• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kalina, dziewczyna jak malina. Recenzja filmu "Bo we mnie jest seks"

Tomasz Zacharczuk
19 listopada 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 

Opowieść o ikonie peerelowskiej telewizji uwodzi, kokietuje i emanuje seksapilem jak sama Kalina Jędrusik. Zauroczenie wydaje się jednak bardzo ulotne, bo film Katarzyny Klimkiewicz jest jak niezobowiązująca randka, której uczestnicy - choć bawią się nie najgorzej - to nie wiążą ze sobą poważniejszych planów. "Bo we mnie jest seks" ujmuje lekką i zwiewną formą oraz kapitalną rolą Marii Dębskiej, ale jednocześnie rozczarowuje jako kino biograficzne, a konwencja retro musicalu nie do końca się sprawdza.



Gdyby Kalina Jędrusik urodziła się co najmniej pół wieku później, dziś zapewne brylowałaby na czerwonym dywanie i w mediach społecznościowych, byłaby w centrum uwagi tabloidów i mogłaby na pęczki przebierać w filmowych propozycjach. Peerelowska rzeczywistość lat 60. była zgoła inna, a wyzwolona i dość obscenicznie rozprawiająca się z konwenansami artystka nieustannie balansowała pomiędzy statusem ulubienicy tłumów a łatką opryskliwej skandalistki demoralizującej szczególnie męską część widowni. Indywidualizm i niezależność, zwłaszcza wśród kobiet, nie były wówczas pożądanymi cechami w oczach konserwatywnych prominentów. Być może dlatego aktorka będąca dla wielu (niesłusznie) tylko symbolem seksu nie zrobiła tak wielkiej kariery, jaką jej wróżono.

Nie zmienia to faktu, że grą na teatralnych deskach, filmowymi rolami (choć głównie dalszoplanowymi) czy niezapomnianymi występami w telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów Kalina Jędrusik na stałe zapisała się w rodzimej popkulturze. I właśnie tym popkulturowym i scenicznym wizerunkiem artystki bawi się w swoim debiutanckim filmie Katarzyna Klimkiewicz. Słowo "zabawa" jest tutaj kluczowe, bowiem twórcy "Bo we mnie jest seks" dość umownie traktują historię Jędrusik i bardzo rzadko decydują się nieco głębiej zajrzeć w osobowość głównej bohaterki. Filmowa Kalina jest więc dla widza bardziej symbolem pewnych wartości, archetypem konkretnych postaw i zachowań niż pełnokrwistą postacią, która wzbudzałaby w nas różnorodne emocje.

"Bo we mnie jest seks" prezentuje wycinek z życia legendarnej aktorki, Kaliny Jędrusik, która pierwsze sceniczne kroki stawiała w Gdyni, gdy jeszcze w mieście swoją siedzibę miał Teatr Wybrzeże. "Bo we mnie jest seks" prezentuje wycinek z życia legendarnej aktorki, Kaliny Jędrusik, która pierwsze sceniczne kroki stawiała w Gdyni, gdy jeszcze w mieście swoją siedzibę miał Teatr Wybrzeże.

Kino biograficzne, które rozczarowuje



Tak powierzchowne i oparte na ogólnikach budowanie głównej postaci niewiele ma wspólnego z rzetelnym kinem biograficznym. Podczas półtoragodzinnego seansu właściwie niewiele dowiadujemy się o Kalinie Jędrusik - zarówno o tej autentycznej, jak i filmowej. Katarzynie Klimkiewicz i Patrycji Mnich, autorkom scenariusza, warto przyklasnąć za to, że nie zdecydowały się na konwencję typowej biografii od A do Z, lecz zaprezentowany w filmie wycinek z życia Jędrusik właściwie niewiele nam o tej postaci mówi. To bardziej luźny szkic niż wnikliwa analiza fascynującej, bądź co bądź, artystki, dlatego "Bo we mnie jest seks" jako kino biograficzne raczej rozczarowuje.

Nieco lepiej film broni się jako opowieść o kobiecej emancypacji, o czasami desperackiej pogoni za artystyczną i światopoglądową wolnością i w końcu o wyswobodzeniu się spod męskiej dominacji. Nieprzypadkowo przełomowym momentem historii jest zwolnienie Jędrusik z telewizji, gdy aktorka w dość ostentacyjny sposób odmawia romansu z pracodawcą. To właśnie wtedy filmowa energia, przebojowość i upór biją z ekranowej Kaliny najmocniej. Jednocześnie to właśnie wtedy widać też jej samotność - bez aplauzu publiczności, wsparcia przyjaciół i własnego męża, który nie tylko ten związek, ale i całe życie traktuje z dużym, skrajnie cynicznym przymrużeniem oka. Jednak i z tego kryzysu główna bohaterka zaskakująco lekko wychodzi obronną ręką. Ostatecznie więc i ten wątek znów niewiele nam mówi o samej Jędrusik.

Film Katarzyny Klimiewicz (jej reżyserski debiut w pełnym metrażu) najlepiej chyba sprawdza się w formie zabawnego musicalu retro z dużą liczbą piosenek i choreografii, nie zawsze jednak zgrabnie wkomponowanych w fabułę. Film Katarzyny Klimiewicz (jej reżyserski debiut w pełnym metrażu) najlepiej chyba sprawdza się w formie zabawnego musicalu retro z dużą liczbą piosenek i choreografii, nie zawsze jednak zgrabnie wkomponowanych w fabułę.

Musical trochę z przypadku



"Bo we mnie jest seks" najlepiej sprawdza się natomiast w swojej zwiewnej, retromusicalowej formule z całą fantazyjnie barwną scenografią, równie kolorowymi kostiumami i zgrabnie wkomponowaną w obraz muzyką, która pełni w filmie funkcję przewodnika po świecie Kaliny Jędrusik. Mamy więc całkowity kontrast w stosunku do przyszarzałego PRL-u lat 60. i ówczesnej telewizji zakodowanej w bieli lub czerni. Bajkowa forma opowieści może nawet przywoływać nieśmiało na myśl hollywoodzki "La La Land", oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji.

W musicalu Damiena Chazelle'a wybrane utwory i aranżacje znakomicie uzupełniały fabułę. W "Bo we mnie jest seks" trudno oprzeć się wrażeniu, że muzyczne elementy dobrano w losowy sposób, a choreografia i wykonanie - choć prezentują solidny poziom - niezbyt wiele wnoszą do całej opowieści. W połączeniu z humorem głównej bohaterki i wielu drugoplanowych postaci zapewniają jednak lekką, relaksującą i mimo licznych usterek angażującą rozrywkę. Film Katarzyny Klimkiewicz jest więc jak odprężający masaż, który na chwilę przynosi ukojenie i dostarcza sporo przyjemności.

Z filmu niewiele dowiemy się o Kalinie Jędrusik (Maria Dębska), bo twórcy skupili się raczej na powielaniu jej scenicznego wizerunku i faktów, które każdy miłośnik polskiego kina zna raczej na wylot. Z filmu niewiele dowiemy się o Kalinie Jędrusik (Maria Dębska), bo twórcy skupili się raczej na powielaniu jej scenicznego wizerunku i faktów, które każdy miłośnik polskiego kina zna raczej na wylot.

Maria, która stała się Kaliną - grande Dębska!



Czystą przyjemnością jest natomiast podziwianie metamorfozy Marii Dębskiej w postać Kaliny Jędrusik. Młodej aktorce doskonale udało się uchwycić zadziorny charakter słynnej artystki, seksapil połączyć z kobiecą bezradnością, kąśliwy dowcip zgrać z krzykliwym temperamentem, delikatność pogodzić z przebojowością. Przy wielu scenariuszowych ograniczeniach Dębska wyciągnęła z Kaliny maksimum, mocno zawyżając w ten sposób przeciętność całej produkcji. Trudno oderwać od niej wzrok, a popisom aktorskim nie ustępują też umiejętności taneczne i wokalne. Ta rola to czyste złoto. Nagroda na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni całkowicie zasłużona.

Festiwalowy serwis Trójmiasto.pl



Dębska, podobnie zresztą jak robiła to pół wieku temu sama Jędrusik, świeci tak mocnym blaskiem, że trudno w jej towarzystwie dostrzec pozostałe postaci. Wizerunkiem Stanisława Dygata, męża Kaliny, dość zgrabnie bawi się Leszek Lichota, nieźle w roli kochanka wypada muzyk Krzysztof Zalewski, bez zbędnych reklamacji należy też ocenić rolę Bartłomieja Kotschedoffa jako dyrektora Molskiego, w śląskiej gwarze zabawnie "zaciąga" Borys Szyc jako Kazimierz Kutz. Są to jednak bardziej aktorskie ciekawostki niż pełnokrwiste kreacje, które jeszcze mocniej uwypuklają talent samej Dębskiej i magnetyzm ekranowej Kaliny.

Siła przyciągania "Bo we mnie jest seks" zależy głównie od tego, jak bardzo chcemy wciągnąć się w te musicalowe pląsy, a na ile interesuje nas złożona osobowość artystki, która swoją mentalnością i brawurą wyprzedzała poniekąd czasy. Jeśli nastawiamy się przede wszystkim na to pierwsze, to film Katarzyny Klimkiewicz może być kolorową odskocznią od jesiennej szarugi i przednią zabawą. Jeżeli to drugie, cóż, jak śpiewała Kalina Jędrusik - "To będzie miłość nieduża. Poryw uczucia maleńki".

OCENA: 6/10

Film

6.0
59 ocen

Bo we mnie jest seks (8 opinii)

(8 opinii)
biograficzny, dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (40)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane