- 1 Zakaz wstępu do lasów w Gdyni przez ASF (389 opinii)
- 2 "Ławka wstydu" zniknęła i nie ma wstydu (45 opinii)
- 3 Za rok pojedziemy Obw. Metropolitalną (270 opinii)
- 4 Nadal szukają nurka przy Westerplatte (123 opinie)
- 5 4- i 7-latek opuścili mamę. Pojechali do parku (107 opinii)
- 6 KO chce w Gdyni dwóch wiceprezydentów (318 opinii)
Przeciąga się wydobycie wraku z gdańskiej mariny
27 lipca 2019 (artykuł sprzed 4 lat)
Najnowszy artykuł na ten temat
Wrak z dna Motławy będzie pływać do Szkocji po beczkowaną whisky
Zalegający od trzech lat w gdańskiej marinie brytyjski jacht miał zostać w najbliższym czasie, decyzją sądu, usunięty na koszt właściciela. Tak się jednak nie stanie, bo Gdański Ośrodek Sportu musiał unieważnić przetarg z powodu zbyt wysokich cen ofert.
Wrak od trzech lat zalega w prestiżowym miejscu, w marinie przy ul. Szafarnia, i wcale nie należy do małych jednostek. Brytyjski właściciel nie był zainteresowany jego wyciągnięciem. To stanowiło spory kłopot dla miasta i władz GOS, które ostatecznie wystąpiły na drogę sądową, by wszystko zostało załatwione zgodnie z prawem.
Po przychylnym wyroku, zostało ogłoszone postępowanie na jego usunięcie z mariny, przetransportowanie go na miejsce składowania oraz przechowanie. Jednostka ma 17 m długości, 5,2 m szerokości i waży 40 ton.
Wrak jachtu od dwóch lat zalega w marinie w Gdańsku
GOS planował na to przeznaczyć 180 tys. zł, jednak złożone oferty przekroczyły zakładany budżet. Jedna z nich opiewała na kwotę 215 tys. zł, a druga na 351 tys. zł.
W związku z tym, że ceny przewyższały kwotę, jaką zamawiający zamierzał przeznaczyć na sfinansowanie zamówienia, postępowanie unieważniono. Wygląda więc na to, że na wyciągniecie wraku trzeba będzie poczekać do rozstrzygnięcia kolejnego przetargu. Termin składania ofert mija 30 lipca.
Władze GOS zapowiadają, że po wyciągnięciu jednostki, w toku postępowania egzekucyjnego, zostanie również powołany rzeczoznawca, którego zadaniem będzie określenie wartości wraku. W zależności od tej wyceny podjęta zostanie decyzja o przeprowadzeniu jego sprzedaży w toku egzekucji, z której środki zostaną przeznaczone na pokrycie istniejącego zadłużenia armatora wobec gminy.
Dlaczego sprawa ciągnie się od trzech lat?
Między innymi wynikało to z tez stawianych przez właściciela jachtu, który winą za zatonięcie jachtu obwinia GOS. Jego zdaniem - a jest on inżynierem i profesjonalnym nurkiem - instalacja elektryczna w marinie była nieszczelna, a przebijający do wody prąd miał doprowadzić do skorodowania kadłuba i zatopienia jednostki. Dowody na to przedstawił zarządcy mariny już w październiku 2015 roku, ale nie zostały one uwzględnione.