• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ludzie i duchy starego dworu w Matarni

Marek Gotard
29 września 2010 (artykuł sprzed 13 lat) 
Dwór Matarnia - powstał ok 1890 roku. Na terenie folwarku prawdopodobnie wcześniej znajdował się inny dwór. Niestety dziś prawie nic o nim nie wiemy, podobnie jak o pierwszych właścicielach obecnego dworu. Najlepiej udało się poznać dzieje przedwojennych właścicieli majątku - rodziny Roemerów. Dwór Matarnia - powstał ok 1890 roku. Na terenie folwarku prawdopodobnie wcześniej znajdował się inny dwór. Niestety dziś prawie nic o nim nie wiemy, podobnie jak o pierwszych właścicielach obecnego dworu. Najlepiej udało się poznać dzieje przedwojennych właścicieli majątku - rodziny Roemerów.

Dziś Matarnia jest centrum handlowym dla połowy Gdańska. Między magazyn, sklepy i osiedla mieszkaniowe wciśnięty jest stary park ze swoim dworem. Mają swoją historię, swoje tajemnice i swoje duchy.



Dwór od frontu. Dwór od frontu.
Pieczęć policji z Matarni znaleziona podczas remontu na terenie dworu (zdjęcie w lustrzanym odbiciu). Pieczęć policji z Matarni znaleziona podczas remontu na terenie dworu (zdjęcie w lustrzanym odbiciu).
Brukowana droga oplata Dwór Matarnia zobacz na mapie Gdańska ze wszystkich stron. Kto zapuści się w te okolice samochodem, przeklnie wyżłobione w drodze dziury, szczerzące się do kierowców spomiędzy kocich łbów. Przez chwilę pojedzie starym traktem, równoległym do obwodnicy i dworskiego parku, by za chwilę skręcić w uliczkę Jesienną zobacz na mapie Gdańskaz przylepionymi do niej stuletnimi budyneczkami i prowadzącą bezpośrednio do kościoła św. Walentego.

Magię tych okolic wykreowała historia, którą pewnie pamiętaliby tylko pasjonaci, gdyby w sukurs nie przyszła jej literatura. To właśnie górnym odcinkiem ulicy Słowackiego, nazywanym niegdyś Kaschubischer Weg (Drogą Kaszubską), w "Szczurzycy" Güntera Grassa na rodzinne spotkanie w Matarni podążał Oskar Matzerath, znany głównie jako bohater "Blaszanego bębenka". Jadąc na Matarnię Oskar nie mógł nie minąć cmentarza w Brętowie i starego wiaduktu kolejowego przy którym zniknął Dawid Weiser, bohater powieści Pawła Huelle.

W drodze do Matarni mijamy jeszcze Złotą Karczmę (niegdyś Golden Krug), gdzie jeszcze prawie przylepione do nowej części ulicy Słowackiego stoją ostatnie stare domki. Te, w których za czasów Wolnego Miasta Gdańska znajdowało się przejście graniczne z Polską, zburzono podczas rozbudowy ulicy.

Samą wieś Matarnia po raz pierwszy wzmiankowano już w 1283 roku, gdy prawdopodobnie należała do klasztoru Cystersów w Oliwie. Tradycje samego folwarku w Matarni sięgają XVII wieku. W roku 1783 dobra klasztorne zsekularyzowano i oddano w dzierżawę wieczystą Kazimierzowi Kczewskiemu.

Obecny dwór i zabudowania gospodarcze powstały ok. 1890 roku. Najbardziej znanymi właścicielami dworu była rodzina Roemerów, którzy gospodarowali tu do 1945 roku.

O samych Roemerach wiadomo stosunkowo niewiele. Wspomnienia z nimi związane zachowali w pamięci najstarsi mieszkańcy wsi. Swego czasu podzielili się nimi z gdańskim poetą Wojciechem Wencelem, śledzącym losy zarówno wsi, jak i lokalnej parafii. Z tych wspomnień zamieszczonych m.in. w artykule "Kaszubska droga" w "Rzeczpospolitej" wyłania się głównie postać Maxa Roemera, syna Ottona, zagorzałego przeciwnika nazizmu.

- Młody Roemer był w porządku, nikt tu złego słowa o nim nie powie. Gdy przyszli Niemcy i chcieli zburzyć kapliczkę przy cmentarzu, to im powiedział, że dopóki ta ziemia należy do niego, dopóty kapliczki ruszyć nie pozwoli. Tak samo było z krzyżem na Anstalcie (jeden z domów we wsi - przyp. MG). Czwórkę dzieci miał - biegały tu z nami. A jak mu SS aresztowało kilku robotników, to nawet do Gdańska pojechał się kłócić. I przywiózł ich z powrotem - przytacza wspomnienia Wojciech Wencel.

W 1939 roku w dworze Roemerów schronienie mieli znaleźć polscy żołnierze z rozbitych przez Niemców oddziałów. Max miał im załatwić cywilne ubrania, a także dokumenty.

Za wrogość do ustroju III Rzeszy, Max Roemer zapłacił najwyższą cenę. Naziści wcieli go do Wehrmachtu i wysłali na front wschodni, z którego już nie wrócił. We dworze z jego dziećmi został tylko Otto.

Pod koniec marca 1945 roku przez Złotą Karczmę przetaczał się front. Rosjanie co chwilę szturmowali niemieckie umocnienia, by otworzyć sobie drogę do Wrzeszcza. W dworze znajdował się przez jakiś czas niemiecki sztab. Gdy Wehrmacht się wycofał, do folwarku natychmiast wkroczyli Rosjanie urządzając w nim szpital polowy.

Legenda głosi, że niedługo przed wejściem Rosjan, Otto Romer wziął furmankę, zapakował na nią najważniejsze dokumenty z dworu. Nie pozwolił nikomu ze sobą pojechać. Nie zważając na nieustanny ostrzał, zniknął w okolicznych lasach. Gdzie ukrył dokumenty? Czy ktoś je później odnalazł?

Roemer senior umarł niedługo później. Podobno szedł drogą pod lipami i się przewrócił. - Ale furmani z cegielni, jeszcze po wojnie opowiadali, że widzą go czasem, jak jedzie na koniu przez swój majątek. Takie ludowe opowieści - pisze Wojciech Wencel.

Dziś w Niemczech, w okolicach Essen, żyje ostatnia potomkini rodziny Roemerów.

Zaraz po wojnie majątek w Matarni przejęła Marynarka Wojenna. W 1949 roku urządzono w nim PGR, który funkcjonował do 1989 roku. Dziś we dworze funkcjonuje Ośrodek Rehabilitacyjny i Readaptacyjny dla dzieci i młodzieży "Monar".

- Podczas prac w ogrodzie czy starych zabudowaniach często natykaliśmy się na pamiątki po dawnych właścicielach dworu - opowiada Radosław Nowak, terapeuta pracujący w Ośrodku. - Wszystkie pieczołowicie zbieramy. Być może kiedyś uda się napisać pełną historię zapomnianej nieco rodziny Roemerów...

Opinie (120) ponad 10 zablokowanych

  • "Naziści wcielili go do Wehrmachtu ..."

    Niemcy, nie naziści, państwo niemieckie a nie partia, która sprawowała w nim władzę.

    • 6 0

  • BYŁAM TAM I WIEM, ŻE STRASZY :) (4)

    Spędziłam w tym domu 10 miesięcy i wiem, że mieszkają tam jakieś duchy.Ich obecność było słychać i czuć w powietrzu.
    Kto tam nie był niech się nie wypowiada i nie wypisuje bzdurnych komentarzy!!!!!!!

    • 6 0

    • TAK, TAK NIEDOWIARKI (1)

      Przez cały mój okres pobytu w tym domu, straszył mnie pan Alojzy - tutejszy koniuszy. Co wieczór zachęcał, że przewiezie mnie na swoim koniu. Brrrryyyy jak sobie o tym pomyślę!!!!!!

      • 0 2

      • mała mi

        A nie przegoniły tego Ducha samochody z pobliskiej obwodnicy? Bo tam bez szumu samochodów, to chyba żyć się nie da?

        • 0 0

    • jak jest sie ćpunem...

      Różne narkotyki sprawiają że wizisz duchy...

      • 0 1

    • Tak, masz racje, straszy tam. Duchem jest Max Roemer, poniewaz wraca na swoje. Byl bardzo dobrym czlowiekiem. Moja mama pracowala tam za jego czasow, takze duzo o tym wszystkim opowiadala.

      • 0 0

  • W tytule "duchy",

    a w tekście nic, zbędnie czytałem.

    • 1 1

  • kto wie bo

    mnie ciekawi czy to polskie duchy czy niemieckie

    • 1 3

  • SeendiiWrzeszcz:)

    Tam jest teraz monar ... byłam w nim 4 dni ... bardzo fajny ośrodek , ale moje miejsce jest w domu . Nie uwazam zeby tam straszylo bo spalam tam dobrze . Choc sa tam na terenie tego osrodka miejsca gdzie nie weszlam ze strachu przez sam wyglad tych budynkow ... ale szczerze mowiac ciekawe miejsce ...

    • 0 1

  • Roemer (4)

    Mieszkałem w tym dworze w latach 60. uw. Będąc uczniem podstawówki 4 . oddziałowej znajdującej się w domu syna Roemera, poniżej pałacu, z grupą rówieśników, w piwnicy dworu odkryliśmy zasłoniete rupieciami drzwi do nieużywanej części podziemi. skąd wyszliśmy przez wyjście pod werandą pałacu - od strony szkoły. Była tam jedno niskie, suche pomieszczenie wyglądające jak służące do mieszkania lub adaptowany schron. Stało tam łóżko metalowe, krzesło lub stolik. Znaleźliśmy tam książkę religijną, chyba biblię, drukowaną gotykiem, w której skośnie tkwiła kula karabinowa. Ponadto była niemiecka maska pegaz w futerale, o formie wydłużonego walca z karbowanej wzdłużnie blachy. Na podłodze leżała spora sterta ilustrowanych pism niemieckich z czasów hitlerowskich. Niektóre z nich zawierały zdjęcia z defilady Niemców w Warszawie w 1939 roku z udziałem Hitlera. Wyszliśmy stamtąd przez również nieznane nam wyjście pod werandą pałacu - od strony szkoły. Wg mojego przekonania dorośli nie wiedzieli wcześniej o tej części piwnicy. Po naszym odkryciu została dopiero zajęta na typowe cele przez mieszkańców.
    Chciałbym ponadto zaznaczyć, że wg zeznań funkcjonariuszy polskiego posterunku granicznego w Złotej Karczmie (tam była granica z WM Gdańsk) dzierżawca majątku w Matarni, jakim był Roemer, do wojny był aktywistą proniemieckim, który ubierał się w mundury hitlerowskich organizacji paramilitarnych - prawdopodobnie SA. Jego parobcy, również w mundurach, jego ciężarówką, byli w niedziele, po mszy, wożeni na zebrania i ćwiczenia na terytorium WMG. Wobec polskich urzędników i patriotów w 1939 roku miały w rejonie Matarni miejsce liczne prowokacje i napady , w tym przez rozciągnięcie liny stalowej na drodze dojazdu łącznika motocyklowego. Moim zdaniem próby czynienia z dzierżawcy Matarni kandydata na obrońcę wiary katolickiej i Polaków wymagają gruntownych badań , gdyż opierają się głównie na legendach rozpowszechnianych przez poetę W.Wenlca. Wg nich rzekomo Roemer miał nawet z pistoletem i w mundurze stanąć w obronie kapliczki , kiedy przyszedł ją zburzyć oddział \"czarnych\" z Gdańska. Potwierdzam: wg spisanych relacji Polaków mieszkających do 1939 roku w Matarni i okolicy dzierżawca Roemer posiadał broń krótką i ubierał się w niemieckie mundury.

    • 3 1

    • (2)

      Tak sie składa że moja żyjąca prababcia która niedawno skończyła 87 lat od 1939 do 1945 roku była pokojówką w Dworku Roemera. Dużo mi o czasach przedwojennych i wojennych opowiadała i nigdy złego słowa na Maxa Roemera nie uslyszałem, za to slyszalem o wielu naprawde godnych zachowaniach wlasiciela dworku. Jednym z argumentów na to ze nie był żadnym aktywistą proniemieckim jest fakt, że za kazdym razem na pozdrowienie hitlerowskie odpowiadał (Guten Morgen bądź Guten Tag, zależnie od pory dnia :) jesli ktos jest zainteresowany innymi historiami dworku za panowania tam Roemerów niech pisze, bo ten artykuł to zaledwie ułamek tego co moznaby opowiadac ;) mało kto wie też że po wojnie dyrektor PGRu zamordował w dworku swoją kochankę, ktora zaszla z nim w ciaze, spuscil ją na linie na wóz konny, i zwloki ukryl w okolicznych lasach. Sprawa wyszla na jaw a dyrektor odpowiadal za to przed sadem lecz dalszych szczegolow sprawy nie znam. Pozdrawiam wszystkich Gdanszczan :)

      • 5 0

      • Matarnia

        Chętnie bym porozmawiał o dworku w Matarni i Roemerach próbuję odszukać historię tego miejsca mam też ciekawe zdjęcie być może jest na nim Pana prababcia pozdrawiam R.Nowak

        • 0 0

      • Dwor

        Czesc Lukasz, az nie do wiary, ze jest ktos, kogo przodek tez tam pracowal. Twoja prababcia, a moja mama tam pracowala. Mama pracowala zarowno u Roemera jak i pozniej w trakcie wojny w Kwatrze niemieckiej Marynarki Wojennej. Napewno Twoja prababcia znala moja mame. Szkoda tylko, ze moja mama od wielu lat nie zyje. Ale ja rowniez znalem ludzi mieszkajacych dawniej w Matarni. Moze napiszesz jak sie nazywa Twoja prababcia. Pozdrawiam serdecznie

        • 0 0

    • Roemer

      Szanowny horn, gdyby Max Roemer nie stanal w obronie kapliczki w mundurze SA, to chyba mozna sie domyslec co zrobiliby z nim funkcjonarjusze SS. Pamietam czasy lat 60 w Matarni. Moja mama mieszkala w czasie przedwojennym i w czasie wojny w poblizu kosciola. Pamietam tez szkole naprzeciw palacu. Co do pana Maxa Roemera, to przeciez w tamtych czasach bylo normalne, ze niemiec bez munduru nie mialby szans przetrawania tam. Byl napewno dobrym czlowiekiem dla tamtejszej ludnosci i swoich pracownikow. Moznaby tutaj duzo opowiadac na ten i inne tematy tamtych czasow.
      Pozdrawiam serdecznie.

      • 0 0

  • znam ten dwór, mieszkałam tam ok. 23 lat temu przez dwa lata w pokoju na górę na tyłach domu. naprzeciw bocianiego gniazda ( nad weranda). I wiem na pewno, że ten dworek ma głębszą historię i wiem o szczątkach zakopanych w starym drzewie w ogrodzie. I wiem, że tam "straszy". Choć może należałoby t inaczej nazwać- TAM PO PROSTU COŚ JEST. I jeszcze coś rozdroże na Matarni za kościołem, też tam coś jest. I dobrze, ze już nie ma tej wielkiej stodoły, ona te miała swoją historię

    • 2 1

  • (2)

    Byłam w pierwszej ekipie monar, która zajmowala ten dom pod koniec lat 80- tych po pgr. Był tak zrujnowany, ż teraz to pałac!!, Zapadaliśmy się w dechach na werandzie, instalacja paliła się żywym ogniem, o mało wanna z piętra nie spadła nam do kuchni. Szczury biegały WSZĘDZIE.Kiedyś ugrzęzłam w dechach na strychu.Wodę z piwnic wybieraliśmy kiedyś przez pół nocy, podając sobie wiadra.
    Niesprawiedliwe są komentarze negujące obecny stan budynku, jak te , które odrzucają pewne niewyjaśnione zjawiska w tym domu. Wiem również, że historia tego domu sprawiła, że przynajmniej wtedy wyraźnie czuć było obecność przeszłości. Potwierdzam, smutek w pokoju nad werandą, tym malutkim naprzeciw bocianiego gniazda. Wiem, że coś tam było!!! Dziś jestem dojrzałą osobą " na stanowisku", mieszkam na drugim końcu Polski. Ale duch tego domu jest we mnie nadal. Nie wiem jak jest teraz,ale było nas wtedy mało osób, , bo przenieśliśmy się z małego ośrodka przy 3-go Maja. Często było się samemu, a reszta osób na przykład na polu czy w pracy lub szkole,wtedy wyraźnie było czuć "to". Same gasiły, zapalaly się światła, otwierały okna, to banały. Piekny hall domu z posadzką i drewnianą balustradą, od pewnego momentu przestałam się bać. Newralgiczne miejsca to moim zdaniem : mały pokoik na piętrze, stajnia ( kiedyś musiało byc to cudo), bardzo stare drzewo w parku( w drodze na pole)- tam pochowaliśmy kości pewnego nieszczęśnika- nie wiemy kto to.Ktos pisał o stodole- nie chodziłam tam- nie lubiłam tego miejsca. Cała Matarnia sprzed 25-ciu lat była taka magiczna, blotnista, ale na zawsze będzie to miejsce o , którym myślę i które pokochałam. Mieszkałam tam dwa lata. Obcym nie zawsze tam się działo dobrze. Nikt z naszych niedoświadczonych pensjonariuszy nigdy nie doznał " przykrości" ale smoła wybuchła w twarz przy uszczelnianiu dachu robotnikom z zewnątrz. Dwie osoby( Kamila i Wojciech) dość wrażliwego ducha, nigdy nie doszły do równowagi psychicznej po pobycie w tym domu. Jesli miałabym jednoznacznie powiedziec czy za mojego dwuletniego pobytu tam straszyło- powiedziałabym: mieszkaliśmy tam "wszyscy obok". Odnośnie śmierci kochanki szefa PGR- chcialabym czegos sie na ten temat dowiedzieć. Bo to mi pasuje do tego małego pokoju. Kobieta była młoda ciemnowłosa, niezbyt szczupla, ale nie gruba( postawna). włosy albo upięte, ale takie jak średniej długości( przed ramiona , falowane). W sukience albo granat, albo ciemna zieleń. Są możedostępne zdjęcia tej osoby, może spróbujemy przeprowadzić jakieś śledztwo? To ją widzialam, pozdrawiam

    • 4 0

    • Znajoma dzieci Roemrów

      Ta zabita kobieta była w ciąży. Mam gdzieś notatki z opowieści mojego teścia. Jak znajdę to dopiszę

      • 0 0

    • wspomnienia z Matarni

      przelom lat 60-tych i 70-tych ubieglego stulecia spaedzalam tam prawie wszystkie wakacje
      kiedy jeszcze istnial PGR. Mieszkali w tym dworku : Kierownik PGR z rodzina ,1-2 inne
      rodziny i na pierwszym pietze moi dziadkowie. Dziadek juz jako emeryt dorabial jako magazynier w PGR. Na dole tez miescilo sie biuro PGR. Bardzo milo i cieplo
      wspominam te czasy, beztroskie, wesole pelen zabaw z tamtejszymi dziecmi- mieszkancow
      Matarni. Wycieczki do lasu po jagody, no i wspaniale owoce w owczesnym ogromnym
      ogrodzie- bylo spokojnie , nic nie straszylo tylko wieczorem balam sie wychodzic bo stroz pilnowal PGR i spuszczal psa, ktorego sie balam. Pozdrawiam serdecznie

      • 1 0

  • (2)

    Wspomniana potomkini mieszkajaca w Essen byla odwiedzic dwor w miniona srode:) wszystkie dzieci Otta jeszcze zyja i czesto odwiedzaja Gdansk i polska rodzine, z ktora sa zwiazani.

    • 1 0

    • (1)

      oczywiscie dzieci Maxa, nie Otta:)

      • 0 0

      • pośrednio należę do tej rodziny z którą są związani Roemerowie, wiec moze my tez sie znamy?

        • 0 0

  • pochodze stamtad.Jestem Polakiem.Wiem ze w czasach II wojny tamta rodzina Niemiecka ktora rzadziła tym majatkiem dużo pomagała Polakom.To była rodzina roemerrow , a rozmawiałem z duzo ludzmi z tych stron.Wtedy -kiedys tego nie rozumiałem, ale teraz po tylu latach jestem w stanie to zrozumiec.Myslałem ze kazdy Niemiec jest zły , ale niektorzy zasługuja na zrozumienie.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane