- 1 Deweloper remontuje miejsca rekreacji (90 opinii)
- 2 Pożar na budowie osiedla "Lewego" (24 opinie)
- 3 Cztery opcje do wyboru w pytaniu o płeć (203 opinie)
- 4 Nielegalna wycinka na działce Politechniki (302 opinie)
- 5 Zajrzyj do międzywojennych witryn (31 opinii)
- 6 Gdynia w ruinie czy rozwoju? (163 opinie)
"Muszę wiedzieć, jak wyglądał ostatni dzień jego życia". Śmierć 12-latka na torach
Po wypadku poszła tam jeden raz. Nie odważyła się wejść na tory, szła poboczem, po nasypie i niewygodnym tłuczniu. Nie doszła, bo nie miała siły.
Stracił równowagę? Chciał się podciągnąć? Złapał odruchowo za drut? A może w ogóle go nie dotknął, tylko znalazł się zbyt blisko przewodów?
Tego już się nie dowiemy.
Wiadomo, że wcześniej się wygłupiali. Wymyślali zabawy, by zabić nudę. I to w ramach zabawy wspiął się na stojący na bocznicy kolejowej wagon. Chwilę później trzask, krzyk. A potem już nie żył.
Piątek, 18 marca
Tego dnia się pokłócili. Miała do niego pretensje, że spotyka się z nieodpowiednimi kolegami. Że wpadnie w kłopoty, zawali szkołę. Po co to komu? Wolała mieć nad tym kontrolę, wiedzieć, co i gdzie robi jej syn. Miała z nim dobry kontakt. Gdy wychodził, brał ze sobą telefon i mały portfel, w którym nosił legitymację szkolną i bilet na autobus.
Lampka ostrzegawcza pierwszy raz zapaliła się trzy miesiące wcześniej. Grudniowego popołudnia wrócił do domu w mokrym ubraniu. Zabroniła mu, ale poszedł z kolegą na łyżwy. Nie na lodowisko, a na zamarznięty staw. Lód się załamał, obaj wpadli do wody. Miał szczęście. Na co dzień chodził do sportowej klasy, był silny i wysportowany. Uratował siebie, wyciągnął też kolegę. Po powrocie przyznał, że miała rację.
Przyszła wiosna. Piątkowe popołudnie postanowił spędzić z kolegami. Gdy wychodził z domu, ona źle się czuła. Przechodziła COVID, leżała w łóżku z wysoką temperaturą. Akurat rozmawiała przez telefon z babcią. Widząc, że zbiera się do wyjścia, zawołała go i podała telefon, by się przywitał i chwilę z nią porozmawiał. Zawsze chciała, żeby miał dobry i regularny kontakt z dziadkami.
Po krótkiej rozmowie rzucił jeszcze w drzwiach: Przekaż dziadkom, że bardzo ich kocham. Z Bogiem, mamo!
To był ostatni raz, kiedy się widzieli.
Nie chcę zobaczyć tam innej matki nad dzieckiem
Spotykamy się pod koniec czerwca. Nie w domu, bo tam emocje wciąż są żywe. Na początek prosi o chusteczki, bo pewnie znów poleją się łzy. W ręku trzyma różową filcową teczkę. W środku dokumenty. Niewyraźne zdjęcia, akta, protokół z sekcji zwłok.
Musiałam się z panem spotkać - mówi. Przeczytałam artykuł o płocie, jaki powstaje wzdłuż torów między Letnicą a Brzeźnem. Potem zajrzałam do komentarzy. Byłam załamana tym, co ludzie tam wypisywali. Że płot niepotrzebny, że teraz trzeba będzie chodzić dookoła, że kolejarze wymyślają. Ogólnie - że bez sensu.
A ja straciłam tam syna. Wraz z nim umarł kawałek mojego serca, skończyło się czyjeś życie. Ktoś narzeka, że nie będzie mógł chodzić po torach i skrócić sobie o kilka minut drogi na plażę? Nie darowałabym sobie do końca życia, gdybym - po tym, co mnie spotkało - zobaczyła tam inną matkę klęczącą nad swoim dzieckiem.
Sobota, 19 marca
Nie wrócił do domu, a od rana nie mogła się do niego dodzwonić. Telefon nie odpowiadał, tak jakby numer został zablokowany. Próbowała ona, próbowali inni synowie. Bez skutku.
Ponieważ jednak wyszedł z kolegą, u którego już wcześniej nocował, uznała że porozmawia z nim po powrocie.
A oni "poszli na wagony". Chcieli wykorzystać pierwsze tej wiosny ciepłe popołudnie. Początkowo bawili się w czwórkę. Wchodzili na górki, chcieli przewrócić toi-toia. Dwóch wróciło do domu. Dwaj zostali.
On wspiął się na wagon. Drugi - jak potem zeznał - wszedł za nim dopiero, gdy usłyszał krzyk. Na dachu zobaczył go klęczącego. Miał otwarte, przekrwione oczy. Odchylał się do tyłu. Na prawej ręce miał ślad po silnym oparzeniu.
Ten drugi nie był w stanie mu pomóc. Zwłaszcza że przy sobie nie miał telefonu. Szukał w kieszeni tracącego przytomność kolegi, ale w nerwach nie znalazł aparatu. W szoku poszedł na przystanek, skąd autobusem pojechał do kolegi, z którym się wcześniej bawili. Tam powiedział, co się stało.
Z nim i jego mamą wrócili na miejsce. Kobieta weszła na górę i gdy zorientowała się, co się stało, wezwała pomoc.
Na miejsce przyjechali policjanci, straż pożarna, lekarz. Gdy potwierdzono zgon, zjawił się prokurator i policyjny technik.
***
Telefon zadzwonił dopiero po godz. 20. Mam dla pani przykrą wiadomość, usłyszała w słuchawce.
Telefon od matki kolegi przejmuje policjant i dopytuje o adres zamieszkania. Po chwili zapowiada, że za chwilę będzie tam radiowóz.
Mijają kolejne długie minuty.
Pani syn spadł z wagonu i skręcił kark. Przykro mi - słyszy od policjanta, gdy ten przyjeżdża w końcu pod jej dom. Wcześniej razem z młodszym synem i dziadkami schodzi na dół i czeka przed budynkiem. Trzęsie się, ale nie wie, czy z powodu gorączki, zimna czy nerwów.
W szoku, nie wierząc w to, co słyszy, wraca na górę. Ciało syna zobaczy dopiero za kilka dni. W kaplicy, tuż przed pogrzebem.
To nie były żarty
O tym, co się stało na torach, wiedzą nieliczni. Wypadek przechodzi bez echa w mediach, jedyna wzmianka o interwencji na torach służb ratunkowych pojawia się na zamkniętym forum internetowym mieszkańców Letnicy.
Rusza postępowanie, które ma wyjaśnić "przyczyny i okoliczności zdarzenia". To sucha formułka, którą posługują się śledczy, a dla matki - ostatnie chwile życia jej syna. Chwile, które do dziś pozostają dla niej zagadką.
Zeznania świadków, a w zasadzie jedynego - kolegi - wnoszą niewiele. Nie widział samego wypadku, usłyszał tylko krzyk. Początkowo myślał, że jego kolega się wygłupia, "robi sobie jaja". Dopiero po chwili zorientował się, że to nie żarty.
Przełomu nie było też po przesłuchaniu dyżurnego ruchu.
Szybko reaguje szkoła. Zapewnia pomoc i wsparcie psychologów. System jest przeciążony, więc trzeba korzystać z opieki prywatnej. Wszystkie koszty bierze na siebie dyrekcja.
Zawiniątko od bociana
Za miesiąc miała być Wielkanoc. Obiecałam mu, że razem kupimy nowego laptopa, wspomina. To miał być prezent na święta. Ten obraz wrócił do mnie w zakładzie pogrzebowym. Miałam wybrać mu komputer, a teraz zastanawiałam się, w jakiej trumnie go pochować. Nie dałam rady. Wybrałam tylko biały kolor, a resztę załatwiła moja przyjaciółka.
W kaplicy nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Tłumaczyłam sobie, że to tylko zły sen, że zaraz się obudzę, otworzę oczy i zobaczę go, jak śpi w swoim łóżku. Wróciły do mnie wszystkie obrazy z jego życia. Przypomniał mi się dzień porodu, jak go pierwszy raz wzięłam na ręce. Był takim małym zawiniątkiem, jakby go bocian Kajtek przyniósł. I tak na niego mówiłam. To był mój Kajtek.
***
Dziś wciąż wie niewiele. Czyta akta, szuka luki i chwili, którą przeoczyła. Ale nie może zrozumieć.
Nie widziała zapisu z kamer monitoringu zainstalowanego wzdłuż linii kolejowej. O jego istnieniu wie z zeznań dyżurnego ruchu. Śledczym mówił, że teren jest prawidłowo oznakowany i tabliczki ostrzegają postronne osoby, że wejście na obszar kolejowy jest zabronione.
Nie umie wytłumaczyć sobie, dlaczego policja potrzebowała kilku godzin, by powiadomić ją o tragedii, a potem wprowadziła ją w błąd, przekazując nieprawdziwą informację o przyczynach śmierci.
Nie rozumie, dlaczego w protokole oględzin i sekcji zwłok lekarze napisali o cechach śmierci nagłej, choć kolega syna zeznał, że on nie umarł od razu.
Nie mieści jej się w głowie, że nikt ze służb na kolei nie zauważył wcześniej, że po torach chodzą osoby postronne, że dzieci biegają po wagonach.
Nigdy nie pomyślała, by ostrzec syna przed zagrożeniem. Zagrożeniem, z którego nawet ona nie zdawała sobie sprawy, bo nigdy wcześniej chłopcy nie mówili, że chodzą się bawić na torach kolejowych.
Po wypadku poszła tam jeden raz. Początkowo nie odważyła się wejść na tory, szła poboczem, po nasypie i niewygodnym tłuczniu. Miejscami przedzierała się przez krzaki, bo bała się, że gdy przekroczy szyny, porazi ją prąd i osieroci czterech pozostałych synów. Chciała sprawdzić, czy teren jest rzeczywiście oznakowany. Na więcej nie miała siły.
Pierwszy i ostatni dzień życia
Dziś próbuje otrząsnąć się z szoku, bólu i rozrywającej tęsknoty. Nie jest w stanie jeszcze wrócić do pracy. Nie jest w stanie uporządkować rzeczy po zmarłym synu. Na szafce wciąż stoi jego hulajnoga. Ostatnio znalazła też jego ulubioną czapkę, która wiosną się gdzieś zapodziała, a teraz nagle odnalazła. Ma też jego telefon, zablokowany przez policjantów, być może skrywający odpowiedź na wszystkie pytania, jakie sobie zadaje.
Na cmentarz jeździ codziennie. Mogiła jest niewielka, póki co drewniana. Obsadzona kwiatami, które codziennie podlewa. Rozmawia z synem, chciałaby go przytulić. Znów zobaczyć, jak wyprowadza na spacer swoje ukochane psy. Pamięta, jak mówił, że chce zostać wolontariuszem w schronisku. Ale żeby pomagać zwierzętom, najpierw musiał skończyć 14 lat. Dziś to one wchodzą do jej łóżka. To do nich się przytula. To one koją jej ból.
Uznałam - mówi - że nie spocznę, dopóki nie dowiem się, co tam się stało. Wiem, jak wyglądał jego pierwszy dzień życia, i muszę wiedzieć, jak wyglądał ostatni.
***
W połowie czerwca, po przeanalizowaniu zebranego materiału i wysłuchaniu zeznań świadków, prokuratura umorzyła śledztwo, nie dopatrując się znamion przestępstwa. Śledczy uznali, że był to nieszczęśliwy wypadek.
W lipcu prace nad wzniesieniem płotu między Letnicą a Brzeźnem mają być kontynuowane.
30 czerwca od porażenia prądem z sieci trakcyjnej zginął we Wrzeszczu 21-latek. Chciał sobie zrobić selfie na wagonie kolejowym.
Opinie wybrane
-
2022-07-11 08:19
Tej tragedii nic nie cofnie.O zagrozeniach i ich przykladach dzieci powinny byc j zaznajomiane juz w szkole. (9)
Wiadomo ,ze wszystkiego nie da sie przewidziec ale kilka przykladow mozna podac.Czy to wezma sobie do serca czy zignoruja to juz inna historia,No i oczywiscie zajecia z pierwszej pomocy w takich przypadkach i sposoby na najszybsze sprowadzenie pomocy.
- 160 8
-
2022-07-12 11:21
Nie w szkołach tylko w domu
Szkoła ma przekazać wiedzę lub nauczyć jak ją zdobywać. Rodzice powinni nauczyć życia (i przeżycia).
- 1 0
-
2022-07-12 07:26
Covid musi być uwzgledniony
Śmieciowe media już zaczynają dogrywkę
- 1 1
-
2022-07-11 16:45
Najlepiej wszystko zwalić na szkołę
Po co dziś rodzicom dzieciaki skoro wszystkim obarczają szkołę? Kto jest odpowiedzialnym za wychowanie w pierwszej kolejności? A jak matka mogła spać jak 12 latek nie wrócił do domu? Ja miałam 18 lat a jak była 23 to rodzice już wydzwaniali i gdybym nie odbierała to by na bank spać nie poszli jak gdyby nigdy nic.
- 18 0
-
2022-07-11 15:51
Szkoła ma uczyć, a nie wychowywać dzieci za ciebie.
- 14 0
-
2022-07-11 13:59
W latach 80 tych normalne było że chodzi się,, na wagony,,
Każdy wiedział żeby przewodów wysokiego napięcia nie dotykać i nie stawać na niczym stalowym. Wtedy byli tzw. Sokiści czyli mundurowi SOK. Ich baliśmy się najbardziej. Nikomu nic złego się nie stało. Najglupsza z perspektywy lat była zabawa żeby przebiegać pod wagonami gdy pociąg rusza. No cóż widocznie mieliśmy żyć i żyjemy do dziś. Historia tej Pani jest straszna.
- 11 2
-
2022-07-11 10:55
Szkoły mają to gdzieś. (3)
Tam się liczy program.No i punkty karne .
- 7 14
-
2022-07-11 13:48
Współczuję, ale jak matka mogła spać, skoro syna (12 lat) na noc nie było w domu. Jak dziecko idzie nocować do kolegi, to najpierw rodzice powinni to uzgodnić. Rodzice, u których nocuje obce dziecko odpowiadają za niego, nie mogą go przyjąć bez zgody opiekunów.
- 26 0
-
2022-07-11 13:39
(1)
W szkołach się o tym tłucze cały czas!!! Czy to coś daje? Teren nie zabezpieczony, nie kontrolowany. Ale winna szkoła
- 14 3
-
2022-07-11 14:45
W której szkole
?
- 1 6
-
2022-07-11 07:25
Nie pierwszy raz... (9)
Płot jest potrzebny by małe, nieświadome niebezpieczeństwa dzieci, nieświadome zwierzęta nie trafiły pod koła pociągów. Dla myślącego, młodego człowieka nie jest przeszkodą. Jeśli zechce zrobić coś głupio to i tak zrobi. Sam też robiłem głupoty gdy byłem młody. Nie szukajcie wytłumaczenia w braku ochrony, monitoringu , zabezpieczeń. To nigdy nie będzie chronić przed głupimi decyzjami. Głupim decyzjom trzeba zapobiegać w szkole, w domu, wśród mądrzejszych kolegów. To zawiodło.
- 318 16
-
2022-07-13 10:19
małe, nieświadome niebezpieczeństwa dzieci,
siedzą przy rodzicach
- 0 0
-
2022-07-11 16:44
(3)
niedaleko tego miejsca dokładnie na ul Reja jest przejście przez tor kolejowy(dawniej były dwa tory gdy kursowała jeszcze SKM). Obok spore osiedle i z pewnością dużo dzieciaków i młodzieży. Nie słyszałem o żadnym wypadku w tamtym miejscu mimo że dodatkowo była tam bocznica. Ktoś powie - nie było możliwości wejścia na wagon? Nie do końca prawda gdyż był jeszcze tor wyciągowy( między przystankiem Gdańsk Kolonia a właśnie przejściem na Reja) i czasem stały tam wagony.
- 10 0
-
2022-07-11 17:59
W latach 90 tych pod koniec był wypadek śmiertelny właśnie tam (2)
Ktoś mądry podobno wchodził na słup kolejowy i złapał się przewodu
- 2 0
-
2022-07-11 18:04
(1)
Równie dobrze może ktoś wchodzić na słup tramwajowy i w związku z tym mamy ogrodzić torowiska tramwajowe?
- 10 1
-
2022-07-11 18:06
Nie napisałem żeby coś ogradzać bo to nierealne
Tylko napisałem że na Reja był śmiertelny wypadek . I tyle
- 2 1
-
2022-07-11 15:14
Osmieszyles sie
Byles tam? Zdajesz sobie sprawe, jak wyglada tamtejszy ruch kolejowy?
A na plotek szybko ulegnie rozbiorce, bo sa tacy ktorzy ostrza na niego zeby, a noca tam cisza i spokoj, hehe.- 11 2
-
2022-07-11 08:17
> Płot jest potrzebny by (.), nieświadome zwierzęta nie trafiły pod koła pociągów
W Polsce, jak podejrzewam, parę tys. km linii kolejowych przebiega przez las.
Jesteś producentem siatki ogrodzeniowej? ;>- 31 10
-
2022-07-11 07:53
Małe, nieświadome dzieci (1)
nie powinny same bawić się w tym miejscu. Tyle w temacie.
- 44 8
-
2022-07-11 08:04
Większe, świadome też nie powinny.
- 36 0
-
2022-07-11 07:44
Niestety, robienie głupot w tym wieku to norma. Chyba każdy przez to przechodził... (25)
My chodziliśmy po bagnach, bo mieliśmy je w pobliżu. Wszystko było ok, do czasu....jednemu się nie udało. Ale nikt bagien po tym wypadku nie grodził, głupie zabawy umarły własnym życiem. Tylko że wtedy wszyscy się znali, wszyscy wiedzieli co się stało koledze.
- 389 22
-
2022-07-11 13:02
Kazdy głupek bedzie głupka usprawiedliwiał wiec nie głupota nie jest normą.
- 2 3
-
2022-07-11 10:29
oj robiło się głupoty, aczkolwiek do prądu miałem większy szacunek (7)
zostałem już uświadomiony że dochodzi do skurczu mięśni i nie da się puścić co i tak nie było dla mnie wystarczającym powodem by nie robić z kumplami zakładów kto dotknie kabli z rozwalonego gniazdka na klatce które od tak sobie sterczą. Oczywiście dotykaliśmy tylko palcem tak by to przez niego przeszedł prąd. Nikogo to co prawda nie zabiło ale nie umniejsza to naszej głupocie, wtedy w 1991 r. 10 latków.
- 15 0
-
2022-07-11 23:07
Nie wszędzie da się płot postawić a i on nie zatrzyma śmiałków
Ja nabrałem w UK. szacunku aby nie przechodzić przez nasyp z torowiskiem dla pociągów. Dlaczego ? Gdyż zobaczyłem tabliczkę 1000 funtów kary.
- 2 0
-
2022-07-11 10:50
Prąd z gniazdka Cię nie zabije - proszę nie testować ;] (5)
Po pierwsze natychmiast wywali korki - te nowego typu, różnicowo-prądowe. (powinien być jeden na obieg, chroni ludzi).
Po drugie, zanim dojdzie do nieodwracalnych uszkodzeń prędzej przepali się gniazdko/przewód 2.5mm2 (no chyba, że ktoś mądry inaczej wrzucił na bogato 10mm2 do gniazdek, to winszuję głupoty).- 1 19
-
2022-07-11 17:49
Moja ciocia zginęła na skutek przypadkowego porażenia z gniazdka
Z prądem nie ma żartów, nawet w domu.
- 3 0
-
2022-07-11 12:08
Oczywiście że zabije! To szkodliwy i głupi komentarz (1)
Jak się człowiek podłączy między fazę a neutralny, tak samo jak normalne urządzenie, a do tego jest nieuziemiony (stoi na wykładzinie albo parkiecie) to skąd różnicówka ma wiedzieć że to człowiek jest podłączony a nie lampa? Różnicówka nie jest magicznym urządzeniem wykrywającym porażenie człowieka, ona jedynie wykrywa prąd uciekający do ziemi. Po drugie skąd ten pomysł z przepaleniem przewodów, skoro różnicówka chroniąca człowieka wyłącza przy 30 mA, a kabel 2.5mm wytrzymuje spokojnie 16A?
- 22 0
-
2022-07-11 15:43
hola hola...
Wy zakładacie, że dana osoba CHCE się zabić - równie dobrze mogę napisać:
zabije Cię autobus jak pod niego wskoczysz...
Ale generalnie NIE zabijają nikogo autobusy, prawda?- 0 6
-
2022-07-11 11:22
Że też ci śmiertelnie porażeni nie wiedzieli, że ich nie zabije. Setki osób porażonych w łazienkach, pralniach, garażach - w tym nasz kolega z pracy. Od kiedy instaluje się "różnicówki"? - całe stare budownictwo nie ma nawet przewodów PE, mnóstwo instalacji aluminiowych, nadal z bezpiecznikami topikowymi, o najróżniejszych prowizorkach nie wspominając.
- 26 0
-
2022-07-11 11:23
w latach 90 nie wywalało korków od takich numerów :D
- 10 0
-
2022-07-11 10:05
ale wiecie, ze nie na tym polega dobry kontakt?
"Miała z nim dobry kontakt. Gdy wychodził, brał ze sobą telefon "
Co do miejsc na zabawy to rozumiem, ze budujac kolejne betonowe klocki deweloper nie zaoferowal nic co dalo by zajecie dzieciom, mlodziezy i dorosłym?
Ja mialem w poblizu normalne place zabaw, las, dom kultury.. Ty sie ryszard wychowywales na Zulawach?- 6 16
-
2022-07-11 08:17
Dokładnie (4)
Pamiętam jak w latach 90-tych chodziło się z kolegami do lasku w Brzeźnie gdzie znajdowały się głębokie zbiorniki z wodą,pewne razu było o krok od tragedii... A mamie się mówiło że będziemy z bratem przed blokiem na trzepaku... pozdrawiam.
- 58 5
-
2022-07-11 12:45
Też robiliśmy mase niebezpiecznych rzeczy
Wtedy człowiek zdawał sobie sprawę z tego, że coś może się wydarzyć. Ale nigdy nie brało się najgorszego pod uwagę. Taki wiek. A osiedle na poniemieckiej jednostce doświadczalnej dawało wiele "możliwości". Chodzenie po podziemnych bunkrach, zabawa w ganianego na osuwiskach klifu, skoki do wody z torpedowni wysokość 2 piętra, przechodzenie na teren
Wtedy człowiek zdawał sobie sprawę z tego, że coś może się wydarzyć. Ale nigdy nie brało się najgorszego pod uwagę. Taki wiek. A osiedle na poniemieckiej jednostce doświadczalnej dawało wiele "możliwości". Chodzenie po podziemnych bunkrach, zabawa w ganianego na osuwiskach klifu, skoki do wody z torpedowni wysokość 2 piętra, przechodzenie na teren jednostki wojskowej na tzw. Małpi gaj (tor przeszkód dla żołnierzy), eksplorowanie nieczynnych i niezbazpieczonych budynków wojskowych, oglądanie lotów MiGów leżąc w trawie kilka metrów od pasa. Moglbym długo wymieniać... miał człowiek szczęście, że nic się nie wydarzyło a często było bardzo blisko. Uroki dzieciństwa i takie wspomnienia ma bardzo wielu wychowanych na tej dzielnicy
- 16 1
-
2022-07-11 09:08
(2)
Tak właśnie było. Każdy chyba to przechodził. Niestety nastolatkowie w tym wieku nie mają świadomości co może się wydarzyć.
- 40 4
-
2022-07-11 10:07
serio? wystarczy raz czy dwa sie przekonac jak odczuwasz dotkniecie transformatora urzadzenia domowego by (1)
nie byc tak głupim zeby pchac sie pod ogromne transformatory.
- 8 8
-
2022-07-11 16:42
Ty tak serio?
podłączasz dzieci pod transformator by poczuły zagrożenie? :)
I co jeszcze? Nacinasz nożem, żeby się same nie skaleczyły?
Zrzucasz z drugiego piętra, by z ósmego się nie zabiły. Powodujesz z nimi wypadek samochodowy przy 50 km/h by nie szalały 150 km/h?
Przecież opcji kontuzji/śmierci jest mrowie. Nie jesteś w stanie przewidzieć co dzieciakom do głowy przyjdzie. No chyba że pod kloszem zamykasz.- 10 3
-
2022-07-11 07:57
To nie norma jak piszesz (9)
- 17 62
-
2022-07-11 09:08
to nie normalne co piszesz. Jak miales dziecinstwo zabunkrowane, to zostaw juz internet (8)
- 12 26
-
2022-07-11 11:55
Normą jest być normalny (3)
Od młodości. Tego bynajmniej uczą normalni rodzice i normalni nauczyciele. Kwestia czy się to przyswoi czy nie.
- 3 17
-
2022-07-11 21:46
Rodzice uczą ale wszystko robisz tak jak mówią. Czy nie próbowałeś czegoś sprawdzić jak to będzie gdy np. wrzucisz do ogniska dezodorant. Zawsze mówiłem że jesteś pod blokiem na boisku???? Naprawdę?
- 1 0
-
2022-07-11 16:40
Ciebie nauczyli? (1)
Polskiego na pewno Ciebie nikt nie nauczył. Tym "bynajmniej" przekomicznie się ośmieszyłeś :)
Zapewne już wtedy nikt Ciebie nie lubił, to nie miałeś z kim głupot robić.- 3 4
-
2022-07-12 07:37
Ty pewnie od zawsze byłes zarozumiały ;) jego wpis mi się bardziej podoba niż twój ;) może dlatego że miałem 5 z matmy i 3 z polskiego ;)
- 0 0
-
2022-07-11 10:41
To jest norma... (3)
Praktycznie co 2 dzień po szkole chodziliśmy "na rury" ciepłownicze - od tak, żeby przejść kawałek od obecnej pętli tramwajowej na Chełmie do kościoła. I nie mieliśmy 'w ekipie' żadnych patusów ani nic takiego, wszyscy średnia 5.0 i wyżej.
To cud, że nikt nigdy nie spadł i nie skręcił nogi albo gorzej...
Ogrodzenie było, co z tego,Praktycznie co 2 dzień po szkole chodziliśmy "na rury" ciepłownicze - od tak, żeby przejść kawałek od obecnej pętli tramwajowej na Chełmie do kościoła. I nie mieliśmy 'w ekipie' żadnych patusów ani nic takiego, wszyscy średnia 5.0 i wyżej.
To cud, że nikt nigdy nie spadł i nie skręcił nogi albo gorzej...
Ogrodzenie było, co z tego, omijało się... były też inne zabezpieczenia, przechodziło się po nich 'patentem' albo wskakiwało na rury 'z górki' kawałek dalej... Wszyscy chodzili, chłopaki dziewczyny - cała paczka.
Mieliśmy boiska, place zabaw itp... ale to było po prostu lepsze, ciekawsze...
Wracając do płotu: płot nic nie da, wyrzucone pieniądze w błoto, po miesiącu ktoś go rozetnie i i tak będą ludzie przechodzić... Wiem z doświadczenia. U ciotki na Oruni jest taka sytuacja (w zasadzie była, póki nie postawili paneli wyciszających - ale ludzie i tak chodzą codziennie przez tory... oraz przy zamkniętym szlabanie (już po podniesieniu kar za to wykroczenie do 2500zł)...
Płot niestety nic nie da - poza odrobiną spokoju dla Szanownej Pani.- 43 3
-
2022-07-12 10:02
Mieliście szczęście. W ogromnych rurach, przygnieciony, zginął mój kolega z podstawówki. Inny spadł z ruin mostu i się utopił. Co nie przeszkodziło chojrakom skakać do Motławy z najwyższej belki przy Kamiennej Śluzie ani jeździć rowerem po dachu wieżowca. Ulubionym sportem było przechodzenie po rurze nad Motławą...
- 1 0
-
2022-07-12 07:36
My lataliśmy po budowach okolicznych. Też nie było wśród nas patologi, po prostu chęć zabawy w betonowych kręgach, schodzenie do wykopów, łażenie po rusztowaniach. Trochę szczęścia, trochę wyobraźni. Tu zabrakło szczęścia i wyobraźni. Niestety tak zbudowany jest ten swiat
- 1 0
-
2022-07-11 23:03
Pamiętam te rury ciepłownicze , mieszkałem w pierwszych blokach na Biegańskiego i w drodze do 47-ki trzeba było dojść właśnie po tych rurach. Budowali wiele lat sklep SAM ( także na Biegańskiego) ,to dla dzieci był obiekt zabaw i innych rozrywek...niekoniecznie bezpiecznych ale kto wtedy na to zwracał uwagę.
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.