Samochód daewoo lanos będzie główną nagrodą dla zwycięzcy VII Maratonu Solidarności. Organizatorzy najlepiej dotowanego maratonu w Polsce spodziewają się aż 280 zawodników i zawodniczek.
Bieg zostanie rozegrany na trasie: Gdańsk - Westerplatte - Gdańsk - Sopot - Gdynia. Organizatorzy nie mają problemów z frekwencją. Gorzej jest z zainteresowaniem biegiem maratończyków z najwyższej półki. Ze znanych zawodników udział w zawodach potwierdził Artur Osman (Ekspress Katowice), który przed rokiem we Frankfurcie ustanowił rekord życiowy (2:11.58). Spore możliwości ma też Andrzej Krzyścin z Poznania (2:12.30). Z nieoczekiwaną propozycją wystąpił Piotr Gładki. Zawodnik gdańskiej Lechii zaproponował, że może wystąpić w roli zająca i przez 20-25 kilometrów dyktować tempo liderowi biegu. Inna sprawa, że lechista nie wyklucza - jeśli będzie czuł się na siłach - walki o zwycięstwo. Wciąż jednak nadal nie wiadomo komu Gładki miałby dyktować tempo. Organizatorzy jak ognia unikają zapraszania na imprezę biegaczy zagranicznych, a zwłaszcza czarnoskórych. Najczęściej są to zawodowcy (maraton będzie rozgrywany w formule open), którzy już przed biegiem życzą sobie wypłaty startowego i zwrotu kosztów dojazdu. Należy też brać pod uwagę ewentualność wypłaty zawodnikowi premii za rekord trasy.
W ubiegłym roku w maratonie Solidarności zwyciężył Kenijczyk Benjamin Matolo, który walczył nie tylko z rywalami, ale i z żarem lejącym się z nieba.
- Wygrał, ale kosztował nas dużo. Musieliśmy pokryć koszty jego podróży z Nairobi i z powrotem. W sumie 120 tysięcy złotych - mówi Kazimierz Zimny, dyrektor komitetu organizacyjnego.
Z Kenijczykami czy bez, główną nagrodą pozostaje rodzinny daewoo lanos. Oprócz zwycięstwa warunkiem jego otrzymania jest uzyskanie lepszego wyniku od 2:16,00 w temepraturze 19 stopni w skali Celsjusza. W innych okolicznościach decyzję o przekazaniu nagrody zwycięzcy podejmie dyrektor Zimny.
Kryst.