• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rzucić karierę i uczyć własne dzieci, czyli szkoła i dom w jednym

Marzena Klimowicz
16 maja 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 
Szkoła to nie tylko egzaminy i stres, ale także zabawa i nawiązywanie przyjaźni. Szkoła to nie tylko egzaminy i stres, ale także zabawa i nawiązywanie przyjaźni.

Zrezygnować z pracy i zostać w domu, by uczyć swoje dzieci? Dla wielu to nie do pojęcia. Jednak w Polsce rośnie liczba tych, którzy decydują się na edukację domową swoich dzieci. Psycholodzy ostrzegają - dzieci uczone w domu przez rodziców mogą wyrosnąć na aspołecznych samolubów.



Tak rodzina Piotrowskich z Gdyni uczy się w domu.

- Chciałam im pokazać świat, więc uczę swoje dzieci sama w domu. W szkole by tego nie miały - mówi Marzena Reszka, z wykształcenia fizyk, mama dwóch chłopców w wieku 10, 11 lat i kilkuletniej dziewczynki, która zabrała dzieci ze szkoły i sama uczy je w domu. - Odwiedziły już tyle ciekawych miejsc, wiele widziały. Najpierw zdecydowałem, że będę je uczyła w klasach 1-3. Wtedy nie trzeba jeszcze w książkach siedzieć, więc pokażę im wszystko na żywo. Teraz są w 4 i 5 klasie, a edukacja domowa dalej się sprawdza - dodaje.

Dla pani Marzeny zwykła szkoła to nie tylko lekcje, ale także miejsce, w którym dziecko często po raz pierwszy spotyka się z przemocą, ma kontakt z alkoholem czy narkotykami. Dlatego żeby ustrzec dzieci przed niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nie w szkole, niektórzy rodzice porzucają pracę i przekształcają się w pełnoetatowego nauczyciela

Edukacja domowa...

- To mit, że dziecko w szkole się uspołecznia. Siedzi się w klasie mając przed sobą plecy kolegi. A po bokach siedzą inne osoby, z którymi nie wolno rozmawiać. Przerwa trwa krótko i podczas niej głównie zaspokaja się potrzeby fizjologiczne i rozładowuje trochę energię. I to wszystko - przekonuje pedagog, dr Marek Budajczak, wykładowca Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu i zarazem jeden z pionierów edukacji domowej w Polsce. Z żoną wspólnie edukował w domu swoje dzieci. - Myślę, że edukacja domowa to pełnoprawna alternatywa dla kształcenia szkolnego. Jeśli rodzic ma ochotę poświęcić swój czas i być do dziecka przywiązanym przez kilka lat niemal na okrągło, to czemu nie - dodaje.

Psycholog dzieci i młodzieży Anna Jankowska w ogóle nie zgadza się z tą opinią. - To szkoła jest miejscem, w którym dziecko uczy się współdziałania w grupie społecznej, przestrzegania reguł oraz zachowania zgodnie z przyjętymi normami. Ponadto w szkole dziecko ma szansę samodzielnie nawiązywać i podtrzymywać pozytywne kontakty z wybranymi rówieśnikami - często nawiązują się pierwsze trwałe przyjaźnie - przekonuje.

Część psychologów argumentuje jednak, że w wieku 6-7 lat dziecko ma większe potrzeby społeczne, niż tylko kontakt z rodzicami.

W Polsce jest raptem ok. 40 dzieci i młodzieży kształconych przez rodziców od "zerówki" do matury. W Wielkiej Brytanii liczba ta dawno przekroczyła sto tysięcy. W Stanach Zjednoczonych jest ich ok. już 2-3 mln.

Naukowcy, którzy opowiadają się za edukacją domową podkreślają, że najważniejszą zaletą tej formy kształcenia jest zindywidualizowane podejście do dziecka, co według nich nie jest możliwe w powszechnej oświacie. - W domu można tak przykroić działania edukacyjne by z jednej strony stymulować na to, czym dziecko dysponuje, a z drugiej by pokonywać ograniczenia i blokady. Do tego niektórzy rodzice cenią sobie konsekwencję wychowawczą, spójny system wartości, który mogą swoim dzieciom przekazać. Podczas gdy w szkole jest on rozchwiany - wylicza Marek Budajczak.

Czy jednak dziecko, które przez całe życie jest uczone w domu przez rodziców, nie potknie się na pierwszej przeszkodzie, jaką życie przyniesie? - Owszem, można powiedzieć, że jest to rodzaj cieplarnianego wychowu. Jednak nie to jest celem tej metody. Te dzieci też biegają po podwórku z rówieśnikami. Też przynoszą do domu sińce - zapewnia naukowiec.

Sceptyków niepokoi kwestia przygotowania merytorycznego: w jaki sposób rodzic przekaże wiedzę z wielu przedmiotów na różnych poziomach? - Badania naukowe w USA, gdzie edukacja domowa nie jest fenomenem, wykazały, że nie ma znaczenia, czy rodzic ma uprawnienia pedagogiczno - nauczycielskie, czy nie. Co więcej, nie ma też żadnego znaczenia czy ma on wykształcenie podstawowe czy doktorat - przekonuje Marek Budajczak.

Te argumenty nie przekonują psychologów. - Domowi edukatorzy zwykle nie mają wiedzy, ani praktyki związanej z pracą z dzieckiem ze specyficznymi trudnościami np. w uczeniu się. Kiedy takie dziecko dorośnie może mieć pretensje do rodzica, że w porę nie rozpoznało trudności i nad nimi nie pracowało - ostrzega Anna Jankowska.

Co o domowej edukacji sądzą sami zainteresowani: czyli dzieci i młodzież? - Pytałem dzieci, które odbyły edukację domową i nigdy nie spotkałem się z odpowiedzią że im się nie podobało. Ich życie nie różniło się od życia dziecka szkolnego. Te dzieci nie twierdziły, że przez edukację domową coś straciły - mówi Marek Budajczak.

Z kolei Anna Jankowska ma inne doświadczenia. - Znam czwórkę rodzeństwa, których mama uczyła w domu do pełnoletniości. Są wykształconymi ludźmi, ale jak sami podkreślają, teraz jako osoby dorosłe, są świadomi tego, że w dzieciństwie pozbawieni zostali czegoś bardzo ważnego. Do dziś mają duże trudności w poznawaniu nowych osób i nawiązywaniu przyjaźni. W zasadzie przyjaźnią się tylko ze sobą i innymi członkami ich rodziny - ostrzega psycholożka.

Marzena Reszka, edukator domowy trójki dzieci.

- Ile czasu zajmuje pani uczenie dzieci?

- Czasu nie dzielę na pracę i dom, bo w domu jestem przez cały czas. Typowo podręcznikowej pracy jest dziennie od 3 do 4 godzin. Potem zaczyna się ciekawa praca z dziećmi - gdzieś z nimi jedziemy - niedługo na Wyżynę Krakowsko - Częstochowską. Tam przerobimy kawał wiedzy z historii, geografii i geologii. Sama nie wiem co jeszcze wyjdzie.

- Spoczywa na pani ogromny ciężar przekazania odpowiedniej wiedzy.

- Na razie daję sobie radę z nauczaniem. Jestem z wykształcenia fizykiem, więc ze ścisłymi przedmiotami nie mam problemów. Nadrabiam natomiast przedmioty humanistyczne. Jeśli ktoś nie czuje tego i wie,że nie podoła, to odradzam, bo to ciężka praca.

- A co z uspołecznieniem? Dzieci nie mają problemów w kontaktach z rówieśnikami?

- Chłopców zapisałam do ZHR-u i tam mają przyjaciół. Poza tym dzieciaki z podwórka u nas często odrabiają lekcje. To nie jest łatwe, ale widać wyniki. Dzieciak są bardziej przygotowane do życia, bo w domu na wszystko jest czas, na naukę gotowania, sprzątania, poza oczywiście lekcjami.

- Zamierza pani kontynuować edukację domową swoich dzieci?

- Jeszcze nie wiem.

Opinie (181) 3 zablokowane

  • Wychowac, socjalizowac czy uczyc?

    3 rozne pojecia:

    Wychowanie to ten pierwszy etap, gdzie nikt rodzicow nie zastapi.

    Socjalizacja - to nauka zycia w spoleczenstwie. Polska szkola ma plusy - czlowiek wychodzacy ze szkoly zetknal sie (nieraz bolesnie) z roznymi rodzajami ludzi i srodowisk - od bandytow po rozpuszczona mlodziez. Po 10 - 30 latach te znajomosci potrafia zaprocentowac. Chocby zwyklym zrozumieniem, co sie dzieje wokol niego.

    Nauka - przyswajanie wiedzy i umiejetnosci. Masz duzo racji co do polskiej szkoly, zarowno kadry jak i tresci jakie przekazuja ("oferty edukacyjnej"), ale teraz mozesz tez wybrac miedzy szkolami prywatnymi i spolecznymi. Uczenie samemu dziecka w domu? Mozna i trzeba, przeciez i tak to robimy, a takze zalatwiamy korepetycje, bo polska szkola rowna do najnizszego wspolnego mianownika w klasie...

    Jak sie pomiesza te trzy pojecia, to bardzo latwo sie pogubic w argumentacji.

    Pozdrawiam

    • 0 0

  • Dzieci uczą się same i chętnie, dopóki ktoś nie wbije im do głowy, że nauka to coś, co można oceniać (1)

    Dzieci od urodzenia uczą się non-stop. Nikt nie zmusza ich do tego, by się podnosiły, by wstawały, by chodziły, by uczyły się mówić. To ich naturalna potrzeba, to coś, co daje im poczucie radości i zadowolenia z siebie, buduje poczucie własnej wartości. Później dzieci zadają mnóstwo pytań, właściwie o każdą rzecz, którą widzą wokół siebie, są chętne, by zmywać naczynia, wrzucać rzeczy do pralki, wieszać je na suszarce, odkurzać zamiatać. Często tylko nasz sprzeciw i odsyłanie ich do zabawy - 'Idź się teraz pobawić, bo nie mam czasu, muszę szybko ugotować, wyprać, posprzątać' - sprawia, że dzieci czują się niedowartościowane, a później mamy pretensję, że uciekają od obowiązków i nie chcą pościlić swojego łóżka. Podobnie jest później. Jeśli dziecko ma zapewnione odpowiednie warunki do nauki: ciekawe książki, filmy edukacyjne, wycieczki, możliwość odwiedzania galerii, muzeów, chodzenia na koncerty, kabarety, do teatru, kina, na spotkania ze znanymi ludźmi, jeżdzenia na wycieczki, to jest to naturlany sposób w jaki dziecie się uczą. Choćby nauczycielem był profesor, to nie zmieni to faktu, że dziecko musi poświęcić własny czas, by daną wiedzę przyswoić i zapamiętać, by sięgnąć po książkę i ją przeczytać. Robienie tego pod przymusem, ma taki efekt, że wiedzę zdobywa się nie dla siebie, ale dla kogoś, by zaliczyć sprawdzian i zapomnieć. Dzieci nie mają prawa uczyć się na błędach, a to podstawowa forma nauki od urodzenia. W szkole błąd uważany jest za coś strasznego, lepiej nie próbować niż popełnić błąd.Dzieci potrafią i chcą uczyć się dla siebie, a zadaniem takich rodziców edukujących domowo jest zapewnienie im odpowiedniego środowiska, o którym pisałem wyżej i omawianie podstaw, które dziecko znać powinno. Za ich wypełnienie odpowiedzialne jest dziecko, tak by pod koniec roku zdać ustawowy egzamin z każdego przedmiotu. Sytuacja szkolna sprawiła, że nauka staje się przymusem i ciężkim zadaniem, a nie radością poznawania świata i chęcią dowiedzenia się o nim jak najwięcej.Socjalizacja w szkole, ulubiony argument wielu, ma wiele odcieni, tak jak wiele odcieni może mieć socjalizacja w edukacji domowej. Po pierwsze w życiu dorosłym rzadko występuje sytuacja, że żyjemy w gronie swoich rówieśników. W pracy są osoby w różnym wieku, w domu mamy osoby w różnym wieku dlatego warto umieć nauczyć się żyć z osobami w różnym wieku, od noworodka do ludzi w sędziwym wieku. Rodzina Piotrowskich zaznacza, że nie izolują się od świata, ich dzieci uczęszczają na różne zajęcia, spotykają się z dziećmi, jak wszystkie dzieci wychodzą na podwórko. Mogą też włączać się w różne ciekawe zajęcia, jak np pomaganie w zakupach starszej osobie z sąsiedztwa, pomoc w opiece nad niemowlęciem. Teraz, kiedy większość dzieci w szkole podstawowej jest do szkoły podwożone przez rodziców i z niej odbierane, dzieci nie mają już nawet tego czasu na spacer do i ze szkoły, który ja akurat z moich czasów szkolnych wspominam najlepiej. Dziecko w starszych klasach szkoły podstawowej spędza w szkole ok 6-7 godzin dziennie, po czym wymaga się od niego, by spędziło kolejne 3 w domu i w końcu się czegoś nauczyło. To w takim razie, na co przeznaczony był ten czas w szkole? Edukacja domowa to bardzo ciekawa alternatywa dla edukacji szkolnej i myślę, że warto przeczytać na ten temat więcej zanim wypowie się kąśliwe uwagi, czy bezpośrednio rzuca obelgi w stronę rodziny. Dobrym źródłem mogą być badania na temat edukacji domowej w krajach, w których jest ona czymś powszechnym, np w USA. Edukacja domowa to też na pewno zadanie niezwykle trudne i wymagające niebywałej umiejętności planowania czasu i obowiązków dlatego wszystkim którzy się tego podejmują życzę wytrwałości.

    • 5 1

    • Zgadzam sie z toba, ale stosuj akapity. Prosze.

      • 2 0

  • powszechne szkolnictwo to wynalazek XIX? wieku

    Dlatego przez tysiąclecia dziejów ludzkosci każda jednostka była aspołeczna.

    • 2 0

  • To nie ma sensu ... (1)

    Gdzie mi się dzieciaki zapiszą w Naszej Klasie ???

    • 0 2

    • eee tam

      Nasza Klasa jest do d... jedyne co można robić to oglądać fotki typu "A to moja super rodzinka" , "Mój nowy samochód", "Moja córcia pięknie zjada zupkę", "Moje super wesele na 200 gości" , "Mój nowy mąż", "Ja i Ferrari, które stało w Londynie".

      Poróbcie lepiej konta na Myspace

      • 2 0

  • Pani Annie Jankowskiej radziłabym poczytać o wartości dowodu anegdotycznego. To, że jedna Pani drugiej Pani naopowiadała jak to ktoś jej powiedział, że... niczego nie wnosi do dyskusji.

    • 1 0

  • "Ostrzega psycholożka" :)

    Ciekawe ,że nazwa psycholożka wywołuje u mnie jedynie politowanie i zażenowanie.Rada i ostrzeżenia udzielone przez "psycholożkę" :) podobnie.

    Dowodem na degenerację i upadek zawodu jest jego feminizacja...

    Drogie psycholożki i pedagogiczki teraz już tylko czekamy na hydrauliczki, stolarki i spawaczki. Swoją drogą stoczniowec i stocz**ka.?

    • 1 1

  • szkoła.....

    to tylko zbiór wielu małych osóbek, nauczyciele nie radzą sobie z 30 dzieci, gdyby klasy były po 10 osób, to wszyscy bylby zadowoleni a dzieci otrzymały wiedzę w przystępny sposób. a nie tak jak również ja miałam, przez 12 lat, nie zdążyłeś na lekcji, to się dalej ucz w domu... nie zrozumiałeś, to szoruj na korepetycje, bo nikt Tobie w szkole nie wytłumaczy-a na dodatkowe godz nie ma kasy... nasze szkoły pozostawiają jeszcze więcej do życzenia, niż kiedyś. rodzice muszą pracować, więc nigdy e. domowa nie będzie rozpowszechniana-bo teraz nie ma takich tendencji. a do póki nauczyciele nie będą współpracować z rodzicami a rodzice z nauczycielami, to w szkołach będzie bałagan. niestety często żadna ze stron nie chce się ugiąć, i wtedy jest trudno.
    mnie szkoła, aż ak do życia nie przygotowała-raczej mama, a argument, że dzieci łatwiej nawiązują kontakt z równieśnikami... to troszkę mit, bo jak liderzy klasowi orzekną, ze oni są "a" a ktoś "b", to na ogół, to się ciągnie do końca szkoły, a w nowej szkole dziecko "b" ma trudności z otworzeniem się na relację z innymi.
    co do gimnazjów, to niestety była to beznadziejna decyzja, aby takie szkoły powstały. bo nastolastkowie takk naprawdę zostali, zostali pozostawieni sami sobie, i tak naprawdę "wsadzenie" ich do takich szkół, było tylko pogłebieniem kryzysu w jakim znajduje się zbuntowany nastolatek. nie mówiąc o tym, że gwałtownie obniżył się poziom:(co mnie najbardziej zasmuca, bo coraz mniej się stymuluje dzieci do myślenia i pracy-ten proces zaczynają rodzice, przez zastępowanie swoich relacji z nimi, dobrami materialnymi itd.
    wydaje mi się, ze w e. domowa nie może być wybrana tylko po to aby dziecko uchronić przed złem, albo żeby cały czas je mieć przy sobie. chodzi o lepszą edukacje, ale trzeba dziecku zapewniać kontakt z dzićmi- a jest wiele takich zajęć.
    jestem mamą, która za niedługo będzie musiała podjąć decyzję, czy samej uczyć czy do szkoły oddać- narazie jestem na drodze poszukiwania i rozmów z mądrzejszymi ode mnie osobami... nie wiem co zdecyduje...
    trzeba poznać wyszstkie "za i przeciw"... a takie chwalenie szkoły, nie jest dobre, bo wszyscy byliśmy w szkole i dobrze wiemy jak było!!a z drugiej strony nie można w e. dmowej polegać na samym sobie(przydałby się kurs przygotowawczy dla takich rodziców).
    e. domowa to poświęcenie swojego czasu dzieciom, w pełnym wymiarze... jak na dzień dzisiejszy nie wiem, czy będzie mnie na to stać... bo potrzeba dużo samozaparcia, determinacji, konsekwencji i miłości... bo najtrudniej jest uczyć swoje dzieci... i nie oszukujmy się, łatwiej obarczyć, kogoś tym obowiązkiem.
    dlatego może lepiej nie wrzucać wszytkiego, do jednego worka... zawsze będą plusy i minusy szkoły i e. domowej... ponieważ jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas popełnia błędy.
    pozdrawiam

    w pełni popieram tą opinie

    • 0 0

  • Moi najlepsi przyjaciele pochodzą ze szkolnej ławy ! Nikt mi nie wmówi , że trzymanie dziecka pod kloszem w domu jest dla niego dobre !

    • 0 0

  • Od września podejmuję naukę domową naszego syna - zerówkowicza. Decyzję podjęliśmy po 2 latach chodzenia dziecka do przedszkola. Stwierdzam, że rezygnacja z placówki wyszła mu tylko na dobre. Stał siębardziej radosny, otwarty na ludzi, podążanie za jego ciekawością świata jest naprawdę fantastyczną podróżą dla nas wszystkich. Owszem wymaga więcej pracy, ale zalety rzebijają wszystkie ewentualne problemy. Dzieci edukowane domowo wcale nie są separowane od rówieśników. Ośmielę się nawet stwierdzić, że ich kontakty są bardziej efektywne, bo nie odbywają się na lekcjach, a których siłą rzeczy kontakty takowe są zabronione, ani na przerwach (dzielonych między załatwianie potrzeb fizjologicznych, krótkie rozmowy, ukrywanie się przez szkolnymi gangami etc) Sami powiedzcie, ile czasu po szkole spędzaliście na rozmowie o szkole? Nasz syn ma mnóstwo przyjaciół, młodszych i starszych, z którymi potrafi rozmawiać w oszystkim, o czym rozmawiają dzieci w ich wieku - nijak od nich nie odstaje. Lui dzieci i jest lubiany. I czy do tego naprawdę potrzebny jest przymus siedzenie kilku godzin w ławce?

    • 0 0

  • zero przemocy ośmieszenia i poniżenia,którego ja doznaje..

    no wspaniałe wideo jak bym miala dzieci to pewnie bym tak zrobila i sama bym chciala mam za msc 18 lat...

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane