- 1 Wykupili cały nakład jej nowej książki (118 opinii)
- 2 5 wystaw do zobaczenia we wrześniu (12 opinii)
- 3 Spokojny początek sezonu artystycznego (9 opinii)
- 4 Czy AI zastąpi artystów? (73 opinie)
- 5 Najlepsze zdjęcia ostatniego roku (91 opinii)
Blaski i cienie wieloletniego związku. "Na krawędzi" w Teatrze Muzycznym
Jubileusz 30-lecia pracy artystycznej solistka Teatru Muzycznego Ewa Gierlińska postanowiła obchodzić bardzo twórczo - w przygotowanym praktycznie bez reżysera spektaklu "Na krawędzi", który premierę miał 17 kwietnia na Nowej Scenie Teatru Muzycznego. Artystce ani odwagi, ani energii nie brakuje, chociaż, jak sama zapewnia, tak naprawdę świętuje już 35-lecie pracy artystycznej.
"Na krawędzi" jest może niezbyt oryginalną, ale przemyślaną i bazująca na sumie życiowych doświadczeń opowieścią o ludziach dojrzałych, znudzonych sobą i zawiedzionych, że ich życie potoczyło się nie tak, jak sobie wymarzyli. Ona (Ewa Gierlińska) - niezbyt znana, emerytowana już aktorka wciąż marzy o błysku fleszy i roli, w której zostanie doceniona. On (Andrzej Śledź) - niegdyś nauczyciel i przewodnik swojej żony po świecie teatru, dziś jest nieszkodliwym domatorem, przywiązanym do swoich czterech ścian i wrogiem jakichkolwiek zmian czy namiętności. Ich uczycie zwietrzało, ustąpiło miejsca wzajemnym przyzwyczajeniom i drobnym dziwactwom. Jego denerwuje jej roztrzepanie, bałaganiarstwo i niechęć do podejmowania prac domowych. Ją jego nawyki, dzięki którym jest przewidywalny do granic możliwości, siedząc na kanapie z pilotem w ręce lub ołówkiem i krzyżówkami, które pasjami rozwiązuje, gdy akurat nie wypomina jej, że nie jest taka, jak jego mamusia.
Drobne codzienne różnice z czasem stają się nie do zniesienia. Ona nie znosi jak woła do niej Majeczko, choć ma na imię Maria, on zżyma się, gdy kolejny raz nakłaniany jest do jakiejś aktywności. Na jej próby zaciekawienia go sobą, reaguje niechęcią, bo "sportowe figury pełne chwilowych uniesień" są już nie na jego siły i chęci. Choć teraz stateczni, w przeszłości oboje miewali chwile słabości (jego doświadczenia obejmują również "podejrzane" praktyki z kolegą). Maria za wszelką cenę chce wyrwać się z impasu i spełnić swoje ambicje. Jak to zrobić? Może decydując się na romans?
Tekst Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej pełen jest uniwersalnych, choć niezbyt odkrywczych spostrzeżeń na temat dojrzałości i życia, które nie zawsze układa się według naszego scenariusza. Jest to próba odnalezienia sensu w szarości dnia codziennego i wyrwania się ze stagnacji, w którą nieuchronnie pogrąża nas rutyna. To walka nie tyle o swoje ideały i marzenia, co o samorealizację , na którą nas stać w każdym wieku. Ewa Gierlińska, decydując się zagrać w kameralnym przedsięwzięciu firmowanym od początku do końca swoim nazwiskiem, właśnie takie wyzwanie podejmuje. Jej bohaterka jest pełnokrwistą, wyrazistą kobietą. W "Na krawędzi" aktorka ujmuje nie tylko wielką sceniczną energią, ale wręcz młodzieńczym entuzjazmem z jakim mierzy się z rolą swojej bohaterki. Zaskakuje też operowymi koloraturami. Z kolei znudzony życiem mąż Marii w wykonaniu Andrzeja Śledzia okazuje się zdziwaczałym, zrzędliwym wyliniałym lisem, w ruchach i gestach przypominającym nieco Tomasza Łęckiego z popisowej kreacji Śledzia w "Lalce".
Spektakl niesie za sobą trochę goryczy i nostalgii, ale okazuje się pogodną afirmacją sytuacji, której wiosna życia dawno już za bohaterami. Byłaby szkoda, gdyby Gierlińska i Śledź nie mieli możliwości pokazywania go w przyszłości, choć "Na krawędzi" przygotowane zostało z myślą o jednym, jubileuszowym pokazie. Czy było warto podjąć się ryzyka przygotowania takiego przedsięwzięcia? Zdecydowanie tak.
Łukasz Rudziński: Obchodzi pani jubileusz 30-lecia pracy artystycznej, choć debiutowała pani w 1979 roku...
Ewa Gierlińska: Prawda jest taka, że to tak naprawdę raczej 30-lecie pracy w Teatrze Muzycznym, bo miałam kilkuletnią przerwę w grze w teatrze, gdy pływałam na statku pasażerskim, gdzie również występowałam na scenie, śpiewałam, grałam na fortepianie. Patrząc przez pryzmat całej mojej kariery to w tym roku świętuję 35-lecie pracy twórczej. W życiu bym się nie zdecydowała na to, by nazwać spektakl jubileuszem, ale jest w tym pewien chwyt marketingowy (śmiech).
To dlaczego tak nietypowo, właśnie na scenie i to w autorskim spektaklu, świętuje pani swój jubileusz?
Zrobiłam to dla młodszych kolegów, żeby pokazać im, że można! Mam tyle lat ile mam i właściwie mogłabym powiedzieć sobie, że już sporo zrobiłam i mi się nie chce. Ale postanowiłam inaczej. Pierwszy plan liczymy w teatrze wysokością gaży za rolę - ja naprawdę mam za sobą sporo pierwszoplanowych ról, ale nigdy nie miałam tzw. planu zerowego i kreacji na miarę Evity (z musicalu "Evita"), czy Tewje Mleczarza (ze "Skrzypka na dachu"). To również skłoniło mnie do tego, by spróbować zagrać taką rolę. W każdym spektaklu staram się budować postać inaczej, ale przeważnie to zupełnie nie jestem ja. Po przeczytaniu scenariusza "Na krawędzi" doszłam do wniosku, że w Marii z odnajduję samą siebie. Zagranie tego na scenie wcale nie jest łatwe. Doprowadzenie do realizacji spektakl też nie było proste. Bardzo się cieszę, że wytrwałam.
Z jednej strony wprawdzie jest popularność, możliwość wejścia w skórę innych osób podczas pracy nad rolą i uznanie. Z drugiej stała presja, przymus utrzymywania dobrej formy i sprawności czy konieczność poddawania weryfikacji swojej pracy praktycznie co wieczór podczas spektaklu. I ciągle się pani chce?
Jak najbardziej! Przez kilkadziesiąt lat ciągle dbam o siebie, co czasem utrudnia mi tu życie, bo nie mam warunków fizycznych do charakterystycznych ról - np. swatki Jenty ze "Skrzypka na dachu" - i muszę kombinować. Przed spektaklem "Na krawędzi" chodziłam na lekcje śpiewu, bo chciałam przypomnieć sobie i przy okazji zasygnalizować innym, że jestem wykształcona w śpiewie operowym i miałam być śpiewaczką. Ale bardzo chciałam zwiać z Warszawy od rodziców. Ponieważ tutaj właśnie otworzono nowy teatr, to postanowiłam spróbować swoich sił. Powiedziałam rodzicom, że zostanę tu tylko jak przyjmą mnie na solistkę. No i mnie przyjęli...
Miejsca
Spektakle
Opinie (18) 1 zablokowana
-
2014-04-18 06:28
Bravo,
Gratulacje za tyle lat ciężkiej i owocnej pracy
- 13 3
-
2014-04-18 08:12
Małżeńskie kryzysy, czyli kłótnie, pretensje, niezrozumienie
MY, czy moje na wierzchu? Zagrożenia miłości w języku ludzkim mają nazwę: egoizm Każdy człowiek ma swoje niewypowiedziane pragnienia, ale za kształt tych pragnień w olbrzymim stopniu odpowiada kultura, w jakiej żyjemy. To kultura (także ta barbarzyńska) świat zmienia; ludzie się zmieniają, nasza duchowość rośnie lub maleje, mamy inne dążenia.
- 4 2
-
2014-04-18 08:57
warto? (2)
Widział to ktoś? Jak wrażenia? Bo z opisu to chyba nie warto iść, żeby patrzeć z boku na to samo co ma się na codzien w domu.:(
- 8 4
-
2014-04-18 11:12
warto
Samo życie, ale sympatycznie. Muzyka wspaniała. Warto zobaczyć.
- 3 0
-
2014-04-18 23:25
Bardzo mi się podobało_ warto
- 1 0
-
2014-04-18 09:39
teatr muzyczny to kicha na maxa... (4)
wmawia się ludziom, że oglądają kawał sztuki na najwyższym poziomie, a jest dokładnie odwrotnie.
- 10 18
-
2014-04-18 13:14
nie zawsze ! (3)
- 3 7
-
2014-04-18 13:55
(2)
zawsze.
- 5 6
-
2014-04-18 19:05
nie ! (1)
- 1 5
-
2014-04-18 21:59
taaak!
- 3 2
-
2014-04-18 13:43
Recenzja słaba przedstawienie super! (3)
nacechowana negatywnie jest ta recenzja, bo co to za zarzut, ze to nic odkrywczego? a jakie przedstawienie jest odkrywcze i mówi o nowych prawdach? wszystko opiera sie na zyciu i tym czego doświadczamy i co znamy.
Tym bardziej przykro, że tekst napisany zabawnie, na co żywo reagowała publika były śmiechy i oklaski i odczucie, że to jakby do mnie o mnie. Szczerze polecam i mam nadzieje, że jeszcze to pograją ;)- 11 3
-
2014-04-18 13:54
przecież to bardzo pozytywna recenzja
"W "Na krawędzi" aktorka ujmuje nie tylko wielką sceniczną energią, ale wręcz młodzieńczym entuzjazmem z jakim mierzy się z rolą swojej bohaterki."
" Byłaby szkoda, gdyby Gierlińska i Śledź nie mieli możliwości pokazywania go w przyszłości"
"Czy było warto podjąć się ryzyka przygotowania takiego przedsięwzięcia? Zdecydowanie tak."
Spektakl jak to spektakl - w sumie dość przeciętny, ale jako jubileuszowy na pewno ujdzie, widziałam gorsze.- 2 0
-
2014-04-18 16:04
hmm (1)
recenzja jest ok. Byłam, widziałam spektakl. Tekst daleko od Szekspira i Sofoklesa, ale przeciez to jednoaktówka w teatrze muzycznym (specjalnie pisze z małych litera, z nadzieja, ze sztuczka trafi i na inne sceny muzyczne).
Nie ma co sie obrażac na autora recenzji ( wyczuwam, ze sama autorka libretta sie obraziła;)). Zachwyty należą sie p. Ewie, autorce tekstów - uznanie. I tyle.- 2 0
-
2014-04-18 19:21
autorka
Autorką tekstów jest pani Beata Jaskuła-Tuchanowska. Spektakl interesujący. Podobała mi się bardzo strona muzyczna.
- 1 0
-
2014-04-18 20:21
Związek Radziecki, związek chemiczny, związek małżeński -
- innych nie ma, każdy to wie. Chwilowa zachciewajka, to odrobina radości i może za darmo.
- 2 1
-
2014-04-18 21:04
redaktorzy!
"Go denerwuje jej roztrzepanie, bałaganiarstwo(...)"
GO? Czy ktoś sprawdza pisownię Waszych tekstów? Zlitujcie się, proszę, pouczcie gramatyki, poczytajcie czym się różni "go" od "jego"...Odpowiedź redakcji:
Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.
- 6 0
-
2014-04-19 09:48
Brawo
brawka dla Pani Ewy !!! życzę zdrówka ,dzięki za piękny uśmiech .
- 2 0
-
2014-04-21 21:19
Wielkie gratulacje!
Pani Ewo, spektakl obejrzałam z ogromną przyjemnością. Dziękuję za wszystkie role, które zagrała Pani w Muzycznym. Pan Andrzej również był świetny. Życzę Pani jeszcze wielu dobrych ról a może nawet tej wymarzonej 0-ej. Pozdrawiam serdecznie.
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.