Otoczone lasem ruiny widziały historię kilku pokoleń rodziny Malinowskich.
Ludzie i domy bywają nierozłączni często przez całe pokolenia. Tworzą i opowiadają historię. Tak właśnie jest ze wspominającym już tylko lepsze czasy dawnym "Dworkiem pod Lasem" w Cisowej. Jego współwłaściciel opowiedział nam do szpiku gdyńską historię swojej rodziny.
Na rozpadającą się "leśniczówkę" pomiędzy ulicami Zbożową i Owsianą w Cisowej
- To nigdy nie była leśniczówka - zaprzecza Andrzej Jeziorowski, który wyszedł z domu obok. - Przed wojną ten budynek nazywano "Dworkiem pod Lasem". W czasach powojennych na mapach powstało przekłamanie i oznaczano go jako leśniczówkę, chociaż nigdy nie miał nic wspólnego z leśnictwem.
Andrzej Jeziorowski to trzecie pokolenie rodziny zamieszkującej znajdujący się tu niegdyś majątek. Obok mieszka również jego syn z rodziną, zatem historia znajduje ciąg dalszy.
Dolina z cegielnią
We wcinającej się w las dolinie
Następni właściciele, Państwo Ruczowie, w 1923 roku podzieli majątek: 2 ha trafiły do Państwa Reinhardt, a 4 ha (za pieniądze pochodzące z posagu jego żony Teofilii) kupił Bronisław Pobóg-Malinowski. Pochodził z Bydgoszczy, wywodził się z mieszczańskiej szlachty i wykształcenie odebrał na Oxfordzie. Korzenie Teofilii również były szlacheckie, urodziła się w majątku Giżewo koło Kruszwicy nad jeziorem Gopło. Jej bratem był komandor Zbigniew Przybyszewski, późniejszy bohaterski obrońca Helu. Przed wojną wielokrotnie bywał on w Cisowej.
- Rodziny moich dziadków oczekiwały, że ich dzieci zamieszkają w domu o reprezentacyjnym charakterze. Zatem po 1923 roku mój dziadek, stojący wtedy jeszcze we wsi Cisowa, dom zaczął rozbudowywać. To dzięki jego fantazji architektoniczno-przyrodniczej dom stał się bardzo ciekawym budynkiem - opowiada Andrzej Jeziorowski.
Jednocześnie dziadek Bronisław zalesioną górę i dolinę dawnego wyrobiska cegielni zaczął zamieniać w park. Do dnia dzisiejszego świadczą o tym resztki alejek na leśnych zboczach. Lubił też eksperymenty i wdrażał przywiezione z podróży nowinki. To w tym czasie na jednej jabłonce zaszczepione zostały cztery gatunki jabłek, na wzgórzu wiosną wyrastały nikomu nieznane szparagi, a w stodole jajka znosiły kury angielskiego gatunku. W majątku były także krowy na mleko na potrzeby rodziny oraz dwa konie spacerowe.
Około roku 1928/1929. Dom po pierwszej rozbudowie na wysokości pierwszego piętra. Zyskał wtedy jeden pokój i oranżerię.
fot. archiwum rodzinne
Przed wojną dziadek Andrzeja Jeziorowskiego pracował jako wykładowca, m.in. w Krasnymstawie. Właśnie tam uczył komandora Zbigniewa Przybyszewskiego, brata swojej żony Teofilii. Gdy przeprowadził się do Cisowej pracował w Szkole Morskiej w Gdyni i Szkole Handlowej w Wejherowie, ale głównie prowadził kancelarię tłumacza przysięgłego w centrum Gdyni. Jedna pracownia była przy obecnej ulicy Dworcowej w Śródmieściu, druga w domu. Tłumaczył z języka angielskiego, niemieckiego i francuskiego. Zawodowo współpracował z ówcześnie działającymi na terenie Wolnego Miasta Gdańska instytucjami niemieckimi. I to go zgubiło.
- Znalazł się na gdyńskiej liście proskrypcyjnej inteligencji polskiej. Jednak był całkowicie przekonany, że kontakty przedwojenne zapewnią mu bezpieczeństwo. W październiku 1939 roku wrócił do Cisowej z wakacji na Kujawach, bo uważał, że potrzebny jest dozór domu. 11 listopada zginął w Piaśnicy - Andrzej Jeziorowski kończy opowieść o tym rozdziale historii swojej rodziny.
Powojenne popadnie w ruinę
Powojenne władze w "Dworku pod Lasem" zakwaterowały siedem rodzin. Teofilia Malinowska, gdy po wojnie przyjechała tu ze swoją córką Stefanią, zamieszkała na początku w stodole. Potem udało jej się odzyskać fragmenty mieszkania na piętrze. Do czasu aresztowania w 1950 roku bywał tu także jej brat, kmdr. Przybyszewski.
- Własność tej nieruchomości nie została mojej rodzinie nigdy zabrana, ale władze kwaterowały tu mieszkańców. Babcia jakoś żyła, ale nie była w stanie utrzymać tego domu we właściwym stanie, nie miała też żadnego prawa zarządzania tym budynkiem. Zmarła w 1960 roku - opowiada jej wnuk.


- W 1985 roku na dole byli lokatorzy, na górze mieszkali moi rodzice. Żadnej inwestycji przy domu nie można było przeprowadzić, bo teren był zastrzeżony pod budowę szkoły i przedszkola, więc miasto "dbało", by zabudowania nie zwiększały swojej wartości do czasu wywłaszczenia pod miejską inwestycję. Kiedy zakładałem własną rodzinę rozbudowałem dla nas dawny domek letni z majątku dziadka. Do dzisiaj jest to mój dom - mówi Jeziorowski.
Budynek po dziadkach jest wpisany do ewidencji zabytków. Mimo jego opłakanego stanu, a nawet posiadanej zgody konserwatora zabytków na rozbiórkę obiektu ze względu na jego niską wartość historyczną, właściciel chciałby w przyszłości częściowo budynek zachować, a częściowo rozbudować. Są szanse, że zmiany rozpoczną się już w 2021 roku.