• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Po premierze w Teatrze Muzycznym: Przepis na Skrzypka

Łukasz Rudziński
10 listopada 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
Tewje (Bernard Szyc) przywołuje zaświaty, aby przekonać małżonkę (Grażyna Drejska) do decyzji córki. Tewje (Bernard Szyc) przywołuje zaświaty, aby przekonać małżonkę (Grażyna Drejska) do decyzji córki.

Najnowsza premiera Teatru Muzycznego w Gdyni to powrót do chlubnej przeszłości tego teatru, gdy Jerzy Gruza wyreżyserował "Skrzypka na dachu" - jeden z najlepszych musicali w historii gdyńskiej sceny. Teraz Gruza wrócił i ponownie zrobił ten sam spektakl. Historia lubi się powtarzać. Ale czy na pewno?



Wydawać by się mogło, że powstały na podstawie opowiadań "Dziejów Tewje Mleczarza" Szolema Alejchema "Skrzypek na dachu" to samograj. Musical jest wynikiem perfekcyjnej współpracy librecisty Josepha Steina, muzyka Jerry'ego Bocka oraz autora tekstów piosenek Sheldona Harnicka. To trio przeniosło na scenę jeden z najpiękniejszych tekstów o miłości - tej metafizycznej (do Boga) oraz "prywatnej" (damsko-męskiej, czy rodzicielskiej). Jednak napisać, że "Skrzypek na dachu" to musical o miłości, to napisać mało. Przecież to wielki konflikt powinności - bohater musi dokonać wyboru miedzy dotychczasową tradycją, a powinnością wobec rodziny. Realizacja Muzycznego kameralnym dramatem żydowskim? Jak najbardziej.

"Skrzypek na dachu" to nie tylko piękna, nostalgiczna historia, świetna muzyka, błyskotliwy tekst oraz bardzo efektowne sceny, które właściwie muszą się podobać. Na realizatorów czekają jednak rozmaite pułapki - nietypowo dla musicalu rozbudowana akcja dramatyczna wymaga dobrej gry aktorskiej (szczególnie od odtwórcy głównej roli - Tewjego Mleczarza). Nużyć może naprzemienna konstrukcja: scena zbiorowa-scena kameralna, z kolei sposób prezentacji społeczności żydowskiej łatwo sprowadzić do kilku widowiskowych obrzędów, gubiąc przy tym piękno i niepowtarzalność kultury żydowskiej.

Anatewka wykreowana przez Jerzego Gruzę, który po raz drugi zmierzył się z tym wybitnym musicalem, to miejscowość pełna pogodnych, wesołych ludzi. Niezależnie od wyznania i narodowości. Trudno nie polubić zabawnych postaci - choćby krawczyka Motela (Marcin Tafejko), najbardziej farsowej postaci musicalu, czy przesympatycznego Tewje Mleczarza (Bernard Szyc), gdy "gawędzi" sobie z Bogiem, ciągnąc wóz w zastępstwie swojego okulałego konia. Sielankową atmosferę zakłócają jedynie koegzystujący z Żydami Rosjanie, dla których od wypitki do bitki tylko krok.

Zabawne, nieraz farsowe sceny przeplatane są z barwnym folklorem żydowskim. Najmocniej wypadają sceny zbiorowe, świetnie dopracowane choreograficznie przez występującego w podwójnej roli (aktora i choreografa) Bernarda Szyca. Wśród nich na największe wyróżnienie zasługuje scena zaręczyn rzeźnika Lejzora Wolfa (Wojciech Cygan). Dzięki żywiołowym, efektownym tańcom i obrzędom (m.in. Szabas, żydowski ślub, czy wesele), przy odrobinie dobrej woli można przenieść się do Anatewki - mikroświata żydowskiego, którego nie mógł ominąć los całej społeczności żydowskiej. Od sielankowej egzystencji ludzi, którzy "nikomu nie robią nic złego" do wypędzenia i zagłady.

Symptomy "złego" obecne są przez cały czas. Początkowo przez prowokujące zachowanie Saszy (Sebastian Wisłocki), potem w formie "złych nowin" przyniesionych przez Policjanta (Tomasz Czarnecki), manifestacji urządzonej przez Policjanta podczas ślubu Motela i Cajtli (Anna Maria Urbanowska), aż do nakazu opuszczenia Anatewki. Reżyserowi tego było jeszcze za mało. Musical kończy sceną wywózki Żydów do obozów śmierci i serią karabinową puszczoną z offu.

I właśnie ingerencja reżysera w zakończenie burzy ład, misternie zbudowany przez Alejchema, a po nim przez Steina, Bocka i Harnicka. Największą mocą ich dzieła jest to, że lekko, z ogromnym wdziękiem i precyzją, prowadzą historię od utopijnego szczęścia do całkowitego zaprzeczenia dotychczasowego świata. Wygnanie Żydów i nadanie im statusu bezpaństwowców są przecież ponurą zapowiedzią Holocaustu. Żaden ton tej opowieści nie brzmi fałszywie. Tymczasem Gruza w finale spektaklu proponuje rażącą dosłowność, odrzuca metaforę na rzecz serii z karabinu i odgłosów odjeżdżającego pociągu w akompaniamencie hitlerowskich okrzyków. Zamiast kropki nad "i", reżyser postawił kleksa.

Przez całe przedstawienie aktorzy dostają zupełnie niepotrzebną pomoc w postaci animacji, nie wiadomo po co zamykających scenę Teatru Muzycznego, dodatkowo zubażających i tak oszczędną scenografię (Małgorzata Szydłowska). Sztukę dla sztuki stanowią wybrane motywy z malarstwa Marca Chagalla. Fragmenty jego obrazów są ilustracją do wydarzeń na scenie - np. gdy Skrzypek gra na dachu, to za nim w tle widzimy fragmenty dachów, podczas sceny nocnego widzenia małżonki Tewjego, Gołdy (Grażyna Drejska) na tylnej ścianie zobaczymy żydowskie nagrobki, odgrywane przez autorów. Taki "akompaniament" w postaci powtórzenia żywego planu przez animacje, nie wzbogaca spektaklu, nie uruchamia nowych znaczeń, nie dodaje nawet koloru, ponieważ widowisko zyskuje je dzięki ciekawej grze świateł, reżyserowanych przez Piotra Kuchtę.

Teatr Muzyczny w Gdyni ponownie ma "Skrzypka na dachu". I ponownie musical na podstawie prozy Szolema Alejchema prawdopodobnie stanie się wydarzeniem. Broni go gra zespołowa, świetna kreacja Bernarda Szyca i koncept całości. Udało się balansując na granicy komedii i farsy, scen granych serio i buffo, z domieszką kiczu, stworzyć dynamiczne, ciekawe widowisko. Warto poświęcić wieczór także po to, aby posłuchać świetnie dysponowanej orkiestry, kierowanej przez Dariusza Różnakiewicza.

Miejsca

Spektakle

Opinie (27) 2 zablokowane

  • Świetne

    Byłam widziałam i było świetnie. Wielkie brawa dla Pana Gruzy!!!!

    • 2 0

  • Polecam

    Bylem na premierze. Wydarzenie godne uwagi.

    • 3 0

  • A ja byłam w 1984 roku na tym przedstawieniu... (1)

    Ja jako dziewczynka kończąca szkołę podstawową byłam na przedstawieniu "Skrzypka na dachu" chyba w roku 83 lub 84... Wielkie wydarzenie, mimo, iz nasza nauczycielka polskiego, wspaniała pani Żurek, zabierała cała klase co miesiąc do teatru.... to jakos skrzypka zapamiętałam najlepiej.... I tu brawa dla polonistki, pani Żurek ze szkoły podstawowej nr 77 przy ul. Orłowskiej na Żabiance...nauczyła nas kochać teatr....

    • 5 0

    • Ja też...

      byłam na tym w 1990 i 1991 roku.

      • 0 0

  • Brak biletów (1)

    Zazdroszczę , bo ja niestety nie dostałam biletów .Do muzycznego rezerwacje to chyba z półrocznym wyprzedzeniem .

    • 1 0

    • to raczej niemożliwe, biorąc pod uwagę, że rezerwacje na dany miesiąc zaczynają się miesiąc przed.

      • 0 0

  • Bez przesady.... (2)

    Nauczcie aktorów musicalowej emisji...nauczcie ich śpiewać...a ten spektakl to dowód na to, jak daleko gdyńskiemu teatrowi do scen światowych, i na to, jak można się minąć z esencją kultury żydowskiej.Kicz,płycizna pozbawiona uroku. Na polskim ugorze musicalowym,to niestety, mimo wszysctko kolejne wydarzenie....bo coś się dzieje.

    • 1 6

    • Brawo - zgadzam się! (1)

      A pan Gruza - wsławił się już arcydziełami w stylu "gulczas a jak myślisz" - on naprawdę myślał?

      • 0 1

      • ...

        Ludziw jak mógł zrobić płycizne jak jest uwazany za najwspanialszego rezysera musicali w Polsce? Jego spektakle nie schodzily z afisza przez 15 lat! Bylem widzialem jestem zachwycony!

        • 1 0

  • To najpeszy spektakl jaki widzialam w TM od czasów Snu nocy letniej i Hair

    uszanujmy ten fakt....poniewaz to jest fakt,jest coraz lepiej z TM i to trzeba przyznac,nie obchodzi mnie czy ten skrzypek dorównuje temu sprzed lat ja wiem z jest bardzo dobry.Dziekuje przede wszystkim Bernardowi Szycowi ,ta rola jest dla Pana ,dziekuje!!

    • 1 0

  • ile za recenzję?

    Ciekawe ile ta recenzja kosztowała. Facet był chyba na czyms innym albo teskt dostał z teatru.

    • 3 0

  • Ja tam byłam (1)

    Kiedy po powrocie z sobotniej premiery gdyńskiego „Skrzypka na dachu” w reżyserii Jerzego Gruzy, przeczytaliśmy dzisiaj pierwsze recenzje z musicalu - zdumienie ogarnęło nas niebotyczne, a włosy podniosły nam się na głowach z niedowierzania i zadziwienia, czy to na pewno my, czy też tylko oni – recenzenci, byli na tym spektaklu...
    Konsultacja z ludźmi nieobecnymi na premierze, skazanymi wyłącznie na uczone słowa panów krytyków – uspokoiła nieco nasze wzburzone i oburzone reakcje, bowiem udało się ustalić, że po-premierowe artykuliki - głosem większości nie najgłupszych, oczytanych i obytych ludzi – odbierane są jako nieprofesjonalne, nierzetelne, napisane w sposób tendencyjny, a na dodatek - co jest grzechem absolutnie niewybaczalnym – po uczniowsku, na poziomie kleconych naprędce wypracowań szkolnych bardzo przeciętnego gimnazjalisty.
    Można wyrażać różne opinie, można się z czymś nie zgadzać i nawet potępiać w czambuł, obowiązkiem jednak każdego piszącego do gazety, choćby najbardziej regionalnej, jest rzetelność, uzasadnienie, i minimalna choćby konsekwencja wypowiedzi.
    Nie mogę pozbyć się wrażenia, że komuś bardzo zależało, żeby krytycy jednym głosem wyjmowali sobie nawzajem spod pióra opinie i sformułowania w konkretnym celu. Ale nie ma tego złego. Miarą sensu nowego „Skrzypka na dachu” jest reakcja publiczności świadomej i wyrobionej, i to ona weryfikuje takie czy inne sądy samokreujących się krytyków. Tę publiczność stanowią co najmniej trzy pokolenia pań z rozmazanym pod oczami tuszem, zamyśleni starsi panowie i poruszona głęboko, zaczynająca rozumieć, młodzież. Jeśli oni zrozumieją i odczują – skorzystamy na tym wszyscy.

    • 6 0

    • Warszawianko,

      to przedstawienie dobre czy złe? bo poza tym że recenzja do niczego, nic nie wiem tak naprawdę.

      • 0 0

  • Wspaniałe przeżycie!!!

    Polecam wszystkim, to coś pięknego!

    • 2 0

  • Nie polecam!!!

    Szkoda pieniedzy,Gruza najlepsze lata ma dawno za soba.

    • 1 4

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane