- 1 Seniorzy przejęli parkiet w Aioli (5 opinii)
- 2 Kosheen rozpalili Stary Maneż (6 opinii)
- 3 Duży festiwal wędkarstwa w stoczni (22 opinie)
- 4 Pokaz najnowszej kolekcji torebek Batycki (1 opinia)
- 5 O co chodzi z Dniem Kropki? (21 opinii)
- 6 Jest zgoda na food hall w Hali Targowej (240 opinii)
"Motocykliści". Gdyby ten film był tak dobry jak trailer, byłoby pięknie
Początkowe wersy "Born To Be Wild", jednego z największych motocyklowych hymnów, brzmią tak: "Get your motor runnin'/ Head out on the highway". "Motocykliści" faktycznie z impetem odpalają silniki i z rykiem maszyn ruszają w trasę. W kawałku Steppenwolf słyszymy za chwilę zdanie "Lookin' for adventure", ale już w produkcji Jeffa Nicholsa jakichkolwiek przygód raczej próżno się doszukać. A na pewno nie takich, które sugerował nam zwiastun i które zdawała się gwarantować imponująca obsada. Tempo jest tu raczej turystyczne, a przecież należało spodziewać się łamania przepisów. I w dużym skrócie: znacznie lepszego filmu.
Dziennikarz Danny Lyon w 1968 roku opublikował fotoreportaż zatytułowany "The Bikeriders". Były to zdjęcia i zapiski, które nowojorczyk kompletował przez kilka lat, towarzysząc motocyklowej grupie The Outlaws z Chicago. Reporter sam wskoczył w skórę i dżinsy, wsiadł na motocykl i z bliska przyglądał się powstającej na jego oczach subkulturze bikerów.
Wspomnienia Lyona posłużyły Jeffowi Nicholsowi za kanwę scenariusza jego najnowszego filmu. Ba, pojawia się tu nawet postać samego Danny'ego, którego gra znany z "Challengers" Mike Faist. Co prawda oryginalnych "Wyjętych spod prawa" zastąpili fikcyjni "Wandale", ale - jak zapewniają twórcy - znaczna część fabuły "Motocyklistów" oparta jest na faktach.
KINO A może kino? Sprawdź aktualny repertuar
"Wandale" na drodze
Nichols zrezygnował z narracji w czasie rzeczywistym i postawił na bardziej reporterską formułę. O powstaniu i rozwoju motocyklowego klubu oraz o jego członkach opowiada Kathy (Jodie Comer), żona jednego z "Wandali", która na przestrzeni kilku lat spotyka się z Dannym i w luźnych wywiadach relacjonuje dziennikarzowi historię grupy z peryferii Chicago. Wszystko, co istotne dla fabuły filmu, poznajemy więc w formie retrospekcji okraszonych komentarzem bohaterki. Ciekawy to zabieg, bo na stricte męski świat spoglądamy z perspektywy kobiety. W dodatku w pełni uprawnionej do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami, bo Kathy wraz z Johnnym (Tom Hardy) i Bennym (Austin Butler) tworzy emocjonalny trójkąt, wokół którego wszystko w filmie Nicholsa się kręci.
Zbłąkaną duszą w tym tercecie jest Benny - zapalczywy młodzieniec uwielbiający nieprzepisową jazdę i porządną bijatykę (zwłaszcza wtedy, gdy za pomocą pięści trzeba bronić klubowych barw). W pewnym momencie musi jednak wybierać pomiędzy miłością do motocykli a miłością do kobiety. Kathy dostrzega bowiem, że na jej męża coraz bardziej destrukcyjny wpływ ma szefujący "Wandalom" Johnny. I nie chodzi już nawet o niezależność Benny'ego, ale po prostu o jego bezpieczeństwo. Powołany z pasji do dwóch kółek lokalny męski klub w niekontrolowany sposób rozrasta się do rozmiarów zorganizowanego gangu niestroniącego od przemocy i narkotyków.
Sentymentalny poemat o męskości
Niech powyższe zdanie, a zwłaszcza nafaszerowany akcją zwiastun was nie zmylą. "Motocykliści" to w żadnym wypadku kino gangsterskie. Oglądając kilka pierwszych scen, można jednak odnieść nieco inne wrażenie, bo sam Nichols pokazuje nam coś na wzór "motorsese". Czuć w tych początkowych kadrach inspirację twórczością reżysera "Chłopców z ferajny". Podobny sposób narracji, a nawet montażu, a do tego duet mentora i niesfornego ucznia, czyli Hardy - Butler, do złudzenia przypominający parę De Niro - Liotta. To intuicyjne skojarzenie z klasyką światowego kina błyskawicznie ulatuje, gdy Nichols wraca po kilkunastu minutach do swojego reżyserskiego stylu charakteryzującego się kontemplacją obrazu i bardzo, bardzo powolnym tempem.
Jeżeli więc wraz z "Motocyklistami" chcemy pomknąć w kierunku widowiskowego kina akcji lub choćby dramatu z elementami pościgów, strzelanin i gangsterskich porachunków, to dość szybko utkniemy na czerwonym świetle. I trochę na nim postoimy, bo atmosfera w filmie Nicholsa, na dobrą sprawę, gęstnieje dopiero w ostatnim kwadransie. Zanim to nastąpi, Nichols próbuje co prawda 2-3 razy dotankować "Motocyklistów" nieco większą porcją adrenaliny, ale nie są to spektakularne zwroty akcji, które mogłyby naładować widza energią podczas - niestety - na ogół nużącego seansu.
Ogłoszenia.trojmiasto.pl – Motoryzacja: Motocykle, skutery, quady
Twórca "Uciekiniera" i "Loving" w swoim najnowszym filmie wchodzi trochę w buty dokumentalisty i w głównej mierze po prostu przygląda się grupce facetów jeżdżących motocyklami, dla których jest to prosty sposób na odreagowanie codziennych trosk i zbudowanie prowizorycznej wspólnoty.
"Motocyklistów" można nazwać nostalgicznym poematem o męskości spisanym na papierze przesiąkniętym zapachem benzyny i przybrudzonym silnikowym smarem. Ten pomysł działa, ale tylko do czasu. Johnny z chłopakami prują maszynami przez amerykańskie bezdroża, grillują, popijają piwko i dłubią w motocyklach. Ma to swój oldskulowy urok. Może nawet jest rodzajem pewnej ekranowej magii. Tylko że zapętlanie tych samych scen bez końca nie jest wystarczającą metodą do opowiedzenia nam czegoś o tej subkulturze.
Obsada, której nie wolno było zmarnować. A jednak
Główną bolączką "Motocyklistów" jest właśnie płytki i powierzchowny scenariusz, który nie pogłębia ani relacji pomiędzy bohaterami, ani samych postaci, ani społeczno-politycznego kontekstu (kilka wzmianek o wojnie w Wietnamie to za mało). W niewystarczający sposób wyjaśnia nam również, co właściwie stało się z grupą założoną przez Johnny'ego. Było fajnie, ale zrobiło się niefajnie. Taką łopatologię na ekranie Nichols stosuje bardzo często, nie wnikając zbyt mocno zarówno w budowanie dramaturgii, jak i w objaśnianie wielu rzeczy. Spora liczba uproszczeń odbija się na grze aktorskiej. A przecież twórcy "Motocyklistów" zebrali na planie wyśmienitą obsadę.
Spośród panów, i to raczej nie jest niespodzianką, najmocniej błyszczy Tom Hardy. Truizmem będzie stwierdzenie, że gość ma w sobie niespożyte pokłady ekranowej charyzmy. I to głównie na niej buduje postać Johnny'ego, bo od scenarzysty dostaje jedynie mało podatny na wyginanie szablon swojego bohatera. Jak na lidera motocyklowego klubu zbyt często znika z ekranu, a gdy się pojawia, zazwyczaj ma mało do powiedzenia lub zrobienia. Pod koniec filmu Johnny zaczyna się gubić w rzeczywistości, którą sam wykreował. Robi się przez to ciekawszy, ale to znów bardziej zasługa aktorskich umiejętności Hardy'ego niż rzetelna scenariuszowa robota Nicholsa.
Jeśli Hardy nie ma czym pograć, to cóż powiedzieć o Butlerze? Chyba tylko to, że w skórzanej kurtce, dżinsach, z nieodłącznym papierosem w zębach i na lśniącym motorze prezentuje się znakomicie. Jedna z gwiazd drugiej "Diuny" próbuje znaleźć pomysł na swoją postać. Jest w niej trochę presleyowskiego Butlera z "Elvisa", trochę Jamesa Deana, a jeszcze trochę młodego Deppa, ale najmniej niestety jest samego Benny'ego, który przez swoją enigmatyczność staje się fragmentami już niemal komiczny. Na drugim biegunie jest z kolei świetna Jodie Comer. Jednym z wielu paradoksów filmu jest to, że w tym na wskroś męskim kinie najlepiej radzi sobie kobieta. I nie chodzi o to, że Comer talentem przewyższa Hardy'ego czy Butlera. Jej Kathy to po prostu najlepiej napisana i poprowadzona postać w "Motocyklistach".
No i jest jeszcze drugi plan, a tam świetni aktorzy, którzy w mniejszych rolach potrafią być wybitni. Boyd Holbrook, Michael Shannon i Norman Reedus takimi tutaj jednak nie są. Pierwszy pojawia się w kadrze może 2-3 razy, drugi ma co prawda dwa nieco dłuższe monologi, ale w zasadzie o tym samym, a z trzecim to już w ogóle śmieszna historia. Jego Sonny w pewnym momencie dołącza do "Wandali" i tyle. I jest. I fajnie.
W oparach "Dzikiego" i "Easy Ridera"
Wrócę na koniec do wspomnianych paradoksów filmu Nicholsa. Kolejnym z nich jest to, że tak przeciętny film wygląda tak bardzo ładnie. Jest tu parę świetnych ujęć, motocyklowy warkot brzmi pięknie, podobnie jak różnorodna ścieżka muzyczna, którą tworzą hardrockowe i bluesowe numery wymieszane z lżejszymi brzmieniami lat 60. No i jest jeszcze ta kapitalna charakteryzacja i kostiumy! Hardy, Reedus czy Shannon mogliby od razu z planu zdjęciowego pojechać na zlot harleyowców i absolutnie niczym by się tam nie wyróżniali. Całkiem możliwe, że nawet nikt nie zwróciłby na nich większej uwagi.
U Nicholsa pojawiają się odniesienia do innych kultowych tytułów z tego gatunku: "Dzikiego" z Marlonem Brando i naturalnie "Easy Ridera". "Motocykliści" poziomem do tych klasyków jednak nie dojeżdżają. Tak znakomita oprawa i obsada zasługiwały na to, byśmy otrzymali bardziej angażujący film, którego twórca zamiast w kółko pokazywać tytułowych bohaterów coś o nich opowie. A przez dwie godziny nie opowiada niestety niczego odkrywczego i ciekawego. Film o jeźdźcach goniących za wolnością i poszukujących własnej tożsamości powinien łamać przepisy, a nie wlec się i oglądać na znaki. Z taką regulaminową jazdą panie Nichols to na targi kosiarek. Może to zbyt brutalne określenie, ale wynika po prostu z ogromnego rozczarowania. Ten film mógł, a wręcz powinien być lepszy.
Film
Motocykliści
Opinie wybrane
-
2024-08-09 13:49
A ja tam chętnie obejrzę i sam ocenie. LWG
- 18 2
-
2024-08-09 13:12
Zupelnie inne odczucia (4)
Ja ten film odbralem znacznie lepiej niz autor recenzji ktory nastawil sie na kino akcji a dostal dramat/obyczajowke z motocyklami. Film jest naprawde bardzo dobry, ladny obrazek, dobra muzyka, swietni aktorzy. Tempo jest tez dobre bo to mial byc film opowiadanie a nie jazda bez trzymanki.
Wielu recenzentow zarzuca temu filmowi iJa ten film odbralem znacznie lepiej niz autor recenzji ktory nastawil sie na kino akcji a dostal dramat/obyczajowke z motocyklami. Film jest naprawde bardzo dobry, ladny obrazek, dobra muzyka, swietni aktorzy. Tempo jest tez dobre bo to mial byc film opowiadanie a nie jazda bez trzymanki.
Wielu recenzentow zarzuca temu filmowi i obniza oceny bo nie ma w nim grajacych pierwsze skrzypce ucisnionych czarnych, lgbt i woke. To jednak nie byly te czasy. Nikt sie nie ekscytowal tymi tematami ktore tak grzeja dzisiejszy swiat po 2020 roku. To film o mezczyznach z motocyklami w tle. I dobrze.- 40 5
-
2024-08-10 17:59
Brak czarnych i WOKE od Black Rock? Idę na seans z miejsca.
- 1 0
-
2024-08-10 12:38
bo tu nie ma co patrzeć na recenzje...
kiedyś każdy film dostawał ocenę 4-5, później coś drgnęło i te recenzje były bardziej dostosowane do tego co na ekranie i te oceny były bardziej miarodajne a teraz widzę, że znowu nic nikomu się nie podoba :D
no ale jak ktoś oczekuje w każdym filmie nap.....lanki jak w szybkich i wscieklych gdzie się dzieje coś co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością to i tak dobrze, że te oceny są na 5,5 a nie na 2...- 2 1
-
2024-08-09 21:48
Moje klimaty ale nie oglądałem właśnie
przez strach że zobaczę grupę pipek, mazgajów i gejów na różowych motorynkach.
Dziś nawet film/serial osadzony w XVII wieku pokazuje że rządzili wtedy czarni z kobietami a faceci byli gejami i mazgajami - dlatego od jakiś nastu lat oglądam niemal tylko i wyłącznie mecze piłki skopanej :)- 4 1
-
2024-08-09 15:22
to ze lewakom sie nie podoba to wiadomo dlaczego :)
- 6 1
-
2024-08-19 19:49
Niedosyt..
Obejrzałem,liczyłem na więcej i...... się przeliczyłem 6/10
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.