• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Proces w sprawie porwania polskiego gangstera w Hiszpanii odroczony. Oskarżony gdzieś zniknął

Piotr Weltrowski
21 kwietnia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Zarzut dla podejrzanego o zabójstwo w Holandii
Dwóch spośród oskarżonych wciąż przebywa w areszcie, pozostali odpowiadają z tzw. wolnej stopy. Dwóch spośród oskarżonych wciąż przebywa w areszcie, pozostali odpowiadają z tzw. wolnej stopy.

Przed gdańskim sądem miał się we wtorek rozpocząć jeden z ciekawszych procesów ostatnich lat. Sześciu mężczyzn oskarżono o porwanie w Hiszpanii trójmiejskiego gangstera, w tle były narkotyki, zabójstwo i "wypadek" w więziennej celi. Proces się nie zaczął, bo do sądu nie dotarł jeden z oskarżonych. Przed salą pojawiły się plotki, że się ukrywa.



Sądzisz, że oskarżonych uda się skazać za porwanie "Artusia"?

O samym procesie prokuratorzy mówią "trudny", zaś obrońcy oskarżonych - "ciekawy". Wszystko przez to, że porwanie, za które odpowiadać ma sześciu oskarżonych, przypomina scenariusz filmu kryminalnego, Dodatkowo dwaj główni bohaterowie tej historii - porwany i zleceniodawca porwania - już nie żyją.

Pierwszy z nich to Artur B., ps. "Artuś", w poprzedniej dekadzie osoba powszechnie znana w środowisku przestępczym Trójmiasta, a zwłaszcza wśród osób zajmujących się obrotem kokainy. Zdaniem niektórych świadków ten mieszkaniec Gdyni był koordynatorem dostaw narkotyków z Ameryki Południowej do Trójmiasta i innych części kraju.

W 2006 roku, wiedząc, że po piętach depcze mu policja, uciekł z Polski. Ukrywał się kolejno w Ameryce Południowej, Holandii i Hiszpanii. Tam właśnie, w kwietniu 2012 roku, zatrzymano go i deportowano do kraju. Nie doczekał jednak procesu - zmarł w szpitalu w Bydgoszczy, do którego przewieziono go z Zakładu Karnego w Sztumie. Tam, w całodobowo monitorowanej celi, doszło do nieszczęśliwego wypadku: "Artuś" wstawał z pryczy, potknął się i upadł, uderzając głową w ścianę. Nabawił się urazu mózgu, który doprowadził do jego śmierci.

Drugim z głównych bohaterów tej historii był Dariusz R., ps. "Rusił". To również postać znana niegdyś w gdyńskim półświatku. Niegdyś, gdyż jego ciało holenderska policja odkryła w październiku 2008 roku w walizce wyłowionej z kanału w Amsterdamie. Z jego śmiercią policja łączyła zresztą "Artusia". Śledztwo w tej sprawie jest wciąż prowadzone, chociaż Artura B. - z oczywistych przyczyn - wyłączono już z postępowania.

Nie zmienia to faktu, że prokuratura jest przekonana, że zabójstwo Dariusza R. było odwetem Artura B. - i tu wracamy do procesu, który rozpocząć miał się we wtorek - za jego wcześniejsze porwanie dla okupu.

Według świadków obaj mężczyźni znali się i "robili ze sobą różne interesy", z reguły sprzeczne z prawem. Według prowadzących śledztwo Artur B. miał wobec Dariusza R. dług w wysokości około 500 tys. euro. Winny był też pieniądze innym osobom. To właśnie miało być motywem porwania.

Czytaj więcej o porwaniu "Artusia"

Brać w nim udział mieli - poza "Rusiłem" - Jacek W., ps. "Samuraj", Marek Sz., Bogdan G., Łukasz D., ps. "Czosnek", Jacek P., ps. Nosek, Arkadiusz B. oraz wciąż ukrywający się Bogdan W.

Wszyscy oni, poza ostatnim oraz nieżyjącym już "Rusiłem" stanąć mieli we wtorek przed sądem. Pojawiło się jednak tylko pięciu z nich, gdyż - odpowiadający z wolnej stopy - Bogdan G. do sądu nie dojechał, nie odebrał też zawiadomienia. Jeszcze przed początkiem rozprawy przed salą pojawiły się pogłoski, że mężczyzna ukrywa się. Oficjalnie nikt ich nie potwierdził, ale reprezentujący go prawnik przyznał, że nie miał ze swoim klientem żadnego kontaktu.

Sąd ostatecznie postanowił odroczyć odczytanie aktu oskarżenia i raz jeszcze spróbować dostarczyć Bogdanowi G. zawiadomienie o terminie rozprawy. Nie jest jednak wykluczone, że - jeżeli faktycznie mężczyzna się ukrywa - konieczne będzie wyłączenie go z procesu i przeprowadzenie przewodu tylko z udziałem pozostałych oskarżonych.

Za co konkretnie odpowiadają? Według prokuratury uprowadzili Artura B. i przetrzymywali go, a dodatkowo dokonali rozboju - przy użyciu broni palnej - na jego konkubinie, Kai K. Mężczyźni są też oskarżeni o przywłaszczenie sobie biżuterii, laptopów, aparatów cyfrowych, kamery i pieniędzy, które znaleźli w domu "Artusia".

Co ciekawe, sam Artur B. do końca swego życia zaprzeczał, że kiedykolwiek był porwany i uwolniony po opłaceniu okupu. Tak samo postępowała - póki jej konkubent żył - również Kaja K. Dopiero po śmierci mężczyzny zeznała to, o czym inni świadkowie i podejrzani mówili już znacznie wcześniej.

Do porwania dojść miało 14 lutego 2008 roku, w walentynki. Kaja K. wynajmowała z Arturem B. dom w prowincji Alicante. Kobieta była wówczas w trzecim miesiącu ciąży. Para spędziła wieczór na romantycznej kolacji we włoskiej restauracji. "Artuś" i jego konkubina wrócili z niej około północy i zatrzymali samochód przed domem. Kiedy z niego wysiedli, usłyszeli okrzyk "policja", po czym napadło na nich kilka osób.

Kobieta twierdzi, że jeden z "policjantów" najpierw próbował ją przesłuchać (posługiwał się językiem hiszpańskim, tłumaczył, że działa w ramach śledztwa dotyczącego handlu narkotykami), a później - ze względu na to, że była w ciąży - pozwolił jej się położyć w sypialni. Kiedy "policjanci" zniknęli, Kaja K. otrzymała sms-a z informacją, że jej konkubent został porwany. Kazano jej też czekać na kolejne informacje.

Następnego dnia zatelefonował do niej znajomy Artura B. - Wiesław K., ps. "Lakiernik", który powiedział jej, że wszystkim się zajmie. W pierwszej kolejności polecił kobiecie natychmiast wyjechać z Hiszpanii, co też uczyniła wracając do rodzinnego Fromborka.

Cały czas utrzymywała kontakt z Wiesławem K., który informował ją, że pertraktacje są na najlepszej drodze i można już zbierać pieniądze na okup. Pieniądze - 500 tys. euro - zostały przygotowane przez Marka Z., znajomego Artura B.

Przekazanie okupu odbyło się w ten sposób, że Roman K., wraz z Markiem Z. na polecenie porywaczy pojechali samochodem z otwartym dachem autostradą w kierunku Walencji. Po około 5 minutach od wjazdu na autostradę, otrzymali telefonicznie polecenie zatrzymania się na moście i zrzucenia pieniędzy, które przewozili w plecaku. Pod mostem znajdowała się polna droga.

Artura B. nie uwolniono jednak od razu. Porywacze zażądali najpierw dodatkowych 150 tys. euro. Dopiero po kilku tygodniach, kiedy zrozumieli, że dodatkowych pieniędzy nie otrzymają, zwolnili swojego zakładnika. Według kobiety Artur B. był wychudzony, miał ranę na czole, poobijane palce, spuchnięte i sine jedno kolano.

Porywaczom grozi do 15 lat więzienia. Jak twierdzi prokuratura, część z nich przynajmniej częściowo przyznała się do winy. Nie oznacza to jednak, że nie będą się oni bronić. Póki co, przed faktycznym rozpoczęciem procesu, ich obrońcy nie chcą zdradzać linii obrony, sugerują jednak... że porwanie mogło być sfingowane.

- Mój klient nie zaprzecza, że brał udział w wydarzeniach opisanych w akcie oskarżenia, chodzi jednak o ich interpretację, gdyż w jego ocenie nie było to porwanie - mówi Paweł Brożek, obrońca jednego z oskarżonych.

Na pytanie, czym był czyn jego klienta, jeżeli nie porwaniem, odpowiada zdawkowo, że wolałby, aby z wyjaśnieniami jego klienta najpierw zapoznał się sąd, a nie opinia publiczna.

Można jednak przypuszczać, że oskarżeni, a przynajmniej ich część, będą się starali przekonać sąd, że w rzeczywistości porwanie było przedstawieniem ukartowanym wspólnie przez "Artusia" i "Rusiła", a miało na celu wyłudzenie pieniędzy od innych spośród ich "biznesowych" partnerów. Takie tłumaczenia pojawiały się bowiem już wcześniej w trakcie śledztwa.

Opinie (52) 5 zablokowanych

  • Pracuje w FBI oddzial San Diego i powiem wam rodacy ze wasz wymiar sprawiedliwosci to joke (9)

    • 40 21

    • Zmykaj już od komputera odrabiać lekcje.

      • 47 6

    • joo i tez myslisz jak twoj szef? :D

      • 12 4

    • Chyba San Franokio, detektywie Pinokio ;)

      • 23 1

    • wasz jest lepszy to fakt
      bez sądu wysyłacie wojsko i mordujecie jak w przypadku Osamy
      lub jak w przypadku domniemanych "terrorystów" bez wyroku sądu torturujecie ich w podległych sobie koloniach

      • 4 5

    • potwierdzam

      IP ma z kompa speca od holocaustu

      • 10 0

    • Juro chyba piszesz testy gimnazjalne z matematyki

      wiec raczej powtórz sobie materiał,a nie fantazjuj na forach:)

      • 7 0

    • Powiem Ci że Twój kraj to joke

      tak jak nasz. taka marna prawda.

      • 0 0

    • Wkrecona w watek

      Przecież w szpitalu odszedł, więc chyba nie ma możliwości Sfingowanej śmierci?

      • 0 0

    • Ty pracujesz w PUC powiatowy urząd cfeli

      Masz polski paszport??? Jak tak to , jest to twój wymiar również !!! A jak nie masz to znaczy że zrzekleś się obywatelstwa polskiego i jesteś g*wnem cfelonym !!! PS. Wymiar usa jest gorszy niż polski bo zabija niewinnych i trzyma niewinnych po 40 lat w wiezieniu !!!! Tysiące osób w USA skazanych na karę śmierci było / jest niewinnych !!!

      • 0 0

  • niesamowite

    kto by przypuszczał że zniknie???!!!
    w tym kraju mnie już nic nie zdziwi

    • 31 0

  • No to pisać teraz: kto kogo zna i kto jest wiekszy konfitura.

    Cfaniaczki z wielkiej paczki...
    i ja ci teraz pokażę bo znam tego i tego.

    • 18 4

  • "Tam, w całodobowo monitorowanej celi, doszło do nieszczęśliwego wypadku" (9)

    czy naprawdę macie czytelników za de*ili czy tylko powtarzacie komunikat jakiegoś rzecznika ZK, który to rzecznik ma ludzi za de*ili?

    • 53 3

    • Duch święty w twojej osobie wie lepiej, co i jak było?

      • 2 15

    • ...czyli nie potrafisz odczytać między wierszami ukrytej ironii?

      • 10 0

    • To i tak subtelnie...

      mógł przecież plecami przewrócić się na nóż.. i tak piętnaście razy.

      • 23 0

    • (1)

      Niestety to jest prawda, Artuś głodował miał bulimie i nie przyjmował pokarmów tygodniami. Wstał z pryczy i miał tak mało siły że rąb..ął głową o ścianę, na portalu był nawet filmik z tego z zamazaną twarzą.

      • 5 2

      • Biedny Bartus :(. Az mi się zal chlopa zrobilo...

        • 4 3

    • On miał anoreksje i się objadał ... (3)

      robił to wbrew sobie i innym zasadom min wieziennym ,szkoda chłopaka...:( młody i przystojny nawet ponoć był( tak Kaja mówiła mi) a co z Baranem jego kolegą? też poszedł na koronnego? czy zwykła 60?

      • 2 3

      • baran??? kim był ten troglodyta o tak ciekawej ksywie;) (2)

        • 4 0

        • to był Gdyński Don Juan podobno ,trochę grubasek ale przystojny ;)

          • 2 1

        • swietnie ssał pod delikatesami na unruga;)

          • 11 0

  • ot historia

    w gangstera się nie trzeba było bawić

    • 13 1

  • (1)

    Prawdziwą mafie to ja widziałem kiedyś na jednej z Gdańskich dzielnic jak duże pseudonimy siedziały przy jednym stole a także w Hamburgu bossa nad bossy mafii europejskiej pewnego Albańczyka.

    • 1 8

    • Tylko Artus

      To nie jakiś tam gangsteR facet był w top 10 najbardziej poszukiwanych.Mieszkał na moim osiedlu i to był niezły świr.

      • 1 3

  • hoho... (1)

    faktycznie ta sprawiedliwość niezbyt ruchliwa... Pewnie to już bezzębne dziadki ta gangsterka. |Ze wstydu nawet nie pisza w którym to było roku

    • 6 0

    • Przecież jest podane,że 2008 roku, ale...jak ktoś czyta tylko pierwszy akapit to co tu się dziwić.

      • 0 0

  • szkoda czasu na takie parchy

    utylizacja odrazu

    • 9 2

  • (1)

    A kto przejął kontakty artysta w Hiszpanii ?

    • 5 1

    • Artusia

      • 1 0

  • (2)

    "Artuś" wstawał z pryczy, potknął się i upadł, uderzając głową w ścianę. Nabawił się urazu mózgu, który doprowadził do jego śmierci.''

    hehe dobre :)

    a moze pan sr*nkster wiedzial za duzo

    • 15 0

    • Szczescie w nieszczesciu, ze mial mozg.

      • 5 2

    • Jojo

      Po tylu latach wy nic nie wiecie.piotr bruniecki go wystawil bo za malo mila

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane