Jak klienta się porwie, to tak go trzeba obić, by potem nawet myśl o zemście go bolała - tak mówił znajomemu gdyński gangster Sławomir Mindak. Mindak przekonał się o tym osobiście, bo gdy go uprowadzono, porywacze przestrzelili mu kolana i wyrywali paznokcie, by poznać numery jego szwajcarskich kont. Choć wiadomo jak umierał, to jego ciała nie znaleziono do dziś.
Gangsterski sen Sławomira Mindaka skończył się w czerwcową noc 2000 roku. Na weekend pojechał posurfować w Chałupach. Zabrał ze sobą dwójkę dzieci i konkubinę. W nocy kilku muskularnych i uzbrojonych bandytów wpadło na pole namiotowe. To grupa Thomasa K. vel "Klapy". Porywacze byli bezwzględni. Zaczęli strzelać do przyczepy kempingowej, a potem wyważyli drzwi. Złapali zaspanego Mindaka i na oczach dziewczyny wynieśli z przyczepy kempingowej. Zakuli w kajdanki i wpakowali do bagażnika czarnego audi A8.
Mindaka obserwowali od kilku tygodni. Byli świetnie przygotowani na porwanie. Obawiali się, że informacja o uprowadzeniu może szybko dotrzeć do policji i ta zablokuje drogi. Dlatego też przygotowali się na taką ewentualność - zakupili ponton, którym chcieli go przetransportować z Półwyspu Helskiego. Zapobiegliwość była na wyrost - policja dostała cynk o porwaniu sześć godzin później.
Mindak nie bronił się, bo bandyci zdążyli go dwukrotnie postrzelić. Już następnego dnia potem plotka o porwaniu Mindaka rozeszła się po całym Trójmieście. Na kilka dni bandyci związani z gdyńskim podziemiem zniknęli. Przestępcy między sobą rozważali, kto następny, bo nikt nie wiedział, kto odważył się podnieść rękę na króla Gdyni.
Choć Mindak w przeszłości nigdy nie był karany, to policja uprzykrzała mu życie. Kilka tygodni przed jego uprowadzeniem sam został zatrzymany w sprawie porwania. Numer jego telefonu pojawił się podczas sprawdzania bilingów telefonicznych. Prokuraturze nie udało się jednak nic udowodnić i Mindakowi wlepiono jedynie grzywnę za brak meldunku.
Ten niespełna 37-letni chłopak z Chyloni chciał błyszczeć na tle konkurencji. Lubił się pokazać. Po Gdyni jeździł czerwonym Viperem. Obnosił się ze swoją piękną dziewczyną. Lubił eleganckie ciuchy. Skąd miał na to pieniądze?
Pod koniec lat 90. policja rozbiła gang "Wróbla". Lokalni gdyńscy watażkowie trafili za kraty z perspektywą długoletnich wyroków. Już wtedy oficerowie policji wskazywali, że właśnie Mindak obok braci P., to ekstraklasa w gdyńskim półświatku. Tak mówili, choć formalnie nic nie potrafili mu zarzucić. Mówili o narkotykach i porwaniach, ale nigdy nie przełożyło się, to na żadne zarzuty. Pewne było jedynie, że Mindak miał podwójne polsko-niemieckie obywatelstwo i często wyjeżdżał za granicę. Stąd zyskał wśród policjantów pseudonim "Turysta".
Choć dość dobrze znamy ostatnie godziny życia Mindaka, to nadal nie udało się odnaleźć jego ciała.
Były oficer CBŚ: - Kilka razy jeździliśmy po kaszubskich lasach. Świadkowie już dokładnie opisywali miejsce zakopania ciała, ale za każdym razem była to ściema. Kopaliśmy i nic. Minęło dziesięć lat, a ciała ciągle nie ma. Pewnie już nigdy się nie znajdzie. Kaszubskie bagna kryją więcej takich gangsterskich tajemnic.
Prokurator zaangażowany przed laty w śledztwo: - Nie zazdroszczę ostatnich chwil życia Mindakowi, no ale taki bandycki los.
Po uprowadzeniu "Turystę" wywieziono do domku letniskowego w Sulęczynie. Tam w kanale garażu zaczęły się przesłuchania. Jak wyglądały?
- Porywacze przestrzelili Mindakowi bark i kolano. Wbijali gwoździe pod paznokcie, bili i kopali - opowiadali nam przed laty śledczy.
Mindak nie przeżył "przesłuchania". Zmarł w domku letniskowym w Sulęczynie. Ponoć numery szwajcarskich kont zabrał ze sobą do grobu. Wiadomo, że porywacze pojechali do Lęborka po kilof i łopaty. Zakopali go gdzieś w kaszubskich lasach. Okup - 250 tys. dolarów - gang "Klapy" dostał już po śmierci "Turysty".
Dziewczyna "Turysty" zmarła w tajemniczych okolicznościach kilka miesięcy po jego zaginięciu z przedawkowania narkotyków. Śledztwo niczego nie wyjaśniło. Mindak, który stylizował się na amerykańskiego gangstera mawiał jak Robert de Niro w sensacyjnej "Gorączce": - Jeśli gangster będzie miał dzieci, to nie może się do nich przywiązywać, bo w każdej chwili musi być gotowy, by zniknąć.
Tak też zniknął z trójmiejskiego półświatka Sławomir Mindak vel "Turysta".