- 1 Zakaz wstępu do lasów w Gdyni przez ASF (346 opinii)
- 2 Za rok pojedziemy Obw. Metropolitalną (262 opinie)
- 3 Nadal szukają nurka przy Westerplatte (121 opinii)
- 4 KO chce w Gdyni dwóch wiceprezydentów (296 opinii)
- 5 4- i 7-latek opuścili mamę. Pojechali do parku (101 opinii)
- 6 "Ławka wstydu" zniknęła i nie ma wstydu (31 opinii)
Polowanie na starocie. Luksusowa twarz Jarmarku św. Dominika
Zabytkowe zegary, oryginalna porcelana, obrazy, stare meble, bibeloty, zabytki techniki - na Jarmarku Dominikańskim jest ich w bród. Cieszą oczy miłośników staroci, ale na kupno prawdziwych rarytasów mogą sobie pozwolić wyłącznie nieliczni.
Handel starociami ma różne oblicza. W Gdańsku jest częścią dorocznej imprezy handlowo-kulturalnej, gdzie stykają się trzy światy: handlarze, kupcy i pasjonaci. Na targu staroci większość klientów to oglądacze, których raczej nie stać na zostawienie kilkuset czy wręcz kilku tysięcy złotych na płótno, figurę czy zegar. Przychodzą, bo lubią się poszwendać lub kupić jakiś drobiazg. Między handlarzami zawodowymi bywają też prawdziwi kolekcjonerzy. Ci zwykle pojawiają się już pierwszego dnia imprezy, by wytropić cenną zdobycz.
- Ludzie zwykle kupują drobne rzeczy, niezbyt drogie. Podchodzą do staroci amatorsko, kupują to co akurat wpadnie im w oko. Kolekcjonerzy przychodzą po konkretną rzecz. Gdy znajdą to, czego szukają, po prostu biorą i płacą, czasem bez zastanowienia nawet. Widać, że niektórzy mają bzika na tym punkcie - mówi pan Rafał, sprzedawca zabytkowych bibelotów i dzieł sztuki.
Wśród rozlokowanych wokół Targu Rybnego straganów jest oczywiście niemało tandety. Podróby, repliki, pseudoantyki - żeby odcedzić ziarna od plew trzeba wiedzy. A tę zdobywa się w praktyce lub nabywa od kogoś. Jak Mateusz, hotelarz z Poznania, którego tata był prawdziwym miłośnikiem historii. Jako dziecko często przyjeżdżał na jarmark, po ojcu odziedziczył nie tylko wiele pamiątek rodzinnych, ale smykałkę i umiejętność selekcjonowania przedmiotów wartościowych i unikatowych. To tata zaszczepił w nim pasję do antyków. Dziś jego kolekcja antycznych zegarów liczy 250 egzemplarzy. Wszystkie są na chodzie i stanowią ważny element wyposażenia hotelu, którego jest właścicielem.
Mateusz od 20 lat regularnie przyjeżdża do Trójmiasta na jarmark i zawsze ma to szczęście, że coś ciekawego trafi. Kupił kwadransowy wiedeński zegar wiszący z ok. 1890 roku, kwadransowy wiedeński zegar stojący z ok. 1860 roku, obraz Czesława Wasilewskiego vel Zygmuntowicza, figurę porcelanową "Vion & Baury" z około 1870 roku, a także wiele drobiazgów ze srebra, zastawy stołowe czy austro-węgierską szablę, którą powiesił na ścianie.
- Ludzie albo lubią starocie, albo nie. Rzecz gustu. Kupują do knajp, gabinetów, do domu. Ja kupuję też do hotelu, bo to jedyny w swoim rodzaju element dekoracyjny. Lubię stylowe wnętrza, przestrzeń, w której antyki nabierają wyjątkowego charakteru. Trudno o powtarzalność tych przedmiotów. Poza kwestiami estetycznymi, to jest dobra lokata kapitału - przyznaje Mateusz.
Dziś oryginalne rzeczy z lamusa na takich targowiskach jak Jarmark św. Dominika trafiają się często, ale trzeba umieć ocenić ich jakość i oszacować wartość. Pewniejszych transkacji dokonuje się w domach aukcyjnych oraz galeriach. Kupowanie na jarmarku niesie zawsze ryzyko, ale wiadomo, że na jarmarku panuje swoisty klimat - zakupom towarzyszy dreszczyk emocji i można się potargować.
- Kupując na jarmarkach trzeba uważać, bo jest mnóstwo podróbek, holenderskich wyrobów, które nazywane są antykami. Ludzie myślą, że to, co pochodzi sprzed 45 roku, to już antyk. Dziś tak określa się nawet przedmioty z lat 60 czy 70. Prawdziwe antyki są namaszczone przez czas, to przedmioty z duszą, niepowtarzalne, markowe, jedyne w swoim rodzaju. Niektóre okazy są sygnowane, wyprodukowane na zamówienie lub z serii limitowanej - tłumaczy Mateusz.
Wyruszyliśmy na mały rekonesans. Odkrywając w sobie instynkt łowcy, oto co upolowaliśmy.
Na stoisku w połowie ulicy Straganiarskiej, u Pani Moniki, rarytasem kolekcjonerskim jest jednak nie owa figura, lecz niewielkich rozmiarów porcelanowa osłonka na doniczkę firmy Meissen. Pochodzi z 1764 roku, jest w bardzo dobrym stanie, stąd cena - 8 tys. złotych. Nasz wzrok zatrzymał się także na kryształowym komplecie kawowo-herbacianym. To czeska Bohemia w idealnym stanie. Urzekła nas filigranowością i kolorem fuksji. Za ten kilkuczęściowy zestaw Pani Monika liczy sobie 5 tys. złotych. Połowę tego trzeba zapłacić za tacę - okaz dość rzadki, wszak to srebrna taca (Gebruder Hepp Pforzheim) produkowana tylko do niemieckich obiektów rządowych, teatrów i oper.
Na stoisku pana Wiesława, który przyjechał na jarmark po raz czwarty aż z okolic Zakopanego, w ciągu straganów po lewej stronie od Hotelu Hilton , uwagę zwraca niemiecki eklektyczny zegar z 1880 roku za 4 tys. zł oraz neorenesansowy fotel z około 1820 roku obijany tłoczoną złoconą skórą za 3,5 tys. złotych.
Na chwilę zatrzymaliśmy się jeszcze na ul. Grobla IV u pana Romana, który pierwszy raz wystawia się na jarmarku. Przejechał szmat drogi, ale nie żałuje, bo na stoisku panuje ciągły ruch i towar się sprzedaje. Pan Roman oferuje duży wybór francuskich zegarów, zwłaszcza kominkowych. Można tu kupić zegar Empire z XIX wieku z brązu wraz z dwoma świecznikami w komplecie za 4 tys. zł, zegar z końca XIX wieku z oryginalnym mechanizmem za 5 tys. zł, czy kominkowy zegar z 1870 r. z figurą, na szczycie której znajduje się lampa naftowa. Za ten egzemplarz trzeba zapłacić 3,5 tys. złotych.
Ładnie prezentują się zegary Boulle. Okazuje się, że to nie są niestety oryginały. Choć to współczesne repliki i kosztują niemało, bo 3,3 tys. złotych, to mają wzięcie. Pan Roman w swojej galerii z duszą, którą prowadzi w Sanoku, ma jeden oryginalny zegar Boulle za 11 tys. złotych. To w sumie okazyjna cena, wszak nie jest tajemnicą, że mahoniowe zegary Boulle sięgają kwot dużo wyższych, rzędu 30-40 tys. złotych. Pośród licznych płócien, jak magnes uwagę przyciąga lekko ukryty olbrzymi kredens z 1870 roku. Sygnowany inicjałami CM, pewnie został wykonany na zamowienie. Czy polski (gdański) czy lwowski, trudno właścicielowi powiedzieć. Cechą wyróżniającą są rzeźbione lwie głowy. Ten solidny mebel właściciel wycenił na 12 tys zł.
Skąd wystawcy mają te "perełki", którymi handlują na jarmarku? Jedni kupują na Allegro, inni przywożą z zagranicy, czasem przynoszą na sprzedaż ludzie nieświadomi tego, co posiadają.
- Figurę trafiła zupełnie przez przypadek moja babcia, kiedy była w Szwecji - przyznaje Pani Monika. - Z kolei ten kryształowy komplet dostałam kiedyś w prezencie. Od kogo, nie mogę zdradzić - uśmiecha się tajemniczo.
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (79) 3 zablokowane
-
2013-08-11 20:09
JARMARK 2013 MIESZANE UCZUCIA ale na plus
jestem co roku i zgadzam się, że Jarmark jest źle przemyślany i zorganizowany z małą ilością imprez towarzyszących ale to wina miasta i organizatorów bez pomyślunku. Muszę jednak stwierdzić, że od lat to najlepszy jarmark sporo rzemiosła, swojskich wyrobów a starocie to podstawa. Zdecydowanie mniej ciucholandu i nie ma straganów nad Motławą to wielki plus. W tym roku zakupiłem z żoną piękne kielichy do wina i cukiernicę, szkatułę na biżuterię dla żony plus stały punkt programu winyle :). nie trzeba tylko psioczyć ale pójść połazić pogadać z ludźmi, którzy są otwarci i wszytko nabiera uroku.
- 5 2
-
2013-08-11 20:26
Coś potaniała ta kasa, drugiego dnia jarmarku była do wzięcia za 7800, jeśli się nie mylę.
- 4 1
-
2013-08-12 10:43
kiedyś mieszkałam w Sandomierzu u takiego gościa który handlował "antykami"
i powiedział wprost, duża część zabytków pochodzą z ...kradzieży Polskich pałaców i zamków...
czyli paserka...- 1 0
-
2013-08-12 15:46
m.
Niestety handlarze starociami na jarmarku (głównie mebli) niestety nie wiedzą co dokładnie sprzedają. Zaciekawiły mnie dwa biurka i sekretarzyk od trzech osobnych handlarzy i żaden z nich nie był w stanie powiedzieć z jakiego rodzaju drewna są wykonane. Ale, żeby wołać po 4.000 zł za sztukę to wiedzieli.. :) Chcą być uznawani za znawców, a nie wiedzą co oferują. Żenada
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.