• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szkolne kieszonkowe - dawać, czy nie?

Katarzyna Mikołajczyk
22 października 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Zanim zaczniemy zastanawiać się, czy uszczęśliwiać dziecko pieniędzmi na "szkolne, drobne wydatki", powinniśmy uświadomić sobie, że dla niego drugie śniadanie przygotowane przez rodzica jest często o wiele lepsze niż najpyszniejsza nawet kanapka kupiona w szkolnym sklepiku. Zanim zaczniemy zastanawiać się, czy uszczęśliwiać dziecko pieniędzmi na "szkolne, drobne wydatki", powinniśmy uświadomić sobie, że dla niego drugie śniadanie przygotowane przez rodzica jest często o wiele lepsze niż najpyszniejsza nawet kanapka kupiona w szkolnym sklepiku.

Kiedy dziecko zaczyna przygodę ze szkołą, robi duży skok w nowego rodzaju samodzielność. Nie jest już pilnowany jego każdy krok, jak to miało miejsce w przedszkolu, a swoboda na przerwach bywa wielką próbą. Czasem, wśród wszystkich wyzwań natury społecznej, pojawia się jeszcze jedno: kontakt z pieniędzmi i odpowiedzialność za własne wydatki.



Czy dajesz dziecku pieniądze do szkoły?

W pierwszych klasach szkół podstawowych uczą się już sześciolatki - jedne mniej, drugie bardziej gotowe na szkołę i związane z nią przeżycia. Ciężko jednak mówić w przypadku tak małych uczniów o odpowiedzialności za szkolne wydatki. Weźmy np. szkolne sklepiki, które często kuszą maluchy asortymentem niekoniecznie zgodnym z zasadami zdrowego odżywiania, za to znakomicie wpisującym się w dziecięce wyobrażenia o udanych zakupach.

Dlatego często zastanawiamy się, czy rodzic powinien razem z przygotowanym drugim śniadaniem dawać dziecku pieniądze do szkoły na jakieś "drobne wydatki"?

- Nie daję córce pieniędzy do szkoły, bo kilka razy zamiast kupić coś do picia (nie zdążyłyśmy kupić wody po drodze do szkoły) nakupowała sobie słodyczy za całą kwotę, którą ode mnie dostała. Pech chciał, że nie miałam drobnych. Reszty oczywiście nie zobaczyłam, ale była to dla mnie nauczka - przyznaje Małgorzata, mama czwartoklasistki Julki, uczennicy Szkoły Podstawowej nr 12 w Gdyni. - Teraz daję pieniądze tylko w wyjątkowych sytuacjach i mam świadomość, że moja kontrola nad tym, co się z nimi dzieje jest ograniczona.

Asortyment szkolnych sklepów jest zróżnicowany, ale w większości królują nadal niezdrowe napoje, słodycze i chipsy. Podobnie jest z automatami, w których najwięcej jest tego, co najlepiej się sprzedaje, czyli batoników. Oparcie się pokusie, jaką jest kupienie słodkości - szczególnie, gdy inne dzieci korzystają z tego przywileju, bywa dla malucha za trudne.

- Decydując się na dawanie do szkoły pieniędzy powinniśmy mieć pewność, że dziecko jest gotowe, by korzystać ze związanej z tym swobody zakupów - mówi Magdalena Zmuda-Trzebiatowska, psycholog dziecięcy z Gdyni. - Zważywszy na asortyment szkolnych sklepików warto wcześniej wyedukować malucha podczas wspólnych sprawunków, jasno mówić o tym, co kupujemy, bo jest smaczne i zdrowe, a czego unikamy. Oczywiście kwoty, które dziecko bierze ze sobą, powinny być adekwatne do jego wieku i odpowiedzialności, którą jest ono w stanie udźwignąć.

Rodzice wspominają np. sytuacje, gdy malec tak zachłysnął się wolnością, że podbierał pieniądze nawet ze swojej skarbonki, żeby w szkolnym sklepiku "stawiać kolejki" kolegom z klasy. Ci z kolei, czując się zobowiązani do rewanżu, prosili o pieniądze rodziców i wówczas zazwyczaj sprawa wychodziła na jaw. Dzieci chcą też naśladować kolegów, którzy dysponują gotówką do wydania w automacie ze słodyczami. Dlatego coraz częściej rodzice domagają się usunięcia takich maszyn.

- Wolelibyśmy sklepik ze zdrowymi przekąskami. Niektóre dzieci są wręcz uzależnione od zakupów w szkolnym automacie - konstatuje Iwona, mama pierwszo- i trzecioklasistki w Szkole Podstawowej numer 1 w Gdańsku. - Ponieważ automat oferuje tylko niezdrowe rzeczy, nie daję córkom pieniędzy do szkoły, poza wyjątkowymi okazjami, kiedy wcześniej ustalamy, co mogą sobie za nie kupić.

Nawet jeżeli uznajemy, że nasze pociechy są gotowe do tego, by nosić kilka złotych w portmonetce, trzeba, abyśmy pamiętali, że żadne kupione smakołyki nie zastąpią troski, jaką okazujemy dzieciom pakując do tornistra pudełko z drugim śniadaniem.

- Dla dziecka ważniejsza niż pieniądze na zakupy w szkolnym sklepiku jest świadomość, że rodzice się o nie troszczą. Drugie śniadanie przygotowane przez mamę czy tatę w domu ma zupełnie inny charakter niż najpyszniejsza nawet kanapka kupiona w szkole - mówi psycholog dziecięcy Emilia Link-Dratkowska z gabinetu Psycholog dla Dziecka w Sopocie. - Co innego, gdy ustalimy z dzieckiem np. jeden dzień w tygodniu, gdy do szkoły zamiast śniadania dostaje pieniądze. To dobra okazja, by porozmawiać o tym, co warto za nie kupić i dlaczego, a sytuację potraktować jako trening odpowiedzialności i naukę dokonywania wyboru. Musimy jednak pamiętać, że trening odbywa się pod okiem trenera - dlatego nie oszukujmy się, że (często wygodne dla rodziców) wręczanie dziecku pieniędzy codziennie, by samo nauczyło się nimi rozporządzać może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Zamiast codziennie wyposażać małego ucznia w kilka złotych do wydania w szkolnym kiosku, naukę dysponowania pieniędzmi można rozpocząć od jednorazowych zadań.

- Lekcją na temat pieniędzy może być wyposażenie dziecka w niedużą kwotę np. na jednodniową wycieczkę klasową, szkolne wyjście do kina itp. - radzi Emilia Link-Dratkowska.

W takich okolicznościach maluch ma szansę sprawdzić, że nie może kupić wszystkiego, że niektóre pamiątki kosztują więcej niż ma w portmonetce, a on musi wybrać między np. watą cukrową a mieczem świetlnym.

Wbrew pozorom, nie wszystkie dzieci chcą mieć taką swobodę już w pierwszych latach nauki. Na niektórych nie robi wrażenia kupiony w sklepiku przez kolegę z ławki lizak, nie mają też ochoty martwić się o to, że zgubią pieniądze lub nie będą wiedziały, ile zapłacić.

- Kiedy maluch nie prosi o pieniądze do szkoły, nie dawajmy mu ich na siłę. Widocznie nie jest jeszcze gotowy, by zrobić samodzielne zakupy, a to co dla starszego ucznia jest przywilejem i źródłem radości, u niego spowodowałoby tylko niepotrzebny stres - mówi Magdalena Zmuda-Trzebiatowska. - Dziecko w świecie konsumpcji może czuć się zagubione, tym bardziej więc, kiedy mamy do czynienia z pierwszakiem, nie ma potrzeby rzucać go na głęboką wodę.

Miejsca

Opinie (63) 1 zablokowana

  • Dawać pieniądze. Niewielkie. (6)

    Nawet jeśli nakupuje słodyczy to tym lepiej. Można NAUCZYĆ, że nie na tym polega gospodarowanie pieniędzmi. Poza tym dziecko uczy się czym jest wartość, a czym jest cena.

    We współczesnym świecie nie da się żyć bez umiejętności gospodarowania pieniędzmi, a na błędach dziecko uczy się najlepiej.

    • 26 6

    • nic nie dawać, na wszytko jest czas w życiu. (3)

      Mimo tego, że nie narzekam na brak pieniędzy i mogę zapewnić dziecku wszelkie dogodności to uważam, że szeciolatek z kasą w szkole to przegięcie.
      Tylko słaby rodzic tłumaczy to cywilizacyjnym skokiem. Tak samo słaby psychicznie bije swoje dzieci i tłumaczy to "wychowaniem" i tradycją..

      Inteligentne dziecko zrozumie dlaczego nie dostaje pieniędzy do szkoły. Tak samo zrozumie dlaczego codziennie nie siedzi przed komputerem. U mnie tak to działa i jestem dumny z tego oraz mojego syna !!
      Ma kanapki, ma picie, ma deser. Wszytko czego potrzbuje do szkoły. Jeśli mamy ochotę wydać kasę w sklepiku robimy to razem po lekcjach.
      Siłę pieniądza pozna dopiero kiedy zacznie pracować w wakacje. Coś co leży w portfeliku nie ma dla niego żadnej wartości bo po prostu je dostał. Są tyle warte ile za to kupi lizaków i coli.
      Jeśli zapracuje dwa razy się zastanowi czy wydać od razu czy zbierać i na co.
      Taka subtelna róznica ale ma wpływ na postrzeganie siły pieniądza na całe życie.
      Szpanowanie przed kolegami oraz zapychanie się słodyczami niczego nie uczy a niestety do tego się to w więkoszci sprowadza. Nie ma to kompletnie nic wspólnego z gospodarowaniem.
      Gospodarowanie ma miejsce wtedy gdy dasz dziecku 100 zł i niech ma do końca miesiąca. Jesli ostatniego dnia zostanie mu 5 zł to możesz być z niego dumny.
      Tak czy inaczej powodzenia tym, którzy bezmyślnie dają kasę i komórki szeciolatkom.

      • 22 3

      • Cola lizaki a gdzie używki ?

        • 1 0

      • (1)

        no wlasnie, piszesz, ze nie zna wartosci pieniadza, bo je po prostu dostal. 6latek juz spokojnie moze "zarabiac". Np jedzie z toba na myjke i pomaga w myciu auta. Za to dostaje 2 czy 5 zl i tak ciula wieksza kwote. Nie polecam placenia za mycie, scielenie lozka czy wyprowadzanie psa, ale za ekstrasy, ktore nie sa jego obowiazkiem. Nie chodzi o to, zeby dziecku codziennie 10 do szkoly dawac, ale wlasnie raz w tygodniu, albo dac 5 zl kieszonkowego i zaproponowac pomnozenie pieniedzy, taka inwestycje, typu nie kupisz slodyczy, za tydzien dostaniesz 5 ekstra. Wiesz takie drobne kroczki, ktore naucza dziecka, ze kase mnozy sie przez oszczedzanie, a nie wydawanie na prawo i lewo. Moje dziecko jest mlodsze niz twoje, ale samo w sklepie potrafi kupic jakies rzeczy. Cos sobie wybiera, jakies chrupki, wode, lizaka, owoc, podaje, kasjerka kasuje, on daje np cale 5 zl, bo jeszcze nie potrafiloby kwoty z groszami uzbierac, dostaje reszte, ktora trafia do swinki na dalsze wydatki. Po pierwsze daje dziecku wolnosc wyboru. Po drugie ucze samodzielnosci i odpowiedzialnosci. Po 3 dziecko ma frajde, ze kupilo cos "samodzielnie", bo wiadomo, ze to cos musi byc ustalone, ale generalnie rozsadnie jak na malucha wybiera. I wybiega takie zadowolone ze sklepu, ze az milo patrzec. A pozniej przezywa przy rodzinie i znajomych co to ono nie kupilo. Tu naprawde nie chodzi o szastanie kasa, ani o trztymanie krotko, ale dziecko musi byc wprowadzane po woli w swiat pieniadze, wlasnie takimi drobnymi kroczkami typu raz na tydzien samodzielne "zakupy" w sklepiku szkolnym. Nawet jak sobie kupi paczka to co? W diecie musi byc i duzo warzyc owocow i paczek raz na jakis czas. Niech te dzieci tez maja cos od zycia, nie domawiajmy im wszystkiego. Wszystko z umiarem.

        • 8 7

        • Każdy będzie miał to co sobie odchowa.
          Jesli nie potrafisz wytłumaczyć dziecku, że w wieku 6 lat nie nosi się pieniędzy do szkoły to tylko twój problem.
          Jeśli musisz płacić dzieciakowi za mycie auta to współczuję...
          Gospodarowanie nie ma nic wspólnego z dzieciństwem. Daj palec będzie chciał ręki .. ale to ci wyjdzie dopiero jak bedzie miał 14-16 lat. Wtedy zobaczysz skutki dawania " małymi kroczkami " ... dzieci szybko się uczą ... błędów dorosłych !

          • 4 1

    • oczywiscie, ze dawac. I uczyc dzieci inwestowania. Jesli nakupi slodyczy to straci. Jesli zostawi sobie 5, to za koniec tygodnia dostanie druga 5, za ktora dolozy sobie do opragnionej zabawki. Albo wlasnie zbieranie i kupienie 50/50 upragnionej zabawki. Moje dziecko nie chodzi jeszcze do szkoly, ale juz je uczymy wartosci pieniadza. Wie, ktore sa "wazniejsze", papierki czy monety. Jestem jak najbardziej za. Pozniej mamy taki obrazek, ze nasze dzieci w przyszlosci maja wyklepana na blache wiedze, a nie potrafia sie poruszac w swiecie pieniadza, karty deb/kred., konta, inwestycji, nie wiedza jak kase z bankomatu wyplacic. Tu nie chodzi o to, zeby dziecko szkoli, ale od malego uczyc co jest wazne. A wazna jest wiedza jak gospodarowac pieniedzmi, bo niedlugo dzieci beda doroslymi i sami beda za siebie odpowiedzialni. Musza wiedziec, ze pieniazki nie rosna na drzewie i mama z tata nie zrywaja ich codziennie przed praca:)

      • 2 5

    • Przyznaj się, że dajesz bo nie dbasz... Zapewne dziecko nie je w domu śniadania i pewnie nie robisz mu kanapek do szkoły. Stąd ten zdrowy odruch u ciebie. Masz kaskę dziecko i kup coś sobie...
      Myślisz o swojej wygodzie a nie zdrowiu dziecka. Taka prawda. Tłumaczyć to nauką życia to dopiero podłość.

      • 1 0

  • (2)

    Naturalnie, że dawać ale przy okazji nakłaniać do pomnażania a nie wydawania :) Drobny handelek z kolegami da pozytywne rezultaty w przyszłości.
    Przy okazji czekam na ministra edukacji, który jednym pociągnięciem pióra wygoni ze szkół sklepiki i wszelką inną działalność komercyjną. Szkoła ma uczyć, wychowywać i karmić ale za pomocą szkolnej stołówki. Śniadanie i obiad o odpowiednich porach powinny przysługiwać każdemu uczniowi.

    • 22 8

    • Mój właśnie prowadzi taki drobny handelek po szkołach z kolegami.
      Chyba też tak zacznę bo już smyk ma lepszy samochód niż tata.

      • 9 2

    • Jak zlikwidują biznes na terenie szkół to zostaną tylko dilerzy a to już połowa sukcesu.

      • 1 2

  • My z mężem dajemy dziecku 5 dych na tydzień (dziecko 8 lat) (8)

    To wychodzi ok. 10,00 zł brutto na dzień, czyli za to może se kupić coś do picia, jakąś bułkę, batona na deser i jeszcze mu na hobby zostanie.

    • 7 48

    • (6)

      My dajemy 2 stówki co tydzień - dziecko 7 lat.
      Nie chcę by moje dziecko coś ograniczało, a zwłaszcza jakies papierki.

      • 9 11

      • ale dając 200 zł własnie je ograniczacie "papierkami"

        jeśli bez ograniczeń, daje się karty do waszych kont

        • 8 3

      • (4)

        ja daje dziecku 500 zl/tydz w jednym papierku, zeby nie zgubilo. Nie moze glodowac i bidowac.

        • 17 0

        • To ja zacznę dawać od dziś tysiaka na tydzień (3)

          Kto przebije?

          • 11 0

          • ja swojemu daje codziennie 1235,55 zl w jednym papierku (2)

            A niech ma!

            • 15 0

            • HMM (1)

              Całą wypłate?!?

              • 5 1

              • sdf

                Są ludzie w tym kraju którzy zarabiają 5000 - 7000 zł !!!

                • 0 0

    • Tak np

      Dopalacza przed wf- em

      • 2 1

  • Nie daję ani pieniędzy ani telefonu. (5)

    Jestem mamą drugoklasisty. Uważam, ze na tym etapie ani pieniądze do sklepiku ani telefon w szkole nie jest są potrzebne.
    Drugie śniadanie szykuję sama. Kanapka, owoc/warzywo i nie raz jakiś smakołyk.

    • 35 4

    • (1)

      Ja mojemu nic nie daje - nawet drugiego śniadania.
      Dziecko ciągle żyje bo uczy się dzięki temu zaradności.
      Nieraz jeszcze coś do domu przyniesie tatowi.

      • 17 9

      • Nauka przetrwania już od małego to podstawa w walce !

        Daj mu choć nóż albo gaz łzawiący ;)

        • 12 1

    • chciałbym byc twoim dzieckiem (1)

      ja łaże do roboty i non stop jestem głodny, stara mi żreć nie daje, a ja tylko umiem cherbate zrobić, a i to nie zawsze mi sie udaje

      • 7 1

      • Ależ oczywiście jak dla ciebie to bez problem, dostaniesz ile chcesz do woli. Podaj nr konta do przelewu.

        • 1 0

    • Ja rowniez nie daje mojemu dziecku ani pieniedzy ani telefonu

      Zawsze cos ze szkoly przyniesie to po co dawac?

      • 3 2

  • (3)

    2 złote dziennie, tyle daję dzieciom i po powrocie ze szkoły nie maja już żadnych słodyczy w domu.

    • 6 2

    • (1)

      Ja daję piątaka, ale za to mają jeszcze zrobić zakupy na obiad i kupić mi czarną kobrę.
      Słodyczy oczywiście też nie mają po powrocie... rzadko kiedy mają nawet kolację.
      Ale za to jakie smukłe młokosy!

      • 14 5

      • z pustymi kościami w środku

        • 1 0

    • Snikers czy cola ?

      Snikers czy cola ?
      Snikers cze cola ?
      Dobra pifo dla taty nie bedzie lania.

      • 5 1

  • Z artykułu wynika, ze 10 latka nie umie gospodarować drobną kwotą?! Szok! Mamo tej dziewczynki, gdzie byłaś przez 10 lat? To nie wina pani ze sklepiku, ze Twoje dziecko wolało kupić słodycze niż wodę......

    • 22 0

  • Mnie rodzice nic nie dawali. Zresztą ojciec był w kryminale, a matka od zawsze bezrobotna. (5)

    Powiedzieli, że mam sobie radzić samemu. Byłem obrotny i niczego mi nie brakowało. Szybko, bo już w drugiej klasie podstawówki stać mnie było codziennie na fajki i nawet flaszkę. Jestem wdzięczny moim rodzicom, że dali mi taką szkołę życia. Teraz mam własny biznes, niewolników, którzy na mnie robią i moją zabaweczkę czarne BMW.
    A to wszystko zawdzięczam lamusom, którym mamusia dawała kasę do szkoły.

    • 16 7

    • tak to właśnie wygląda :)

      • 7 0

    • niektóre takie znane mi "lamusy" z mojej klasy (1)

      są lepiej ustawieni niż posiadacz zabaweczki BMW,
      mój kolega kujon, zawsze miał sporo kasy od rodziców,

      jest informatykiem i zarabia na etacie ponad 20 tys.miesięcznie na czysto, z pełnym opłaconym ZUSem od tej kwoty ubruttowionej

      • 3 1

      • dodam, że nie musi stawiać się codziennie w tzw.pracy, moze pracować w domu

        • 1 2

    • a gdzie podpis

      kierowca BMW

      • 7 0

    • A czy to właśnie nie ciebie ostatnio pokazywali w tv

      Leżącego na podłodze w salonie w dziwnej pozycji z obrączkami na nadgarstkach ?

      • 4 2

  • Kiedy byłam dzieckiem (2)

    ...mama dawała mi 1zł dziennie + oczywiście kanapka do szkoły. później dostawałam 10zł na tydzień i musiałam sobie kupić jakąś drożdżówkę czy coś.
    wydaje mi się, że takie małe sumy naprawdę wiele uczą dzieci.
    sama szybko nauczyłam się gospodarować pieniędzmi, oszczędzać, zwracać uwagę na ceny, liczyć.
    szkoła życia ;)

    • 12 2

    • (1)

      ja tez dostawalam kase i wszystko chowalam do skarbonki. W ciagu roku naprawde kasa mi sie do kilku stowek mnozyla, ale w tym to byly i ur i swieta i jakies ekstrasy od dziadkow. No ale zawsze bylam przy kasie. Jakos tak od zawsze byla ze mnie sknera jesli chodzi o wydawanie kasy na pitoly;) wolalam sobie uzbierac na cos wiekszego niz kupiwac jakies lizaki czy drozdzowki, lepiej bylo wziac kanapke z domu.

      • 4 1

      • Chowałaś do skarbonki bo g..no było w sklepach. Za komuny wszystko się chowało ...

        • 1 1

  • Zlikwidować szkolne sklepiki albo... (4)

    ...wprowadzić szczegółową listę produktów dopuszczonych (woda, sok 100%, kanapki, owoce, ewentualnie jakaś drożdżówka, warzywa i tyle). Bardziej bym się skłaniał ku temu drugiemu czyli ścisłej selekcji produktów, bo dziecko zawsze może zapomnieć jedzenia lub jego rodzić a możliwość jego kupna gdy jest bardzo głodny powinno mieć w szkole a nie latać gdzieś do pobliskiego sklepu oddalając się od szkoły. Oczywiście wszelkiego rodzaju automaty z batonami, colą itp. też powinny zniknąć! Kieszonkowe jak najbardziej można dawać dziecku ale trzeba wybrać odpowiedni moment/wiek i powinny być to sumy raczej niewielkie (ok 1-2zł dziennie), nawet jeżeli rodzica stać na więcej.
    Nawet jeżeli dziecko za te 2zł nie będzie w stanie nic kupić bo jest to zbyt mało, to nauczy się oszczędzania i np w skali tygodnia będzie już tych złotych kilkanaście.

    • 11 1

    • (1)

      nie, nie, sklepiki musza byc, ale zgadzam sie, konkretna lista zdrowe przekaski do jedzenia, zdrowe soki i woda, jakies zeszytu, dlugopisy itd. Ograniczyc dzieciom cukier. Niech to bedzie jakis przetarg z wyszczegolnionym skladem, niech sklepiku obsluguja firmy, ktore ogefuja produkty, ktore nie sa dosladzane.

      • 4 0

      • Obawiam się że taki sklepik po miesiącu zbankrutuje... niestety.

        • 2 0

    • Ale zrozumcie w końcu, ze to nie jest kwestia sklepiku, a wychowania. To nie jest wina pani ze sklepiku, ze dziecko kupuje batona tylko Wasza rodziców, że dziecko nie zna zasad, nie słucha się Was. Jak w sklepiku szkolnym będzie zdrowa żywność, to Wasza pociecha kupi sobie chipsy już w drodze do szkoły.

      • 3 2

    • zlikwidować:)

      Pozostaje tylko zlikwidować bo przy takim asortymencie żaden sklepik szkolny nie ma prawa się utrzymać...jakoś nikt nie chce pracować za darmo:)

      • 0 1

  • Nie tylko dzieci są zagubione (1)

    w świecie konsumpcji, dorośli też nie potrafią sobie odmówić batonika czy fast-foodu, nie kupują warzyw na szybką przekąskę, osobnym tematem są zakupy butów czy ciuchów przez panie,czasem zbędnych i jak się okazuje w noszeniu niskiej jakości.

    • 20 0

    • I dlatego kolejne pokolenia trzeba uczyć pozytywnych wartości i wyborów już od wczesnego dzieciństwa! Jak widzę dziecko z nadwagą, a obok tłustą mamuśkę to do kogo można mieć pretensje? To rodzice dają dziecku przykład, bardzo często zapominają, że wręcz na każdym kroku. To rodzic powinien nauczyć dziecko co wybierać do jedzenia - bo jest zdrowe, jak spędzać czas wolny - oczywiście aktywnie, a nie przed tv czy komputerem!

      • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane