• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Prawda czy fałsz? O "Kto się boi Virginii Woolf?" w Teatrze Wybrzeże

Łukasz Rudziński
3 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
"Kto się boi Virginii Woolf?" Teatru Wybrzeże to gęsty, pełen przemocy i brutalności seans okrucieństwa, rozgrywany w klaustrofobicznej klatce pełnej książek. "Kto się boi Virginii Woolf?" Teatru Wybrzeże to gęsty, pełen przemocy i brutalności seans okrucieństwa, rozgrywany w klaustrofobicznej klatce pełnej książek.

Choć publiczność wita projekcja bajki "Mickey Mouse" z lat 30. ubiegłego wieku, spektakl "Kto się boi Virginii Woolf?" Teatru Wybrzeże ani przez moment nie jest lekki, łatwy czy przyjemny. Z tej brutalnej, toksycznej psychodramy zwycięsko wchodzą wszyscy aktorzy, zaś kapitalny Mirosław Baka tworzy najlepszą swoją kreację w ostatnich latach.



Duet Dorota KolakMirosław Baka często w ostatnich latach konfrontował się na scenie. Tak było w słodko-gorzkim "Seksie dla opornych" oraz jego mniej udanym remake'u "Raju dla opornych", gdzie wcielili się w zakompleksionych, sfrustrowanych, zwyczajnych przedstawicieli klasy średniej - Barbarę i Karola. Inny wydźwięk miało ich spotkanie w "Marii Stuart" - tam toksyczna relacja ich bohaterów, podszyta współrywalizacją obu królowych, rozgrywała się jednak na uboczu głównego wątku.

Jednak w "Kto się boi Virginii Woolf?" Edwarda Albeego Kolak i Baka zmierzyli się w dramacie zupełnie innego formatu. Jeśli tamte spotkania niosły za sobą gorzki obraz związku z długoletnim stażem i pokazywały parę w kryzysie, to najnowszy spektakl Teatru Wybrzeża jest zbudowanym na miłości i nienawiści, wyrafinowanych psychicznych torturach i ekshibicjonizmie seansem traum, bólu i cierpienia, zadawanego z perwersyjną satysfakcją sobie samemu i partnerowi.

Wszystko rozgrywa się w efektownej i błyskotliwie wymyślonej, na pierwszy rzut oka zagraconej przestrzeni domu George'a i Marty, intelektualistów z prowincji. Ich salon składa się z trzech ścian zbudowanych ze stosów książek. Tę klaustrofobiczną, zamkniętą przestrzeń uzupełniają schody, po których wchodzą na scenę bohaterowie. On na co dzień wykłada historię na uniwersytecie, ona jest córką rektora. Choć północ dawno minęła, spodziewają się gości: nowego uczelnianego "nabytku" - Nicka wraz z małżonką Honey. Gdy bohaterowie są w komplecie, zaczyna się między nimi pełna napięć niebezpieczna gra, której podstawę stanowią prawda i fałsz, dające w połączeniu mieszankę wybuchową. W oparach alkoholu obcy sobie ludzie zdradzają przed sobą wstydliwe sekrety z przeszłości, wyjawiają skrzętnie skrywane tajemnice i coraz śmielej badają granice swojej wytrzymałości.

Marta (Dorota Kolak) ciągle prowokuje męża, wykorzystując do tego Nicka (Piotr Biedroń). Ten z kolei bardzo poważnie rozumie stwierdzenie George'a, że dopóki nie zacznie posuwać żon profesorów, nic nie będzie znaczył. Marta (Dorota Kolak) ciągle prowokuje męża, wykorzystując do tego Nicka (Piotr Biedroń). Ten z kolei bardzo poważnie rozumie stwierdzenie George'a, że dopóki nie zacznie posuwać żon profesorów, nic nie będzie znaczył.
Pierwsze skrzypce w tej brutalnej grze, gdzie wszelki środki by upokorzyć partnera są dozwolone, gra Marta. To ona inicjuje seans nienawiści, obnaża sekrety rodzinne, ośmiesza George'a przed gośćmi. Na bardzo brutalny rewanż z jego strony nie trzeba długo czekać. Karierowicz Nick szybko orientuje się w zasadach gry i z pełną bezwzględnością uczestniczy w rozgrywce pomiędzy nimi. Z kolei jego żona Honey - skrzyżowanie słodkiej idiotki i osoby niepełnosprawnej intelektualnie, swoją z góry określoną rolą ofiary prowokuje pozostałą trójkę do coraz silniejszej perwersji.

Reżyser Grzegorz Wiśniewski bardzo umiejętnie prowadzi intrygę, dbając o każdy detal spektaklu. Przedstawienie jest doskonale oświetlone przez Marka Kozakiewicza (świetna scena rozmowy George'a i Nicka o przeszłości Nicka i Honey), ma doskonałą dramaturgię i rytm (zasługa Jakuba Roszkowskiego), bardzo subtelnie uzupełnione budującą nastrój muzyką Rafała Kowalczyka. Prawdziwą intelektualną klatkę stanowi scenografia Barbary Hanickiej. Jednak najmocniejszym elementem spektaklu są kreacje aktorskie, efektowne i prowadzone przez aktorów z niespotykaną precyzją.

Z rolami drugoplanowymi bardzo dobrze radzą sobie Piotr Biedroń (na uwagę zasługuje zmiana tonu głosu i zachowania Nicka wobec Honey wraz z czasem trwania przyjęcia u Marty i George'a) oraz Katarzyna Dałek, która z bardzo niewdzięcznej roli postaci najmniejszej wagi, uczyniła osobny minidramat osoby niepełnosprawnej, która więcej przeczuwa niż jest w stanie zrozumieć, co się tak naprawdę wokół niej dzieje.

Jednak prawdziwy popis i pełen wachlarz zachowań człowieka w sytuacji granicznej prezentuje Mirosław Baka, doskonały w roli męża Marty, George\'a. Jednak prawdziwy popis i pełen wachlarz zachowań człowieka w sytuacji granicznej prezentuje Mirosław Baka, doskonały w roli męża Marty, George\'a.
Rolą dominującej, nieustająco kastrującej swojego męża i prowokującej go na przemian, a przy tym w pełni od niego uzależnionej Marty, zachwyca Dorota Kolak, sięgająca tym razem nie po najwyższe emocjonalne rejestry, a minimalizm, pozornie beznamiętny ton i udawaną obojętność (kapitalna scena łóżkowa). Jednak złamany życiowo, zakompleksiony, życiowy nieudacznik George, który zaatakowany staje się desperacko agresywny, złośliwy i nieprzyjemny, w wykonaniu Mirosława Baki to rola mistrzowska. Nie ma tu cienia zbędnego tonu, maniery czy nadęcia. Baka niezwykle skutecznie przedstawia dramat człowieka życiowo przegranego, cierpiącego i ze swoim cierpieniem pogodzonego. Pełna fauli i wzajemnych ciosów walka Marty i George'a to szamotanie się dwójki kochanków, którzy nie potrafią bez siebie żyć i nie mogą przestać się ranić.

Grzegorz Wiśniewski bliski był stworzenia spektaklu nie tylko wstrząsającego, co możliwe było przede wszystkim dzięki doskonałemu tekstowi Alebeego w nowym tłumaczeniu Jacka Poniedziałka, ale też perfekcyjnego. Bardzo ciekawie przełamuje grozę tekstu migawkami kreskówki (także pokazującymi momenty opresyjne) oraz groteskowymi kostiumami Honey (znacząca kreacja 'a la Myszka Mini) i Nicka-rewolwerowca. Niestety, zupełnie niepotrzebna nagość Honey (dużo lepiej wypadałaby scena tańca, gdyby aktorka po zdjęciu majtek pozostała w sukience) i fatalny zgrzyt w postaci boleśnie dosłownych świateł laboratoryjnych pod koniec spektaklu, stanowią bardzo wyraźne rysy na tle bardzo wyważonej i trafionej inscenizacji, z nie tak oczywistą puentą, jak w słynnym filmie Mike'a Nicholsa z 1966 roku.

"Kto się boi Virginii Woolf?" nie ma wdzięku terapeutycznej sesji dla par pogrążonych w kryzysie. To pozbawione nadziei na poprawę, dwugodzinne starcie życiowych frustratów, którym pozostaje już tylko toksyczna, wyniszczająca i przekraczająca kolejne granice gra w iluzje, dzięki którym mogą przekonać się czy i jak bardzo im na sobie zależy. Ta brudna, wyniszczająca gra to wielorundowy pojedynek, o którym z góry wiadomo, że nie wyłoni zwycięzców. Wszyscy będą przegrani.

Spektakl

7.4
84 oceny

Kto się boi Virginii Woolf?

spektakl dramatyczny

Miejsca

Opinie (36)

  • Świetna gra aktorów (w większości) i (1)

    Baka i Kolak znakomici - elektryzująca gra. Biedroń i Dałek też bardzo dobrzy. I kolejny raz się potwierdza, że teatr powinien być sztuką niedopowiedzeń, a każdy goły tyłek to porażka teatru i reżysera. Naprawdę nie trzeba odwracać uwagi od gry aktorów i przyciągać do teatru gołą d.. aby zyskać uznanie. Nie tędy droga.
    Po wyjściu ze spektaklu czuje się smutek, że kolejny raz widz nie jest szanowany, że dosłowność jest wyniesiona na piedestał, a oszczędność formy jest w pogardzie. Szanowny reżyserze, lud nie jest taki głupi. A zwłaszcza lud w teatrze. Nie trzeba mu łopatą wtłaczać to, co powinno być mówione szeptem.
    Szacunek dla aktorów, reżyser na nauki.
    Ale warto. Bardzo warto.

    • 70 15

    • bzdura!

      Dość trafne, jednak... "kolejny raz się potwierdza, że teatr powinien być sztuką niedopowiedzeń" bzdura! Co to za teza?
      W moim odczuciu "ten goły tyłek" jest uzasadnioną formą wyrazu "zeszmacenia". Po wyjściu ze spektaklu nie koniecznie czuje się smutek. "Wstrząśnięty widz" to chyba lepsze. I takie było założenie. Nie szanowanie widza to zarzut poniżej pasa! Pełna, piękna, kompletna, wiarygodna, zachwycająca, gra rzadko spotykana na deskach Wybrzeża. A "szeptem" to nie jest jedyny i najlepszy środek wyrazu. brawo! BRAWO!

      • 0 0

  • bardzo ciekawa recenzja (1)

    Zachęciła mnie do obejrzenia.
    Do teatru marsz!

    • 30 9

    • Niestety...

      Niestety, na październik nie ma już biletów :-(

      • 0 3

  • bardzo dobry teatr

    Genialne kreacje aktorskie i sztuka, którą warto zobaczyć. Zgadzam sie z opinia, że ta golizna byla zupełnie niepotrzebna

    • 50 10

  • jest dobrze (1)

    sztuka świetna, tylko po co ta golizna?

    • 41 11

    • golizna ??

      to lecę :)

      • 8 13

  • Koniecznie do teatru!

    Zgadzam sie w pelni z recenzja! Warto!

    • 22 5

  • warto zobaczyć

    Bardzo trafna recenzja. Niestety granie golizną na emocjach widzów niepotrzebne. Myślę, że napięcie i emocje były na tyle dobrze budowane, że rozebranie aktorów budziło jedynie współczucie.
    W sztuca raziła też liczba przekleństw, która w żaden sposób nie dodawała dramaturgii, ale to już zawdzięczamy Jackowi Poniedziałkowi, który chyba niepotrzebnie wprowadził tak wulgarny język do teatru.

    Warto chyba wspomnieć o bardzo ważnym motywie dziecka w sztuce. Wydaje mi się, że reżyserowi, albo Jackowi Poniedziałkowi przekładającemu tekst zabrakło pomysłu na przeprowadzenie widza przez tą część gry, która dotyczyła wyimaginowanego syna.
    Bajki Walta Disneya puszczane w tle mogły naprowadzić widza na pewien trop, choć łatwiej byłoby gdyby w tle leciała bajka z motywu piosenki, którą podśpiewują od czasu do czasu aktorzy. Melodia tej piosenki pochodzi z słynnej dziecięcej bajki Były sobie świnki trzy, której nazwa po angielsku brzmi Who's afraid of the big bad wolf. Wilk z tej piosenki pochodził ze stanu Virginia, o czym w piosence śpiewają przerażone świnki. Ta gra słów łączy w symboliczny sposób świat dzieci i dorosłych. Niestety z samej sztuki nie sposób było się o tym przekonać.

    • 53 12

  • Dobra recenzja

    Sam tekst i opinie do niego to dyskusja ludzi myślących i bodziec, żeby tę sztukę obejrzeć.Brawo!

    • 12 3

  • mieszane uczucia (2)

    Niestety, po obejrzeniu spektaklu mam mieszane uczucia. Bardzo cenię aktorstwo pani Kolak, ale po tej sztuce jestem rozczarowana. Być może to wina przekładu-po co tyle tych wulgaryzmów. Chciałam wyjść po pierwszym kwadransie!!!! Strój pani Doroty nie do przyjęcia. Jako aktorka nie zgodziłabym się na tego typu kostium obnażający wszystkie wady ciała podstarzałej kobiety i epatowanie tym na scenie. Po co pani Doroto??? Zburzyła pani we mnie wspaniały obraz, który nosiłam. jedno wielkie rozczarowanie...

    • 18 73

    • Przecież to nie ona wybierała sobie strój...

      ...tylko zrobił to reżyser z twórcą kostiumów.
      A poza tym "epatowanie niedoskonałościami ciała". Serio? Może jestem ślepy, ale się nie dopatrzyłem tych niedoskonałości. Mam od pani Doroty 15 lat mniej, ale nie uważam, by miała powód czegokolwiek się wstydzić :)

      • 38 0

    • po co dlaczego ?

      nie rozumiesz, zostań w domu.

      • 7 1

  • Rewelacyjne przedstawienie, ale publiczność niestety pomyliła spektakle

    Bardzo trafna recenzja i opinie osób, które widziały przedstawienie. Rewelacyjna gra wszystkich aktorów wystepujących na scenie.
    Osobiście byłam zażenowana reakcją cześci widowni, która była chyba przekonana, że sztuka jest komedią, reagując szczerym śmiechem, w miejscach dających raczej do myślenia, a nie do zabawy.

    • 42 7

  • :( (4)

    siedząc na premierze myślałam sobie: matko , ci wszyscy ... kobiety +65 z koralamim, mężczyźni +65 w garniturach (większość na widowni !!) przeżywają katusze, ale ja także .... takich wulgaryzmów dawno nie słyszałam !!!, doświadczyłam słownika z rynsztoku w teatrze!!!!, a nie na "ulicy" Nie polecam!!!,idę zaznać sztuki na "wysokim C" a przez 1,5 godz. słcuham takich bluzgów.... ech.... nie polecam, nie polecam, nie polecam....Zdecydowanie, to nie mój teatr!!!, ale większości chyba tez się nie podobało, zewząd słychać było krytyczne głosy i oklaski....bardzo mierne!!!

    • 21 71

    • A ja bym chętnie poszedł, ale nie udało mi się kupić biletów. (2)

      Drodzy zniesmaczeni teatrem staruszkowie nie blokujcie miejsc na widowni ludziom, którzy potrafią docenić sztukę.

      • 12 6

      • Dokładnie, zniesmaczone wszystkim dziadki powinny siedzieć w domu ...

        ...dajcie nam, młodym, możliwość obejrzenia czegoś, do czego wy w swoim wieku macie już tylko obrzydzenie.

        • 9 5

      • Kino niemieckie

        Goliznę obejrzeć można w "dobrym kinie niemieckim" ale nie w teatrze.

        • 4 0

    • byłam, choć nie mam 65+, to potwierdzam tą opinię. Do tej pory Pani Kolak robiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, ze ma klasę i ją trzyma. Niestety, co co zaprezentowała, bardzo mnie rozczarowało. Sztuka przedstawiona w taki sposób, że do końca nie wiadomo, jaka jest główna myśl, przesłanie. Chyba, że to miało być adoracja pijaństwa, przekleństw, golizny, seksu. Po raz kolejny jestem teatrem wybrzeze mocno rozczarowana

      • 5 9

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane