• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czarne chmury nad Arką Gdynia.

24 września 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Piłkarze Arki zremisowali z Łódzkim KS, co oznacza, że w ostatnich czterech kolejkach zdobyli zaledwie 1 punkt. Niewątpliwie zwycięzcami sobotniego meczu w Gdyni byli kibice.

Uciekając jednak od hymnów pochwalnych nad normalnym, prawdziwym kibicowaniem, o które "Głos" zawsze walczył, trzeba zwrócić uwagę na kilka faktów. Po raz pierwszy widzieliśmy sytuację, w której ochrona - jak wiemy, od niedawna sformowana przez kibiców - dostrzegła fakt, iż ktoś spod krytej trybuny rzucił w pobliże murawy pustą plastikową butelkę. Ten ktoś dość sprawnie został wyciągnięty z tłumu i wyrzucony ze stadionu. Tak jest na stadionach angielskich i tak być powinno u nas! Chociaż, panowie, nie szarpcie tak delikwenta, bo gdyby wybił sobie zęby, byłaby afera. Proponujemy też większą konsekwencję - może już na bramach? - w eliminowaniu wulgarnych i podpitych meneli, bo ten wyrzucony nie był jedyny.

Następna sprawa to rozpalenie rac świetlnych, około 70 minuty. Kibice spokojnie rozsiedli się na ogrodzeniu wokół boiska i odpalili przygotowane fajerwerki, z czego wziął się taki dym, że sędzia przerwał grę na 4 minuty. Której drużynie to pomogło? Wreszcie na koniec, gdy na stadionie pozostali już tylko kibice z Łodzi (chyba ponad 200) ochrona, już wolna od zielonych kamizelek, prowokująco stojąc przed sektorem gości zademonstrowała, kto tutaj jest u siebie. Co byłoby, gdyby łodzianie zareagowali na to?

star.

----------

Opis spotkania:

Arka Prokom Gdynia - Łódzki KS 0:0
Sędziował: Jankowski (Szczecin).
Widzów: 4000.
Żółte kartki: Serocki (70' - faul na Błażejewskim) - Stankiewicz (90' - faul na Serockim).

Skład Arki: Stanik 7 - Ł. Kowalski 4, Fornalak 5, Serocki 6, Brede 5 - Radoń 3 (80' Rybkiewicz -), Zawadzki 4, Stencel 4, Laskowski 3 (72' Murawski -) - Smarzyński 4 (65' Hartman -), Kobus 6.

Siła sugestii bywa ogromna. Gdyńska publiczność, która przechodzi samą siebie, jest dla "żółto-niebieskich" tym, czym magazyn "Ran" w SAT 1 dla Bundesligi. Ongiś Berti Vogts, selekcjoner reprezentacji Niemiec, przyznał, że będąc na meczu ligowym, a później oglądając jego skrót w telewizji, nie był pewny, czy widział to samo. Nie inaczej człowiek czuje się na Arce. Zmysły, atakowane i podniecane nieustannym dopingiem, spontaniczną reakcją tłumu na każdy strzał, róg, faul, gwizdek sędziego nie po myśli gospodarzy, nie przyjmują negatywnych bodźców. Ludzie "nakręcają się" wzajemnie...

Feria błysków z jupiterów i rac świetlnych nie może jednak zasłonić prawdy o tym, co dzieje się na boisku. Przez większą część meczu obserwowaliśmy pozbawione ładu i składu ataki arkowców, bazujących - jak się wydaje - na ekscytującym zachowaniu publiki. Dla ełkaesiaków to jednak nic wielkiego, gdyż ich w II lidze potrafiło dopingować ponad 10 tysięcy ludzi. Drugi trener mistrzów Europy U-19 ustawił swój zespół na... remis. W Łodzi zresztą nikt się nie oszukuje. Ta drużyna, skazana na bój o utrzymanie, nie jest zdolna do wygrywania na wyjazdach. Przecież nie ma napastnika. Dawidowski do maksimum zagęścił środek pola, gdzie operowało nawet pół tuzina łodzian, łącznie z Napierałą, w reprezentacji środkowym obrońcą, w sobotę raczej defensywnym pomocnikiem przydzielonym Zawadzkiemu. Bo konsekwentne, męskie krycie w wykonaniu przyjezdnych okazało się kluczem do sukcesu. Do wygranej wystarczyć nie mogło, ponieważ - choć ŁKS widział, że może zaatakować - czynił to zbyt rzadko i bez niepotrzebnego ryzyka.

Na takie dictum nasz team odpowiadał szaleńczymi zrywami, na ogół nie przygotowanymi, bez wymiany podań, bez stwarzania przewagi liczebnej. Jak się uda, będzie fajnie. Znowu nie było gry piłką, jedynie kop do przodu. Okazje bramkowe były tylko hipotetyczne i skończyły się około 65 minuty. Od tej pory oglądaliśmy zwyczajną kopaninę, przeplataną faulami i przepychankami. Nie było arkowca, który zapanowałby nad tym. W efekcie trudno było dziwić się pomeczowym komentarzom, iż pachnie to III ligą.

Nad Gierszewskim kłębią się chmury kłopotów. Z pewnością szybciej powinien dokonać zmian, zrezygnować z czterech obrońców. U siebie trzeba iść na całego. Tak każe tabela, która nigdy nie kłamie. Trener zakłada jednak, że jeśli nie można wygrać, to nie wolno przegrać. Inna sprawa, że po obiecującym i jednak mylącym początku sezonu uzewnętrzniają się niedostatki Arki. Przy Olimpijskiej nie ma młodych graczy pokroju Kubsika, Zieńczuka, względnie Mili. Nie ma też obiecanych wzmocnień. Będziemy mile zaskoczeni, jeśli doczeka się ich obecny szkoleniowiec. Wbrew pozorom, sytuacja jest bardzo poważna. Jesienią odbędą się aż 23 z 38 kolejek. Coś robić trzeba teraz, bo zimą może być za późno. Prezes Milewski o tym wie. Kasa potrzebna jest dziś, ponieważ dla obiecanych od stycznia sponsorów (Geant?) Arka może nie być już atrakcyjnym partnerem.
star.

----------

Tylko kasy brak...

Kiedy w trakcie II połowy zapaliły się jupitery od strony ul. Olimpijskiej (notabene każdy maszt oświetleniowy miał sporo czarnych braków), należało się spodziewać... najgorszego. To był piąty mecz przy świetle (pierwszy od 10 lat!), a wcześniej Bałtyk dwukrotnie bezbramkowo remisował i tyleż razy przegrywał 2:3. Tak więc tradycji stało się zadość.

Mirosław Dawidowski, co oczywiste, był bardzo zadowolony. Chwalił swoich piłkarzy za to, że ustrzegli się poważniejszych błędów. Mieczysław Gierszewski nie dziwił się koledze po fachu. - Zazdroszczę mojemu koledze, że ma tyle młodzieży w składzie i że pracuje z nią tak długo. Mój zespół też nie zawiódł, grał na tyle, ile potrafi. Po prostu brakuje nam umiejętności. I Ulanowskiego, od którego kontuzji zaczęła się czarna seria. Każdy punkt musimy wyrywać.

Czy ktoś pomoże w tym Arce? Mówi się o Mariuszu Ujku, 24-letnim napastniku z Polkowic. W Górniku ma (wysoki) kontrakt do czerwca i klub nie odda go za darmo. Zresztą ponoć wiadomo już za ile. Za drogo! Niestety. Choć Górnik już się zgodził. Jeszcze drożej kosztowałoby ściągnięcie Jerzego Podbrożnego, bo on też wchodził w rachubę. Zawodnicy są, tylko kasy brak.

Jako że kibice opanowali obiekt GOSiR, pojawili się także na konferencji prasowej, nawet zadawali pytania. Po konferencji wyszli jak wszyscy, tyle że z butelkami piwa, które stało na stoliku...
s.

----------

Notowania Głosu:

Stanik - nie grał od czasu Orlenu (1. kolejka), przez 2 miesiące tylko trenował, bo Arka nie ma rezerw. Jednak nie zawiódł. W kluczowych momentach - po strzale Mandicia z 14 m (30 min) i "główce" Napierały (61) - efektownie odbijał piłkę. Oprócz tego wiele roboty nie miał.

Serocki - odpoczywał jeszcze dłużej, bo od 10 czerwca! Po operacji ścięgna Achillesa bez wątpienia dopiero rozpoczął się jego powrót do formy, ale i tak to wciąż najsolidniejszy obrońca w zespole.

Kowalski - w 26 min zrobił "byka", który mógł skończyć się tragicznie. Stracił piłkę 30 m od bramki. Na szczęście uderzenia Mandicia i Matusiaka zostały zablokowane w polu karnym.

Fornalak - dwóch środkowych obrońców w II połowie, to był stanowczy zbytek. Stanowczo za długo czekaliśmy na wejście Rybkiewicza.

Brede - jako Kowalski. Łodzianie przytrzymali go na własnej połowie, a przecież w układzie, kiedy należało atakować, boczni obrońcy powinni stanowić ofensywne zaplecze. Wsparcia nie było.

Radoń - następny z powracających do podstawowej "11". Bardzo słabo. Nie wykorzystał, a koledzy mu w tym nie pomogli, że akurat w I połowie grający po jego stronie Buchowicz zostawił mu dużo miejsca. Trener Dawidowski to zauważył i wprowadził Łabędzkiego.

Zawadzki - ewidentnie wystąpił w roli playmakera, z czego jednak wynikło absolutne zero. W I połowie nawet rzutów wolnych specjalnie pod niego nie wykonywał. Albo nie czuje się pewnie, albo drużyna nie chce z nim grać. Piłka latała nad nim bądź obok, co skończyło się tym, że - jak podczas gry z Hutnikiem - Darek jakby zapadł się pod ziemię. Bynajmniej nie z powodu światłowstrętu.

Stencel - ongiś w Kościerzynie zdobywał i 15 goli w sezonie. Obecnie zbyt często dubluje obrońców, a w przodzie nie stać go na zaskakujące rozwiązania.

Laskowski - zmarnował pierwsze 45 minut. Im dłużej ma piłkę przy nodze, tym gorzej. Żadnego rajdu, żadnego dośrodkowania. W II połowie przynajmniej dwa razy celował w światło bramki.

Smarzyński - tylko nasi napastnicy nie odstawali od rywali wyszkoleniem technicznym, lecz co z tego? Michał ma tylko 172 cm wzrostu (Kobus zaledwie 4 cm więcej), co wyklucza go z walki w powietrzu. Na dodatek większość podań otrzymywał będąc zbyt daleko od bramki. Dlatego nie oddał ani jednego strzału!

Kobus - niezmiennie jest postacią wybijającą się, lecz stał się niekonkretny. Bił rzuty wolne, rzuty rożne - akurat nie z tej strony, co należało, toteż wszystkie były do kitu - próbował coś skontruować z głębi pola. Właściwie on jeden potrafił dograć piłkę na strzał. Tylko komu, skoro nominalnie to on powinien skupić się na wykańczaniu akcji.





Głos Wybrzeża

Kluby sportowe

Opinie

Najczęściej czytane