• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Historia budowy gdańskiego ZOO

Jakub Gilewicz
21 września 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 

Węże były darem od "Wojsk Ludowych Wietnamu", wybiegi budowano w czynie społecznym, a odrzucone przez matki małe zwierzęta ratowano wykonując nawet... sztuczne oddychanie metodą usta-pysk. Z okazji przypadającego w tym roku 60-lecia gdańskiego ZOO zobacz na mapie Gdańska przedstawiamy jego historię.



Czy byłe(a)ś kiedykolwiek w gdańskim ZOO?

Karol nie patyczkował się. Raz rzucał w zwiedzających piaskiem, raz odchodami. Szympans miał wybuchowy charakter i nie zamierzał tego ukrywać. Pod jego klatką w starej małpiarni gromadziły się więc tłumy ciekawskich.

- Jeden z nich rzucił Karolowi lód w wafelku. Na co my: Proszę pana! Nie wolno karmić! A Karol podniósł lód i odrzucił. Trafił w głowę mężczyzny. A że ten nie miał włosów, lód ładnie ściekał - śmieje się Małgorzata Szulc z gdańskiego ZOO.

Raptus Karol przed wieloma laty był jedną z gwiazd ogrodu zoologicznego. Wprawdzie w starciu z cukrzycą stracił nogę, ale zasłużył się za to jako ojciec. Razem z szympansicą Kasią spłodził liczne potomstwo.

Do Gdańska trafił podobnie jak wiele innych zwierząt w czasach PRL-u: przywiózł go marynarz, który kupił małpę podczas dalekiego rejsu. Dziś takie praktyki są zakazane, ale w PRL-u ogrody zoologiczne miały wolną rękę.

- Praktycznie nie były obwarowane żadnymi normami dotyczącymi hodowli czy ekspozycji danych gatunków zwierząt. Trzeba mieć świadomość, że to były zupełnie inne czasy i warunki - opowiada obecny dyrektor ZOO Michał Targowski.

Do powstania ZOO w Oliwie wystarczył bowiem zapał ludzi, trochę materiałów budowlanych i... zgoda władz, której na początku nie było.

Wyborne napoje i reumatyzm

Wzgórza otaczające Dolinę Krzaczastego Młyna. Wzgórza otaczające Dolinę Krzaczastego Młyna.
Widok na  Luftkurort Strauchmühle . Widok na  Luftkurort Strauchmühle .
Uznana dobra kuchnia, wyborne napoje, umeblowane pokoje z balkonem - tak reklamowano tutejszą restaurację i hotel. Uznana dobra kuchnia, wyborne napoje, umeblowane pokoje z balkonem - tak reklamowano tutejszą restaurację i hotel.
Przedwojenny zwierzyniec Otto Kamina w Dolinie Radości. Przedwojenny zwierzyniec Otto Kamina w Dolinie Radości.
- Już pod koniec lat 40. powstała inicjatywa utworzenia w Oliwie ogrodu zoologicznego. Popierało ją wielu mieszkańców Gdańska, Sopotu i Gdyni, jednak początkowo władze podchodziły niechętnie do pomysłu. Dopiero dzięki wywieraniu sporego nacisku, pod koniec 1953 roku, władze uległy i wydały zgodę na założenie ZOO - tłumaczy Piotr Leżyński, pasjonat historii i twórca strony www.dawnaoliwa.pl

Lokalizację ogrodu wybrano nieprzypadkowo. Teren znany był jako Dolina Krzaczastego Młyna. Płynął tędy potok, a dolinę otaczały morenowe wzgórza porośnięte drzewami. Przed wiekami były to ziemie należące do oliwskich cystersów, w kolejnych stuleciach posiadłość i młyn znajdowały się w rękach prywatnych. Po czym pod koniec XIX wieku powstało tu sanatorium Luftkurort Strauchmühle zobacz na mapie Gdańska.

Położony idyllicznie w lesie oliwskim, posiada umeblowane pokoje z balkonem, uznana dobra kuchnia, wyborne napoje - tak tutejszy hotel zachęcał do przyjazdu na pocztówkach. Bo Luftkurort Strauchmühle przeznaczony był "w szczególności dla osób potrzebujących odpoczynku".

- Kurowały się tu osoby cierpiące na schorzenia górnych dróg oddechowych i na reumatyzm. A podczas obu wojen światowych działał tu lazaret, czyli szpital wojskowy - opowiada pasjonat historii Oliwy.

Niedaleko - bo w Dolinie Radości - funkcjonowała zaś namiastka ogrodu zoologicznego. - W 1928 roku Otto Kamin założył zwierzyniec w okolicy restauracji przy dzisiejszej ulicy Bytowskiej. Opiekowało się nim powołane do życia Towarzystwo Dzikich Ogrodów, które opłacało strażników i dbało o pokarm dla zwierząt. A mieszkały tu między innymi daniele, dziki, sarny i wilki. Największą atrakcją był zaś bizon i małpy. Niestety, od około 1940 roku zwierzyniec Kamina zaczął powoli zamierać - wyjaśnia Leżyński.

Sprawa ZOO powróciła po wojnie. Początkowo budynek w dawnym Luftkurort Strauchmühle zaadaptowany został na pensjonat Państwowego Pedagogium, czyli późniejszej Państwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Po czym, kiedy władze zgodziły się na powstanie ZOO, w Dolinie Krzaczastego Młyna ruszyły prace.

Ofiarnie pomagali mieszkańcy Wybrzeża. Tworzono prowizoryczne wybiegi, montowano klatki i przygotowywano pomieszczenia dla zwierząt. A podczas zabaw i koncertów prowadzono zbiórki pieniędzy na ZOO. Otwarto je uroczyście 1 maja 1954 r. Warunki były skromne, a wśród zwierząt dominowały rodzime gatunki. Były dziki, jelenie, wilki i żubr. Mieszkańcy z kolei przekazali do ogrodu m.in. bażanty, lisy i świnki morskie. W akcję pomocy ZOO zaangażowali się także marynarze.

Czyny społeczne i dyrektor pracoholik

Tak wyglądała prowadząca do ZOO ulica Karwieńska. Tak wyglądała prowadząca do ZOO ulica Karwieńska.
W budynku dawnego hotelu najpierw mieścił się pensjonat Państwowego Pedagogium, a następnie dyrekcja i administracja ZOO. W budynku dawnego hotelu najpierw mieścił się pensjonat Państwowego Pedagogium, a następnie dyrekcja i administracja ZOO.
Podczas rozbudowy ZOO przerzucono setki ton ziemi.  Podczas rozbudowy ZOO przerzucono setki ton ziemi.
Tak wyglądała budowa basenu dla fok... Tak wyglądała budowa basenu dla fok...
... a tak powstawał pawilon, w którym dziś mieszkają kapibary, tapiry i hipopotamy karłowate. ... a tak powstawał pawilon, w którym dziś mieszkają kapibary, tapiry i hipopotamy karłowate.
Radziecki słoń był największym komunistą na świecie, a słoń kubański był młodszym bratem słonia radzieckiego. Tak głosił stary kawał. O słoniu wietnamskim nic nie wspominał. Pisała o nim za to polska prasa:

Pierwszego września powróci z dalekiego rejsu powróci do Gdyni m/s Kiliński. Na pokładzie statku znajdują się cenne dary dla oliwskiego ZOO. A więc słoń (samiec), którego na razie odeślemy do Warszawy, pięć pytonów, bociek czarny - znany w Polsce tylko z przelotów, trzy małe ptaki błotne, trzy bażanty wietnamskie i osiem małp.

Jak podaje kronika ogrodu darczyńcami były "Bohaterskie Oddziały Wojsk Ludowych Wietnamu". Do dziś w zbiorach ZOO zachowało się zdjęcie, na którym czterech pracowników ZOO dumnie prezentuje długiego węża. Drogą morską trafił też do Gdańska w latach 50. kajman Franio, obecnie najstarszy mieszkaniec ogrodu.

- Pamiętam, że na statku przypłynął do nas również krokodyl nilowy. Kilkadziesiąt lat później, kiedy byłam na obchodzie, podszedł do mnie starszy pan i zagadnął: wie pani co, mam sentyment do tego ogrodu, bo w 1964 roku przywiozłem krokodyla nilowego. Zapytałam o nazwę statku. Zgadzała się. Po czym mówię: A czy pan wie, że ten krokodyl jeszcze żyje? Emocji było co niemiara - opowiada Grażyna Naczyk, kierownik działu dydaktyki.

Darczyńcy byli hojni, przychówków było sporo, więc ZOO wymagało rozbudowy. W kolejnych dekadach ogród zamienił się w wielki plac budowy. Pracami kierował pełen energii dyrektor Michał Massalski.

- Był pracoholikiem. Od rana do wieczora przebywał w ogrodzie. W soboty i niedziele również - wspomina Teresa Gerlecka, kierownik działu kadr.

Pod okiem dyrektora przerzucono setki ton ziemi, budowano nowe wybiegi, pawilony i baseny. Pracowali między innymi uczniowie, robotnicy i opiekunowie z ogrodu zoologicznego. A wszystko w czynie społecznym.

- Na budynku administracyjnym była ogromna tablica, a na niej nazwiska wszystkich pracowników ZOO. I była rywalizacja, kto przepracuje w czynie społecznym więcej godzin. Niektórzy nawet poświęcali swój urlop, żeby tych godzin nazbierać - wspomina Teresa.

I tak w "Zestawieniu ilości i wartości czynów społecznych wykonanych w latach od 1964 do 1968" znalazły się między innymi budowa nowego wejścia do ZOO za 343 tys. ówczesnych złotych, powstanie wyspy flamingów za 682 tys. zł i wykonanie basenu dla słonia za 50 tys. zł. Ważną inwestycją była także budowa drugiej nitki ul. Karwieńskiej zobacz na mapie Gdańska, na końcu której powstała pętla autobusowa.

Z powodu między innymi braku pieniędzy i materiałów powstawały też pawilony, w których zwierzęta - zwłaszcza drapieżniki - nie miały dobrych warunków. Dla ZOO niełatwe były również lata 80.

- Była bieda, był stan wojenny. To w ogóle cud, że ZOO przetrwało. Przecież w sklepach nie było nic do jedzenia, a tu trzeba było codziennie wykarmić ponad tysiąc zwierząt - komentuje obecny dyrektor.

Mimo trudnych czasów, niespodziewanie ogród zoologiczny osiągnął jeden ze swoich największych sukcesów: kondory wielkie, które jeszcze w latach 60. trafiły do Oliwy z Argentyny, doczekały się potomstwa.

Masaż serca i oszczep na bizona

Młode kondory i ich opiekunki. Młode kondory i ich opiekunki.
Niedźwiadek karmiony mlekiem z butelki przez opiekunkę Kornelię. Niedźwiadek karmiony mlekiem z butelki przez opiekunkę Kornelię.

Zobacz, jak Beata Czechowska wychowywała kangurzycę Tosię.

Albert lubi książki kucharskie, a Raja angielskie romanse. Zobacz, dlaczego opiekun małp czyta im książki.

- W 1982 roku ten przychówek był trzecim w historii europejskich ogrodów zoologicznych. Byliśmy bardzo dumni - wspomina Michał Targowski, po czym dodaje: Od tego czasu do 2006 roku odchowaliśmy 20 piskląt. To wynik, którego nie ma chyba żaden ogród w Europie. Poza tym kondory dały podstawę do tego, aby przyjęto nasze ZOO do Europejskiego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych i Akwariów.

Dzięki poświęceniu opiekunów udało się też uratować wiele młodych zwierząt, które odrzucone zostały przez biologiczne matki lub po prostu wymagały szczególnej opieki. Tak było choćby z szympansicą, wydrą, walabią Benetta, czy niedźwiedziem himalajskim.

- Któregoś dnia znaleźliśmy porzuconego przez samicę małego niedźwiadka. Trzeba było go reanimować, wykonać masaż serduszka, do tego ogrzać oraz zrobić oddychanie metodą usta-pysk. I udało się. Mały przeżył, zaopiekowała się nim jedna z nas, a niedźwiedź żyje do dzisiaj w toruńskim ogrodzie zoologicznym - cieszy się Anna Gembiak z działu drapieżnego.

- Pamiętam też samca walabii Benetta, który skakał po całym pokoju, po wszystkich meblach i spał prawie że w łóżku - wspomina asystent działu hodowlanego Andrzej Gutowski, który wychował niejedno zwierzę.

W historii ZOO zdarzały się jednak i tragiczne chwile. Z rąk zwiedzających zginęli niektórzy mieszkańcy ZOO. Po zjedzeniu nafaszerowanych trucizną jabłek, które wrzucono na wybieg, zdechła Bonza, pierwsza słonica w historii gdańskiego ogrodu. Otruty został także niedźwiedź polarny.

- Ponadto stado bezpańskich psów wtargnęło w latach 80. na teren ZOO. Zagryzione zostały pingwiny Humboldta, pingwiny Magellana, mary patagońskie i całe stado danieli - wylicza ze smutkiem dyrektor.

Wśród zwierząt, którym groziło niebezpieczeństwo, a które uniknęły śmierci znalazły się bizon i hipopotam nilowy.

- Na wybiegu pierwszego z nich znaleziono oszczep. Ktoś zapewne chciał upolować bizona. Z kolei na wybieg hipopotama nieznana osoba wrzuciła kulę wykonaną z żyletek. Całe szczęście, że zwierzę jej nie połknęło - opowiada wicedyrektor ZOO Stanisław Wilkaniec.

- Dziś kultura zwiedzania jest dużo większa. Przychodzą ludzie, którzy raczej są przyjaźnie nastawieni do takich instytucji jak ZOO. A być może również nasz nadzór jest lepszy - ocenia Michał Targowski.

W miarę możliwości ZOO starało się też zapewnić zwierzętom lepsze warunki. W latach 90. zlikwidowano 17 koksowni, które ogrzewały pawilony i domki. Z krajobrazu ZOO zniknęły hałdy koksu, a ogród przeszedł na ogrzewanie gazowe i elektryczne.

Rozebrano również sypiący się budynek dyrekcji i administracji, po czym wzniesiono go od nowa. W kolejnej dekadzie wybudowano nową ptaszarnię i małpiarnię, a alejki zyskały solidną nawierzchnię. W końcu powstała także długo wyczekiwana żyrafiarnia.

- Wydawała nam się wtedy najwspanialszą inwestycją, bo w historii ZOO nigdy nie było żyraf. Kilka lat temu pięć zwierząt przyjechało do naszego ogrodu i do dziś pawilon cieszy się wielką popularnością - cieszy się dyrektor.

W ubiegłym roku ZOO zwiedziło 410 tys. osób. Na ponad 130 hektarach mieszka około 250 gatunków zwierząt. Najwięcej wśród nich jest kopytnych. Choć już niedługo dział drapieżny powiększy się o stado potężnych kotów. Jak tłumaczy dyrektor: - Realizujemy kolejną wspaniałą inwestycję w historii ogrodu: nowy pawilon dla lwów z pięknym wybiegiem, który ma ponad dwa hektary powierzchni. Już niedługo, z radością, powitamy na nim lwa i trzy lwice.

Zobacz, co łączy tamarynę i cesarza Niemiec oraz przekonaj się, jak małpy mieszkają razem z włochatymi pancernikami.

Wacek lubi drapanie za uchem, Wiesław się droczy, Ludek jest sumienny, a Toto trzyma dystans. Cztery żyrafy przechodzą pieszczotliwy trening.

Miejsca

  • ZOO Gdańsk, Karwieńska 3

Opinie (97) 10 zablokowanych

  • (3)

    jest 2014 rok a my zwierzęta w klatkach czymamy

    • 6 5

    • 2014r (1)

      Ale o co ci chodzi?

      • 1 0

      • Pewnie nie ztozumiałeś, co ja paczę, co my czymamy :-)

        • 2 0

    • Kolejny zielony bez wiedzy...

      • 1 1

  • Tylko ...

    tygrysów żal :((((((((((

    • 2 2

  • pamietam lata 90te i sobotnie poranki w tv gdansk gdzie pojawial sie szef zoo i fantastycznie opowiadal

    o zwierzetach. a na deser tonik walik i elzbieta bzikowska

    • 2 1

  • 14.14.2014 muwi wam to coś ? (1)

    • 1 6

    • TAK

      Cudowne rozmnożenie.... przybyły nam całe dwa miesiące!!! dokładnie tyle mi to mUwi.

      • 0 0

  • Gdyńskie Zoo

    Czas na gdyńskie zoo. Najlepiej na miejscu o-mało-co lotniska.

    • 4 2

  • Zwierzęta powinny żyć na wolności (1)

    a nie w klatkach ,tak jak w cyrku dręczone są zwierzęta ,przewożone w strasznych warunkach by zaspokoić ludzką próżność.

    • 5 6

    • Bla,bla,bla. Jesteś taaaakie humanitarne. Tylko,że "na wolności" fhui gatunków wkrótce wyginie,przetrwają tylko te w ZOO

      • 4 1

  • kiedyś pod zoo można było wieczorem podjechać z koleżanką i było spokojnie, bez stresu i długo...

    ale jak wszystko i ta miejscówka została zepsuta przez gimbazę i oszołomów KK i WC.(kościoła na k i wartości na ch)

    • 1 6

  • Świetny artykuł, dzięki! ;)

    • 3 0

  • Kłamstwa jak za komuny.

    Po 1-wsze aby zoo mogło powstać uwczesne władze musiały musiały moją rodzinę eksmitować, mieliśmy wybór, na ul. Kwitną, albo gdzieś na wiochę.Rodzice wybrali Kwietną,chociaż wszystko było w ruinie.to z komuną nie było wtedy dyskusji.A dzisiejsza komuna o tym nawet nie wspomni,bo musieli by dzisiaj odszkodowanie płacić.Jakim prawem pan Targowski wszstkie zasługi sobie dzisiaj przypisuje,a o swoich poprzednikach nie wspomni.Największe zasługi chyba się należą,obecnie nie żyjącemu już, założycielowi zoo Dyrektorowi Masalskiemu,chyba ci co go pamiętają się ze mną zgodzą.

    • 3 7

  • aka

    A wg mnie brakuje choćby krótkiej historii każdego zwierzaka zamieszkującego zoo (nie tylko charakterystyka gatunku, ale także kiedy trafił do zoo, jak się w nim znalazł, ile ma lat, co lubi itp.). Próbowałam nawet nabyć coś takiego w kiosku przy wyjściu, ale niestety jest tylko przewodnik z ogólnymi informacjami o gatunkach :-( Wiem, że to pewnie z braku pieniędzy, ale uważam że byłoby to ciekawe uzupełnienie, bo każdy zwierzak ma przecież jakąś historię, a opiekunowie pewnie niejedną anegdotę nt. swoich podopiecznych.

    • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane