• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Oni uczą się bez dzwonków i lekcji. Edukacja domowa

Marzena Klimowicz-Sikorska
11 stycznia 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

W rodzinie Hofmanów nauka trwa maksymalnie 2 godziny dziennie. Potem dzieci mają czas na rozwijanie swoich pasji. Tak wygląda życie w familii, która zdecydowała się kształcić dzieci w domu.

Nie ma stresującego dzwonka co 45 minut, przepychanek na korytarzu, nie ma lekcji i sprawdzianów, a nauczyciele pojawiają się rzadko - tak wygląda edukacja domowa, na którą kilka lat temu zdecydowała się rodzina Hofmanów z Gdańska. Dziś mają piątkę dzieci i wszystkie kształcą w ten sposób.



Czy edukacja domowa to dobry pomysł na kształcenie swoich dzieci?

Piątka dzieci, od 9-miesięcznego niemowlaka do 10-latka oraz rodzice - Agata i Maciej Hofman. Ona z tytułem doktora, wykłada na Uniwersytecie Gdańskim, on - po politologii i dziennikarstwie, prowadzi rodzinną firmę - szkołę językową "Szkoła Geniuszy". Oboje nieco ponad cztery lata temu zdecydowali się nie posyłać dzieci do szkoły i kształcić je w domu w dość nietypowy sposób, bo praktycznie bez podręczników, bez odpytywania i kartkówek.

- Dziecko idzie do szkoły na godz. 8, o 16 wraca, potem jeszcze 2 godz. odrabia zadania domowe i to wydaje się takie normalne, schematyczne, bo wszyscy tak robią. A to jest nienormalne i frustrujące. To model fabryczny sprzed 20 lat - mówi Agata Hofman. - Jesteśmy postrzegani jako tacy fajni dziwacy. Ludzie się do nas uśmiechają i dziwią, że nie dość, że oni mają tyle dzieci to jeszcze kształcą je w domu. Nieraz słyszymy też, że te ich dzieci są takie biedne bo tylko w domu siedzą. Nie wszyscy się z nami zgadzają, ale uśmiechają się do nas bo widzą, że jesteśmy szczęśliwą rodziną.

O edukacji domowej i "homeschoolersach" (nie ma jeszcze polskiego odpowiednika) czyli rodzicach, którzy sami uczą swoje dzieci w domu, czytali już w latach 90. Jednak dopiero, gdy pojawiły się na świcie ich własne, zaczęli się zastanawiać nad tym modelem.

- Nasz pierwszy syn, Szymek, który dziś ma 10 lat, kiedy zaczął chodzić do zerówki powiedział, że się tam nudzi i zapytał, czy musi tam chodzić - mówi Maciej Hofman. - Odpowiedzieliśmy mu, że właściwie nie wiemy, dlaczego miałby tam chodzić, więc może spróbujemy kształcić go w domu. I od tego się zaczęło.

Sporo czasu zajęło im znalezienie szkoły, która zdecydowałaby się przyjąć ucznia, którego nauczyciele będą oglądać tylko podczas klasowych wycieczek i dodatkowo dwa razy w roku na egzaminach, podczas których dziecko musi zdać minimum programowe. Potrzebne były też badania w poradni psychologiczno - pedagogicznej, które Szymek przeszedł bez problemu.

- I zaczęliśmy próbować. Początki nie były łatwe. Kupiliśmy podręcznik i zacząłem forsować system szkoły w domu, co w ogóle się nie sprawdziło - mówi pan Maciej. - Uczyliśmy się na błędach i teraz, po czterech latach, kształcenie domowe kwitnie u nas. Objęliśmy nim już trójkę dzieci: 10-letniego Szymka, 8-letniego Jaśka i 5-letnią Zuzię. Będziemy też tak kształcić 3-letniego Tymka i 9-miesięczną Łucję.

W tygodniu zwykły dzień "homeschoolersów" wygląda dość nietypowo.

- Dzieci się budzą, kiedy chcą, mają więc szansę się wyspać. Co więcej - jak się obudzą, to robią co chcą, choć mamy zasadę, że do śniadania nie włączamy żadnych gier komputerowych czy telewizji - mówi pani Agata. - Rano więc dzieci siedzą u siebie, bawią się, kłócą, po prostu żyją. Jemy razem, całą rodziną, trzy posiłki dziennie, co dziś nie jest już takie oczywiste. Tak naprawdę kształcenie domowe to pomysł na życie. Inwestujemy w to, że nasza rodzina dociera się, ma szansę na to, żeby się lepiej poznać i budować relacje.

O godz. 9 rano starsze dzieci zaczynają "zajęcia", czyli przez 50 minut czytają swoją ulubioną książkę. Potem nauka (dzieci muszą zaliczyć minimum programowe), która trwa od 1,5 do 2 godz. dziennie w tym np. rozwiązywanie zadań z matematyki na darmowym portalu Akademii Khana, i... to koniec. Potem jest czas na rozwijanie swoich pasji, a że każde dziecko jakąś ma, nie ma mowy o nudzie.

- Szymek i Jasiek pasjonują się piłką nożną, więc mają z tego dwa razy w tygodniu zajęcia. Do tego wszyscy chodzą na basen. Szymek pasjonuje się też pisaniem, więc codziennie zasiada do swojej powieści. Jaś jest uzdolniony muzycznie i uwielbia perkusję, więc ćwiczy w piwnicy kiedy chce - mówi Pan Maciej. - A jak mamy gorszy dzień to zamiast lekcji pakujemy się i jedziemy choćby do Centrum Experyment, albo gdzieś indziej.

Do tego dzieci mają zajęcia z robotyki, nauki języków. Mama od narodzin mówi do każdego z nich po angielsku (tylko w weekendy mogą rozmawiać z mamą po polsku) więc w tym języku mówią biegle, podobnie znają niemiecki. Mówią też po włosku, do tego każde z nich uczy się chińskiego.

- Wiem, że patrząc na to z zewnątrz brzmi to koszmarnie. Gdyby to wszystko połączyć z systemową edukacją to te dzieci nie miałyby kiedy żyć. A tak mają po ok. 2 godz. dziennie zajęć, a reszta to jest ich wolny czas, żeby być dziećmi, żeby się bawić, żeby robić swoje budowle z lego, pisać swoją powieść, jak Szymek, czy rozwijać się muzycznie - jak Jaś. - dodaje pani Agata.

Dwa razy do roku dzieci w wieku szkolnym muszą zaliczyć podstawę programową i podejść do egzaminów w szkole. Jeśli więc mają problem z jakimś przedmiotem rodzice szukają dla nich osób, które nie tylko je nauczą, ale też zainspirują do jego dalszego zgłębiania wiedzy z tej dziedziny.

- Szukamy pasjonatów, których postawimy na drodze naszych dzieci, którzy spróbują je zainspirować do np. biologii. Jeśli jednak dzieci jej nie polubią, nie szkodzi, muszą opanować tylko minimum programowe, bo na ocenach nam nie zależy. Wolę, żeby moje dzieci realizowały konsekwentnie to, co lubią najbardziej, a nie żeby zaliczały materiał dla cenzurki - mówi pani Agata.

Jak podkreślają Hofmanowie, choć dają dzieciom dużą swobodę, nie ma u nich w domu zgody na nicnierobienie.

- Dzieci same z siebie mają głód wiedzy, więc jej szukają, a my staramy się im wskazywać źródła, gdzie mogą ją znaleźć i dostarczać bodźców - dodaje pani Agata. - To naturalna potrzeba, którą się potem w szkole sprowadza do samego testowania, spełniania cudzych oczekiwań. Edukacja domowa jest systemem samoporządkującym się, gdzie dziecko powinno być jak najbardziej samodzielne, gdzie rodzice dostarczają mu różnych bodźców i tak naprawdę starają się z każdym rokiem jak najmniej ingerować.

Zastrzegają jednak, że jeśli któreś z dzieci zechce iść do szkoły, nie będą mieli z tym problemów. Jeśli nie, będą w ten sposób kształcić całą piątkę aż do matury.

- Stereotypowe postrzeganie "homeschoolersów" jest takie, że takie dzieci są aspołeczne, chroni się je przed rzeczywistością - dodaje pani Agata. - Z badań jednak wynika, że poziom kompetencji społecznych takich dzieci jest wyższy. My kładziemy duży nacisk na to, by nasze dzieci były samodzielne, same chodzą po zakupy, jak trzeba, opiekują się młodszym rodzeństwem.

Jak na razie edukacja domowa to opcja dla rodziców, którzy dysponują elastycznymi godzinami pracy, albo gdzie przynajmniej jedno z nich może pozwolić sobie na jej porzucenie. Mimo to jest szansa, że zacznie się to zmieniać. Hofmanowie myślą już nad otwarciem szkoły, w której by nauczano w myśl edukacji domowej. Na koncie mają powołanie Polskiej Akademii Dzieci (do której wstęp jest bezpłatny), gdzie zarówno dzieci jak i dorośli mogą dzielić się swoimi pasjami. Na razie pracują nad otwarciem jeszcze w tym roku darmowego przedszkola na Zaspie, które wcielałoby w życie ideę kształcenia domowego.

- Chcemy, żeby nasze dzieci odnalazły się na rynku pracy jako osoby, które lubią to, co robią. I my to fundujemy naszym dzieciom - dodaje pani Agata.

Miejsca

Opinie (255) 10 zablokowanych

  • 2h dziennie, minimum programowe i tylko czytanie ulubionej ksiazki i zadania z matematyki.... (1)

    Potem taki nie wie gdzie lezy Bułgaria, nie zna stolicy Norwegii, nie pokaze na mapie Portugalii i nawet nie wie, ze istnieje taki kraj jak Czarnogóra (juz nie wspominajac o krajach Afryki czy Azji).
    Nie wymieni polskich króli (niewspominajac o księciach z czasow rozbicia dzielnicowego), nie wie kiedy byly zabory (albo ze w ogole byly).
    WF tez niepotrzbny, niech wyrosnie na kaleke, jezykow obcych tez sie niech nie nauczy.

    Cale zycie w domu z mama.
    Dziewczyny nie pozna, kolegow nie znajdzie, moze tez wyrosnie na konfidenta bo to w szkole sie uczy prawdziwego zycia, ze kumpli sie nie sprzedaje.
    A po zakonczeniu edukacji co dalej?
    Mama bedzie wykladala w domu zamiast na uczelni?
    W domu bedzie pracowal z mama?

    Szkola nie tylko uczy, ale wychowuje.
    To wlasnie w szkole uczymy sie ze sie nie donosi na innych, ze sie gnebi rudych i sie oglada pierwsze gole baby w swinskich gazetkach :)
    Rodzice tez nie naucza kawalow o zydach, ani przeklinania :)
    A to tez bardzo wazny element zycia.

    • 25 34

    • Gdyby przełożyć minimum programowe z ich życia do nauczania w szkole to jest to odpowiednio 2 na pracy klasowej i 30% na maturze. W końcu minimum.

      • 2 1

  • (2)

    W sumie czemu nie, uczenie dzieci w domu ma w Polsce bardzo długi rodowód, pewnie nawet dłuższy od samej instytucji szkoły, i wcale nie jest tak, że trzeba używać jakiegoś obcojęzycznego zapożyczenia na określenie tego typu edukacji, jakby to był jakiś zagraniczny wynalazek, z którym w Polsce się wcześniej nie spotkano.

    Przeraziło mnie jednak stwierdzenie, że dzieci "tylko w weekendy mogą rozmawiać z mamą po polsku". To po prostu okropne i w głowie się nie mieści. Te dzieci będą pewnie lepiej mówić w obcym języku niż w swoim własnym.

    • 26 1

    • Z tatą rozmawiają po polsku

      To żaden problem, takie są zasady, by nauczyć dzieci mówić w obcym języku, że muszą być zanurzone w tym języku i dlatego pani Agata do nich mówi po angielsku.

      • 0 0

    • podarujmy dzieciom choć jeden dodatkowy język w "prezencie"

      Znam osobiście rodzinę Państwa Hofmanów i wiem, iż ich dzieci wiedzą znacznie przewyższają swoich rówieśników. Potrafią także doskonale odnaleźć się w gronie rówieśników jak i troskliwie zająć się dziećmi od siebie młodszymi. Co do nauki języków, to Rodzice "podarowali" im na start minimum jeden język obcy. Chciałabym aby nasze przedszkolaki zamiast uczyć się stać w parach nauczyły się, że ogórek potrafi śpiewać, chemia może być zabawna, a wszechświat nie taki straszny, czy też prozaicznie choć trochę więcej słów w obcym języku. Sama jestem "ofiarą" lektur, które zamiast pokazywać wspaniałości i różnorodność świata, ukazywały cierpienia i wykorzystywanie zwierząt w kopalniach, śmierć dzieci wynikającą z praktyk znachorskich czy też ubóstwo zdolnych choć biednych muzyków . Na szczęście w trakcie swojej edukacji natrafiłam na pedagogów, którzy nie kazali mi za wszelką cenę zgadzać się ze światem z dzieł naszych Mistrzów.

      • 2 0

  • widać stać ich na to

    Reszty nie

    • 5 1

  • A o gender też się uczą?

    • 4 1

  • moim zdaniem (4)

    z takich dzieci wyrosną aspołeczne jednostki i najprawdopodobniej egoisci.
    Miałem okazję obserwować troche podobne srodowisko, czyli szkołę prywatną, gdzie w klasie było 4 uczniów. Mogę się mylić ale racze wyrosną z nich dzieci z nastawieniem, że wszystko im sie należy i dziwaki chowane w cieplarnianych warunkach, zwłaszcza, że to z bogatych rodzin z dziwacznymi imionami i podwójnymi nazwiskami, czyli krótko mówiąc snoby.

    • 16 11

    • Nie zgadam sie (3)

      Kompletnie nie zgadzam sie z twoja opinia. Sama chodzilam do prywatnej szkoly z 7 osobami w mojej klasie i jestem osoba bardzo kontaktowa z duzym poczuciem humoru. Dzieki temu ze byla to szkola jezykowa mowie biegle po anielsku (co bardzo pomoglo mi w moim zyciu poniewaz wiedzialam ze nie bede mieszkac w pl i obecnie od 8 lat mieskam w usa) rowniez mowie biegle po niemiecku. Wsyztsko zalezy od wychowania a nie od tego do jakiej szkoly sie chodzilo. I tak wiem robir bledy w pisowni ale niestety bardzo rzadko uzywaz jezyka polskiego.

      • 9 5

      • Alexandra

        zabierz mnie od tych tumanów z PL :) a tak na poważnie, ograniczenia umysłowe niektórych wypowiadających się na tym forum nie znają granic, szkoda że nie działa to w drugą stronę.

        • 6 5

      • no własnie (1)

        dzisiaj liczy się tylko język a reszta to sprawa drugorzędna i będą nie długo u nas same tumany jak na zachodzie. W USA przęciętny człowiek nie potrafi wymienić nazw choćby połowy stanów wraz ze stolicami. Sprawdzone.

        • 5 2

        • No tak, to potrafisz wyrecytować wszystkie województwa i tablicę mendelejewa (w co aktualnie wątpię, bo miałeś to wykute tylko na sprawdzian w szkole)... i co Ci z tego? Przeciętny Amerykanin jest bardziej zaradny od Polaka. Rozumiem, że człowiek szukający pracy w Polsce będzie się chwalił recytowaniem województw w kolejności alfabetycznej? Sama taka wypowiedz świadczy o niskim poziomie zrozumienia, żeby nie powiedzieć inteligencji.

          • 3 2

  • Ogromny błąd rodziców. (1)

    Wstają o której chcą?! A gdzie nauka odpowiedzialności w tym? Jak będą dostosowane do życia zawodowego, jeśli już teraz nie nauczą się że dzisiejsze czasy niestety wymagają życia w jakimś określonym schemacie i trzeba sie niego dostosować. Watpie, żeby w przyszłości cała piątka miała własne firmy i mogla sobie pozwolić na wstawanie o 12stej (chociaż ci co posiadają własne firmy też sobie na to nie moga pozwolić).
    A druga kwestia - te dzieci nie nauczą się żyć w społeczeństwie, z rówieśnikami, innymi ludźmi. Będą miały problem z dostosowaniem się do innych ludzi - będą wymagały, żeby się dostosowywać do nich, bo tak było przecież w domu! A życie nie jest takie proste - niestety trzeba umieć pracować, żyć z innymi, różnymi ludźmi. Tego dzieci tego nie będą potrafiły. Co z tego, że będą mniej zestresowane, wyspane i zapewne inteligentne, jeśli nie będą potrafiły się znaleźć w otoczeniu. To trochę jak wypuszczone z klatki zwierze, które będzie do niej wracać, bo będzie się bało tego co jest poza tą klatką

    • 24 15

    • skąd bierzesz te brednie ?

      Chcesz mi napisać że nasz system szkolnictwa uczy PRACODAWCÓW ? chyba nie wiesz gdzie żyjesz, ogarnij się, szkoła uczy PRACOWNIKÓW, w szkole nie ma miejsca na kreatywność jest klepanie regułek, powtarzanie schematów, jaki % młodych ludzi po szkole wie czego che ? na jakie studia się wybrać ? jaki % otwiera swój własny interes ? Prawda jest taka że więcej osób po zawodówka otwiera własny biznes niż po studiach. Zacznij mysleć za nim napiszesz jakieś głupoty.

      • 12 6

  • Bardzo dużo ograniczonych ludzi wypowiada się na tym forum (3)

    Gdzie jest napisane że te dzieci nie mają kontaktu z rówieśnikami ? gdzie jest napisane czy powiedziane że 24/h spędzają czas w domu ? co to za durne argumenty że będą aspołeczne? mają sąsiadów, znajomych z bloku, dzielnicy, kuzynów, kuzynki itd. Jak bardzo ograniczonym trzeba być aby sobie wyobrazić że takie dziecko trzymane jest pod kluczem ? chyba niektórych zazdrość zdziera że rodzice mają dla nich czas i są w stanie w fajnej i bezstresowej atmosferze wychowywać swoje dzieci. Kiedyś tylko w taki sposób przekazywało się wiedzę i jakoś świat się nie zawalił a teraz ? co się dzieje w gimnazjach ? patologia goni patologie. Żałuje że ja nie miałem takich możliwości i mnie rodzice nie byli w stanie uczyć. Kibicuje całej rodzinie Hofman ob dzieci rozwijały się jak najlepiej :)

    • 33 17

    • Hah, bezstresowe wychowanie. A cóż to jest? Później wyrastają ludzie aspołeczni, myślący, że wszystko im wolno.

      • 1 5

    • prosze mi tu nie pisac o bezstresowej atmosferze (1)

      bo cos na ten temat wiem...jaksie zachowuje roszczeniowe dzieci.....zreszta wychowywanie bezstresowe potem wyglada tam ze dzieciaki biegająpo urzedzie a tata rozkłada rece mówiąc: nie moge nad nimi zapanowac!!!! juz dosyc tego pieprzenia o bezstresowym stres jest naturalna reakcja naszego organizmu na zagrozenie z którym nie mozemy sobie poradzic ale tez powoduje silna koncentracje do jej (sytuacji) rozwiazania!!! bezstresowe wychowanie mnie wqurwia strasznie jak gender

      • 1 1

      • Nic nie kumasz

        Aha, czyli wychowanie musi być stresowe? Jprdl....
        Lanie, wrzask? Tak?
        Masakra....

        • 0 0

  • Skończyłam szkoły, studia i społeczność mam w d*pie (1)

    Skończyłam szkoły, studia i społeczność mam w d*pie, nic nie nauczyły mnie poza aspołecznością i nienawiścią do ludzi. Zazdroszczę im że mogą tak żyć do dziecka. Ja teraz wstaje kiedy chce, robię co chcę, prowadzę sklep internetowy, używam tylko internetu, nie mam telefonu, wszystko robię z domu, i żyję jak wolny człowiek z dala od ludzi. Żałuje że za moich czasów nie było szans tak żyć od dziecka

    • 28 9

    • I malzonki tez pewnie brak, za to pewnie masz dziewczyne ktora ma na nazwisko .jpg :)

      • 2 5

  • Ludzie opamięatajcie się !!! (3)

    Przecież lata szkolne to najpiękniejsze lata w życiu!!!!! Co te biedne dzieci będą kiedyś wspominać? Dom dom dom, masakra:(

    • 22 23

    • nie (1)

      ja nie znosiłam szkoły wiec mów za siebie

      • 6 3

      • ola uuuuuuuuuuuuuuuuuuu

        to masz pecha

        • 0 0

    • Coś w tym jest

      Moja córka była dwa lata w edukacji domowej z powodów zdrowotnych. Sama już nas błagała że chce iść do szkoły, bo chce być wśród dzieci.
      Może nie mamy za dobrych szkół, ale jednak zawsze to jest codzienny kontakt z rówieśnikami.

      • 0 0

  • i tak i nie

    Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz ale życia nie oszukasz....

    dzieciaki fajnie mają tylko obawiałabym się zderzenia z zusem, us, panem Zdzichem proszącym na parkingu 2 zł itd, niestety są rzeczy których czlowiek uczy się tylko poza domem, każdy musi przejść przez wagary, lewe usprawiedliwienia, bójki jakieś, zazdrości szkolne, obgadywania.w szkole rodzą się miłości i przyjaźnie na całe życie....

    • 18 9

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane