• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jeleń upolowany w ogrodzie Błędnik

Paweł Pizuński
24 maja 2010 (artykuł sprzed 13 lat) 
Widok na Stare Miasto i Bramę św. Jakuba, którą po wyjściu z gospody mijali Schönhoff i Kreuzer. Rycina Mateusza Deischa z 1765 r. Widok na Stare Miasto i Bramę św. Jakuba, którą po wyjściu z gospody mijali Schönhoff i Kreuzer. Rycina Mateusza Deischa z 1765 r.

Stara prawda, że przepijanie wypłaty w gospodzie ze świeżo poznanymi kompanami nie jest mądrym pomysłem, była znana XIX-wiecznym mieszkańcom Gdańska. Problem w tym, że po kilku piwach ta mądrość, podobnie jak większość innych, zwykle wyparowuje z głowy.



Do połowy XIX w. w miejscu dzisiejszego wiaduktu Błędnik znajdował się ogród-labirynt, od którego zresztą pochodzi nazwa tego miejsca. Później w Gdańsku istniał tzw. Mały Błędnik (niem. Kleine Irrgarten) (na zdjęciu), który przeobraził się w park na Targu Rakowym. Do połowy XIX w. w miejscu dzisiejszego wiaduktu Błędnik znajdował się ogród-labirynt, od którego zresztą pochodzi nazwa tego miejsca. Później w Gdańsku istniał tzw. Mały Błędnik (niem. Kleine Irrgarten) (na zdjęciu), który przeobraził się w park na Targu Rakowym.
Ogród Błędnik. Ogród Błędnik.
Kreuzer przyjechał do Gdańska za pracą. Był ślusarzem i udało mu się dostać pracę w warsztatach artyleryjskich przy Weidengasse (ul. Łąkowa zobacz na mapie Gdańska) na Dolnym Mieście.

W ciepły piątkowy wieczór, w lipcu 1872 r., otrzymał wypłatę. Zarobił całkiem nieźle, pomyślał więc, że należy mu się coś od życia. Poszedł do gospody Hegena na ulicy Schüsseldamm (dzisiejsze Łagiewniki zobacz na mapie Gdańska) i zamówił piwo oraz galart wieprzowy. Zabierał się właśnie do jedzenia, gdy przysiadł się do niego czeladnik rzeźnicki Schönhoff, który w warsztatach artyleryjskich pracował jako pisarz. Zamówił dwie wódki, później dwie następne i właśnie pili bruderszafta, gdy w gospodzie pojawili się trzej znajomi Schönhoffa - czeladnicy piekarscy ThielEichel oraz rzeźnik Bartsch. Przysiedli się, zaczęli rozmawiać i wtedy Schönhoff, niby od niechcenia, wspomniał o pełnym trzosie Kreuzera.

- Załóżmy się więc - rzekł Bartsch do Kreuzera - Kto przegra postawi antał piwa...
- O co mamy się zakładać? - zapytał Kreuzer
- Założę się, że mam więcej pieniędzy od ciebie - Bartsch jedną ręką złapał prawą dłoń Kreuzera i zanim ten zdążył zaprotestować, przybił drugą.

Wszyscy przy stole orzekli, że zakład jest ważny, więc Kreuzer pokazał wszystko, co miał przy sobie. Całe 17 talarów. Bartsch uśmiechnął się z lekceważeniem. Wyjął z kieszeni zmięty papier, który jako żywo przypominał banknot 100 markowy, ale Kreuzer nawet nie zdążył spojrzeć, czy jest prawdziwy. Bartsch schował go zaraz do kieszeni.

- Przegrałeś zakład - roześmiał się i wszyscy obecni orzekli, że Kreuzer winny jest piwo.

Przywołali kelnera i gdy ten zrealizował zamówienie, Kreuzerowi pozostało z wypłaty jakieś 13 talarów. Całą tę sumę włożył do portfela, portfel do prawej kieszeni spodni i usiadł na krześle z kwaśną miną. Wtedy od stołu wstał Schönhoff.

- Zostawmy tych baranów - szepnął mu do ucha - Pokażę ci miasto, a później pójdziemy na tanze do Siedlec.
- To daleko? Zmęczony jestem - odrzekł Kreuzer z lekka ziewając.
- Nie będziemy szli. Pojedziemy sobie...
Jeśli tak, to zgoda. - wstał od stołu.

Kiedy wychodzili z gospody, ci trzej, którzy się przysiedli, rozmawiali o jakichś kokotach ze Srebrzyska. Nawet na nich nie spojrzeli, tak byli zajęci rozmową i piwem. Było po jedenastej.

* * *

Blask latarni rozświetlał nieco ciemności ulicy, ale Gdańsk i tak wyglądał zupełnie inaczej niż za dnia. Z jednej strony tajemniczo, z drugiej ponuro.

- Wiesz co? - powiedział Schönhoff, gdy przechodzili obok Bramy Jakuba zobacz na mapie Gdańska (budynek dziś już nie istnieje) - teraz się przejdziemy. Pojedziemy, kiedy będziemy wracać...
- Daleko do tych Siedlec?
- Nie tak daleko. Sam zobaczysz.

Rozmawiając doszli do Irrgarten. Dziś stoi tu wiadukt Błędnik zobacz na mapie Gdańska, jednak w XIX w. znajdował się tu ogród urządzony tak, że posadzone tu drzewa i krzewy tworzyły labirynt.

- Usiądźmy na jednej z tych ławek - zaproponował w pewnym momencie Schönhoff. - Zmęczony jestem - przetarł czoło.

Usiedli na ławce i siedzieli tak kilkanaście minut, gdy nagle Kreuzer usłyszał czyjeś kroki. Z ciemności wyłonili się trzej rośli mężczyźni. Nie wyglądali bynajmniej na przyjaciół.

- Te, Franz, oni coś chcą od nas - powiedział Kreuzer, ale Schönhoff nawet się nie ruszył.

Po chwili ci trzej byli już bardzo blisko. Kreuzer rozpoznał jednego. Był to Thiel.

- Masz nasze pieniądze - odezwał się jeden z tych, których nie rozpoznał. Podszedł do niego, wraz z kolegą złapał go pod boki i podniósł do góry tak, że Kreuzer zawisł w powietrzu.

Poczuł, jak Thiel wyjął mu z kieszeni portfel z pieniędzmi. - Psie! - wycedził tamten przez zęby. - Jeśli piśniesz komu słówko, zakłuję cię na śmierć.

Kreuzer poczuł na piersi chłód jakiegoś metalowego przedmiotu. Dwaj nieznajomi na powrót posadzili go na ławce i wtedy spojrzał na Schönhoffa.

- Nic ci nie zrobią - rzekł tamten spokojnie. Nadal nawet się nie poruszył - To tylko żart... - dodał, ale Kreuzerowi do śmiechu nie było.

Thiel splunął pod nogi, schował zabrany portfel do kieszeni i z dwoma nieznajomymi odszedł bez słowa. Skierowali się w stronę Bramy Oliwskiej.

* * *

Przez jakiś czas Schönhoff i Kreuzer siedzieli na ławce i prawie nie rozmawiali. W końcu Kreuzer wstał.

- Nie wiem, jak ty, ale ja idę do domu... - oznajmił ze złością.
Odwrócił się na pięcie i już chciał odejść, ale Schönhoff go zatrzymał.
- Odprowadzę cię - powiedział i ruszyli w stronę Śródmieścia.
- Nie powiesz mi, że to był żart - rzekł Kreuzer z pretensją w głosie.
- To był żart - odrzekł Schönhoff.
Czas jakiś szli niewiele mówiąc, gdy nagle Kreuzer usłyszał jakieś nawoływania.
- No, Franz, tera już chodź... - zdołał dosłyszeć i kilkanaście kroków dalej Schönhoff oznajmił, że musi wracać do siebie.
- Teraz akurat? - zapytał Kreuzer.
- Ano tera. Jutro do roboty trza iść - odrzekł tamten i po chwili już go nie było.

Kreuzer został sam na pustej ulicy. Teraz Gdańsk wydawał mu się jeszcze bardziej obcy i jeszcze bardziej ponury, niż chwilę wcześniej. Wrócił do domu...

* * *

Już następnego dnia odszukał Schönhoffa w pracy.
- To naprawdę był żart? - zapytał.
- Co takiego? - tamten zdawał się być zdziwiony.
- No to wczorajsze zdarzenie...
- Później ci powiem - odparł na odczepnego i odszedł czym prędzej, ale Kreuzer nie dał za wygraną.

O to, co zaszło w Irrgarten zapytał już nazajutrz i pytał przez kilka dni z rzędu, ale Schönhoff zawsze go zbywał. Najpierw mówił, że zajmie się sprawą portfela, później jednak oświadczył, że nie zna tych, którzy go napadli. W końcu Kreuzer nie wytrzymał. Złożył w sądzie zawiadomienie i pod koniec października 1872 r. Thiel, Bartsch, Eichel i Schönhoff wylądowali w areszcie pod zarzutem rabunku na drodze publicznej.

Rozprawa przed sądem przysięgłych odbyła się 23 kwietnia 1873 r. Thiel przyznał się do udziału w napadzie już podczas śledztwa wstępnego, zaprzeczał jednak, by to on był inicjatorem rabunku. Twierdził, że pomysł obrobienia Kreuzera zrodził się w głowach Bartscha i Schönhoffa. To oni namówili go do napadu, zaprzeczał jednak, by względem ofiary użył przemocy. Według niego, gdy Eichel i Bartsch podnieśli Kreuzera z ławki, wtedy temu ostatniemu wypadł z kieszeni portfel. Thiel podniósł go z ziemi i uciekł czym prędzej.

Do udziału w napadzie nie przyznawał się natomiast Schönhoff i Eichel. Pierwszy twierdził, że owszem, był wraz z Kreuzerem w Irrgarten, ale nic nie wiedział o planach dokonania na nim rabunku. Jedyną jego winą było to, że przyjął później od sprawców napadu jednego talara, choć wiedział, że pieniądze pochodzą z przestępstwa.

Przysięgli nie uwierzyli w to, co zeznał. Wraz z Thielem i Bartschem dostał 15 miesięcy więzienia z zaliczeniem 6 miesięcy aresztu śledczego. Spośród oskarżonych kary uniknął jedynie Eichel, który konsekwentnie zaprzeczał, by 19 lipca 1872 r. był w gospodzie Hegena. Twierdził, że znajdował się wówczas w sporej odległości od tego miejsca i w napadzie nie mógł brać udziału. To prawda, że prokuratorowi udało się podważyć jego alibi, ale sąd uznał, że oskarżenie dysponuje zbyt szczupłymi dowodami, by dowieść mu winę.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (28) 6 zablokowanych

  • bombardier to wszystko pamieta , zapytajcie on wam opowie buc jeden

    • 2 0

  • Błednik

    W, tamtych minionych latach, można było w Gdańsku, jelenia upolować. Teraz po tylu minionych latach, niestety też. tereny, były piękne. A, co przedstawia ten ,zabytkowy wiadukt, most Błędnik, jest zamknięty, zaniedbany nawet strach tam przechodzić. Wieczorem, można w tych okolicach zostać jeleniem albo zającem.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane