• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Chatka Puchatków" przez Atlantyk żeglowała

Michał Lipka
23 maja 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 
6-metrowa szalupa ratunkowa ze statku "Generał Bem", na której latem 1956 roku trzech młodych studentów pokonało trasę Gdynia - Gotlandia - Gdynia. Zdjęcie dzięki uprzejmości redakcji portalu "Żagle". 6-metrowa szalupa ratunkowa ze statku "Generał Bem", na której latem 1956 roku trzech młodych studentów pokonało trasę Gdynia - Gotlandia - Gdynia. Zdjęcie dzięki uprzejmości redakcji portalu "Żagle".

Historia polskiego żeglarstwa pełna jest wyjątkowych żeglarzy, którzy osiągnęli rzeczy trudno wyobrażalne. Wystarczy wspomnieć Krystynę Chojnowską-Liskiewicz (pierwsza kobieta, która samotnie opłynęła Ziemię), Władysława Wagnera (pierwszy Polak, który opłynął kulę ziemską) czy Leonida Teligę (pierwszy Polak, który opłynął kulę ziemską jednym jachtem - Wagner podczas swojej wyprawy korzystał z trzech). Do tego grona możemy śmiało zaliczyć również Janusza Misiewicza i Jerzego Tarasiewicza.



Było ich trzech: Jerzy Tarasiewicz, Marian KoseckiKazimierz Rywelski. Przyjaciele, którzy od najmłodszych lat związali swe życie z morzem. W wieku zaledwie 9 lat zapisali się do Jacht Klubu Gryf, by móc realizować swe największe marzenia - żeglowanie po wodach Bałtyku. Równocześnie uczyli się również zasad konserwacji i naprawy żaglówek.

W kolejnych latach ich pasja nie słabła, zatem wybór dalszej drogi edukacji nie był zaskoczeniem. Cała trójka złożyła dokumenty do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Wszyscy zostali przyjęci. Był początek lat 50. XX wieku.

Podczas nauki, jak sami po latach wspominali, zwrócili uwagę, że wielu z ich kolegów świetnie radziło sobie na dużych statkach czy żaglowcach, ale o żegludze małymi jednostkami mieli dość szczątkowe pojęcie. Dlatego trójka naszych bohaterów wpadła na pomysł, do którego przekonała kadrę PSM. Chcieli pokazać, a przy tym i udowodnić, że małą szalupą da się przetrwać sztorm i to na różnych akwenach morskich. Gdyby to im się udało, planowali już podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej - chcieli szalupą przepłynąć Atlantyk.

Nie uprzedzajmy jednak faktów i powróćmy do pierwszej wyprawy.

Do trójki przyjaciół dołączył czwarty członek załogi - Janusz Misiewicz. Załoga była zatem w komplecie i przygotowania do nietypowego rejsu mogły ruszyć pełną parą. Najpierw trzeba było znaleźć odpowiednią szalupę oraz uzyskać zgodę na eksperyment. W ówczesnym czasie, a był to rok 1956, władza co prawda zdecydowała się na pewne złagodzenie swoich poczynań, ale uzyskanie zgody na rejs na szwedzką Gotlandię wymagało wielu zabiegów ze strony komendanta szkoły kpt. ż.w. Kazimierza Jurkiewicza oraz kpt. ż.w. Karola Borchardta.

Nad żeglarzami czuwała dobra gwiazda: zdobyli zgody i 6-metrową szalupę zdjętą ze statku "Generał Bem". Wybór patrona jednostki może budzić zdziwienie: ponieważ wszyscy załoganci byli fanami twórczości Alana Alexandra Milne - i tak szalupa stała się "Puchatkiem".

5 lipca 1956 roku niewielka jednostka wyszła z portu w Gdyni w swój niezwykły rejs. Młodzi żeglarze tuż przed wypłynięciem dowiedzieli się jeszcze, że nadciąga silny sztorm. Wiadomość, która dla innych byłaby zmartwieniem, ich akurat ucieszyła. Była okazja, by eksperymentalny rejs odbył się w warunkach na jakich im zależało, podczas których mogli praktycznie sprawdzić swoje umiejętności.

Jak się okazało, sztorm był na tyle silny, że naszych bohaterów w pewnym momencie uznano za zaginionych. Na szczęście cała czwórka bezpiecznie dopłynęła do Gotlandii, skąd zawróciła do kraju.

Wyprawa trwała dwa tygodnie i pokazała, że żeglowanie nawet niewielką szalupą podczas ciężkich warunków atmosferycznych jest możliwe. Od tego czasu każdy z czwórki żeglarzy zyskał miano Puchatek.

9-metrowa "Chatka Puchatków" była niezabudowaną szalupą. Zdjęcie dzięki uprzejmości redakcji magazynu "Żagle". 9-metrowa "Chatka Puchatków" była niezabudowaną szalupą. Zdjęcie dzięki uprzejmości redakcji magazynu "Żagle".
Po pierwszym sukcesie, Puchatkowie postanowili zrealizować drugi cel - rejs szalupą przez Atlantyk. Tym razem śmiałkom miał pomóc słynny transatlantyk "Batory". To na nim w 1958 roku wymieniano szalupy na nowsze. Jedną z wycofanych otrzymali młodzi żeglarze. Nowa szalupa, nazwana teraz "Chatką Puchatków" była większa od swej poprzedniczki - liczyła 9 metrów i 22 lata.

W rejs wyruszyło ostatecznie dwóch żeglarzy: Janusz Misiewicz i Jerzy Tarasiewicz. Ich wielka przygoda zaczęła się 8 sierpnia 1958 roku.

Początkowy spokój rejsu dość szybko prysł i żeglarze musieli zmagać się z silnymi sztormami. Ponieważ zła pogoda długo się utrzymywała "puchatkowie" musieli zmodyfikować swoje plany. Żegluga przez kanał Le Manche była zbyt niebezpieczna dlatego na Morze Śródziemne dostali się płynąc rzekami Francji.

Po krótkim odpoczynku w Prowansji i dokonaniu niezbędnych napraw Polacy wyruszali w dalszą podróż, ale niebawem spotkała ich niecodzienna przygoda. Otóż spokój ich rejsu zakłóciła jednostka francuskiej marynarki wojennej, która poszukiwała rzekomo zaginionych żeglarzy.

Sytuację można by uznać za zabawną, gdyby nie to, że Francuzi uparli się by wziąć "Chatkę" na hol i doprowadzić do bezpiecznego portu. Niestety, podczas manewrowania uszkodzili jedną z burt polskiej szalupy. Na szczęście sytuację szybko wyjaśniono, Francuzi naprawili wyrządzone przez siebie szkody, a nasi bohaterowie mogli spokojnie ruszyć w dalszy rejs, który miał obfitować jeszcze w niejedno wydarzenie m. in. podczas jednego z silnych sztormów morze niemalże porwało Jerzego Tarasiewicza.

Szczęśliwie swój rejs zakończyli 2 kwietnia 1959 roku w porcie Fort de France na Martynice. Tu na jakiś czas ich drogi się rozeszły. Janusz Misiewicz powrócił do Polski, natomiast Jerzy Tarasiewicz, po krótkim odpoczynku ponownie udał się w rejs, by spełnić jeszcze jedno swe marzenie - spotkać się z Władysławem Wagnerem. To spotkanie zaowocowało w niedalekiej przyszłości pomocą w zorganizowaniu powrotu do kraju "Chatki Puchatków". Dzięki znajomościom Wagnera udało się znaleźć dla niej miejsce na jednym z polskich frachtowców.

Jerzy Tarasiewicz - jako student Akademii Morskiej w Gdyni i na początku XXI wieku. Zdjęcia dzięki uprzejmości redakcji magazynu "Żagle". Jerzy Tarasiewicz - jako student Akademii Morskiej w Gdyni i na początku XXI wieku. Zdjęcia dzięki uprzejmości redakcji magazynu "Żagle".
Na tym historię atlantyckiej wyprawy można by zakończyć, ale późniejsze losy jej bohaterów są równie ciekawe. Jerzy Tarasiewicz po ukończeniu dodatkowych studiów fizycznych wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Janusz Misiewicz dalej pływał aż ostatecznie został kapitanem żeglugi wielkiej.

Sama "Chatka Puchatków" po powrocie do kraju ostatecznie znalazła się na Kępie Oksywskiej, gdzie mając być tymczasowo składowaną miała czekać na przygotowanie dla niej odpowiedniego miejsca. Trzeba przyznać, że na takie miejsce czeka nadal, bo dopiero w 2016 roku przypomniano sobie o tej niezwykłej jednostce. Czas zrobił swoje ale po ponownym zabezpieczeniu i przetransportowaniu tego co zostało z dawnej "Chatki" do magazynów marynarki wojennej, ponownie nadszedł czas oczekiwania na konkretne decyzje. Oby zapadły jak najszybciej, bo może już nie być czego ratować.

Opinie (10)

  • (4)

    ech...
    popatrzcie na zdjęcia i porównajcie tych ludzi którzy wówczas żeglowali i ich jednostkę do tych dzisiejszych opalonych wymuskanych pupilków mediów którzy wyruszają na "wyprawy" na hiper-nowoczesnych cudach techniki sponsorowanych z budżetu którzy rozkraczają się zaraz za Morzem Północnym...

    • 28 3

    • Bo poprostu dżentelmeni opisani w artykule mięli odwagę mieć marzenua. Nawet PRL ich nie zahamował

      • 8 0

    • Szalupa jest niezniszczalna i niezatapialna, ale te dzisiejsze regatówki osiągają kilka razy większe prędkości, niektóre ponad 50 węzłów. A dzisiaj głównie płynie się na rekord czasowy, więc każdy dodatkowy kilogram jest przeszkodą. Tym niemniej mam pełne uznanie dla starych żeglarzy, którzy bez żadnego GPSa i innych EPIRBów wyczyniali takie akcje. Niestety dzisiaj za taką akcję ktoś na pewno pozwałby władze uczelni o pomoc przy narażaniu życia studentów...

      • 2 0

    • nie do końca, w UK niedawno trzy emerytki popłynęły przez Atlantyk (1)

      jedna była położną, druga prawnikiem, trzecia coś też w służbie zdrowia pracowała,
      polecam poczytać

      • 2 0

      • to Polska leży w UK?

        • 0 0

  • I jak tu nie wierzyć Thorowi, że Fenicjanie ...

    mogli dopłynąć do Ameryki Południowej.

    • 13 0

  • Panie Lipka, roznica miedzy Wagnerem a Teliga nie jezt w liczbie jachtow, z ktorych korzystali podczas rejsow, ale w tym, ze Teliga w zasadzie caly rejs odbyl sam, a Wagner mial na roznych etapach zalogantow.
    Tym nie mniej pozdrawiam i dziekuje za ciekawe artykuly.

    • 14 1

  • Niestety obaj bohaterzy już są na wiecznej wachcie

    Jerzy Tarasiewicz zmarł w roku 2017 a parę tygodni temu odbył się jego pogrzeb w Sopocie.
    Janusz Misiewicz zmarł 22 maja 2018 roku w Łodzi po długiej chorobie. Cześć Ich pamięci!

    • 16 0

  • "Chatka Puchatków" inne zakończenie. (1)

    Panie Lipka przeleciał Pan po temacie tak jakbym splunął w szczególności brak wiedzy o tym, iż „Chatka Puchatków” po powrocie do Polski wcale nie została porzucona na Kępie Oksywskiej, lecz została wystawiona, co najmniej jak dobrze pamiętam ponad 20 lat w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni gdzie można ją było oglądać pod ceglanym murem na świeżym powietrzu. Do czasu remontu Muzeum gdzie szalupę przewieziono w okolice Babich Dołów i pozostawiono w lesie gdzie dokończyła żywota. Niewiele dało się z niej odzyskać i uratować bodajże płetwę sterową i jakieś okucia, oraz kilka planek burty, reszta bezpowrotnie została zniszczona. Tą troskę za uratowanie tych elementów należy przypisać red. Aleksandrowi Goskowi.

    • 13 0

    • Napisz lepsze artykuły od p. Lipki.

      Każdy się nadyma a pióra nie umie trzymać.

      • 0 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaki jest najstarszy sopocki zabytek ?

 

Najczęściej czytane