Kancelaria parafialna

poniedziałek - piątek:

     godz. 15.30 - 16.30

     oraz dodatkowo

poniedziałek i piątek:

     godz. 18.00 - 19.00

 Laudetur Jesus Christus !

foto. Jerzy Hlades

Transmisja online z Jasnej Góry

Informacja o godzinach nabożeństw -

Ewangelia dnia i rozważanie:

Ku pokrzepieniu serc wszystkim stojacym w samochodowych korkach w związku z przebudową ul. Adm. Józefa Unruga, gdy usiłują w godzinach porannych wjechać na Oksywie, a w popołudniowych z niego wyjechać.... 

 

Mam prawo płakać

Mam prawo płakać

   "Krwotok trzeba tamować, a łzy niech popłyną!"- mawiał słusznie ks. Jan Kaczkowski. Skoro czasem sam Bóg płacze, to może moja córeczka ma rację, gdy mówi, że mamy prawo do łez?

   To był poranek. Jeden z takich gorszych. W pośpiechu leciałem z córeczką do szkoły. Czegoś zapomniała, obawiała się miny nauczycielki, niewyspanie też dało się we znaki. Przez większość drogi płakała. Nagle, w reakcji na moje zniecierpliwienie, powiedziała: „Tato, ale ja mam prawo płakać!" Słowa te mocno mi do dziś dudnią. 

   Jakiś czas temu bowiem, szykując się do zajęć na temat ochrony praw dziecka, trafiłem na wyniki badań dotyczących świadomości samych dzieci w zakresie posiadanych przez nie praw. Mówiły, że mają prawo do bezpieczeństwa i miłości. Pamiętam też, że wspominały o prawie do zabawy. O płaczu nikt nie mówił, choć czytając kolejne historie bólu najmłodszych, mam wrażenie, że właśnie prawa do płaczu najczęściej im odmawiano. 

   Anita Lipnicka razem z Varius Manx śpiewała kiedyś: „Nie bój się bać, gdy chcesz to płacz". Dramat dzieci, które były np. wykorzystywane seksualnie przez bliskich, polega właśnie na tym, że przez lata kazano im milczeć, w ich lęku odebrano im prawo do łkania. Ale przecież łzy nie zawsze sygnalizują smutek. 

   Brytyjski poeta William Blake powiedział kiedyś: „Nadmiar smutku się śmieje. Nadmiar radości płacze". Dziwny jest ten płacz, można rzec, parafrazując mistrza Niemena. W łzach dominuje woda, zmieszana nieco z solą mineralną, białkiem i tłuszczami. Łzy od najwcześniejszej chwili nam towarzyszą, wszak pierwszemu krzykowi dziecka po porodzie towarzyszą właśnie one. To sygnał wejścia w zupełnie nowy świat, a noworodek tylko tak umie się komunikować. Ale gdy nasz wzrok przeniesiemy z nowonarodzonego na jego mamę, to także zobaczymy krople płynące po policzkach. Św. Jan Apostoł w tym przecież kontekście pisze: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości” (J 16,21). 

   Ewangelista pominął niestety tatę dziecka, który, w pewnym ukryciu, roni łzę, widząc synka lub córeczkę. Hanna Gadowska w jednym z tekstów dla „National Geographic” zaznacza, że faktycznie panowie rzadko płaczą. „Co ciekawe - mówi autorka - badania wskazują, że mężczyźni, którzy pozwalają sobie na płacz w odpowiednich kontekstach emocjonalnych, są odbierani jako bardziej sympatyczni niż ci, którzy tego nie robią, a ronienie łez nie zagraża ich ocenie męskości". 

   Wyniki badań wynikami, ale zapewne większość z panów nadal zgodzi się ze stwierdzeniem, że płacz, ten ze smutku, ale i ze wzruszenia, to domena pań. Sam doskonale pamiętam, jak z pewnym uśmiechem reagowałem, gdy łza pojawiła się na twarzy mojej żony oglądającej kiedyś świąteczną reklamę Coca Coli. Kilka lat później trafiłem do Atlanty, do muzeum „tego trunku". Puszczono nam reklamę, po której i mnie „oczy się spociły", jak pisał Henryk Sienkiewicz w książce „W pustyni i w puszczy". Moje nieco mokre od łez policzki widziała potem najstarsza córka, której oczy także pamiętały jeszcze smak „słonej wody” po klipie najsłynniejszego napoju świata. Uśmiechnęliśmy się tylko do siebie, wiedząc co czujemy, ba, wiedząc, że przy sobie możemy okazać ten poziom wrażliwości, który wyraża się właśnie w kroplach lekko kapiących ze zwierciadła duszy. 

   A skoro o duszy piszę… Jeżeli ludzie płaczą,  to może i Bogu łzy nie są obce? Wszak na Jego obraz i podobieństwo jesteśmy stworzeni. W filmie „Chata" widzimy, jak postać grająca Ducha Świętego zbiera każdą łzę głównego bohatera, a wiec Macka, który cierpi po stracie swojej córki. Żadna z kropli nie będzie zmarnowana.  W jednej z ostatnich scen „Pasji” Mela Gibsona dostrzegamy, jak kropla spada z niebios wprost na Golgotę, powodując trzęsienie Ziemi. To oczywiście tylko obrazy filmowe. Zatem przypomnijmy łzy Chrystusa, który płakał przed grobem Łazarza: „Oto jak go miłował" - pisze św. Jan. Skoro czasem sam Bóg płacze, to może faktycznie moja córeczka ma rację i rzeczywiście mamy pełne prawo do łez?

Błażej Kmieciak, wiara.pl

Samobójstwo społeczne

   Bez rodziny nie byłoby problemów społecznych, ale nie byłoby też społeczeństwa.

   Kilka dni temu „ministra” edukacji Barbara Nowacka poinformowała, że od 1 września 2025 roku przedmiot wychowanie do życia w rodzinie zostanie w szkołach zastąpiony przez edukację zdrowotną. Dowiadujemy się, że młodzież ma tam zgłębiać m.in. tematy ochrony zdrowia psychicznego, odżywiania i – no przecież – edukacji seksualnej.

   Zmiana nazwy symbolicznie pokazuje zanikanie rodziny na rzecz egoistycznego skupienia na sobie. Bo nie łudźmy się – nie zdrowie jest celem tej zmiany. To przykrywka dla wprowadzenia obowiązkowej indoktrynacji na rzecz „nowoczesnego” podejścia do seksualności, w tym propagandy na rzecz „rodziny” nowego wzoru. Zwiastun tego pojawił się kilka miesięcy temu w liście rzecznika praw pacjenta Bartłomieja Chmielowca do „ministry”. Zasugerował on tam stworzenie właśnie takiego przedmiotu o zdrowiu, w którym miałby się też znaleźć, a jakże, temat „szacunku dla osób LGBT i ich seksualności”. I proszę: mówisz – masz. A dokładniej: on mówi, a my będziemy mieli. Może będzie tam też coś o „rodzinie tradycyjnej”, ale nawet jeśli, to na pewno mało przychylnie. Trudno żeby było inaczej, gdy resort edukacji objęły osoby od lat propagujące modele, które są karykaturą małżeństwa i rodziny. Prawdziwa rodzina w tej wersji kojarzy się pomału bardziej ze skansenem niż z czymś, czego chciałby chwycić się młody człowiek. To są, rzecz jasna, tendencje uznawane „w Europie”, czyli nie u nas, bo my za „Europą” zawsze musimy nadążać. W tej wersji nowoczesny człowiek to rzadko Polak, a tym samym nasze rozwiązania społeczne, jeśli nie mamy się ich wstydzić, muszą naśladować cudze.

   Brak w tym refleksji nad przyszłością. Bo można uczyć dzieci „szacunku” (czytaj: aprobaty) dla ideologii LGBT, można im wmawiać, że odpowiedzialny człowiek to nie taki, który nad sobą panuje, ale który się „zabezpiecza” – tylko jakie to ma perspektywy? Jakie ma być to społeczeństwo coraz bardziej zakręcone na punkcie seksu, który coraz mniej służy celowi, dla którego w porządku natury zaistniał? Jaką przyszłość ma naród, który życie najmłodszych uzależnia od kaprysu starszych? Odpowiedź jest prosta: żadną. To po prostu nie ma przyszłości. Zmurszała cywilizacja, która się na to godzi, zwyczajnie się rozpadnie, a jej miejsce (to wersja optymistyczna) zajmą nowi barbarzyńcy. Dzicy, ale społecznie zdrowi, bo wolni od ideologicznych bzdur, które zniszczyły poprzedników.

   Jezus, komentując przypowieść o przewrotnych pracownikach winnicy, mówi: „Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce” (Mt 21,43). To ciągle jest jakoś aktualne, bo kto uparcie marnuje dary Boże, a zwłaszcza dar życia, straci go ostatecznie. Szkoda, żeby stało się to także z Polską, ale jeśli taka wola społeczeństwa… Cóż – mamy demokrację.

Franciszek Kucharczak, Gość Niedzielny nr 16/2024

Dwie Polski – „postępu” i „tradycji”?

Dwie Polski - „postępu” i „tradycji”?

   Czy istnieją dwie Polski: Polska zachodnia i Polska wschodnia, Polska wielkich miast i Polska małych miejscowości, Polska bogatych i Polska biednych, Polska „postępu” i Polska „tradycji’? Co z tym podziałem – potwierdzonym w ostatnich wyborach - zrobi ministra równości?

   Mniej więcej od trzydziestu lat śledzę w mediach tzw. wieczory wyborcze. Jeśli mnie pamięć nie myli, to jeden szczegół powtarza się w każdym z nich. Jest nim mapa Polski symbolicznie podzielona na Wschód i Zachód. Raz Wschodu (który znajduje się po naszej Prawej ręce) jest więcej oraz tu i ówdzie wdziera się on bardziej na południe lub do centrum, a nawet ma wypustki dalej. Raz jest na odwrót: to Zachodu (który znajduje się po naszej Lewej ręce i któremu bliżej do naszej granicy z Niemcami lub Europą) jest więcej i obejmuje on coraz dalsze połacie Polski. Tydzień temu, po wyborach samorządowych, oglądaliśmy tę samą mapę, a specjaliści dyskutowali przesunięcia oraz to, która Polska i pod którym względem wygrała. Okazało się też, jak zwykle, że geograficzny podział Polski w pewnym uproszczeniu (choć w różnym stopniu) pokrywa się z podziałem na mniejsze miejscowości i większe miasta, na biedniejszych i bogatszych, na starszych i młodszych, na mniej i bardziej wykształconych, na „tradycjonalistów” i „postępowców” itd.

   Znamienne, że pomimo zmian demograficznych i ekonomicznych, powyższy podział Polski wciąż (choć w bardziej zniuansowany sposób) się utrzymuje i ma swoje znaczenie polityczne. Przypuszczam nawet, że podział ten będzie trwał we względnej równowadze jeszcze długo, a o ostatecznych wynikach wyborów będzie decydował mniejszościowy elektorat „środka” zagospodarowywany przez partie, które w sposób realny lub udawany się do niego odwołują. Skąd moje przypuszczenie o trwałości podziału Polski?

   Podział na dwie Polski ma swe podstawy w dalszej i bliższej historii naszego kraju. Podział ten jednak wiąże się także z niechęcią lub nieumiejętnością części elit politycznych do jego zasypania. Humorystycznym, aczkolwiek symbolicznym,  przykładem tej niechęci lub nieumiejętności jest słynny wielkanocny wpis tzw. ministry równości. W Wielką Niedzielę złożyła ona życzenia z okazji… Dnia Widzialności Osób Transpłciowych, dodając do nich hasło: „Nie ma równości bez widzialności osób transpłciowych”. Nie mam nic przeciw tym osobom, jednak taki (i tylko taki) wpis w tym czasie świadczy o tym, że ministra równości widzi tych, których nie widać, a nie widzi ogromnych rzesz ludzi, których widać. Innymi słowy, nierówność lub równość pojmuje ona w kategoriach (przysłowiowego) młodego i bogatego człowieka z wielkiego miasta, który kształcąc się zagranicą, przeszedł przy okazji trening ideologiczny lub nasiąknął nowatorskimi formami życia. Tymczasem istnieje w Polsce problem nierówności bardziej podstawowych i bardziej nośnych społecznie – nierówności między bogatymi a biednymi, między tymi „z miasta” a tymi „z gminy”, między tymi, którzy niemal wszystko mają na wyciągnięcie ręki, a tymi, którzy muszą pokonać wiele kilometrów choćby do lekarza. Jest kpiną, że hasłem miary polityki równościowej stała się bezpieczna aborcja w każdym szpitalu powiatowym, a nie (na przykład) dostępna w każdym takim szpitalu specjalistyczna diagnostyka onkologiczna.

   Można mnożyć przykłady oderwania od (lub niechęci do) „gorszej” Polski ze strony (wiodących sił) aktualnej władzy. To właśnie to oderwanie sprawia, że protesty rolników zostały (najdelikatniej mówiąc) zlekceważone lub ograne, a ich problemy nie zostaną w najbliższym czasie rozwiązane. Właśnie to oderwanie może także sprawić, że przepaść między dwiema Polskami znów zacznie się pogłębiać.

   Ktoś powie, że nie mam racji, gdyż symboliczna Polska Wschodnia jest skazana na skurczenie i zanik. Przecież młodzi wyjeżdżają i będą wyjeżdżać do Polski wielkich miast. Ci, co zostaną, w końcu wymrą. A ci, co wyjadą i osiądą w jakiejś korporacji, wcześniej czy później staną się nowymi ludźmi. Zapomną oni (między innymi), co to Wielki Tydzień. I zamiast niego będą świętować na przykład rocznice Wielkiej Czystki Sprawiedliwości z ostatniego tygodnia marca 2024 roku, a zamiast Wielkanocy – Dzień Widzialności.

   Czy tak się stanie i jakie będą tego (ewentualne) konsekwencje, zobaczymy. Aby dokonać w tym względzie rzetelnych prognoz, trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników. Na jedno jednak warto już zwrócić uwagę. Otóż nie widać, by wśród młodych (tu można dopisać kolejne przymiotniki) mieszkańców wielkich miast wytworzyło się coś takiego jak etos obywatelski. Zwolennicy obecnej koalicji rządzącej z nostalgią wspominają wielkomiejską młodzież, która masowo stawiając się przy urnach 15 X 2023 r., zdecydowanie rozstrzygnęła wynik wyborów. Tym razem tak się nie stało. Frekwencja w tegorocznych wyborach w Warszawie spadła w stosunku do zeszłego roku o ponad 26 punktów procentowych. Dla porównania zaznaczmy, że analogiczny spadek frekwencji w powiecie łukowskim (będącym generalnie jednym z liderów frekwencyjnych województwa lubelskiego) nie przekroczył 14 punktów procentowych. (Statystyki podają, że generalna frekwencja w grupie wiekowej 18-29 lat spadła o  ponad 30 punktów procentowych i jest to największy spadek ze wszystkich grup wiekowych). Oczywiście, wybory parlamentarne i samorządowe trzeba oszacowywać inaczej. Stawiam jednak hipotezę, że młodzieżowy happening wyborczy z 2023 r. już się nie powtórzy. Skrajny indywidualizm bowiem nie działa na polityczną korzyść tych, którzy go propagują. Prawdopodobnie więc Dzień Widzialności nigdy nie stanie się naszym świętem państwowym.

prof. Jacek Wojtysiak, gosc.pl

Dzisiaj jest

sobota,
27 kwietnia 2024

(118. dzień roku)

Święta

Sobota, IV Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Dzień Powszedni

Msze Święte

poniedziałek - sobota:

     godz. 17.00

niedziela:

     godz.   9.30, 11.00, 19.30

Wyszukiwanie
Licznik
Liczba wyświetleń strony:
938123