• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gitara Claptona zaczarowała Skwer Kościuszki

Jakub Knera
15 sierpnia 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
Podczas tegorocznej trasy koncertowej Eric Clapton dał już ponad 20 koncertów. Podczas tegorocznej trasy koncertowej Eric Clapton dał już ponad 20 koncertów.

Podczas występu Erica Claptona ciężko było oderwać wzrok od grającego na swoim instrumencie wirtuoza gitary.



Jak oceniasz gdyński koncert Erica Claptona?

Właściwie od pierwszych minut wszystko było tak, jak być powinno. Eric Clapton razem z zespołem pojawili się na scenie chwilę przed godz. 20 i od razu otrzymali aplauz na powitanie. Przywitało ich niemal 20 tys. osób, które zjechały na koncert z całej Polski.

Muzyk już od pierwszych utworów udowodnił, że określanie go jednym z najlepszych gitarzystów na świecie nie jest oceną na wyrost. Większość utworów Claptona jest skomponowana w taki sposób, żeby znalazło się w nich miejsce na jego solowe popisy na gitarze. I nie inaczej było w Gdyni - od pierwszego, aż do ostatniego utworu Clapton naginał gitarowe struny do granic możliwości. Momentami sprawiał wrażenie jakby on i jego gitara stanowili jedność. Gdy wygrywał wysokie tony przeżywał to niesamowicie i nie ukrywał przed publiką swoich emocji, a co najważniejsze - robił to najzupełniej swobodnie.

Zdawkowe "Thank you" pomiędzy utworami może nie było najlepszym przykładem, żywego kontaktu z publicznością, ale przecież nie o to tutaj chodziło - zgromadzona widownia i tak była zachwycona muzyką wypływającą spod strun gitarzysty. I trudno się dziwić - grał on na swoim instrumencie niczym czarodziej, szaman, który zajął się ujarzmianiem gitary i potrafi wydobyć z niej wszystko. Mocne riffy czy pojedyncze, porywające wręcz solówki w kolejnych kompozycjach udowadniały, że w swoim fachu Brytyjczyk nie ma sobie wielu równych, a zachwycona publika wpatrywała się w jego grę jak zahipnotyzowana.

Niesamowite wrażenie robili pozostali członkowie zespołu. Solowymi popisami próbował zabłysnąć Doyle Bramhall II, któremu mistrz gitary pozwalał na chwilę zabawy ze swoim "wiosłem". Na próżno - mimo, że Bramhall radził sobie całkiem nieźle, tego wieczora nic nie było w stanie przyćmić występu legendy bluesa. No, może pojedyncze wstawki czy improwizacje Chrisa Staintona na keyboardzie, które kilka razy wprawiły publiczność w zachwyt. Jednak co klawisze, to nie gitara, na którą oczy widzów były zwrócone przez pełne dwie godziny koncertu. I tu należą się kolejne brawa dla twórcy hitu "Layla": Clapton w ogóle nie sprawiał wrażenia zmęczonego, a kolejne utwory wykonywał z lekkością i niesamowitą finezją. Rzecz jasna nie zabrakło wśród nich wyżej wspomnianego, przy którym publika osiągnęła apogeum szczęścia gromadząc burzę oklasków.

Można narzekać, że zabrakło niektórych kompozycji albo że muzyk był za mało kontaktowy z szalejącymi słuchaczami. Tym niemniej, oglądanie i słuchanie mistrza gitary było czystą przyjemnością. Ci, którzy nie dotarli na Skwer Kościuszki, powinni żałować. Bo kto wie, kiedy gitarzysta pojawi się w naszym kraju kolejny raz...

Miejsca

Wydarzenia

Opinie (125) 7 zablokowanych

  • 50 tysięcy mogłoby nie przyjść na koncert Claptona, a on sam

    wybrał Gdynię i Skwer Kościuszki gdyż nie chciał koncertu w hali ani na stadionie.

    • 0 0

  • almowik

    nie trzeba było kupować drogich biletów, ja kupiłam za 40 zł bilet na ponton i ogladałm koncert z wody... rewelacja!!! polecam na przyszłość...

    • 0 0

  • Klapton Klapnął... (10)

    Byłem, nawet dość blisko sceny.
    Powyższy artykuł jest mocno przesadzony.

    Po pierwsze, kontakt z publicznością to termin Ericowi obcy. Cyt.: "ale przecież nie o to tutaj chodziło"? No jak to nie? Przecież to koncert na żywo! A nie z DVD!

    Clapton powiedział do nas trzy słowa (jak do ojca prowadzącego) - "Good evening" po drugiej piosence i "Thank you" po kilku późniejszych. Wygadany facet. Zapomniał jednak o "Good night" :)))

    Po drugie, dobór piosenek. Pierwsza połowa była mało znana, mało melodyjna, mdła. Monotonne partie rytmiczne, wieczna powtarzalność motywów. Sytuację pogarszały ciągłe solówki. OK, instrumentaliści wypadali olśniewająco (może poza klawiszowcem który grał głównie waląc akordy w górę i w dół). Przez te przydługie partie solowe nawet dynamiczne numery się rozmywały i traciły na sile. Nie trzeba się tak ciągle popisywać instrumentalnie. Może przy drinku w klubie zapatrzyłbym się i zasłuchał, ale tu było to nużące.

    Po trzecie, 1/3 koncertu muzycy zagrali na siedząco. Zmęczyli się widocznie. A ja miałem wrażenie, że dziadek Eric powinien zażyć doppelherz.

    Na plus:
    - dobre nagłośnienie, przynajmniej tam, gdzie stałem
    - Clapton gra rzeczywiście dobrze. Przejrzyście, klasycznie, z pięknym gitarowym soundem.
    - reszta zespołu też - od strony muzycznej - bez zarzutu
    - publiczność reagowała zaskakująco żywo
    - pogoda dopisała

    Podsumowując: Nothing special. Byłem na wielu lepszych koncertach, czy to gwiazd światowych (ostatnie The Police), czy rodzimych. Byłem, zobaczyłem, posłuchałem - więcej na Erica nie pójdę.

    • 0 1

    • więcej na Erica nie pójdę

      I nikt tego nawet nie zauważy i nikt nie uroni łzy.

      • 0 0

    • Martini wytrzeźwiej.... (4)

      Po pierwsze - a co miał cały koncert opowiadać jaki dobry z niego gitarzysta? Ja cieszę się, że udowdnił to używając właśiwego do tego narzędzia - czyli gitary ;)

      Po drugie - pierwsza godzina zdecydowanie bardziej bluesowa co nie znaczy gorsza. Fakt, że bylo mniej znanych kawałków - jednak napięciie z każdym utworem rosło aż do wspaniałego finału. Przydługie solówki?? Wybacz, ale to chyba najwspanialsze momenty poszczególnych utworów. Jeżeli wolisz 2-3 minutowe utwory na zasadzie zwrotka refren zwrotka to chyba pomyliłeś koncerty. Słyszałem, że na zakońćzenie Jarmarku gra Doda... No i "walenie akordów w górę i w dół" było wykonane po mistrzowsku...

      Po trzecie na MTV Unplugged też było na siedząco i to cały czas, a przecież to jeden z najlepszych i najbardziej znanych koncertów Claptona

      Pozdrawiam i życzę trochę pozytywnego nastawienia do śiwata

      • 0 0

      • wiesz, jakby nie patrzec to wypowiedz martiniego byla duzo bardziej rzeczowa niz caly artykul. nie napisal ze bylo zle, napisal ze juz wiecej nie musi isc.

        • 0 0

      • Żenujący tekścik o Dodzie, widać, że rozmówcy nie dorównujesz... Z którym się w większości kwestii zgadzam. Podobało mi się, ale bez zachwytu.

        • 0 0

      • (1)

        Oj tam.

        A Clapton to nie gra zwrotka-refren-zwrotka-refren? Owszem, tyle ze wplata tam jeszcze 5 minut solo. Ja nie mówię, że to brzydko. Ja tylko mówię, że w zbyt dużej ilości - nużące. Zwłaszcza przy tych monotonnym i przewidywalnych partiach rytmicznych.

        Pierwsza część była właśnie słabsza, bez polotu, bez zaangażowania. Kocham bluesa, ale ten koncert był po prostu umiarkowany.

        Co do MTV Unplugged to doskonale wiem, że został zagrany na siedząco. Ale TO nie był koncert unplugged, tylko plugged.

        Znam Claptona dość dobrze, od Cream i Yardbirds po dzisiaj. Lubię go (zwłaszcza Cream), choć nigdy nie byłem wielkim fanem, to ten koncert mnie nie przekonał.

        Moje nastawienie do świata czuje się bardzo dobrze i Cię pozdrawia, a co do Dody to mógłbyś sobie darować - to było słabe.

        • 0 0

        • Przyznaję, może i Doda była nie na miejscu, sorry... Jednak moim zdaniem, nie było aż tak słabo i bezbarwnie jak Ty to opisujesz. Sądząc po reakcji publiczności nie byłem w tym zdaniu odoosbniony. Co do artykułu - no cóż ich jakość w portalach internetowych zawsze pozostawia dużo do życzenia. Życzę już bez cienia ironi dobrych wrażeń na następnych koncertach i pozdrawiam

          • 0 0

    • masz rację Martini

      Dokładnie tak to odebrałem jak Ty. Claptona szanuję, ale recenzja jest bardzo mocno przesadzona. Koncert był na światowym poziomie, ale smakował jak odgrzany kotlet. Jeszcze info dla piweców kunsztu Erica : Clapton operuje znikomą ilością mozliwości jakie daje gitara - porusza się w wąskim kręgu kilku skal bluesowych i to wszystko. Na obronę - tego wymaga ten styl muzyczny.

      • 0 0

    • I'am a blues man

      Nie czujesz bluesa man... Takiego bluesa nie można posłuchac ot tak w Polsce, chyba że ma się ucho jak Ty i nie ma różnicy. Nie pisz opinii więcej. Może popróbuj pograc w brydza albo w szachy?? Taniej Cię wyjdzie niż chodzenie na koncerty.
      pozdr
      Jaron

      • 0 0

    • (1)

      Widać , że dużo wody upłynie zanim zrozumiesz co to blues. Jeśli twierdzisz,że pierwsze utwory są nieznane to już wiadomo,że nie masz pojęcia o tej muzyce.Długie improwizacje solowe to kanon bluesa.Koncert polega na graniu ,a nie rozmowach z publiką,Podsumowując proponuję ci rap tam jest właśnie więcej gadania niż grania. Ps. Myślę ,że pomyliłeś jednak koncerty

      • 0 0

      • A umiesz pisać tak, by nie obrażać?

        Nie zgadzam się z Tobą, ale rozumiem, że masz inną ode mnie opinię.

        Nie pomyliłem koncertów, nie lubię rapu, lubię zaś bluesa i słucham go już dobre 20 lat. Ba, sam jestem gitarzystą i wychowałem się na "Breakoutach" i "Cream". Dociera do Ciebie? Jeśli twierdzisz, że nie czuję bluesa, to po prostu nie wiesz, co mówisz.

        Długie improwizacje nie są nierozłącznie związane z bluesem. Już bardziej z jazzem. Znam 1001 kawałków bluesowych, w których nie ma długich improwizacji.

        Koncert polega oczywiście na graniu, ale również na kontakcie z publicznością. Nie oczekuję tyrad i przemówień, ale Clapton zachowywał się tak, jakby grał sobie próbę.

        Rozumiem, że Tobie się podobało, ale chyba mogę mieć inne zdanie i nie lubić rapu?

        • 0 0

  • do narzekaczy np. "jack'a"

    koncerty "za darmo" na Skwerze rozzuchwaliły ludzi, którzy uwazaja, ze bilety to przesąd.
    W przypadku koncertu Claptona - warunki okreslił sam artysta, jego mened żerowie i warunki, w jakich impreza sie odbyła. Bardzo piekne okolicznosci przyrody! Och, jak pieknie wyglądał Dar Pomorza, zwłaszcza na nocnym niebie - wanty niczym pajeczyna...
    Bilety nie były tanie. Zwłaszcza na miejsca siedzace. Ale dla fanów którzy przybyli nawet z zagranicy, stojace (mozna było podrygiwac, a nawet tańczyc!), były podobne do cen koncertów w znacznie gorszych warunkach, na stadionach czy na błoniach.
    Ten koncert był super.
    I niech nie bujaja ci, którzy wspaniale widzieli z miejsc takich jak Sea Towers. Nic by nie mogli zobaczyc. A słyszec mozna było koncert siedząc sobie na Skwerze na ławeczkach...
    Aha. I jestem przyekonany, ze Claptonowi podoobał sie własnie widok w strone morza.

    • 0 0

  • scena specjalnie jest zwrocona w strone morza by za friko nie sluchac koncertu, tak samo bylo w przypadku openera, gdy odbywal sie jeszcze na skwerze
    a dla tych co nie potrzfia zaplacic za odrobine sztuki i kultury to jest doda smrda i inne mandaryny w Gdansku (ale trza wydac pieniadze na dojazd i to pewnie juz nie pasi i znowu narzekanie ze drogo bo 3 zeta trza wydac na bilet skm)

    • 0 0

  • żenada z aparatami fotograficznymi (5)

    Na tego typu imprezy niby nie można wnosić aparatów profesjonalnych. Na Open'er bez problemu wnioslem swojego starego kompaktowego G2. Na Claptonie ochrona zachowywała się jakby mieli klapki na oczach i rekwirowali wszystkie nawet najmniejsze aparaty. Depozyt z kaucją bezzwrotną 50zł!!! A i tak w środku wielu udało się przemycić niewielkie kompakty. Po koncercie trzeba było pół godziny czekać w kolejce przy depozycie żeby odzyskać swój aparat. ŻENADA.

    • 0 0

    • Jak zwykle zwalić na ochronę... (3)

      Tak się składa, że wczoraj ja również "trzepałem" ludzi wchodzących na koncert i powiadam Wam, że nie miałem nic do gadania. Artysta przekazał wymagania organizatorowi, organizator przekazał je ochronie a ochrona miała je wykonywać i kropka! Za każdym razem, kiedy jakiemuś jankesowi przy scenie pokazał się ktoś z aparatem dostawaliśmy opieprz od dowódcy. Ochroniarzom nie przykładającym się do pracy grożono nie wypłaceniem pensji za ten dzień. Zresztą rozkazy zmieniały się, jak w kalejdoskopie: raz można było wnosić "małpki", innym razem był całkowity zakaz, po czym znowu zezwolono na wnoszenie lekkich aparatów. Co mnie zadziwia, to fakt, że na cholernych biletach było napisane, że nie wolno wnosić profesjonalnych aparatów, a próbowały obok mnie przejść osoby ukrywające w plecakach lustrzanki wielkości tostera. Depozyt to była faktycznie farsa, ale nic na to nie mogliśmy poradzić. Amerykanie postawili żądanie, że ochraniać miała JEDNA firma, więc zakontraktowana firma (która zajmowała się depozytem) podnajęła ochroniarzy lokalnej, gdyńskiej firmy, w której pracuję. Byliśmy więc najniżej w hierarchii i każdy starał się pracować jak najdokładniej, żeby nie skończyło się na pracy za darmo. Zwróćcie uwagę, że wnoszenie aparatów stanowi z Waszej strony pogwałcenie umowy, ale nikomu nie zabierano biletów, tylko cofano jeszcze przed jego zeskanowaniem. Na prawdę niektórzy traktujecie te sprawy tak osobiście, jakbym pluł Wam w twarz. Dla mnie to jest gra: Wy próbujecie przemycić aparat, co jest zrozumiałe, a ja staram się Was złapać, dlatego nie trafiają do mnie inwektywy, żem burak, debil i w ogóle wstyd być ochroniarzem za 70-80zł dniówki. Dorzejcie więc..

      • 0 0

      • Aha... (2)

        Primo: dojżejcie ;)
        Secundo: nie ma czegoś takiego, jak "tego typu imprezy". Wszystko zależy od artysty i organizatora, to od nich wychodzi regulamin.

        • 0 0

        • dojrzejcie (1)

          jw

          • 0 0

          • re:

            dzięki!

            • 0 0

    • Dostales paragon/fakture na te 50zl?

      Zglos to urzedowi skarbowemu. Albo zadzwon do firmy ochroniarskiej i sie spytaj czy ci oddadza nieuczciwie zarobione pieniadze.

      • 0 0

  • Na koncercie Roda Stewarta miejsca stojące podzielone były na sektory,tutaj nie,przez co panował okropny tłok.Trudno było coś zobaczyć,telebim archiwalny,ogólnie organizacja do dupy.Wstyd.

    • 0 0

  • Eric zrobił swoje.

    Było tak jak miało byc.Klasycznie bluesowo i profesjonalnie.Taki on jest na swoich koncertach.To czwarty jego koncert,który miałem okazję zobaczyc na żywo.Nigdy nawet "za dolary" i "za marki"nie porażał spontanicznością. Sporo publiczności znalazło się w Gdyni "bo wypadało".Dla nich blues po dwóch utworach staje się nudny.Nie dziwię się wcale - bo bluesa najlepiej słuchac: 1.na siedząco 2.ze szklaneczką w ręce. 3.z dobrą znajomością jezyka wykonawcy.Mnie szczególnie ucieszyła doskonała forma fizyczna i muzyczna Erica.Profesjonaliści mu towarzyszyli.
    Granie Doyla na "przewróconej" gitarze to ciekawostka dla gitarzystów
    - z reguły mańkuci używają "lustrzanych" gitar - nadal grubsze struny u góry.Grac solówki "od dołu"- ciekawostka.Uznanie dla bębniarza - tak sypac przy jego wadze no,no..Bardzo fajny wieczór.Akustyka,pogoda,otoczenie super.A że kosztowało....Mandaty są droższe.

    • 0 0

  • Kultura za darmo?

    Niekoniecznie i nie zawsze.Ilu mlodych rzucilo sie na koncert Claptona?Pewnie niewielu, bo przewazali 40-60 latkowie.Poza tym, mlodzi fani boskiego Eryka doskonale chyba wiedzieli o jego wizycie juz od conajmniej pol roku.Mysle, ze nie jest niewykonalnym zadaniem-zwlaszcza, jak sie jest MLODYM, DWUNOZNYM ORAZ DWURECZNYM zebranie w ciagu 6 m-cy 165 PLN.Mam racje?Pracy dorywczej dookola wbrod.

    • 0 0

  • buhahaha "Skwer Kościuszki" na Molu Południowym (1)

    to prawie jak "gdańska starówka" :DDDDDD

    • 0 0

    • JAKA STARÓWKA

      GDAŃSK NIE MA STARÓWKI.

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane