Kryminał LGBT na 46. FPFF. Recenzja filmu "Hiacynt"
Nagradzany już w Gdyni za "Cichą noc" i "Jak najdalej stąd" Piotr Domalewski po raz pierwszy zrealizował film na podstawie innego scenariusza niż swój autorski. I właśnie scenariusz jest największym problemem wymuskanego wizualnie, ale przeładowanego treściami kryminału w klimacie kina noir. "Hiacynt" nawiązuje do milicyjnej akcji zbierania haków na społeczność homoseksualną w drugiej połowie lat 80. Istotny problem represjonowania mniejszości dla wzmocnienia przekazu udekorowano kryminalną intrygą, która jednak zamiast zagęścić atmosferę, jedynie rozrzedza główny wątek.
Akcję pod kryptonimem "Hiacynt" Milicja Obywatelska przeprowadziła w latach 1985-87. W tym czasie funkcjonariusze MO zatrzymywali osoby powiązane ze środowiskami homoseksualnymi, które zmuszano do podpisywania specjalnych oświadczeń i wydawania znajomych. W ten sposób założono około 11 tysięcy akt osobowych. Oficjalnie pod pretekstem przeciwdziałania w Polsce epidemii AIDS. Nieoficjalnie - w celu zbierania "haków" służących do szantażu homoseksualistów lub nakłaniania ich do współpracy ze służbami bezpieczeństwa. Zjawisku represjonowania mniejszości seksualnych w PRL przyjrzał się Marcin Ciastoń, autor scenariusza, po który sięgnął Piotr Domalewski.
Oceny naszych dziennikarzy w specjalnym Serwisie Festiwalowym
Kryminał ulotny jak warszawska mgła
Efektem współpracy obu panów jest dopieszczony wizualnie kryminał łączący w sobie elementy kina noir i estetyki filmów Davida Finchera. Rozrysowana na wstępie zbrodnicza intryga na tle spowitej mrokiem i skutej mrozem Warszawy niesamowicie rozbudza wyobraźnię i przywołuje na myśl choćby sławetne "Siedem" wspomnianego Finchera. Tu także mamy serię tajemniczych zgonów, parę zupełnie odmiennych charakterologicznie stróżów prawa i pulsujący z każdym kadrem coraz mocniej klimat osaczenia i grozy. Atmosferę znakomicie budują zdjęcia Piotra Sobocińskiego juniora, posępną aurę podbija minimalistyczna muzyka Wojciecha Urbańskiego.
Niestety, filmowy "Hiacynt" nie rozkwita tak, jak można byłoby się tego spodziewać. Do zbyt małego wazonu nalano za dużo wody. Poszczególne wątki zabierają sobie nawzajem ekranowy czas i w konsekwencji żadna z historii w pełni nie wybrzmiewa. Najszybciej gaśnie wątek kryminalny, który traci odpowiednią dynamikę i tempo. Widać to zarówno w fabularnych uproszczeniach, jak i w absurdalnie sensacyjnym finale pozbawionym już właściwie większych emocji i znaczenia. Zapowiadane przez twórców "tropienie seryjnego mordercy" można właściwie włożyć między marketingowe bajki i obietnice bez pokrycia. Gdzieś pomiędzy nimi być może uda się też znaleźć świetnego Tomasza Schuchardta, którego nie wiedzieć dlaczego twórcy "Hiacynta" postanowili w połowie filmu ukryć.
Twórcy "Hiacynta": chcieliśmy zrobić kryminał, a nie film polityczny
Niedostatecznie naświetlono również samą akcję "Hiacynt". Piotr Domalewski i Marcin Ciastoń jedynie sygnalizują widzowi mechanizm milicyjnych działań, ale bez dogłębnej analizy problemu i samego środowiska homoseksualistów. Jeśli już podejmują takie próby, to zazwyczaj kończą się one raczej na ogrywaniu stereotypów i bardzo powierzchownych wnioskach. Oczywiście należy docenić twórców za konsekwencję i odwagę w zekranizowaniu mało znanej w publicznym dyskursie historii, ale problem prześladowania członków społeczności LGBT - szczególnie w kontekście aktualnej sytuacji w Polsce - zasługiwał na bardziej kompleksowy filmowy komentarz. Tym bardziej że pytań o powiązanie daty premiery produkcji z obecną kondycją mniejszości seksualnych w naszym kraju było sporo podczas pokazu "Hiacynta" na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.
- Naszym celem nigdy nie było zrobienie filmu politycznego, natomiast okoliczności i to, co dzieje się w polskim dyskursie publicznym, sprawiają, że nabiera on nowego wydźwięku. Z mojego punktu widzenia zależało mi na zrobieniu filmu, który pokaże ludzi mających prawo do uczuć, prawo do bycia sobą. Chcieliśmy pokazać, że osoby homoseksualne nie są tworami z kosmosu, a problem systemowych prześladowań towarzyszył im znacznie wcześniej, niż można było przypuszczać - tłumaczyła podczas premierowego pokazu "Hiacynta" na 46. FPFF producentka Joanna Szymańska.
- Zawsze jest czas na to, by robić filmy o tym, że jakaś grupa obywateli Polski jest przez system prześladowana. Chciałem zrobić kryminał, który będzie się dobrze oglądało każdemu. Wydaje mi się, że tylko w tak delikatny sposób można oswajać ludzi z rzeczami, których się boją, bo ich nie znają. Myślę, że właśnie z tego wynika ten dzisiejszy oportunizm czy wręcz agresja w stosunku do pewnych grup ludzi - dodał reżyser Piotr Domalewski.
On, czyli bohater-nikt
Z trzech głównych wątków najpełniej tymczasem wybrzmiewa intymna i starannie pielęgnowana przez filmowców osobista historia młodego milicjanta Roberta (Tomasz Ziętek). Ambitny funkcjonariusz, infiltrując środowisko homoseksualistów, będzie musiał na nowo odkryć własną tożsamość i przemeblować dotychczasowy system wartości, dość siermiężnie wbijany przez surowego ojca (Marek Kalita) i partnera-służbistę (Tomasz Schuchardt). Akurat ten element fabuły opowiedziano z największą starannością, choć przede wszystkim główna w tym zasługa świetnego Tomasza Ziętka, który w niektórych scenach (szczególnie podczas przesłuchania Arka) kapitalnie przelał na ekran dramat swojej postaci.
- Bardzo wierzę w siłę tego bohatera. On nie jest prawdziwą postacią, a wymyśloną, dlatego w moim przekonaniu film nieopowiadający o konkretnej osobie może stać się filmem o każdym z nas. Dzięki temu, mam nadzieję, można będzie utożsamiać się z Robertem i z nim empatyzować, niezależnie od przekonań - tak o głównym bohaterze swojego filmu opowiadał w Gdyni Piotr Domalewski.
Przy odrobinie scenariuszowej wstrzemięźliwości albo lepszym zaplataniu poszczególnych wątków "Hiacynt" miał szansę sprytnie w gatunkową konwencję wpleść społeczny manifest przeciwko prześladowaniu i piętnowaniu odmienności. Udało się to zaledwie w niewielkiej części, zaś główna atrakcja dla mas, czyli kryminalna intryga, zwiędła za szybko, pozostawiając zeschnięte liście w postaci fabularnych dziur i masy uproszczeń. Wciąż jednak jest na czym zawiesić oko, a bulwersująca historia represji zasługuje na upamiętnienie. Szkoda, że powodów, dla których warto obejrzeć "Hiacynta", nie ma znacznie więcej.
OCENA: 6/10
Film
Hiacynt
Opinie wybrane
-
2021-09-22 11:58
Akcja "Hiacynt" miała przede wszystkim na celu zbieranie haków na ludzi,
którzy mogą po zmianie ustroju pełnić ważne funkcje społeczne. W kręgach bezpieki itd. oraz wierchuszki partyjnej wiedziano w połowie lat 80, że system padnie, bo jest niewydolny. Samo podkreślanie kwestii dyskryminacji LGBT to przypominanie tylko części faktów, do celów doraźnej walki walki politycznej.
- 33 8
-
2021-09-22 13:36
porno kino wam się marzy
w czym macie problem, tyle wolnych lokali za złotówke od miasta, boicie się rozgłosu czy tylko szumowiny was rajcują na festiwalach
- 6 0
-
2021-09-22 12:00
właśnie takie artykuły i oznaczanie LGBT najbardziej szkodzi LGBT (2)
tak bardzo wszyscy chcą zwłaszcza "niezależne media", żeby LGBT nie było dyskryminowane nigdzie, a co sami robicie? Sami nagłaśniacie, wskazujecie palcem i wszem i wobec musicie informować cały świat, że to film o LGBT.
To właśnie najbardziej szkodzi wszystkim mniejszościom. Nie powinno być w ogóle mowy o preferencjach, rasach, wyznaniach -tak bardzo wszyscy chcą zwłaszcza "niezależne media", żeby LGBT nie było dyskryminowane nigdzie, a co sami robicie? Sami nagłaśniacie, wskazujecie palcem i wszem i wobec musicie informować cały świat, że to film o LGBT.
To właśnie najbardziej szkodzi wszystkim mniejszościom. Nie powinno być w ogóle mowy o preferencjach, rasach, wyznaniach - gdybyście to uszanowali ciszą, było by mniej niepotrzebnych kłótni i problemów z tym związanych. LGBT radzą sobie i poradzą i bez takiej nachalnej propagandy.- 25 8
-
2021-09-22 14:23
Najbardziej ludziom homoseksualnym to szkodzą organizację LGBT i moim zdaniem ich działanie przynoszą odmienny skutek od zamierzonego i dużo większą była tolerancja i akceptacja jak organizację LGBT mniej wrzeszczały teraz z kim nie rozmawaim a jestem z środowiska anty PiS jest mega dużą niechęć do osób LGBT
- 6 1
-
2021-09-22 13:28
No tyle, że praca środowisk LGTB skutkuje tym, że np poparcie dla związków partnerskich rośnie. Nigdzie na świecie środowiska LGTB nie uzyskał swoich praw bez działalności aktywistów, która się nie podobała części społeczeństwa (tak samo prawa wyborcze kobiet wywalczyły sufrażystki, które były bardzo podobnie atakowane).
I nie, tezaNo tyle, że praca środowisk LGTB skutkuje tym, że np poparcie dla związków partnerskich rośnie. Nigdzie na świecie środowiska LGTB nie uzyskał swoich praw bez działalności aktywistów, która się nie podobała części społeczeństwa (tak samo prawa wyborcze kobiet wywalczyły sufrażystki, które były bardzo podobnie atakowane).
I nie, teza "nie powinno być w ogóle mowy o preferencjach, rasach, wyznaniach" nie jest słuszna. O naszym wyznaniu czy preferencjach seksualnych mówimy często "przypadkiem" i nie jest w tym nic zlego. To, że powiem "wczoraj po mszy poszedłem do sklepu i kupiłem jogurt" zdradza religię. Tak samo jak powiedzenie w tym samym sklepie do telefonu "kochanie, kupiłaś ryż, czy mam kupić?", nie mówiąc o takich kwestiach jak pierścionki zaręczynowe, zdjęcia partnera/partnerki na biurku w pracy, uroczyste śluby itp. To jest część naszej tożsamości i nie ma powodu by je ukrywać. Wbrew pozorom pokazywanie preferencji seksualnych nie polega na tym, że mówimy "lubię uprawiać seks z kobietą/facetem" czy uprawianiem seksu na oczach innych.- 1 9
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.