Festiwalowy repertuar filmowy

Zobacz tabelkę z ocenami

Oceny naszych dziennikarzy

Oceny przyznają pracownicy portalu Trojmiasto.pl, w skali ocen 1-10

   
Tomasz Zacharczuk Tomasz Zacharczuk
Magda Mielke Magda Mielke
Patryk Szczerba Patryk Szczerba
Magdalena Raczek Magdalena Raczek
Średnia

Średnia 7.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.5

7
Tomasz Zacharczuk Ocena: 7

Kameralna w formie i intymna w przekazie historia o porozbijanej rodzinie, w której relacji nie da się ot tak po prostu posklejać. Jednocześnie to ciekawa i pogłębiona analiza braterskich więzi, w których miłość mylona jest z uzależnieniem i nadinterpretowanym poczuciem lojalności wobec osadzonego w więzieniu ojca. Maciej Sobieszczański znakomicie prowadzi aktorów (młodsi i starsi w swoich rolach prezentują się bardzo wiarygodnie) i kontroluje emocje, choć pod koniec w nieco sztuczny i wymuszony sposób zaczyna nas nimi dociskać. Parafrazując Vita Bambino - o Ciebie, "Bracie", wcale nie boję się najbardziej (na tym festiwalu). To solidny kandydat do nagród za reżyserię, scenariusz i kreacje aktorskie (Grochowska, Świeżewski). Rozumiem, że kamera musi być w tym przypadku blisko postaci, ale rozedrgane ujęcia "z ręki" często dekoncentrują i odwracają uwagę od meritum. I za to lekki minusik ode mnie.

5
Magda Mielke Ocena: 5

Film porusza bardzo ważny temat, który ma potencjał, by wstrząsnąć widzem, jednak zupełnie nie wykorzystuje swojej szansy. Scenariusz, choć nie najgorszy, opiera się na kliszach (ile razy już widzieliśmy te szare blokowiska, tę umęczoną twarz matki Polki, oczywiście pielęgniarki…). Tam gdzie film miał trzymać w napięciu, nie trzyma, a tam gdzie miały być największe emocje, nie ma ich wcale. Nie ma wiarygodności emocjonalnej ani większych diagnoz. Jest pozbawiony subtelności, oblany patosem obrazek trudnego życia. Ogromne brawa należą się za casting i reżyserię - młodzi aktorzy wypadli znakomicie.

8
Patryk Szczerba Ocena: 8

Poruszające i przejmujące kino. Portret rodziny, w którym nie ma dobrych i złych wyborów. Są tylko te, które wypływają z głębi serca, są wynikiem miłości oraz niezmienialnych więzów krwi. Film od pierwszych minut chwyta za gardło i trzyma do samego końca, kiedy napięcie sięga zenitu. Całość w ciasnych kadrach, naturalna, bez zbędnych dodatków i ozdobników. I bardzo prawdziwa, pokazująca, że w rozbitych rodzinach dojrzewanie musi przebiegać znacznie szybciej, a wybaczenie często okazuje bywa najważniejsze, by ruszyć w życiu dalej. Świetna Agnieszka Grochowska, której dorównuje młoda obsada. Oklaski także dla reżysera i scenarzysty, Macieja Sobieszczańskiego. Kandydat do nagród.

8
Magdalena Raczek Ocena: 8

Na takie filmy czeka się latami. To kino najwyższej próby, które zostaje w pamięci na długo, godny kontynuator naszego kina moralnego niepokoju. Skondensowane i jednocześnie skupione na detalu, a przede wszystkim na bohaterach i ich psychologii oraz na emocjach. A tych w tym filmie nie brakuje i to granych na najwyższych amplitudach. Niedojrzali rodzice (świetna rola matki Grochowskiej - duża szansa na nagrodę) i zbyt szybko dojrzewające dzieci, pozostawione samym sobie i niosące ciężar zajmowania się rodziną, gdy zawiedli dorośli. Tragedia w tym filmie wisi w powietrzu od pierwszych scen, jednak reżyser nie pozostawia nas w finale w beznadziei. Przeciwnie. "Brat" to jedna z najmocniejszych propozycji tegorocznego festiwalu.

7.0

Średnia 3.5 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 6.0

4
Tomasz Zacharczuk Ocena: 4

W filmie, zwłaszcza fabularnym, należałoby jednak chociaż naszkicować pewną opowieść. W "Capo" dominują tymczasem reportażowa narracja i statyczność kina dokumentalnego. To oczywiście samo w sobie nie jest złe, ale poza dość biernym rejestrowaniem oburzającego i niestety niezmiennie obecnego w naszych czasach (i naszym kraju) procederu, nie ma tu historii, nie ma zbyt wielu emocji, w zasadzie nie ma też intrygujących postaci. Jest na pewno głośny sprzeciw wobec jakiejkolwiek formy niewolniczej pracy - szczególnie w XXI wieku. Do tej tematyki jednak "Capo" nie wnosi nic świeżego i odkrywczego. Ot, typowe kino imigranckiego niepokoju.

5
Magda Mielke Ocena: 5

Kolejny dobry debiut na FPFF. Kino społeczne pokroju braci Dardenne. Reżyser zagląda do świata, od którego na co dzień odwracamy wzrok. Odsłania go przed nami, cicho podążając za bohaterami. Momentami film jest nieco zbyt poprawny i zachowawczy, a przemiana bohatera nie w pełni uzasadniona, ale to i tak najlepsze kino społeczne tej Gdyni.

3
Patryk Szczerba Ocena: 3

Film zionie pustką. Papierowi bohaterowie, prymitywny scenariusz nieangażująca historia. Nie ma żadnego rozwinięcia wątków, a jedynym momentem przykuwającym uwagę jest zmiana postawy głównej postaci. Całość miała być zwróceniem uwagi na wykorzystywanie imigrantów do pracy ponad siły, bez zapłaty, za to z ciągłą presją i obietnicami o wspaniałym życiu. W takim wypadku trzeba było jednak skierować się bardziej w stronę dokumentu niż fabuły, w której właściwie nie ma żadnej historii. Jest jedna wielka improwizacja. Chyba najsłabsza festiwalowa propozycja.

2
Magdalena Raczek Ocena: 2

Wenezuelczycy pracujący w polskiej fabryce mięsa. Przejmujące i szokujące sceny wyzysku i okropieństwa, niegodnych warunków życia i pracy. A wszystko to u nas, w UE, nie gdzieś w Afryce czy Ameryce południowej. Tematyka godna Oscara, ale co z tego, jeśli jest to wszystko źle wymyślone i nieprzemyślane. Wręcz odnieść można wrażenie, że nie było scenariusza do tego filmu, tylko improwizacja. Słabi aktorzy, słaby scenariusz i słaba dramaturgia, której w zasadzie nie ma. Film nurzy i nudzi zamiast wzruszać i poruszać. Do tego zdjęcia z pogranicza dokumentu i reportażu, które są gwoździem do trumny tego filmu, w którym wszystko jest "artystyczne" do granic wytrzymałości widza. Realizatorzy chcieli chyba zrobić drugą "Zieloną granicę", ale przecież takie rzeczy wychodzą tylko mistrzom.

3.5
Chopin, Chopin!

Poloneza czas zacząć, czyli "Chopin, Chopin" na starcie 50. FPFF w Gdyni (recenzja)

Paryż, 1835 rok. Fryderyk Chopin ma 25 lat i jest ulubieńcem paryskich salonów, arystokracji i króla Francji. Żadne znaczące wydarzenie nie może odbyć się bez jego udziału. Widzimy go podczas nocnych eskapad i afterparty po koncertach. Zazwyczaj pełnego energii, przykrywającego chorobę żartem. Jego życie ucieka, jednak Fryderyk nie zwalnia. Tworzy swoje największe dzieła, czasem na specjalne zamówienie, a jednocześnie z powodów finansowych, udziela lekcji gry na fortepianie. Jest podziwiany przez przyjaciół i uwielbiany przez kobiety. Z czasem jednak odkrywa, że najważniejsza w jego życiu jest muzyka. więcej »

Średnia 6.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.1

6
Tomasz Zacharczuk Ocena: 6

Nie jest to, na szczęście, kolejna sztampowa biografia, choć daleko temu "Chopinowi" do perfekcji. Kwieciński porusza tu wiele wątków - od desperackiej próby ucieczki przed przeznaczeniem, poprzez samotność głównego bohatera, aż po jego obsesyjną potrzebę komponowania. I choć Chopina poznajemy z różnych perspektyw, to wywołuje on zaskakująco mało emocji. Nie jest to wina świetnego w roli Eryka Kulma, a efekt uboczny zbyt formalnego i skrótowego scenariusza. Pod kątem realizacyjnym to imponująca produkcja - warta każdej zainwestowanej złotówki. W polskim kinie taki rozmach rzadko idzie pod ręką z jakością artystyczną. Spory niedosyt jednak czuć.

6
Magda Mielke Ocena: 6

To bez wątpienia ambitna produkcja z budżetem przekraczającym 60 mln zł, co widać w rozmachu wizualnym. Jednak w przeciwieństwie do pełnego energii i świeżości „Filipa”, tutaj mamy do czynienia z zupełnie inną wrażliwością i nastrojem – dużo cięższym, bardziej statycznym. To film o chorobie, samotności i powolnym gaśnięciu Chopina. Niestety, tytułowy bohater wypada tu zaskakująco nudno - nie za sprawą aktorstwa czy reżyserii, lecz chaotycznego, słabo skonstruowanego scenariusza, który sprowadza jego los do serii epizodów pozbawionych emocjonalnej ciągłości.

6
Patryk Szczerba Ocena: 6

Nie sposób nie docenić rozmachu realizacyjnego, który pozwala poczuć, że w kwestii strojów, scenografii oraz charakteryzacji wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Świetne jest też aktorstwo Eryka Kulma. Grając Fryderyka Chopina, kreuje rolę, którą trudno będzie mu pobić. Całość to śmiałe i nowatorskie podejście do opowiedzenia biografii kompozytora z transową muzyką jako uzupełnieniem klasyki, szybkim montażem i przyjrzeniem się Szopenowi od nieoczywistej i mało znanej powszechnie strony. Problem w tym, że niestety scenariusz zawodzi, przez co film traci na jakości. Momentami solidnie wieje nudą, nie brakuje zaskakujących negatywnie dłużyzn. Postacie pojawiają się i znikają - jakby chodziło o odhaczenie ich obecności. Przez to mamy zbiór epizodów, zamiast solidnej fabuły, na którą nie trzeba przecież wydawać fortuny - wystarczy pomysł.

6
Magdalena Raczek Ocena: 6

Eryk Klum od jakiegoś czasu podbija i elektryzuje polskie kino i pojawia się w kolejnej produkcji. Po "Filipie" i "Bokserze" to jego kolejna pierwszoplanowa rola na dużym ekranie. Kto inny dziś mógłby zagrać rolę Chopina, jeśli nie on? Myślę, że to był strzał w dziesiątkę. Z dobrem narodowym jednak jest taki problem, że należy ono do wszystkich i nie każdemu może się spodobać ten fakt. Mam nadzieję, że Klumowi nie zdarzy się teraz coś takiego, co przypadło w udziale aktorom grającym ważne postaci z historii Polski typu papież czy ważny polityk. Film warty uwagi.

6.0
Dom dobry

FPFF: Recenzja filmu "Dom dobry". Smarzowski bez znieczulenia (recenzja)

Kiedy Gośka poznaje w internecie Grześka, jest przekonana, że to w końcu Ten Jedyny. Grzesiek wariuje na jej punkcie, obsypuje kwiatami, oświadcza się w Wenecji. To musi być miłość, prawda? Ale na tym perfekcyjnym obrazku szybko zaczynają pojawiać się rysy. Wkrótce ich wspólny dom staje się dla Gośki najniebezpieczniejszym z miejsc. To film o granicach miłości, którego nie da się zapomnieć. więcej »

Średnia 6.5 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 8.2

7
Tomasz Zacharczuk Ocena: 7

6,5 -7. Miało być z piąchy prosto w nos. I jest. I to nie raz, i nie dwa. Smarzowski nigdy nie był i już nie będzie mistrzem subtelności. Zresztą ta raczej przy takim temacie nie wydaje się konieczna - takie filmy powinny wywracać nam trzewia, bo droga wyłożona półśrodkami będzie wiodła donikąd. Oczywiście boleśnie zapętlanej przemocy na ekranie i tak jest za dużo. A wynika to z co prawda intrygującego, ale ryzykownego pomysłu narracyjnego - pokazania dwóch wersji tej samej opowieści. Tyle że ta dwuliniowa narracja oznacza też podwojenie drastycznych scen i masę niepotrzebnych dygresji. Za mało tu nieco czystej filmowej historii, którą wypiera bardziej dokumentowanie aktów przemocy. Wielkie role Tomasza Schuchardta i Agaty Turkot. Bardzo możliwe, że oboje zostaną zauważeni przez jury (Schuchardt wydaje się żelaznym faworytem do statuetki dla najlepszego aktora).

4
Magda Mielke Ocena: 4

Może i Smarzowski ma dobre intencje, ale co z tego, jak bardziej od ofiar przemocy, interesuje go sam jej akt. Przez pierwsze 30 minut seansu miałam nadzieję, że reżyser wreszcie zrobił inny film, ale to ta sama poetyka, te same perwersje i identyczny schemat, co zawsze. Żeby nie było - formalnie film jest ciekawy, z wybitnymi rolami, zwłaszcza Schuchardta i mnóstwem narracyjnych zabiegów. Ale co z tego, jak nic nie wnoszą - dostajemy 1,5 godziny pornografii przemocy i epatowania cierpieniem. To kino wrażliwości Vegi - sadyzmu i nadużyć. Taplania się w szambie jak główny bohater. Za pierwszym razem rusza, potem już nie. Ile razy jeszcze, Wojtku? Może ktoś takiego kina potrzebuje, ja nie.

7
Patryk Szczerba Ocena: 7

Wojtek Smarzowski znów robi to, co wychodzi mu najlepiej - obnaża nasze wady, tym razem pokazując Polskę zamkniętą w czterech ścianach, gdzie rozgrywają się przyprawiające o dreszcze ludzkie dramaty. Widać ogromny research reżysera , który pomógł mu stworzyć wiarygodną historię i - bez wątpienia - ważny film. Całość rozwija się klasycznie - od sielanki. Pierwsze rysy zaczynają pojawiać się jednak bardzo szybko, choć początkowo dyskretnie. I to chyba najlepszy moment "Domu dobrego". Później mamy jazdę bez trzymanki i zaczyna się problem. Rozumiem, że hamulec w tym momencie nie może być wciśnięty, ale redukcja biegu w niektórych momentach byłaby wskazana. Chociażby dla pozostawienia widza w poczuciu, że ciekawe konstrukcyjne zabiegi są nie tylko zbędnym dodatkiem, ale mają artystyczne uzasadnienie. Poza wszystkim brawa dla świetnego Tomasza Schuchardta, który znów udowadnia, że planuje wykorzystać swoje "5 minut" w polskim kinie jak najlepiej.

8
Magdalena Raczek Ocena: 8

Wojciech Smarzowski to niewątpliwie nasze sumienie narodu. Można na nim polegać, jeśli chodzi o obnażanie i pokazywanie Polski bez makijażu, bez lukru - samo surowe mięso. Tak jest i tym razem. Smarzowski nie boi się trudnych tematów, takich jak przemoc, w tym ta domowa. "Dom dobry", nawiązując do swojego "złego" poprzednika, pokazuje dokładnie to samo, tyle że w innym anturażu - miejskim, bardziej zamożnym, w którym "takie rzeczy się nie dzieją". Ten film to mocny głos mówiący jednoznacznie, że przemoc w czterech ścianach wciąż jest przemocą. Gwałt gwałtem, poniżanie poniżaniem, a bicie biciem. Świetne jest też pokazanie alternatywnych wydarzeń. Myślę, że Tomasz Schuchardt ma dużą szansę na wyjazd z Gdyni za Najlepszą Rolę Męską, a Smarzowski może wreszcie na swoje pierwsze Złote Lwy. Warto też zwrócić uwagę na przejmującą rolę Agaty Turkot.

6.5
Franz Kafka

FPFF: Recenzja filmu "Franz Kafka". Powrót Holland, jaką najbardziej cenimy (recenzja)

Franz Kafka – młody człowiek uwięziony w koszmarze biurokratycznej codzienności, przypominającej dzisiejszą rzeczywistość pracowników wielkich korporacji. Wegetarianin z wyboru – zanim stało się to powszechne. Syn despotycznego ojca uwikłany w kruche relacje z kobietami. Pogrążony w egzystencjalnym kryzysie na długo przed tym, kiedy samotność stała się efektem ubocznym mediów społecznościowych. Niezrozumiany, pełen lęków, uciekał w świat ironii, absurdu i wyobraźni, tworząc dzieła, które uczyniły go jednym z najwybitniejszych pisarzy XX wieku. Opowieść o wrażliwym człowieku, którego lęki i dylematy mocno rezonują z dzisiejszym młodym pokoleniem. więcej »

Średnia 6.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 6.1

7
Tomasz Zacharczuk Ocena: 7

- Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz - rzekł ekranowy Franz Kafka do Tomasza Zacharczuka. Przyznam, że podczas seansu tego filmu miotały mną przeróżne i najczęściej skrajne emocje. Od podziwu, jaki wywołuje uprawiana przez Holland gatunkowa woltyżerka, po zmęczenie i irytację wynikające ze zbyt dużej dygresyjności fabuły i pokracznych nieraz prób diagnozowania tytułowej postaci. Nigdy nie byłem i po tym filmie również nie będę fanem narracji, w której więcej o bohaterze mówią pozostałe postaci, aniżeli on sam. Nie sposób jednak w tej eklektycznej biografii i na wskroś postmodernistycznym kinie nie dostrzec autorskiego stylu reżyserki, która wraca do formy. Jeśli do "Kafki" kawka, to tylko czarna bez cukru, bo jest to film wymagający ciągłego skupienia i czujności. I chyba jednak głównie dla fanów Kafki, bo niewtajemniczonym w jego twórczość film Holland wyda się zbyt hermetyczny.

7
Magda Mielke Ocena: 7

Najlepszy film Agnieszki Holland od lat. Reżyserka znalazła idealną formę dla opowieści o swoim bohaterze - żywą, postmodernistyczną, pełną absurdów i dziwności, w której widz może się poczuć zagubiony jak w twórczości Kafki. I to właśnie forma jest największą siłą tego filmu.

7
Patryk Szczerba Ocena: 7

Artystyczne kino, którym Agnieszka Holland wraca do formy po tym, jak porzuciła interwencyjne tematy. Całość składa się z czterech przeplatających się linii czasu, do której trafia m.in. zgrabnie wpleciona współczesność. Szkatułkowa kompozycja oznacza oczywiście, że obraz wymaga skupienia i wytrwałości, ale warto podjąć wyzwanie. Całość ostatecznie broni się. Jednym z potężnych atutów są montaż oraz zdjęcia. To dzięki nim wielowarstwowość tak dobrze działa. Problem w tym, że "próg wejścia" w film może być - dla nieznających dokładniej biografii Franza Kafki - zbyt wysoki. Nagrody pewnie będą, choć raczej te poboczne.

3
Magdalena Raczek Ocena: 3

Tak jak każdemu dobremu pisarzowi zdarza się napisać lepsze i gorsze książki, tak reżyserowi zdarza się zrobić lepsze i gorsze filmy. I ten niestety należy do tych drugich Agnieszki Holland. Lubię kino tej reżyserki i wg mnie jest to jedna z najwybitniejszych naszych twórczyń, jednak "Franz Kafka" to pomyłka. Okropna, nieznośna maniera tego filmu sprawia, że irytacja widza rośnie z minuty na minutę i w pewnym momencie już tylko się czeka na to, kiedy ten Kafka w końcu umrze. Żaden z bohaterów nie wzbudza sympatii ani empatii, w sumie żadnych uczuć. Niestety winna temu jest manieryczna i eksperymentalna forma tego obrazu: nerwowe ruchy kamery, dziwne ujęcia zza mebli i zza poucinanych ludzi, z podłogi itp. Rozumiem , że operator chciał oddać stan psychiczny głównego bohatera, ale na litość boską dlaczego przez cały film? Miało być kino artystyczne, a wyszło artystowskie. Nic się w nim nie broni poza scenografią, plenerami i wnętrzami. Widzowie wychodzili w trakcie. Też miałam ochotę.

6.0

Średnia 5.5 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 6.6

5
Tomasz Zacharczuk Ocena: 5

5,5. Moje wrażenia i emocje chyba nie do końca dostroiły się do "Klarnetu". Jest to z pewnością pięknie zilustrowana klimatycznymi kadrami i tętniąca muzyką opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i korzeni, ale brakuje w tej historii dramaturgicznego przełamania. Aktorsko bez zarzutu, ale na pewno lepiej można było wykorzystać obecność Andrzeja Chyry na planie. Nawiązując do tematu przewodniego filmu - każdą nutę bezbłędnie wygrywa natomiast na ekranie Weronika Humaj - poproszę jej więcej w polskim kinie. Przyjemnie słucha się dźwięków "Klarnetu", ale ulatują one z pamięci błyskawicznie po seansie.

5
Magda Mielke Ocena: 5
6
Patryk Szczerba Ocena: 6

Urzekają zdjęcia Suwalszczyzny, które w połączeniu z muzyką z tytułowego klarnetu tworzą klimat całego filmu. Opowieść o dziewczynie grającej na klarnecie to - jak to zwykle bywa - pretekst do sięgnięcia głębiej. Pojawia się więc motyw dojrzewania, o poszukiwaniu siebie i o walce z własnymi lękami. Przede wszystkim jednak ważne dla reżyser Toli Jasionowskiej są wybory dokonywane w przeszłości, które determinują teraźniejszość. Ogląda się całkiem przyjemnie, bez bólu, ale po seansie zostaje niewiele - temat zostaje zgubiony i cały czar pryska.

6
Magdalena Raczek Ocena: 6

Jaką siłę ma muzyka? "Klarnet" daje jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Jednak nie jest to film jedynie o muzyce, ale także - a może przede wszystkim - o poszukiwaniu siebie i swojej tożsamości. Bez niej nasze życie nie ma sensu ani kierunku. Główna bohaterka - Łucja o tym wie, dlatego poszukuje prawdy o instrumencie, "który się walał", a należał kiedyś do jej przodka. Z czasem razem z nią odkrywamy przeszłość jej rodziny, tę daleką i tę bliższą. Klimat tego filmu to taki dyskretny urok prowincji, momentami niemal jak z "Panien z Wilka". Reżyserka dawkuje nam niestety uroki piękna przyrody Podlasia (poza kilkoma ujęciami jeziora, lasu i pól), na którym rozgrywa się akcja filmu (okolice Sejn i sejneńska synagoga), a szkoda, bo tylko siła natury może oddać tak wymownie niektóre kwestie. Duży plus za muzykę i klimat, minus za rozwlekły scenariusz bez wyraźnej dramaturgii.

5.5

Średnia 7.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.9

7
Tomasz Zacharczuk Ocena: 7

7,5. Mój mały wewnętrzny nerd jest ukontentowany. I choć scenariusz pruje się w kilku miejscach, a w innych trzyma się jedynie "na ślinę", to ta opowieść ma w sobie tak ogromne pokłady energii i humoru, że nawet nie chce mi się narzekać na to, co nie do końca się w tej produkcji udało. Film "odjechany" w formie, "przejechany" nieco w treści, ale to urocza i dowcipna zabawa konwencjami i popkulturą oraz bardziej lub mniej zamierzony pastisz kina "coming of age". Dodatkowy plusik za niezwykle pomysłową "czołówkę" i polskiego... Stevena Seagala. Życzyłbym sobie więcej takich produkcji u nas.

7
Magda Mielke Ocena: 7

Z niektórych (/wielu) pokazów festiwalowych, widz może wyjść, zastanawiając się czy w ogóle lubi (polskie) kino. Nie z tego. „Larp” - bardziej niż o larpowcach czy wchodzeniu w dorosłość - jest o miłości do kina. To wspaniały debiut: ciepły i bezpretensjonalny. Autorski, stylowy, mający swój własny język. Przezabawny, ale mający też czułe i poważne momenty. Pełen „smaczków” - słownych, wizualnych, obsadowych. No i te rybki <3 Detali trafiających prosto do (nie tylko) nerdowskiego serca jest mnóstwo. Czepiać można się dość płaskich postaci, którym przydałoby się więcej niuansów, ale i tak przyjemnie się to ogląda. Idźcie do kina, wyjdziecie młodsi o parę lat.

7
Patryk Szczerba Ocena: 7

Odświeżające kino i zdecydowanie najzabawniejszy film festiwalu. Obawiałem się przesadnego pójścia w świat gier, tymczasem są one w odpowiedni sposób jedynie tłem do opowieści o miłości nastolatków. Dużo dobrego niegłupiego humoru, świetne dialogi, odpowiednie tempo. Scenariusz lekko kuleje, ale z drugiej strony film ani przez minutę seansu nie nudzi się. Zabierajcie na niego nastolatków - jestem pewien, że wyjdą zadowoleni.

7
Magdalena Raczek Ocena: 7

To film inne niż wszystkie i zdecydowanie faworyt publiczności - stawiam, że wyjedzie z Gdyni z nagrodą. Nic dziwnego, bo film ma wszystko to, czego często brakuje w polskim kinie. Ciekawe postaci, dobre, zabawne, ale niegłupie dialogi, właściwe tempo akcji, wciągająca fabuła i odrobiona magii. Kino z pogranicza realizmu magicznego, ale mocno osadzone w polskich realiach. Z bardzo mocnym wątkiem przewodnim, jakim są tytułowe gry. Reżyser Kordian Kądziela zalicza bardzo udany debiut na dużym ekranie, bo na małym jest już doskonale znany z serialu "1670". I choć nie jestem fanką tegoż, to kupuję ten film jako polską wersję Wesa Andersona. A scena z zapiekankami wymiata. Sporo tu jednak takich smaczków, jak choćby świetna postać pisarza grana przez Bartosza Topę. Warto to zobaczyć.

7.0
Ministranci

FPFF: Recenzja filmu "Ministranci". Solidny kandydat do Złotych Lwów (recenzja)

Grupa nastoletnich ministrantów, sfrustrowana obojętną postawą dorosłych i instytucji Kościoła wobec niesprawiedliwości społecznej, postanawia wdrożyć własny, nietypowy plan odnowy moralnej. Uzbrojeni w młodzieńczy bunt i własną interpretację Pisma Świętego zakładają podsłuch… w konfesjonale, aby lepiej poznać swoich sąsiadów. Zamaskowani niczym Zorro i z ambicjami na miarę Robin Hooda, stają się sędziami w swoim osiedlowym świecie, pomagając potrzebującym i wymierzając kary za grzechy. Jednak ich misja zamienia się w niebezpieczną grę, a chłopcy, stosując własny, idealistyczny kodeks honorowy, zaczynają balansować na cienkiej granicy między dobrem a złem. Prawdziwe życie blokowiska miesza się z misją wprost z komiksów o superbohaterach, ale zamiast peleryn, bohaterowie noszą komże. więcej »

Średnia 7.3 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.6

8
Tomasz Zacharczuk Ocena: 8

8,5. Trzeba w tę nieco naiwną historię uwierzyć - dokładnie tak samo, jak w interpretowane po swojemu chrześcijańskie ideały wierzą tytułowi ministranci. Wówczas niczego więcej nie będziemy potrzebować, aby ta słodko-gorzka opowieść rozbawiła nas do łez, skłoniła do refleksji i zachęciła do własnego rachunku sumienia. Piotrowi Domalewskiemu udało się doskonale wyważyć emocje i ciężar poszczególnych wątków, a przy okazji przypomnieć nam, że do czynienia dobra wcale wiele nie trzeba. Ogromne brawa za casting całej czwórki chłopców, którzy niosą ten film i mają nie tylko rapowy flow. Do tego Kamila Urzędowska w zaskakującej, choć jednak nieco zbyt jednowymiarowej kreacji, oraz Artur Paczesny, który w takim wydaniu z miejsca miałby zagwarantowaną rolę u Smarzowskiego. Bóg zapłać za ten film. Być może najlepszy w całej konkursowej stawce. Nagrodę Publiczności chyba już mamy przyznaną.

7
Magda Mielke Ocena: 7

Grubymi, oj grubymi nićmi szyty jest ten scenariusz, dlatego czasem wybija z immersji i nie pozwala na poryw serca. Ale jak pada w jednym ze spotów prezentowanych przed festiwalowymi seansami: „kino to nie życie”. Traktując więc nowy film Domalewskiego jako przypowieść i przymykając oko na liczne scenariuszowe absurdy, można wyjść w pełni usatysfakcjonowanym. Porównania do „Bożego ciała” w pełni uzasadnione. Podobnie jak u Komasy mamy do czynienia z mądrym, wyważonym i pełnym miłosierdzia kinem, które z ogromną empatią punktuje nasze grzechy powszednie. Dużo tu brudu i polskiej cierpiącej "gęby", ale też wiele miejsca na oddech i śmiech. To też chłopackie "coming of age" ze świetnie dobranymi młodymi aktorami. Nagroda publiczności gwarantowana!

8
Patryk Szczerba Ocena: 8

Przyjęło się mówić, że współczesna młodzież jest zepsuta. Piotr Domalewski idzie w "Ministrantach" na przekór, pokazując, że są jeszcze na tym świecie wrażliwe na krzywdę innych, a przy tym niezepsute dzieciaki. I nie ma znaczenia, czy pochodzą z biednych czy bogatych domów, jeśli łączy ich sposób na życie, bo tak chyba trzeba nazwać w tym przypadku służbę przy ołtarzu. Pierwsza część to opowiastka, z duża dozą humoru, którą nie można brać dosłownie. Całość rozkręca się, gdy nastoletni nicponie zaczynają zastanawiać się nad prawdziwym problemem. Druga odsłona to już kapitalny zwrot w stronę przypowieści z przesłaniem, że dobro da się czynić tylko poza współczesnym kościołem, gdzie nie ma miejsca dla idealistów. Świetny casting młodych aktorów w filmie pozostawiającym widza z ogromem przemyśleń. Kandydat do nagrody od publiczności, a może i nie tylko od niej.

6
Magdalena Raczek Ocena: 6

Kolejna propozycja w tegorocznym festiwalu, w której pojawia się tematyka kościoła katolickiego, co osobiście mnie cieszy, bo filmy obnażają hipokryzję i opresyjny charakter kościoła. Tam, gdzie powinien wspierać, dawać otuchę i pomagać, tam robi dokładnie odwrotnie. Młodzi bohaterowie - ministranci i raperzy, a tak naprawdę normalne chłopaki, którzy mają swoje problemy są tutaj jak czterej muszkieterowie. Chcą pomagać, chcą zmieniać świat. Niestety fabuła filmu grzęźnie w wielu momentach, a to co początkowo śmieszy i bawi albo porusza, po jakimś czasie przestaje i tylko już nudzi i nurzy. Film mógłby być krótszy o co najmniej pół godziny. Ale brawa dla młodych aktorów, bo spisali się świetnie.

7.3

Średnia 6.5 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 6.1

7
Tomasz Zacharczuk Ocena: 7

6,5-7. Minimalistyczny i oszczędny film o czwórce rodzeństwa zmagającej się z bliżej nieokreśloną traumą. Intrygujący stylistycznie debiut Emi Buchwald, choć narracyjnie bywa chwilami infantylny, a fabularnie nie do końca spełniony. Wiele jednak nadrabia ciekawą psychologią postaci, naturalnie brzmiącymi dialogami i świeżymi aktorskimi twarzami. Świetnie wypada zwłaszcza Izabella Dudziak wcielająca się w Nastkę, ale już choćby Szczyla zdecydowanie bardziej wolę posłuchać niż oglądać na ekranie. "Duchy" nie bombardują nas emocjami, a uczą jak je dostrzegać, odczytywać oraz jak się z nimi godzić. O czym zresztą przekonują się również sami bohaterowie filmu.

7
Magda Mielke Ocena: 7

Proszę mnie zaadoptować, chcę być częścią tego rodzeństwa. Czuły, szczery i dojrzały debiut. Bliski życiu, z prawdziwymi emocjami i intrygującymi bohaterami, mówiącymi naturalnym językiem. A przy tym niezwykle poetycki, z pięknymi zdjęciami i dopracowanym pomysłem na każdą scenę, którą ogląda się jak osobny krótki film. Wprawdzie zostawia z poczuciem niedosytu, ale może jest to tylko głód kolejnego filmu Emi Buchwald.

6
Patryk Szczerba Ocena: 6

Subtelnie pokazane relacje w rodzeństwie, w której każde szuka swojej drogi, ale wspólnota - nie zawsze służąca rozwojowi uczuć, i emocji pozostaje zbyt mocna. Na szczęście do pewnego momentu, bo później dzięki dojrzewaniu każdy z czwórki bohaterów odnajduje siebie. Nie jest to film świetny, ale ciekawy prostotą i ciekawymi kreacjami młodych aktorów, z których największe brawa dla Izabelli Dudziak jako Nastki. Czekam, żeby zobaczyć ją znów na dużym ekranie.

6
Magdalena Raczek Ocena: 6

Kolejna propozycja w tegorocznym festiwalu, która podejmuje tematykę młodych ludzi i kolejny debiut. Film ma swój klimat i swoją historię, która jednych ujmie, innych odrzuci. Trudno być jednym z czwórki rodzeństwa, zwłaszcza gdy każdy jest inny i każdy próbuje mieć swój świat, a jednocześnie być razem i wzmacniać tę więź. Dla mnie jednak to opowieść bardziej o toksycznych relacjach niż sile braterstwa i siostrzeństwa. Ci młodzi dorośli ewidentnie są totalnymi dzieciakami, niedojrzałymi i nieradzącymi sobie w świecie, powielającymi znane im schematy i wzorce (teksty siostry: "chuchnij" "pokaż gały" brzmią jak teksty matki). Może to kwestia zaburzeń, może egocentryzmu, ale cała czwórka nie za bardzo ogarnia. Scena z Dusiołkiem fajna, ale to za mało. Kino godne uwagi, ale czy ta opowieść zostanie w nas na dłużej? Myślę, że film spodoba się 20-30-latkom. Starszym niekoniecznie.

6.5

Średnia 6.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.2

7
Tomasz Zacharczuk Ocena: 7

Z romansami w polskim kinie jest jak z pączkami z supermarketu: dużo lukru, mało wartościowego nadzienia, a każdy jeden wyprodukowany jest na bazie najprostszej/najtańszej receptury. Tadeusz Śliwa zaserwował nam tymczasem nieprzesłodzone i niskokaloryczne love-story, a do tego pięknie opakowane - wizualnie, muzycznie i aktorsko (Liss, Giegżno i Deklewa stworzyli znakomity tercet). Co prawda scenariuszowego "nadzienia" zabrakło już z ostatnim kęsem, ale nie zaburza to dobrego smaku, jakim wykazali się twórcy "Światłoczułej".

5
Magda Mielke Ocena: 5

Na tle niestrawnych polskich komedii romantycznych i melodramatów próbujących na siłę wycisnąć z widza łzy, love story Tadeusza Śliwy to świeża i solidna historia miłosna. Film ma potencjał, ale nie wykorzystuje go w pełni, głównie przez scenariusz, w którym - im bliżej finału - tym zaczyna się roić od klisz. Mimo to, to przyzwoita propozycja, na którą warto zwrócić uwagę choćby dla błyszczących na dużym ekranie Ignacego Lissa i Matyldy Giegżno.

7
Patryk Szczerba Ocena: 7

Pomysłów na love story w polskim wydaniu było już wiele i większość nie wypaliła. W ostatnich latach coś się w tym względzie zmienia i "Światłoczuła" jest tego przykładem. To film o miłości, tej prawdziwej, przekraczającej bariery. Jego siłą jest aktorstwo (świetni Liss, Giegżno i Deklewa) i historia - oszczędna w środkach i wyrazie, która poruszy nawet najtwardsze serca. Scenariusz skręca w pewnym momencie w ślepy zaułek, co nie zmienia faktu, że to mądry film, a takich chcemy w polskim kinie jak najwięcej.

5
Magdalena Raczek Ocena: 5

Takie trochę "Love Story" opowiedziane inaczej. Ona - z niepełnosprawnością (jest niewidoma, ale żyje niemal tak jakby wszystko było "normalnie"), on - "niepełnosprawny" emocjonalnie, zamknięty w sobie introwertyk, nieufny wobec świata i ludzi, ale to właśnie głównie z ludźmi musi pracować, bo jest wziętym fotografem, robiącym karierę. Czy to może się udać? Mnie reżyser nie przekonał, ale warto docenić piękne zdjęcia Michała Englerta i udane, świeże role Matyldy Giegżno i Ignacego Lissa.

6.0

Średnia 3.3 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 4.3

3
Tomasz Zacharczuk Ocena: 3

"Po co to wszystko?" - pyta w finale filmu jedna z jego bohaterek (przy okazji najciekawsza postać "Terytorium"). I dokładnie to samo pytanie wypada zadać Bartoszowi Paduchowi, który po prostu przeszarżował z liczbą wątków, przez co żaden z nich nie prezentuje się wiarygodnie. Historia z potencjałem (niewielkim), ale zagracona marnie napisanymi postaciami, siermiężną telewizyjną realizacją i ślamazarnym tempem opowieści. Finał zwyczajnie kuriozalny, a można było nim jeszcze odkupić część win. Na to "Terytorium" wstęp może nie jest zabroniony, jest po prostu bezcelowy.

3
Magda Mielke Ocena: 3

To jest bardzo zły film. Fatalnie napisany, źle zagrany, z okropnymi dialogami, strasznym tempem i niezrozumiałą psychologią postaci. Lepiej sobie włączyć „Policjantów i policjantki”.

4
Patryk Szczerba Ocena: 4

Małomiasteczkowy kryminał z nieskomplikowaną fabułą, który sprawdziłby się co najwyżej jako film w linearnej telewizji. Choć i tam furory raczej by nie zrobił. Może jako powieść gatunkowa spodobałaby się fanom, ale na ekranie tak zaprezentowana historia w ogóle nie broni się. Miałkie postaci, do których w żaden sposób nie daje się przywiązać ani im kibicować. Był potencjał na więcej (wątek śledztwa w amerykańskiej bazie, nieoczywista postawa głównej bohaterki). Została banalna historia, z absurdalnym finałem, który pogrążył całość.

3
Magdalena Raczek Ocena: 3

Takich filmów było już naprawdę dużo. A ten nie wnosi nic nowego do tematu. Korupcja, układy w policji i on - ten nowy spoza układu, który będzie czynił dobro i naprawiał świat. Reżyser naoglądał się chyba za dużo amerykańskiego kina. Mnie od razu skojarzyło się "Terytorium" z filmem "Miasto prywatne", a finałowa piosenka chyba też do tego nawiązuje słowami "Miasto jest nasze". Tyle tylko, że film nie dorasta tamtemu do pięt. Niestety wyszedł film o niczym, ale dobrze było zobaczyć mniej znanych aktorów na dużym ekranie.

3.3

Średnia 4.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 4.9

4
Tomasz Zacharczuk Ocena: 4

Nie kupuję w tym przypadku ani konwencji thrillera - bo zwyczajnie go tu nie ma, ani "bajeczek" o "świadomym i zabawnym pastiszu" - gdyż częściej ten film wprawiał mnie w zażenowanie, niż prowokował śmiech. "Trzy miłości" bez choćby krzty napięcia i dynamiki między postaciami, za to z okropną muzyką i nużącymi burdelowymi światłami (no bo to przecież "erotyk"). Pod kątem aktorskim - rozczarowujący - podobnie jak w aspekcie reżyserskim (znając poprzednie filmy Grzegorzka). Ma parę niezłych momentów, ale dotrwanie do końca jest większym wyzwaniem niż ustanie na nogach całej dyskoteki w Mielnie (dokąd zresztą zaglądają na chwilę "Trzy miłości").

3
Magda Mielke Ocena: 3

Nie rozumiem, co autor miał na myśli. Ani to zgrabne, ani zabawne. Lubię kino Grzegorzka, cenię jego zabawę gatunkami, ale tego kompletnie nie kupuję - ani jako świadomy pastisz, ani - tym bardziej - jako thriller erotyczny. Film jest tak wyprany z emocji, tak źle zagrany, tak nieśmieszny i tak fabularnie nieprawdopodobny, że ładne kadry i fajna muzyczka go nie uratują. Jeśli jesteście miłośnikami "The room" może się wam spodobać.

3
Patryk Szczerba Ocena: 3

Thriller erotyczny w Konkursie Głównym FPFF? Brzmiało intrygująco. Niestety, to, co zaserwował widzom Łukasz Grzegorzek jest po prostu nieudanym eksperymentem z gatunkiem. Zamiast napięcia - jest śmieszność, która towarzyszy filmowi praktycznie od początku do końca. Gdzieś pojawia się zalążek relacji między bohaterami, w którą nawet można uwierzyć, tylko, że co rusz jest ona przełamywana przez sceny i momenty, które wywołują nic więcej oprócz rozbawienia i zażenowania. Tylko, że przecież nie jest to pastisz, choć przy takiej dawce podanego komizmu śmiało mógłby takim być. Szkoda, bo poprzednie filmy reżysera jak "Córka trenera" i "Moje wspaniałe życie" to ciekawe kino. Tu jest wielkie rozczarowanie. Na plus erotyczne sceny. Po tym filmie już nikt nie ma prawa powiedzieć, że seks w polskim kinie wygląda sztucznie.

6
Magdalena Raczek Ocena: 6

Już od pierwszej sceny reżyser zaprasza nas do specyficznego świata bohaterów przez pokazanie ich w bardzo wyraźnym, dusznym klimacie. Mogłoby się wydawać, że będzie to opowieść o klasycznym trójkącie miłosnym, ale nie jest tak do końca. Dużo jest w tym filmie stereotypów, ale też ich przełamywania. Ciekawe jest zderzenie dwóch generacji i pokazanie pokolenia Zet i ich wrażliwość na przykładzie Kundla - oni zupełnie inaczej podchodzą do emocji, uczuć, relacji niż wcześniejsze pokolenia. I chyba właśnie o tym przede wszystkim jest ten film - o relacjach, nie tylko miłosnych, erotycznych, ale i przyjacielskich. Łukasz Grzegorzek (nie mylić z Mariuszem) przyzwyczaił nas już w swoich filmach ("Córka trenera", "Moje wspaniałe życie") do tego, że najbardziej interesują go związki międzyludzkie i relacje. I o tym zrobił kolejny film. Warto docenić aktorów (Czarnik, Nieradkiewicz), bo mieli niełatwe zadanie odgrywania wielu scen erotycznych, które nie wypadły ani wulgarnie, ani prostacko.

4.0
Vinci 2

Recenzja filmu "Vinci 2". Nieudana kopia pierwowzoru (recenzja)

Cuma, emerytowany złodziej sztuki, mieszka w Hiszpanii. Gdy paser Chudy  proponuje nowy skok w Polsce, Cuma wraca do Krakowa. Dowiaduje się, że młodsza para złodziei już przejęła plan, więc postanawia im przeszkodzić. więcej »

Średnia 5.7 (3 recenzje)

Ocena czytelników: 7.0

5
Tomasz Zacharczuk Ocena: 5

Doskonały przykład na to, jak przy filmowych powrotach pogoń za sentymentami zabija kreatywność. "Dwójka" to kserokopia "jedynki" - tyle że na gorszym gatunkowo papierze i z ledwie widocznymi zarysami, bo tusz w drukarce Machulskiego już od dawna się kończy. Humor czasami jeszcze działa, ale główna intryga nie umywa się do poprzedniej. Poza tym, oprócz Więckiewicza, reszta "starej" obsady niewiele ma tu do roboty, a nowe postaci zupełnie nie przekonują. Miał być kolejny rodzimy "heist movie", a skończyło się na zbędnym "hajs movie". Tego falsyfikatu nawet Cuma z Szerszeniem nie są w stanie mi "opchnąć".

- 5
Patryk Szczerba Ocena: 5

Jak wielu, obawiam się sequeli, a w polskim kinie szczególnie. Niestety "Vinci 2" jest przykładem, że to, co zadziałało raz i to dość dawno temu, nie może się udać po raz kolejny. Fabuła jest niespójna, jest za to sporo scen i dialogów, które wydłużają całość i powodują, że film się po prostu nuży. Powrót do przeszłości udaje się, gdy na ekran wkracza Marcin Dorociński. Razem z - trzymającym od początku filmu poziom - Robertem Więckiewiczem próbują ratować całość. Tyle, że jest ona kliszą pierwszej części, mającą zagrać na sentymentach fanów Cumy. Nie tędy droga, choć spodziewam się, że jeszcze nie jeden raz w polskim kinie będą podejmowane podobne próby. Oby z lepszym skutkiem i większą kreatywnością.

7
Magdalena Raczek Ocena: 7

Mam wrażenie, że mamy jakiś narodowy kompleks dotyczący dobrego kina sensacyjnego i dobrej komedii. A przecież w przypadku tej drugiej mamy takie tradycje! Z sensacją trochę gorzej, ale nie zmienia to faktu, że takie filmy są traktowane w Gdyni trochę po macoszemu, jakby były gorszego sortu. Nie wiem dlaczego, bo choć cenię sobie kino artystyczne, to nade wszystko ważne jest dla mnie kino na dobrym poziomie. I "Vinci 2" ten poziom trzyma. Podobnie jak w przypadku "Zamachu na papieża" mamy tu wątek sentymentalny i rozliczeniowy ze stanem emeryckim, co dla mnie tylko dodaje uroku temu filmowi. Wracają starzy bohaterowie z części pierwszej i choć fabuła nie porywa, jest w tym filmie coś takiego, że ogląda się go z przyjemnością. Dobra rozrywka na poziomie i za to daję dodatkowy punkt.

5.7

Średnia 6.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.0

5
Tomasz Zacharczuk Ocena: 5

5,5. Sympatyczny - to chyba najbardziej adekwatny epitet pasujący do filmu, który swoją konstrukcją i scenariuszem przypomina "Piłkarskiego pokera" i "Wielkiego Szu". Nie jest to na pewno tak udana produkcja, jak dwie wspomniane, ale ogląda się to bez większego zgrzytu i nudy. Nawet pomimo faktu, że historia jest prosta jak drut i do bólu przewidywalna. Udało się uchwycić dynamikę konnych wyścigów oraz odwzorować na ekranie bazarkowy koloryt początku lat 90., a nawet wpleść odwołania do rzeczywistości (zabawny epizod z "pruszkowskimi"). Aktorsko poprawny, ale bez olśnień. Niestety również bez pomysłu na zakończenie, które wydaje się urwane. Idealny film na telewizyjne popołudnie, w kinach nie wróżę mu sukcesu. Podobnie jak festiwalowych nagród w Gdyni.

6
Magda Mielke Ocena: 6
7
Patryk Szczerba Ocena: 7

Sprawnie zrealizowane kino z dobrym tempem i przedstawieniem realiów wyścigów konnych, gdzie nie chodzi o zwycięstwo, ale o to, jak się obstawia gonitwę. Wyłom w murze próbuje zrobić główny bohater Krzysiek Salomon (przykuwający uwagę Tomasz Ziętek), który z łatką nowicjusza, ale i plecakiem ideałów, próbuje popsuć szyki "poukładanym ze sobą" wyjadaczom gonitw w Polsce. Od początku kibicujemy mu w jego staraniach, podziwiając świetne zdjęcia gonitw i dając się wciągnąć w ciekawie utkany scenariusz. Historia, w której bohaterowie charakterologicznie są jasno nakreśleni i zaskoczeń nie ma, meandruje i spina się końcową sceną pokazującą, że "bukmacher zawsze wygrywa". Nagród dla filmu raczej nie będzie, ale frekwencyjny sukces w kinie bardzo prawdopodobny.

6
Magdalena Raczek Ocena: 6

Jak długo można oglądać biegające konie i podejrzanych buchmacherów? Według twórców tego filmu prawie dwie godziny. Według mnie to zdecydowanie za długo, zwłaszcza że leżą i kwiczą inne, poboczne wątki. Jedynie motyw ojca i jego relacja z głównym bohaterem zasługuje tutaj na uwagę - Ireneusz Czop idzie tutaj po nagrodę za rolę drugoplanową (no chyba że zgarnie ją za rolę w "Zamachu..."). Warte odnotowania są również sopockie plenery - nasz Hipodrom świetnie się odnalazł na dużym ekranie. Plusem jest także trójmiejska obsada w epizodach. Poza tym "Wielka Warszawska" niestety szybko przepadnie w pamięci widza, bo nie porywa ani emocjami, ani tematyką. Przyzwoite kino do obejrzenia, ale nic poza tym. Rola Tomasza Ziętka niestety nie wyrasta ponad przeciętność, by móc powalczyć o nagrodę.

6.0
Zamach na papieża

Ostatnia współpraca Pasikowskiego i Lindy? Recenzja filmu "Zamach na papieża" (recenzja)

Porywający thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami i kulisami jednej z najbardziej tajemniczych operacji służb specjalnych XX wieku – zamachu na Jana Pawła II. Rok 1981. Kreml wydaje rozkaz: zlikwidować Jana Pawła II. Konstanty „Bruno” Brusicki – były snajper i legenda wywiadu – zostaje zmuszony do udziału w tajnej operacji zamachu na papieża. Jego zadaniem jest zatuszowanie śladów oraz eliminacja zamachowca – Alego Agcy. Wciągnięty w szpiegowską intrygę i bezwzględną walkę o wpływy, Bruno trafia w sam środek kulis zamachu, które do dziś budzą wiele pytań. W obliczu narastającego konfliktu wewnętrznego musi podjąć decyzje, które nie tylko zaważą na jego losie, ale mogą też zmienić bieg historii. Jaką rolę odegra Bruno – i czy jego wybory wpłyną na przebieg tego przełomowego wydarzenia? więcej »

Średnia 5.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 5.6

5
Tomasz Zacharczuk Ocena: 5

Liczyłem na solidny thriller z wielką historią w tle - coś pokroju "Jacka Stronga" czy choćby "Kuriera". Dostałem po części świadomy, ale w głównej mierze chyba jednak niezamierzony przez autora pastisz "wczesnego Pasikowskiego". Bogusław Linda sypie z rękawa koślawymi one-linerami i z werwą Franza Maurera rozstawia towarzystwo po kątach, ale nawet to nie pomaga topornej i nużącej fabule. Opowieść o odkupieniu być może nabiera nieco głębi pod koniec filmu, ale wiele więcej tu już nie znajdziemy. A tytułowy zamach jest tu chyba głównie marketingowym wabikiem i jedynie "leitmotivem", o którym od czasu do czasu przypominają sobie twórcy filmu. Tylko dla zagorzałych koneserów "Radomskich", ale jak ktoś woli, to Franz, tfu "Bruno", ma "Wiarusy".

3
Magda Mielke Ocena: 3

To jest takie kino, jakby pan Pasikowski zasnął w 1995, obudził się po 30 latach i pierwsze, co zrobił to film. Podobno było jednak tak, że to pan Linda wymyślił sobie, jakiego bohatera chce zagrać, zostało mu to napisane, więc zagrał. Zagrał tak jakby bardzo nie chciał być na planie. Mamy film, który trąci myszką na 2137 metrów. To zbiór gagów, których nie powstydziłby się pan Vega. Z wieloma tematami potraktowanymi jak nagłówki brukowca, mierną reżyserią, topornym montażem, beznadziejnymi dialogami, humorem, od którego robi się sucho i zapętloną przez dwie godziny trąbką. Miało być pożegnanie największych twardzieli z życiem, a jest niezamierzona parodia dawnego Pasikowskiego. Wisienką na torcie (a raczej na kremówce) są trzy do bólu stereotypowe postaci kobiece. Jak śpiewa Perfect „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść”.

5
Patryk Szczerba Ocena: 5

Zapowiedzi o thrillerze traktującym o jednym z najważniejszych wydarzeń w polskiej historii drugiej połowy XX wieku okazały się dobrym chwytem marketingowym. I nic więcej. Mało tu polityki, szpiegowskiej intrygi, nakreślenia szerszego kontekstu wydarzeń. Dużo za to Bogusława Lindy, który gra kolejne wcielenie Franza Maurera, pełniąc rolę samotnego mściciela wymierzającego sprawiedliwość. Zresztą, mające być zabawnym, odniesienie do "Psów" jest już w pierwszej scenie. Tylko, że tamten czar mógł zadziałać tylko raz. Pasikowski już w XX wieku kręcił dużo lepsze filmy, jak np. "Kurier" czy "Jack Strong". W "Zamachu na papieża" jest za dużo przerysowań, by traktować historię poważnie. Całość dryfująca w kierunku małomiasteczkowego kryminału, kończy się groteskowym finałem, co dopełnia porażki artystycznej. Na plus Ireneusz Czop w drugoplanowej roli oficera, "kierującego" głównym bohaterem.

7
Magdalena Raczek Ocena: 7

Nie mówcie, że nie stęskniliście się za dziadziem Władziem i dziadkiem Bogusiem, bo ja tak. I choć już nie jest to ich prime time, to i tak na powrót tego duetu warto było czekać. Świetne, mięsiste i zabawne (aczkolwiek niezrozumiałe zapewne dla urodzonych później niż w latach 80.) dialogi, jak przystało na Pasikowskiego, w których sporo autoironii i szydery z emeryckiego stanu. Niestety mocno pompatyczny finał i scena z płonącym krzyżem pogrążyły ten naprawdę całkiem dobry film. A znalazło się w nim mnóstwo pobocznych wątków, które były o wiele ciekawsze i w sumie ważniejsze niż wątek główny. Szkoda.

5.0

Średnia 5.0 (4 recenzje)

Ocena czytelników: 7.2

6
Tomasz Zacharczuk Ocena: 6

Kolejny bardzo udany debiut na tegorocznym festiwalu. Wampiry może i żyją wiecznie, ale o sensie egzystencji też między sobą rozmawiają. Tak naprawdę to jednak skromny w formie, ale intrygujący w zamyśle film o ludzkim poszukiwaniu wartości i oswajaniu się ze śmiercią. W pewnym momencie zbyt szybko wyłożone zostają aż nadto oczywiste prawdy - wystarczyłyby 2-3 nieco lepiej napisane dialogi, ale to i tak pokrzepiająca i wzruszająca opowieść, przy której bardzo często można też się pośmiać. Trio aktorskie dobrane w punkt, a Michał Sikorski udowadnia, że nie tylko śmieszkowanie wychodzi mu na ekranie.

5
Magda Mielke Ocena: 5

Uroczy debiut, którego największą zaletą i jednocześnie mankamentem jest to, że jest debiutem. Ciekawy pomysł, fajna obsada. Są śmieszki i momenty z serca. Ale scenariuszowo lepiej byłoby obdarzyć tym krótki metraż, gdyż sporo jest tu przestojów i niezdarności. Charyzma Sikorskiego i urok Maścianicy to za mało, żeby oprzeć na tym cały film.

6
Patryk Szczerba Ocena: 6

Opowieść o umieraniu, godzeniu się ze śmiercią i miłości młodych na pograniczu realizmu i magii. Wątek wampirów to jednak tylko ewidentny wabik, żeby wyróżnić się na tle innych podobnych produkcji i szybko odchodzi na bok. Na pierwszy plan wysuwają się pytania o kondycję człowieka. A że są zadawane dość nieporadnie, to trudno traktować całość jako bardzo dobre kino. To jednak debiut. Trzymam kciuki, żeby w przyszłości było lepiej.

3
Magdalena Raczek Ocena: 3

Kim są wampiry, które nie straszą ludzi, nie piją ich krwi, chyba że od zmarłych, nie giną od kontaktu z czosnkiem ani nie boją się krzyża czy osikowego kołka? Trudno powiedzieć, ale są bardziej ludzccy niż niektórzy ludzie. Film balansuje gdzieś pomiędzy pastiszem, komedią a filozoficznym traktatem na temat życia, śmierci i wieczności. Niestety ta historia jest zbyt nudna, by zatrzymać przy sobie widza na dłużej i pozostać w jego pamięci.

5.0
Zwiń

Imprezy towarzyszące

Poznaj jury

Konkurs Główny

  • Magnus von Horn Przewodniczący
  • Bartosz Chajdecki
  • Magdalena Dipont
  • Łukasz Gutt
  • Magdalena Kamińska
  • Łukasz M. Maciejewski
  • Grażyna Szapołowska

Konkurs filmów krótkometrażowych

  • Kasia Adamik Przewodnicząca
  • Mirosław Baka
  • Monika Majorek

Konkurs perspektywy

  • Milenia Fiedler Przewodnicząca
  • Olga Chajdas
  • Mariusz Włodarski

Nagrody za debiut reżyserski lub drugi film

  • Borys Lankosz Przewodniczący
  • Sonia Bohosiewicz
  • Mara Tamkovich