Recenzja filmu "Biedne istoty". Czegoś takiego już w tym roku nie obejrzymy
Film "Biedne istoty" - czegoż tu nie ma! Niemiecki ekspresjonizm idzie pod rękę z groteskowym burtonowskim neogotykiem, aby po chwili romansować już z wyestetyzowaną wizją kina Wesa Andersona. Fabuła "Biednych istot" krąży zaś wokół hybrydy klasycznej opowieści o Frankensteinie i wyuzdanej wersji "Barbie" Grety Gerwig. A to wszystko przefiltrowane zostaje jeszcze przez obiektyw współczesnego arthouse'owego kina rodem z "Lighthouse". Yorgos Lanthimos z gatunkowych zapożyczeń i książki Alasdaira Greya pozszywał potwora, który chwilami budzi w nas odrazę i wstręt, ale finalnie w pozornej brzydocie pozwala dostrzec piękno niedoskonałości.
- Recenzja filmu "Biedne istoty"
- "Frankenstein" randkuje z "Barbie"
- Miękkie porno czy naga prawda o człowieczeństwie?
- Nie tylko Emma Stone zasługuje na Oscara
- "Biedne istoty" w kinach!
Recenzja filmu "Biedne istoty"
Seans "Biednych istot" przypomina nieustanną szamotaninę pomiędzy nienawiścią a miłością wobec tego, co widzimy na ekranie. Błądzimy, nieraz po omacku, od obrzydzenia do zachwytu. Śmiejemy się w głos, by za chwilę odwracać wzrok. Krzyczymy w myślach "to już przesada!", ale zaraz potem - niczym niezaspokojona seksualnie Bella - błagamy o więcej.
KINO Najnowsze premiery kinowe
Ten dysonans już nieraz odczuwali fani twórczości Yorgosa Lanthimosa. Reżysera, który - jak na Greka przystało - we współczesnym kinie formułę antycznej tragedii łączy ze śmiałą satyrą, której ostrzem można się solidnie pokaleczyć, jeśli do artystycznej wizji autora "Faworyty" chcemy podejść zbyt blisko (czyt. zbyt dosłownie).
Dystans, a ponadto pewien rodzaj wrodzonej wrażliwości i otwartość umysłu na różne interpretacje prezentowanej historii wydają się nieodzowne w przypadku obcowania z "Biednymi istotami". W przeciwnym razie już otwierający film kwadrans - w którym zobaczymy stąpającą pokracznie i oddającą pod siebie mocz Emmę Stone, zdeformowanego Willema Dafoe wypuszczającego z ust bańki i biegające po ekranie zwierzęta z przeszczepionymi fragmentami ciał - może sprawić, że sami poczujemy się biednymi istotami skazanymi na pożarcie.
"Frankenstein" randkuje z "Barbie"
W pierwszych minutach filmu Lanthimos zaprasza nas do miejsca, które jest zarazem laboratorium Frankensteina, zamkiem Draculi i zamkniętą w gotyckim pałacyku wyspą doktora Moreau. Panem tych włości i właścicielem dziwacznego folwarku jest Godwin Baxter (Willem Dafoe), czyli w skrócie God (Bóg). Wybitny chirurg, ze względu na ciało oszpecone w wyniku medycznych eksperymentów jego ojca, rzadko pokazuje się publicznie. Dopuszcza do siebie właściwie tylko służącą, wiernego ucznia i swoją "córkę". Bella (Emma Stone) tak naprawdę jest jednak dziełem Baxtera, który w ciele wyłowionej z Tamizy samobójczyni umieścił mózg jej nienarodzonego dziecka. Kobieta, choć z wyglądu przypomina dorosłą, posiada więc mentalność niemowlaka. Niezdarnie stawia pierwsze kroki, wydaje z siebie bezkształtne dźwięki, uczy się dopiero jeść i komunikować o swoich potrzebach.
Bellę można więc z jednej strony postrzegać jako żeńską wersję potwora Frankensteina, a z drugiej jako lalkę (która nawet w ruchach ją przypomina), marionetkę w rękach Godwina, całkowicie uzależnioną od woli swego stwórcy. I tak jak w przypadku monstrum z książki Mary Shelley, i - tak jak to miało miejsce z tytułową Barbie w ubiegłorocznym filmie Grety Gerwig - główna bohaterka "Biednych istot" po osiągnięciu względnej świadomości pragnie poznać zewnętrzny świat i decydować o swojej przyszłości. Uwiedziona przez szemranego prawnika Duncana Wedderburna (Mark Ruffalo) opuszcza dom "ojca" i udaje się w podróż po Lizbonie, Aleksandrii i Paryżu.
Miękkie porno czy naga prawda o człowieczeństwie?
Początkowo w odkrywaniu uroków wolności jedynym poznawczym kryterium dla Belli jest jej seksualność. Gdy mentalnie bohaterka osiąga etap rozwoju nastolatki, poprzez masturbację poznaje przyjemność wynikającą z zaspokajania potrzeb jej ciała. "Wściekłe skakanie" (tak Bella określa seks) jest dla kobiety nie tyle formą emocjonalnej ekspresji, co metodą kształtowania jej osobowości.
U Lanthimosa cielesność zresztą zawsze odgrywa kluczową rolę w portretowaniu ludzkich zachowań determinowanych podatnością na żądze i popęd seksualny. Grecki reżyser raz jeszcze więc uwypukla z jednej strony naszą prymitywną naturę, ale zarazem zwraca uwagę na to, jak mocno powiązane są ze sobą ciało i umysł. Bo jednak do osiągnięcia pełnej harmonii i rozwoju potrzeba wypracowania konsensu pomiędzy fizycznością a duchowością.
Interpretacyjnych wariantów tej nieszablonowej opowieści jest znacznie więcej. Odnajdziemy w "Biednych istotach" zarówno feministyczny manifest (choć bez tak spłaszczonego wątku toksycznej męskości jak w "Barbie", za to z wyraźnie zaznaczonym motywem samodecydowania o własnym ciele), jak i zanurzony, co prawda w brzydocie i wstręcie, ale jednak, pochlebny pean na temat piękna niedoskonałości. Można tu również doszukać się etycznego traktatu o granicach ludzkiego geniuszu (na przykładzie postaci Godwina) czy uniwersalnej przypowieści o odkrywaniu własnej tożsamości.
Wiele jednak zależy od tego, jak głęboko chcemy spojrzeć w historię Belli i czytać między wierszami. Bo jeśli skupimy się tylko na tym, co pływa na powierzchni filmu Lanthimosa, to "Biedne istoty" sprowadzimy jedynie do pozycji porno-pamfletu.
Nie tylko Emma Stone zasługuje na Oscara
Nagości bowiem, i to w dodatku odartej z romantyzmu i subtelności, jest tu sporo. Grająca główną rolę Emma Stone stanęła tym samym przed ogromnym wyzwaniem, któremu podołała chyba głównie dzięki zaufaniu okazanemu reżyserowi "Biednych istot". Bella w jej wykonaniu jest aktorskim majstersztykiem, synonimem artystycznego poświęcenia, podręcznikowym przykładem roli wykraczającej poza zwykłe odtwórstwo. Każdy, nawet najdrobniejszy gest, podporządkowany jest wizji Lanthimosa i odzwierciedla w stu procentach psychiczny stan jej bohaterki. Fenomenalny popis, który - nie zaryzykuję chyba wiele tym stwierdzeniem - zwieńczony zostanie drugim w karierze Emmy Stone Oscarem.
Na nominację może też liczyć fantastyczny w roli oślizgłego, a zarazem przekomicznego manipulatora Mark Ruffalo. Natomiast Willem Dafoe? Któż we współczesnym kinie lepiej może zagrać pokiereszowanego fizycznie i moralnie bohatera, który nawet w swojej okrutności wzbudza litość i współczucie wśród widzów. Aktorskiej jakości dorównuje też poziom techniczny "Biednych istot". Eksperymenty Robbie'go Ryana z obiektywem przywołują na myśl zabiegi Jarina Blachke z "Lighthouse", zaś scenografia czy kostiumy przyciągają uwagę już od pierwszych kadrów. Trudno też pominąć świdrującą nieraz ekran muzykę Jerskina Fendrixa.
Dorzućmy do tego stylistykę zaczerpniętą z niemieckiego ekspresjonizmu lat 30. (pierwsza część filmu), klimat filmów Tima Burtona, przerysowaną (świadomie, bo Bella wyolbrzymia wygląd miejsc, w które trafia) estetykę rodem z kina Wesa Andersona i nawiązania do horrorów sprzed stu lat, a otrzymamy wizualną ucztę, do której można zasiadać nie z łyżkami, a chochlami w rękach (choć można się zadławić kilkoma nietrafionymi scenariuszowymi wyborami i dość wygładzonym finałem, nie brakuje tu bowiem słabszych fabularnie momentów).
"Biedne istoty" w kinach!
Głośno ostatnio jest o kontrowersyjnym "Saltburn", którego fragmenty zalewają media społecznościowe. "Biedne istoty" są neogotycką pochodną filmu Emerald Fennell. To zarazem wyuzdana i frywolna wersja "Barbie" i zdeformowana parodia "Frankensteina". Przede wszystkim jednak to stuprocentowe kino Yorgosa Lanthimosa, które bez względu na wywoływane skrajne emocje wwierca się w naszą pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Film
Opinie wybrane
-
2024-01-21 09:58
Zgadzam się z recenzją
Film stoi bokiem do mainstreamu z Multikina i innych sieciówek. Opinie o takich filmach zawsze będą skrajnie podzielone. Albo kupa albo magnifique! Seksu jest dużo ale nie jest na pierwszym planie. Emma wyjątkowa, Dafoe również.
- 32 6
-
2024-01-20 09:16
Uwielbiam (2)
Tego reżysera, Kieł nieźle mnie zmasakrował
- 21 13
-
2024-01-22 08:51
Jego twórczość bywa nierówna (1)
Kieł był mega zaskakującym konceptem, ale taki Lobster był... meh?
- 3 1
-
2024-02-10 20:48
Kwestia gustu.
Ja "Lobstera" bardzo lubię. "Kieł" faktycznie ciężki.
- 0 0
-
2024-01-20 08:27
Zapowiada się zacnie!!
Trzeba to zaliczyc:)
- 16 13
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.