- 1 Nie będzie Lumina Parku na Gradowej Górze (159 opinii)
- 2 Na te imprezy biletów już nie dostaniesz (29 opinii)
- 3 "Budda" usłyszał zarzuty za loterie w internecie i podatki (50 opinii)
- 4 Halloween w Trójmieście. Gdzie na imprezę? (67 opinii)
- 5 Budda aresztowany przez CBŚP. Słynny Youtuber w areszcie (92 opinie)
- 6 Największy park iluminacji w Trójmieście (156 opinii)
Zamiast popcornu, butla z tlenem. "Diuna" to kwintesencja science-fiction
Gdyby kiedykolwiek powstała technologia umożliwiająca zekranizowanie dowolnej książki zgodnie z intencjami autora i zarazem oczekiwaniami czytelników, to patent do niej należałyby się właśnie Denisowi Villeneueve'owi. Twórca "Sicario" i "Blade Runnera 2049" monumentalne dzieło Franka Herberta przeniósł na ekran z niebywałą wrażliwością i piorunującym rozmachem. Filmowa "Diuna" jest dla miłośników science-fiction tym, o czym po lekturze słynnej powieści wielokrotnie marzyli. Mniej zaznajomieni z gatunkiem widzowie podczas seansu mogą natomiast wpaść w pułapki równie niebezpieczne, jak te ukryte w pustynnych piaskach planety Arrakis.
Najlepiej oceniane przez widzów nowości filmowe
Kanadyjskiego reżysera, z dużym przymrużeniem oka, można nazwać Jamesem Bondem współczesnego kina, który podoła każdej pozornie straceńczej misji i wyjdzie z niej bez szwanku. Po premierze "Diuny" z odczuwalną ulgą należy stwierdzić, że Denis Villeneueve powinien mieć dożywotnią licencję na filmowanie. Czegokolwiek. Jego najnowsze dzieło stanowi dobitny przykład tego, jak ekranizować literaturę, którą piekielnie ciężko przetłumaczyć na język filmu. Prawdopodobnie nie dałoby się tego zrobić lepiej, a dwuipółgodzinny seans tak często zapiera dech, że pod ręką zamiast popcornu przydałaby się butla z tlenem.
"Diuna" Villeneueve'a, podobnie jak planeta będącą centrum wydarzeń, skrywa jednak wiele tajemnic i pułapek, o których warto wiedzieć zanim postawimy na niej stopę. Inaczej ugrzęźniemy w tych filmowych piaskach i będziemy raptownie szukali pomocy, by się z nich wydostać. A to tylko pogorszy naszą sytuację i zepsuje odbiór. Nie jest to bowiem kino, które oferuje nieustanną akcję, w każdej scenie skrywa obietnicę przygody i przełącza nasz mózg w tryb offline. Trzeba się nad tym filmem pochylić, złapać w odpowiednim momencie bakcyla i cały czas ufać reżyserowi. Villeneuve rozstawia na planszy figury, tłumaczy zasady, pokazuje symulacje, ale do prawdziwej gry zaprosi (oby!) w drugiej części. Cierpliwość jest tutaj kluczowa, bo "Diuna" to zaledwie preludium do jeszcze większego widowiska.
Przyprawione gwiezdne wojny
Nie jest to marketingowy zabieg producentów, a po prostu zwykła logika i zdrowy rozsądek reżysera, który kilkusetstronicową powieść rozbił na dwie części. Zamknięcie całej książkowej fabuły w jednym filmie byłoby zbrodnią przeciwko widzowi, którą już kiedyś zresztą popełnił swoją ekranizacją "Diuny" David Lynch. Villeneueve, podążając śladami Herberta, w pierwszej części przedstawia nam ród Atrydów, który decyzją zarządzającego międzyplanetarnym wszechświatem Imperatora, dostaje we władanie tytułową Diunę, nazywaną też Arrakis. Pozornie to tysiące kilometrów nienadającej się do życia pustyni. W istocie niezmierzone źródło przyprawy, tzw. melanżu, najcenniejszej substancji w kosmosie.
Atrydzi pod wodzą księcia Leto (Oscar Isaac) nie tylko więc muszą zaprowadzić własny porządek na wymagającej i niebezpiecznej planecie, ale również uważać na intrygi Barona Harkonnena (Stellan Skarsgard), poprzedniego zarządcy Arrakis, który zrobi wszystko, by odzyskać kontrolę nad wydobywaniem przyprawy. Po przybyciu na Diunę dość szybko okaże się, że cała operacja związana z przekazaniem Leto nowej planety to zasłona dymna służąca osłabieniu pozycji jego rodu. Tymczasem potomek księcia, Paul (Timothee Chalamet), zostaje przez rdzennych mieszkańców Diuny - Fremenów - okrzyknięty wybrańcem. Wkrótce będzie musiał stawić czoła przeznaczeniu. Zanim to nastąpi, planetą i Atrydami wstrząśnie seria okrutnych zbrodni.
Najlepiej oceniane przez widzów nowości filmowe
Filmowa "Diuna" to interpretacja, a nie streszczenie książki
Twórcy filmu bardzo pragmatycznie podeszli do prozy Franka Herberta, chcąc uniknąć fabularnych dłużyzn i zbyt przeciągniętej ekspozycji. Villeneueve odsączył więc z książkowej "Diuny" esencję, poprzestawiał nieco chronologię zdarzeń, uprościł w wielu miejscach przekaz, nie tracąc jednak wiele wartości, i pokazał wszystko to, co musimy wiedzieć o Arrakis, jego mieszkańcach, władcach i wrogach. Starannie nakreślił także sieć politycznych powiązań, spisków, intryg i układów, które skondensował w swoim filmie do niezbędnego minimum.
Należy również pamiętać o tym, że w książkowym pierwowzorze duże znaczenie mają osobiste przemyślenia bohaterów, ich wewnętrzne filozoficzne rozważania, senne marzenia i wizje przyszłości Paula. Przeniesienie tych zabiegów do filmu w skali 1:1 totalnie zaburzyłoby tempo opowieści i w konsekwencji zanudziłoby widza. Jednak i na to Villeneueve znalazł patent, i to bez sztucznej narracji z offu czy ociężałych monologów. Znawcy tematu powinni być takimi uproszczeniami usatysfakcjonowani, pozostali widzowie natomiast nie poczują się ani na moment zagubieni. Znajomość książki nie jest tu bowiem niezbędna. Pod warunkiem, że odrobinę przyłożymy się do seansu.
Bazowanie na tak pokaźnym materiale oczywiście wymagało od twórców filmu zmarginalizowania niektórych wątków. Dlatego widzowie zbyt wiele nie dowiedzą się o motywach zdrajcy na dworze Atrydów czy relacji Leto z Lady Jessiką (Rebecca Ferguson). Enigmatyczny pozostanie Baron Harkonnen, jeszcze mniej dowiemy się o Chani (Zendaya), choć te akurat decyzje scenarzystów podyktowane są faktem, że obie te postaci na tym etapie opowieści (także w książce) po prostu nie są tak znaczące, a ich czas jeszcze nadejdzie. Jeśli można się jeszcze gdzieś doszukać słabszych momentów w filmie, to będzie to jego nieco przygasła środkowa część i właściwie brak jakichkolwiek zabiegów służących temu, by odrobinę przewietrzyć nieustanną powagę opowieści. Momentami brakuje "Diunie" swobody i płynności.
Science-fiction w wersji "all-inclusive"
O ile na poziomie fabuły można jeszcze wskazać na niewielkie niedociągnięcia, o tyle niemal bez zarzutu prezentuje się warstwa wizualna. "Diuna" olśniewa klimatem, rozmachem i dbałością o detale, a za sprawą zdjęć Greiga Frasera tytułowa planeta wygląda wręcz obłędnie. Od bezkresnych pustynnych pejzaży, poprzez latające maszyny (ornitoptery), po gigantyczne czerwie (żyjące pod piaskami istoty będące postrachem najeźdźców Arrakis). Nasycony kolorami obraz sprawia, że - tak jak bohaterów - oślepia nas słońce Diuny, czujemy pod stopami bezkresny piasek, a pragnienie (woda na Arrakis jest najwyższym dobrem) wzmaga się z każdą sekundą. Dodając do tego urozmaiconą pod względem tonacji i motywów muzykę Hansa Zimmera, "Diuna" jest porywającym widowiskiem, które należy chłonąć każdym zmysłem i koniecznie w kinowej sali.
Jeśli można w tę wizualną maestrię wbić szpilkę, to będzie nią przytyk do choreografii scen walk i niezdarnego montażu, które sprawiają, że nawet wyczyny takiego wojownika jak Duncan Idaho (Jason Momoa) nie zrobią na nas takiego wrażenia, jak powinny. Nie zmienia to faktu, że gwiazda "Gry o tron" czy "Aquamana" - podobnie jak reszta obsady - jest w 100 procentach trafionym castingowym wyborem. Błyszczy Rebecca Ferguson jako Lady Jessika, Timothee Chalamet wydaje się być idealnym Paulem Atrydą, bezbłędnie ze swoich zadań wywiązuje się Oscar Isaac, a Stellan Skarsgard, pomimo niewielu scen, gra jak z nut i wzmaga apetyt na więcej.
Kluczowe jest jednak pytanie, czy tego "więcej" się doczekamy. Niestety od artystycznej wizji i filmowych ambicji większe znaczenie mają dziś wypełnione liczbami tabele zysków. Jeśli zamieszczone w nich wartości nie będą się zgadzać, wówczas kontynuacja "Diuny" stanie pod znakiem zapytania, a tytaniczny wysiłek Villeneueve'a i rozbudzone nadzieje fanów prozy Franka Herberta zostaną zakopane w piaskach Arrakis. Obawiam się, że bezpowrotnie, bo lepiej od kanadyjskiego reżysera po prostu nie da się tego zrobić. Choćby właśnie dlatego warto nastawić kurs na "Diunę". Dzieło Denisa Villeneueve'a to ekskluzywne kino science-fiction, które przy odrobinie dobrych chęci ze strony widza, pozwoli każdemu wydobyć z tego filmu wrażenia równie cenne i równie uzależniające jak arrakijska przyprawa, którą skrywa tytułowa planeta.
OCENA: 8,5/10
Film
Opinie wybrane
-
2021-10-23 16:21
Świetny (11)
Jest świetny, warto wybrać się do kina bo efekty dźwiękowe i filmowe robią wrażenie. Oglądnięcie we własnym domu może nie dostarczyć odpowiednich wrażeń i odbioru tego dzieła.
- 67 13
-
2021-10-28 16:06
Diuna
Film jest z napisami?
- 0 0
-
2021-10-24 00:03
Bene (1)
Świetny nie jest ale mógłby być gorszy
- 4 2
-
2021-10-24 09:30
i efekty to nie wszystko
- 4 1
-
2021-10-23 20:47
ile mamy w Trojmiescie kin z ekranem dolby vision i oledem? (4)
nie wiem, czy ogladales kiedys film na takim ekranie, na kanapie w domu, majac jeszcze system 7.1 dziwieku. Nie chodze do kina od 2 lat, nie przez pandemie, tylko przez to, ze w tych multikinach obraz jest tak żałosny w porównaniu z tym, co mam w salonie
- 6 10
-
2021-10-23 22:01
Kochany.. (3)
Ale kogo na to stac? Nielicznych. Zatem zazdroszcze i gratuluje
- 13 3
-
2021-10-23 22:07
ceny OLEDów spadają mocno co roku (2)
ponad 2 lata temu kosztował tv 6 koła, tani, dziś są za 4+ podobne. Nie polecam żadnych TV 4 K za 2 koła, bo ich jakość to żart, szkoda kasy wyrzuconej tylko
- 5 2
-
2021-10-24 10:34
jeśli Twoim wyznacznikiem jakości jest cena to lepiej wymień cały sprzęt (1)
- 5 1
-
2021-10-25 09:59
nie mka kiepskich OLEDów, to sprzęt wyższej klasy sam w sobie
nie wiem co twój komentarz chciał dać, ale chyba pokazał brak wiedzy. Albo po prostu polska zawisc, bogacz, stac go i sie chwali. Pozdrawiam uzytkownika prawie takiego samego tv, ale za jedyne 2 koła. tak, nie ma żadnej roznicy, poza cena
- 1 2
-
2021-10-23 20:30
Mnie bardziej interesuje (1)
czy był zachowany parytet rasowy i płciowy w obsadzie?
- 5 7
-
2021-10-25 07:24
Nie byl zachowany. Zabraklo zolnierzy wykletych i husarzy.
- 12 4
-
2021-10-23 16:47
a co ty tam wiesz. jak masz dobry sprzęt nagłaśniający to kino się chowa
szczególnie jak obok Jessika gada i ciapka popcornem
- 20 11
-
2021-10-24 20:16
Nudny (3)
Nudny ciągnący się 3 godziny film wraz z reklamami. Dość uciążliwa muzyka i mega głośno puszczone wszystko na cały regulator w kinie, ktoś to kontroluje? Że film jest po prostu zwyczajnie za głośno.
- 5 17
-
2021-10-25 07:31
Idz
Na venom albo coś Vegety tam masz cicho i nie nudno pamietaj zestaw popcorn+
- 1 0
-
2021-10-24 21:43
Za glosno (1)
Generalnie na większości filmów jest za glosno, nie wiem w czym rzecz, czy ja jestem wyczulony, czy inni tak lubią, czy to raczej jakiś tani chwyt, ale mnie to po prostu denerwuje
- 2 2
-
2021-10-25 08:56
no właśnie
zbyt głośno również to potwierdzam , można trochę ciszej i też wszyscy będą słyszeć , mnie tez denerwuje nie pójdę do kina bo potem ból głowy murowany ,szkoda moich uszu , ile to db ? halo obsługo czas to wyciszyć trochę
- 0 2
-
2021-10-24 14:13
Raczej zawód (3)
Ten film można było dużooo lepiej zrealizować pod kątem opisu uniwersum ,postaci, wprowadzenia do akcji.
- 10 64
-
2021-10-24 17:37
Jakie znowu uniwersum? Nie kazdy film musi byc zrozumialy dla masowego odbiorcy, czyli zwyklego d**ila. (1)
- 4 3
-
2021-10-24 19:38
Tylko na ambitne kino nikt nie wyłoży 190 mln $.
Musi być zysk i pewnie dlatego reżyser musiał wycinać to co nie było takie niezbędne. W mojej ocenie jest bardzo dobrze. Najlepsza adaptacja. Aby było lepiej to myślę, że tylko w formie serialu 10 odcinków po 1h. Wtedy dałoby się to zrobić w pełni zgodnie z książką i raczej nikt by wtedy nie narzekał na przegadany odcinek.- 9 1
-
2021-10-24 14:33
Tak pewnie..
Tylko to jest produkt masowy musi zarobić ..mało tego ludki musza to zrozumieć jeszcze a z tym jest już ciężko ( i tak dla niektórych koneserów jest to ciężkie do ogarnięcia ..ze gadają ze mało akcji muzyka jakaś dziwna..itd
- 7 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.