyśmienitych wyników nauki i inne kraje zaczynają z nich brać przykład, bo widać, że jednak taki system jest o wiele bardziej skuteczny.

        • 14 2

        • (3)

          Ale tu nie chodzi o sam rodzaj edukacji tylko o podejście. Dzieci wstają kiedy chcą, robią co chcą, kiedy mają gorszy dzień jadą sobie do centrum eksperyment, krótko mówiąc są oderwane od rzeczywistości. Wypowiedzi tych państwa wg mnie sugerują że zrobili z tego ideologię która wpływa na inne aspekty życia.

          Piszesz o indywidualizmie i spełnianiu oczekiwań innych ludzi, a ja uważam że warunki w których te dzieci są wychowywane odbiegają od warunków normalnego życia. Indywidualizm jest ważny, ale czy żyjąc w ten sposób te dzieci nauczą się że tak naprawdę cały świat nie kręci się wokół ich indywidualizmu? Ze czasami faktycznie będą musiały spełnić czyjeś oczekiwania czy to im się podoba czy nie? Jak za ileś tam lat pójdą do pracy to ktoś będzie oczekiwał od nich konkretnych rezultatów i naprawdę nie będzie go interesować, że Szymek pisze powieści i gra na perkusji.

          • 11 9

          • samodyscyplina (1)

            Człowiek jest z natury leniwy i wykonuje tyle pracy ile musi. No powiedzmy ze naukowcy w podążeniu za prawda mogą wykonywać wiecej, czy też inni pasjonaci. Pytanie czy ucząc w domu każdy rodzic ma pasję pedagogiczna i czy sumiennie będzie wykonywał swoje obowiązki tak by nie skrzywdzić dzieci. Pytanie czy będzie umiał przekazać wiedzę, czy każdy przedmiot będzie przekazany w taki sam sposób, czy nie zniechęci dzieci do danej dziedziny przez np własne uprzedzenia.
            Kontakt z rówieśnikami i przeżywanie z nimi emocji też jest ważne

            • 6 1

            • Sa jeszcze prywatne lekcje , ja np za 10 lekcji ale z super nauczycielka nauczylem sie wiecej niz za 4 lata w technikum

              • 2 0

          • Po pierwsze nie jest powiedziane, że te dzieci nie mają kontaktu z rówieśnikami, w co zresztą raczej wątpię i na pewno uczą się interakcji z innymi ludźmi. Powiedziane jest, że nauka zaczyna się o 9, więc tak chyba nie do końca wstają kiedy chcą. Są oderwane od rzeczywistości, owszem- od rzeczywistości, w której nauka jest przymusem i rodzi głównie frustracje i zniechęcenie, a nie motywuje zadowoleniem z samorozwoju. Nie są oderwane od rzeczywistości, w której w podejściu do drugiej osoby trzeba czasem ustąpić pola, ale problem w tym, że większość ludzi ma zakodowany jakiś taki wstyd wobec innych i ustępuje pola nie po to, żeby osiągnąć jakiś cel czy z szacunku do kogoś, tylko przez niedowartościowanie. Jestem przekonany (oczywiście nie w 100%, ale w dużej mierze), że takie dzieci przede wszystkim będą pracować tam, gdzie będą chciały i to, że ktoś będzie od nich czegoś oczekiwał nie będzie dla nich smutną koniecznością, tylko dodatkiem do samorealizowania się w danej pracy przez to, że właśnie ustawili się na miejscu, na którym chcą być.

            • 17 3

        • (1)

          Nasz system jest rodem z ZSRR, nie bierze pod uwage indywidualnosci jednostki. Jeden na stu trafi w ptofil i bedzie dobrze. Pamietam jak za moich czasow w 30 osobowej klasie bylo 3prymusow, reszta jakos sobie radzila. Dzisiaj wcale nie sa panami swiata, wiedzie im sie normalnie. Nasz system poprostu jest zacofany, nie daje szans tym ktorzy nie trafiaja w szablon. Cale szczescie ze rynek pracy jest wolny i wlasciwie kazdy moze pracowac tak jak lubi.

          • 5 2

          • Ale bzdura. Pewnie prywatne angielskie szkoły z internatami do których posyła się dzieci w wieku gimnazjalnym to też spadek po ZSSR? :)

            • 0 0

    • właśnie...

      .. właśnie szkoła uczy tego - przyswajania podanych, jednoznacznych rozwiązań. A życie to nie zbiór testów.

      • 2 0

    • brak slow

      poznawanie swiata...hahah. nie prawda. to jest siedzenie godzinami przez kilka lat z tymi samymi osobami w tym samym bloku

      • 0 0

  • szkola geniuszy (11)

    Nawet do psa mówią po angielsku i to jest normalne , biedne dzieci z biednym dziecinstwem

    • 106 57

    • (2)

      No nie, normalne to jest bieganie po ulicy, a potem bieganie po zasiłek.

      • 15 17

      • (1)

        Serio wydaje ci się że normalne dzieciństwo, zabawy z rówieśnikami na podwórku, gra w piłkę czy chodzenie po drzewach to jakaś patologia sprawiająca, że dzieci będą wyrosną na społeczne pasożyty? Serio wydaje ci się że jedynie w wychuchanych domach z mamusią i tatusiem w stylu "ę ą" dziecko może wyrosnąć na normalnego, zaradnego człowieka?

        • 24 9

        • DArek no nie ma innej rady, muszę ci przyznac racje.

          • 1 1

    • Biedny to Ty jesteś, skoro tak twierdzisz.

      • 5 4

    • a angielski to ich rodzimy jezyk? (6)

      Chyba nie, a skoro tak to jest to dziwactwo.
      Sposób wyrażania myśli i emocji w języku który jest nabyty nie jest taki sam jak w języku w którym się wychowalo i dorastalo.
      Stopień opanowania języka moze być poprawny ale nie będzie nigdy emocjonalny, wiedzą to dobrze emigranci. Zresztą nawet we własnym języku jest dużo nieporozumień.
      Porozumiewać się z dziećmi w obcym języku ogranicza kontakt, jest sztuczny, bez braku tej właśnie dodatkowej emocji która pomaga w zrozumieniu potrzeb dziecka ale też wyraża nasze emocje

      • 17 7

      • (2)

        Jeśli porozumiewają się tak od małego, to dla tych dzieci ten język jest naturalny, a polski słyszą i używają wszędzie indziej, więc jest im równie znany. Myślę, że to świetny sposób nauki, tym bardziej, że dziś bez znajomości angielskiego jest się bardzo ograniczonym.

        • 9 7

        • chodzi o rodzicow (1)

          Rodzice mogą mówić perfekcyjne po angielsku ale nie wyraża wszystkiego w języku który nabyli. Dobrze to oddaje poezja czy slang gdzie ważne są skojarzenia i swoboda czy zabawa slowotworcza.

          • 9 1

          • ogolnie podoba mi sie to co robia

            Nawet jestem pod wrażeniem, sam bym się na to nie zdecydował (nie mam tytułu doktora:)) i gdybym mógł też bym edukowal dzieci w domu ale np za pomocą zatrudnionych nauczycieli (tak jak 200lat temu)
            Mimo wszystko wciąż uważam porozmawiewanie się z własnymi dziećmi w obcym języku za dziwactwo.

            • 7 1

      • (2)

        Proponuję zapoznać się bliżej z tematem. Bo jeśli mama konsekwentnie mówi do dzieci od urodzenia tylko po angielsku (tu akurat mają zasadę, że w weekendy mogą rozmawiać z mamą po polsku), to dzieci te przyswajają język angielski tak samo, jak język ojczysty, czyli język, w którym się wychowało i dorastało. Tylko u nich akurat tych języków "naturalnych" jest więcej niż jeden :)

        • 6 6

        • no i tu jest przyklad jak ciezko zrozumiec nawet swoj jezyk

          Mama mówi po angielsku przynieś podaj pozamiataj, nie wyjaśni zaś dziecku co poeta miał na myśli, dlaczego użył takich przenośni i samemu też wiersza nie napisze. A jak mieszka w Polsce to już w ogóle ten angielski będzie jakiś specyficzny by nie powiedzieć śmieszny. Już ją widzę jak rozmawia po angielsku z dziećmi w Anglii i jak na nią patrzą angole.
          Taką sytuację zauważyłem na Malcie gdzie angielski to język urzędowy i gdzie angole siedzieli chyba od 200lat. Rodzice mówią do dziecka po angielsku bo tak wypada i myślą ze dzięki temu dziecko będzie wykształcone, a sami ze sobą po ichniemu (nie wiem po jakiemu, nic nie rozumiałem) To tak trwa od pokoleń, wytworzyły się nawet jakieś takie formy pośrednie ciężkie do zrozumienia, ma to nawet swój urok. Jaki angielski wytworzy się w tej rodzinie to nie wiem, ale współczuję tak się komunikować z dziećmi.

          • 8 3

        • język

          Tylko, że mama nie jest native speaker of English....dla niej to drugi, nauczony język....i tak, jak ktoś pisał wyżej, nigdy nie odda ta mama emocji tak, jak native.

          • 7 1

  • a co np: z pierwszymi miłościami? (5)

    przecież takowe maja miejsce juz w podstawówce. Szkoda mi tych dzieci ale rodziców też

    • 117 34

    • Obejrzyj movie 43

      tam znajdziesz odpowiedz na to pytanie : ))

      • 2 1

    • (3)

      A czy ktoś te dzieciaki zamyka w tym domu czy co?

      • 9 3

      • (2)

        kilkuletnie dzieci raczej nie wychodzą same ot tak z domu, zazwyczaj chodzą do szkoły i tam zwierają przyjaźnie, sympatie itp. potem jak wyjdą na dwór to mają się z kim bawić, wiedza jak rozmawiać z innymi dziećmi.

        W szkole uczą się tego że świat wcale nie kręci się wokół nich, że są także inni z których zdaniem muszą się liczyć i że nie zawsze się dostaje to co chcą. Tymczasem pani Hofman wyraźnie mówi "dzieci robią to co chcą". Nie życzę im źle ale to mogą być kolejne ofiary tzw bezstresowego wychowywania

        • 7 6

        • (1)

          Ja myślę, że ona ma na myśli to, że nie są zmuszane do nauki niczego i nie jest to widać takie złe, skoro same chcą się uczyć.

          A interakcji z innymi ludźmi spokojnie mogą się uczyć na podwórku czy gdziekolwiek indziej, w końcu przecież nie siedzą cały czas w domu.

          • 3 4

          • ale w szkole nie jest jak na podwórku, są obowiazki - tego w grupie mają sie nauczyc a nie tylko zabawy

            obejrzałam te dzieci i jakos nie bawia sie ze sobą za bardzo, moze przez ekipę, i jakieś są ponure, może skupione, ale widać jakby wewnętrznie obwarowane jakimś murem

            rodzicom też sie chyba duzo wydaje, ale ich zycie ich dzieci, oby nie leczyły, nie uczyły moich wnuków

            • 3 1

  • (7)

    Pozostaje mieć nadzieję że ten elitarny model kształcenia na który zdecydowali się ci Państwo, dostępny w istocie dla nielicznych nie stanie się pretekstem do likwidacji przez liberałów państwowego szkolnictwa.

    • 39 18

    • (5)

      Mam nadzieję na całkowitą likwidację państwowego szkolnictwa i całkowitą dowolność w kwestii edukacji własnych dzieci - w dowolnej szkole prywatnej, w domu albo i (w rzadkich przypadkach) wcale :)

      • 8 13

      • (3)

        Ostatni przypadek będzie najczęstszym zważywszy że 90% ludzi pracuje od rana do 16 i nie zarabia tyle aby stać ich bylo na guwernerów :)

        • 12 2

        • to slaby argument (2)

          Prywatne szkoły, albo mniej podatków moze oznaczac wyższe zarobki i wtedy mniej pracy

          • 1 2

          • Przed wojną też były tylko prywatne szkoły ale wcale nie oznaczało to wyższych zarobków.

            • 1 1

          • Mniej podatkow , haha dobre

            • 3 0

      • Całkowita dowolność... heh czyli, jak rozumiem wiek wysłania dzieci do szkoły? Utopijne cyrki, klasa w której mamy dziewczynę w wieku 16 lat i 13 letniego chłopaka - bo to stwarzałoby takie możliwości, bardzo elokwentne i rozsądne rozwiązanie... utopia.

        • 3 2

    • Jako liberał odnoszę się bardzo sceptycznie do tej szklarni którą ci państwo fundują swoim dzieciom. Struktura własności placówek edukacyjnych to inna para kaloszy.

      • 3 7

  • Ciekawy moment to będzie kiedy się zderzą z rzeczywistością studiowania lub pracy (8)

    mamusiu ja nie chcę wstawać o 7 rano, zorganizujcie mi wykłady w domu!

    • 156 29

    • i tak będę miały lepiej (1)

      to że trzeba wstawać o 7 to mały problem w porównaniu z tym że nikt już za rączkę nie zaprowadzi na zajęcia czy do biblioteki i trzeba samemu szukać różnych rzeczy jeśli się chce coś więcej niż tylko prześlizgnąć z roku na rok. Te dzieci praktycznie studiują już na etapie gimnazjum, z egzaminami są oswojone już od podstawówki, matura czy sesja jest czymś normalnym, myślę że edukacja domowa lepiej przygotowuje do studiów (jeśli w ogóle komuś po niej będą potrzebne) niż fabryki bezmyślnych zakuwaczy zwane szkołami.

      • 23 14

      • Czymś normalnym? To że jak mają gorszy dzień to zamiast jechać zgodnie z planem jadą do centrum experyment też jest normalne?

        • 10 8

    • (2)

      Te dzieci nie będą przypuszczalnie potrzebowały żadnych studiów, natomiast co do pracy...najprawdopodobniej to właśnie oni będą nadzorować pracę innych jako szefowie firm, bo uczy się ich myślenia, co na każdym etapie państwowej edukacji jest dramatycznie wypierane. Większość wychowanków polskich szkół to co najwyżej idealny materiał na urzędnika, zakładając, że mają wyniki.

      • 26 2

      • Szefowie firm muszą spełniać oczekiwania klientów, kontrahentów, partnerów czy inwestorów. To tez nie jest taka sielanka jak się niektorym wydaje

        • 7 2

      • szefowie muszą znać ludzi

        różnych ludzi, pracowników i klientów, a te dzieci znają tylko rodzeństwo, mamę i tatę, w dodatku robią co chcą, a w pracy tak nie ma.

        • 3 1

    • (1)

      e, to sobie wybiorą takie studia, żeby nie było wykładów., Np. e-learning, potem podobną pracę. Mi się to wydaje okropne, ale niech każdy żyje na swój sposób.

      • 3 0

      • e-studia, e-praca, a partnerka o nazwisku JPG?

        • 5 0

    • Żeby pójść na studia, trzeba mieć maturę ;)

      • 2 0

  • Normalnie... (3)

    Akademia Pana Kleksa

    • 80 5

    • hahahaha

      10/10

      • 10 0

    • (1)

      Dzieciaki maja fajnych nauczycieli. Szkoda tylko ze wyksztalcenie rodzice maja liche. Humanisci...

      • 7 1

      • będą wykonywać wolne zawody

        dla mnie nie do pomyślenia, żeby dzieciak miał wiedzieć co jest dla niego lepsze, to sie wie kiedy ma się porównanie, a nie po jednym dniu w szkole.
        Ciekawe czy nastolatki uczeszczajacy do szkoly chcileliby zeby nagle rodzice zaczeli ich uczyc? watpie
        dobrze, ze sie na to zdecydowali, cieżko by było z takimi ludzmi wytrzymac w szkole, gdzie panuja okreslone reguły i porzadek a nie jakies montesori

        • 2 1

  • Mała refleksja (4)

    Jeżeli chodzi o rozwijanie pasji dziecka i zapewnienie mu ciąglego poszukiwania wiedzy to przedstawiony sposób nauczania jest na pewno bardzo sprzyjający. Faktycznie dzieci od najmłodszych lat często wykazują niechęć do chodzenia do szkoły, traktują ją jako zło konieczne, a nie możliwość rozwoju. Systemowa, schematyczna nauka na pewno nie sprzyja rozwijaniu tego co tak naprawde siedzi w człowieku, czyli właśnie jego pasji. Jednak z drugiej strony taki sposób nauczania pozbawia Państwa dzieci tego co w szkole najpiękniejsze - przyjaźnie. Wspólne spędzanie czasu z dziećmi, radzenie sobie z presją grupy, umiejętność działania w grupie, przyjaźnie, znajomości, pierwsze zauroczenia, co z tym wszystkim? Po wielu latach co pamięta się ze szkoły? Wspólne wygłupy, wzajemnie wspieranie się oraz przyjaźnie, które mogą trwać przez lata i jeszcze długo, długo po zakończonej edukacji. Jak te dzieci będą już dorosłe i beda musiały zmierzyć się ze światem, ludźmi, poradzić sobie same, myśle, że mogą mieć z tym spore problemy, a życie w utopijnym świecie, może troche obniżyć ich czujność. Myślę, że pomimo tego, że dzieciaki na pewno będą wykształcone i będą bardzo dobre w tym co robią, pozbawia się je w tym momencie tego co najpiękniejsze w całym cyklu edukacji.

    • 89 8

    • jesli mają piątkę dzieci (2)

      to i pracę w grupie będą miały opanowaną i to w grupie która nie musi być nominalnie równa i trzeba zwracać większą uwagę na innych.

      • 13 3

      • (1)

        Rodzina to coś innego. W życiu czasami musisz pracować z kimś kogo nie do końca lubisz, z kimś z kim łączy cię tylko zbieżność interesów, a także natrafisz na kogoś kto chce cię wykorzystać czy oszukać. Jesteś pewien ze rodzinna atmosfera i wspólna nauka i zabawa przygotują te dzieci do takich sytuacji?

        • 14 2

        • Masz rację, ale bierz pod uwagę, że artykuł jest raczej zdawkowy i nie jest powiedziane, że dzieci nie są przygotowywane pod tym kątem również.

          • 0 2

    • Przyjaźnie które zostają na całe życie zazwyczaj zawiązują się w liceum lub na studiach. Nie jest powiedziane, że te dzieci nie pójdą gdzieś na studia. Studia mogą rozwinąć ich pasje, bo są już ukierunkowane. Nie to co w gimnazjum.

      • 4 1

  • 6 czy tam 7 lat nieważne, ale od tego wieku dzieci powinny chodzić do szkół i integrować się z rówieśnikami, hartować, uodparniać na stres itp. itd.

    • 55 26

  • (8)

    Znam osobiście rodzinę państwa Hofman i niestety muszę przyznać, że gdy ich widzę to natychmiast dostrzegam różnicę w zachowaniu ich dzieci. Dzieci są bardzo inteligentne ale wyciszone, unikają kontaktu z rówieśnikami, wyglądają jakby czuły się nieswojo w towarzystwie innych ludzi. Często bywam na Akademii Dzieci organizowanej na Politechnice Gdańskiej i obserwuję także Panią dr. Agatę, która również posiada pewne cechy świadczące o swojej aspołeczności, wydaje się być w bardzo odległym świecie, nie rozumie słów jakie się do niej mówi. Przyznam, że to nie tylko moje zdanie ale wielu innych pedagogów obecnych na Auli. Niemniej jednak powołanie Akademii Dzieci to doskonały pomysł i mam nadzieję, że będzie nadal kontynuowany.

    • 105 18

    • Przestań trollować, kochana Pani dyrektor :) Ludzie, odczepcie się od innych i zajmijcie się swoim życiem !

      • 26 27

    • też jestem aspołeczna

      dostrzegam nudne schematy, do których mam już wstręt. W ciszy rodzą się prawdziwi ludzie, a nie marionetki. Nie mówię, że całkowicie popieram pomysł na ten sposób wychowania - edukacji, bo nadmierna izolacja jednak może przynieść sporo problemów, ale ... chciałabym sie w takiej rodzinie wychowywać.

      • 33 10

    • nic do rzeczy nie ma sposób nauczania!

      Większy wpływ na zachowanie dziecka ma postawa i przykład rodziców!!!! Znam rodziny z takim samym sposobem nauczania z bardzo głośnymi i rozkrzyczanymi dziećmi! Zlitujcie się "pedagodzy i psycholodzy"...

      • 12 5

    • biedne dzieci (1)

      czyli biedne będą dzieci wychowywane z taką aspołeczną matką bez kontaktu z normalnymi równieśnikami

      • 11 8

      • boże chroń przed taka normalnością

        • 6 4

    • To,że ktoś jest cichy i nie wtrąca nosa w nie swoje sprawy nie oznacza, że jest aspołeczny.

      To dobra lekcja dla Pani dyrektorki.

      • 14 7

    • jestem tak aspołeczny , że dałbym w pysk dyrektorce

      cały system edukacji w którym brałem od dziecka udział zrobił ze mnie potwora. Zawsze drażniła mnie tępota i jednostronność tego cyrku. Kształcimy tępych , niewrażliwych, nieprzystosowanych do niczego ludzi. Teraz jest jeszcze gorzej niż kiedyś. Pamiętanie całej encyklopedii nie czyni człowieka wykształconym, czyni go przydatnym niewolnikiem. Całkowicie popieram stanowisko rodziców, którzy chcą tego losu oszczędzić swoim dzieciom. Dość już mamy bezwolnych, nieetycznych , merkantylnych i tępych oszustów dookoła. Wygryzanie się nawzajem i obrzydliwe treści które wypełniają całą przestrzeń tego społeczeństwa są nie do zaakceptowania dla dziecka. Trzeba najpierw zniszczyć jego system wartości w szkole, aby był narzędziem w rękach zakłamanych krzewicieli tzw. oświaty.

      • 18 10

    • jak wyciszone i bez porównania w grupie rówieśniczej

      to skąd wiadomo, że inteligentne?

      plusem jest to,że nie uczą sie hałasu

      • 1 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane