- 1 Rezerwiści idą na ćwiczenia. Kto najpierw? (219 opinii)
- 2 Śmierć w stoczni: zabójstwo, a nie wypadek (275 opinii)
- 3 Zabójca z Jagatowa przyznał się do winy (150 opinii)
- 4 Nabrzeże Hanzy na Wyspie Spichrzów (140 opinii)
- 5 15 mln dofinansowania na prace na Puckiej (51 opinii)
- 6 Studenci z nową wizją al. Niepodległości (251 opinii)
Historia "indiańskiej wioski" we Wrzeszczu
Zobacz, jak wygląda wiejska enklawa na terenie Dolnego Wrzeszcza.
Powstały dla pilotów myśliwców, później podobno mieszkali w nich "czerwoni", a po II wojnie światowej rodziny z Wilna. Parterowe budynki "indiańskiej wioski" przez kolejne dziesięciolecia były zapomnianą wiejską enklawą na terenie Dolnego Wrzeszcza. Niedługo na ich miejscu powstanie nowy układ drogowy.
- Jaka indiańska wioska?! Grassowi chyba odbiło! - oburza się nie na żarty pan Edward. Wprawdzie stary mieszkaniec, jak sam przyznaje, przez rozedmę płuc znów chyba pójdzie do szpitala, ale kiedy ktokolwiek pyta o indiańską wioskę, wstępują w niego nowe siły. Nie odpuści. Bez ogródek powie, co myśli o autorze tych słów:
- Indiańską Wioską nazywali wszyscy ogródkowe osiedle, które ciągnęło się od stawu aż po lotnisko. W osiedlu mieszkali robotnicy portowi z kupą dzieci, samotne babcie i spensjonowani podmajstrowie murarscy. Byłbym skłonny przypisać tej nazwie podtekst polityczny: ponieważ dawniej, na długo przed wojną, mieszkało tam dużo socjałów i komunistów, zapewne "Czerwona Wioska" przepoczwarzyła się w "Indiańską wioskę" - pisał Günter Grass w Psich latach.
Dla powojennych mieszkańców parterowych budynków przy ul. Nad Stawem w Dolnym Wrzeszczu , osiedle to nie indiańska wioska. Jeśli już to wileńska. Rodzinne miasto opuścili w 1945 roku. Załadowali do wagonów żywność, część dobytku i po wyczerpującej podróży dojechali do Gdańska.
- Dach był w rozsypce, bo w pobliżu musiała walnąć jakaś bomba. W środku leżały jeszcze ciała Niemców. Ciemne mundury, chyba mieli coś wspólnego z koleją - składa w całość fragmenty wspomnień Tadeusz Rybicki.
Siwowłosy lokator pamięta, jak dach parterowego domu naprawiał jego ojciec Władysław. W Wilnie pracował jako ślusarz-mechanik, we Wrzeszczu dostał pracę w pobliskim browarze. Zatrudnienie znaleźli tu również inni mieszkańcy osiedla. Wilniuki i nieliczni mieszkańcy przedwojennego Gdańska tworzyli razem niewielką, ale dobrze zorganizowaną społeczność. W przydomowych ogródkach uprawiali warzywa, latem korzystali z drzew owocowych i robili weki.
- Hodowaliśmy kury, świniaki na mięso, norki do rozrodu, a na osiedlu były też rodziny, które wypasały krowy - wspomina pani Krystyna, która mieszkała tu do lat 60. ubiegłego wieku.
Wiedzieli jak przetrwać w PRL-u. Ktoś pędził bimber, ktoś miał walutę, a do tego uważali na milicjantów, którzy stawali pod oknami i nasłuchiwali, czy któryś z mieszkańców nie słucha Radia Wolna Europa. Zdecydowanie większym problemem od wysłanników ówczesnej władzy, była plaga szczurów w pierwszych latach po wojnie. Wraz z gryzoniami pojawiły się wszy. Przynajmniej jedna osoba zmagała się z tyfusem. Skutecznie.
Mieszkańcy zainwestowali więc w koty. Dobry szczurzy morderca był nie lada powodem do dumy. Poza pracą, hodowlą zwierząt i roślin, mieszkańcy osiedla spędzali też czas nad pobliskim stawem . - Brały liny, płocie, karasie, szczupaki - to w stawie. A w rzeczce gołymi rękami łapało się pstrągi - opowiada z zachwytem pan Edward, po czym dodaje: - W stawie niedaleko wierzb leżały też miny przeciwczołgowe, ale ludzie i tak się kąpali. A z pistoletów, co były na dnie, po doprowadzeniu do porządku, strzelało się dla wprawy. Tylko w takich miejscach, co by milicjanci nie ganiali.
Mimo że znajdowali się w mieście, żyli w małej, wiejskiej enklawie. Wiedzieli, że mieszkają w budynkach "po Niemcach". Nie wiedzieli, w jak starych. Jeszcze do niedawna czas i okoliczności powstania tak zwanej indiańskiej wioski były sporą niewiadomą.
Książę-lotnik i piloci z Pucka
Zagadka nie dawała spokoju także Janowi Danilukowi. W końcu historyk, który bada między innymi dzieje Wrzeszcza, dotarł do kluczowych informacji.
- W istocie są to niedoszłe koszary lotników pruskich. Cały kompleks zbudowany został najprawdopodobniej w latach 1918-19 na potrzeby szkoły pilotów myśliwców typu Fokker, która w roku 1917 przeniesiona została do Wrzeszcza z Pucka - wyjaśnia Jan Daniluk.
Parterowe budynki wzniesiono na Wielkim Placu Ćwiczeń, który rozciągał się na terenach Dolnego Wrzeszcza i Zaspy. Nie były to jednak pierwsze zabudowania związane z gdańskim lotnictwem.
- W 1913 roku, w południowej części Placu, czyli w rejonie obecnej ulicy Kilińskiego otwarto pierwszą stację lotniczą w Gdańsku. Nosiła imię księcia Friedricha Sigismunda Hohenzollerna, który poza dowodzeniem jednym z dwóch Przybocznych Pułków Huzarów, był także pilotem. Swoją lotniczą pasję realizował właśnie w Gdańsku, gdzie 1 marca 1913 roku swoją działalność zainaugurowała szkoła pilotażu wojskowego. Prawdopodobnie kształcili się w niej piloci-zwiadowcy dla jednostek kawaleryjskich - opowiada historyk.
Jak dodaje Jan Daniluk, wśród adeptów byli między innymi Horst Merz i Arthur Greiser. Pierwszy był później pilotem Dorniera Do X - największego samolotu pasażerskiego międzywojennej Europy. Drugi prezydentem Senatu Wolnego Miasta Gdańska i namiestnikiem Kraju Warty.
Następnie w 1917 r. przeniesiono szkołę pilotów z Pucka, a w kolejnym roku powstawać zaczęła indiańska wioska. Wkrótce jednak wojna skończyła się, a powołane do życia Wolne Miasto Gdańsk stało się obszarem zdemilitaryzowanym. W budynkach zamieszkali cywile. Osiedle nie było jeszcze wtedy zapomnianą, wiejską enklawą.
- Dzisiejszych mieszkańców Wrzeszcza może zaskoczyć fakt, że to właśnie przez indiańską wioskę do końca lat dwudziestych biegła jedna z głównych dróg łącząca dzisiejszy Górny i Dolny Wrzeszcz. Dopiero kiedy wytyczono nowy układ dzisiejszej ulicy Kościuszki, teren ten stracił na znaczeniu, co pozwoliło zachować jego wiejski charakter - tłumaczy historyk.
Wprawdzie osiedle przetrwało wojnę, ale w czasach PRL-u jego mieszkańcy żyli niejako na walizkach. Przez dziesięciolecia wisiała nad tym terenem groźba budowy Drogi Czerwonej, czyli trasy Gdańsk-Gdynia. Z tego powodu dokonywano przeważnie niewielkich remontów. W niektórych budynkach przeciekały dachy, pojawił się grzyb i zapach stęchlizny. Z czasem ich stan pogarszał się.
Przeprowadzka mieszkańców i nowy układ drogowy
Zobacz plac budowy Galerii Metropolia z perspektywy żurawia wieżowego. Ujęcia wykonano w sierpniu 2013 roku.
- Część mieszkańców sygnalizowała wysokie koszty utrzymania, zły stan techniczny lokali oraz uciążliwy hałas ze strony ul. Kościuszki i torów kolejowych. To między innymi dla nich deweloper zobowiązał się wybudować nowe mieszkania w zamian za lokale, które znajdują się przy budowanej Galerii Metropolia we Wrzeszczu - komentował w maju Jan Szczygielski, pełnomocnik Centrum Hevelius.
Obecnie do przeprowadzki szykują się ostatni mieszkańcy tzw. indiańskiej wioski. To grupa osób bez tytułów prawnych do lokali. O jej losach mówiła w maju portalowi Barbara Majewska, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej w gdańskim magistracie: - Dla bezumownych użytkowników lokali sukcesywnie przygotowywane są oferty najmu lokali socjalnych lub pomieszczeń tymczasowych, zgodnie z orzeczonymi wyrokami sądu.
Na terenie osiedla rozpoczęto już prace porządkowe. W niedalekiej przyszłości przebudowana zostania stara ul. Nad Stawem, a ponadto powstanie nowe połączenie pomiędzy ul. Nad Stawem a ul. Hynka.
- Przebudowa układu drogowego finansowana będzie przez Centrum Hevelius oraz Przedsiębiorstwo Budowlane Górski. Realizowana będzie zaś przez miasto, w imieniu którego działać będzie Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku - informuje Michał Piotrowski z biura prasowego gdańskiego magistratu.
Budowa nowego układu drogowego zakończyć ma się w III kwartale 2015 r. Jak dodaje Piotrowski, poza tym "na dzień dzisiejszy miasto nie planuje żadnych inwestycji na tym terenie".
Miejsca
Opinie (83) 2 zablokowane
-
2014-06-15 13:48
Niemcy dobrze płacą, za poniemieckie rozbiókowe cegły i dachówki...
- 15 2
-
2014-06-15 14:29
coś się kończy, coś sie zaczyna
historia sie skończyła ,historia sie zaczęła i tak ten świat się kręci.Myślę że ciekawiej było mieszkac w domku z mini ogródeczkiem znając sąsiadów niż żyjąc anonimowo w apartamencie sto metrów betonu
- 25 7
-
2014-06-15 14:51
Na pewno kolejne drogi przyczynia sie do ograniczenia suburbanizacji i ozywienia dzielnic dolnego tarasu.
- 13 6
-
2014-06-15 15:22
Mieszkalem w tych slumsach (2)
- 11 6
-
2014-06-15 20:36
Ja też
pozdrawiam -wymeldowałam się w 1995 r -ale to była moja młodośc
- 3 0
-
2014-06-16 01:01
A ja jestem sokista i alkoholik
a na dodatek psychol i narkoman. Krysia ratuj mnie heheh. Ale Kryche to bym z wyra nie wygonil, fajna czarnulka jest.
- 0 1
-
2014-06-15 15:36
po jaką honoratkę dwudziesta galeria .... (1)
- 40 5
-
2014-06-15 18:58
No Wiesz.
By żyło się lepiej.
- 5 3
-
2014-06-15 16:01
piłem tam za dzieciaka
wagary z 2ego liceum się tam spędzało z Gdańskim z pobliskiego "browarnego" sklepu
- 14 2
-
2014-06-15 16:19
tak na naszych oczach ginie historyczny Gdańsk......................... (1)
zostanie tylko szkło i metal. same galerie i biurowce
- 48 10
-
2014-06-15 16:45
....w którym to historycznym...
...skansenie nadal historycznie będzie się hodować kury i świniaki. A co, mamy przeca swój charakter!
- 7 12
-
2014-06-15 16:59
Stare dzieje
Piękny charakter pisma na tych dokumentach
- 13 0
-
2014-06-15 18:04
.....
Łza się w oku kręci - kolejne miejsce znane z dzieciństwa odchodzi...
- 13 2
-
2014-06-15 19:00
Czytam o Gdańsku w książkach chociażby Grassa i gdzie nie pójdę zobaczyć co tam dzisiaj jest to napotykam galerię.
- 21 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.