• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Przypłynęli rowerem wodnym z Krakowa do Gdańska

Michał Jelionek
3 lipca 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Załoga roweru wodnego, który przypłynął Wisłą z Krakowa do Gdańska.


Słynny rower wodny, który równo rok temu stał się bohaterem afery śmieciowej rozpętanej przez leśników, właśnie przepłynął 870 km z Krakowa do Gdańska. W ten sposób trzyosobowa załoga uczciła Rok Rzeki Wisły 2017. Po wymagającej wyprawie rower wróci tam, gdzie jego miejsce, czyli na oliwski staw.



Przypomnijmy: w ubiegłym roku zrealizowaliśmy materiał o rowerze wodnym, który służył mieszkańcom Oliwy do sprzątania zaśmieconego leśnego stawu nieopodal ul. Polanki zobacz na mapie Gdańska. Niespełna dwa tygodnie po publikacji filmu miejscowi leśnicy postanowili zabrać rower, a pomysłodawców akcji ukarać mandatem.

Po kilku godzinach od nagłośnienia sprawy leśnicy przyznali się do błędu, a rower jeszcze na jakiś czas powrócił na staw. Z racji okresu godowego żab, a następnie okresu zimowego, sprzątanie stawu rowerem wodnym zostało wstrzymane. Teraz Stowarzyszenie Przyjaciół Oliwy otrzymało zielone światło - mogą korzystać z roweru, który wróci na staw za kilka dni.



Inicjatorzy pomysłu jeszcze przed powrotem roweru na staw wykorzystali go do innej akcji. Jako że w tym roku obchodzimy 550. rocznicę pierwszego wolnego flisu na Wiśle, członkowie oliwskiego stowarzyszenia postanowili przepłynąć rowerem wodnym z Krakowa do Gdańska. Łukasz i Maciek spod Wawelu wypłynęli 21 czerwca, a na mecie pod Żurawiem zobacz na mapie Gdańska zameldowali się 2 lipca. W Płocku do dwuosobowej załogi dołączył Mateusz.

- Jesteśmy zmęczeni, ale nie jakoś wyjątkowo. Po tylu dniach pedałowanie stało się dla nas rutyną. Pewne jest, że każdy z nas zrzucił dobrych kilka kilogramów. Podczas wyprawy doświadczyliśmy wielu bardzo ciekawych przygód. Spotkaliśmy się z fantastyczną gościnnością przypadkowo napotkanych na naszej drodze ludzi, którzy zapraszali nas do swoich gospodarstw. Pogoda była bardzo zmienna. Do Płocka było cudownie, niemal cały czas świeciło słońce. Z kolei od Płocka aura postanowiła nam trochę podokuczać - głównie padało i mocno wiało. Udało się jednak pokonać wszystkie przeciwności losu i dopłynąć do celu - tłumaczy Łukasz Lewandowski, uczestnik spływu.
W ciągu 12 dni wyprawy rower wodny przepłynął około 870 km. Panowie każdego dnia wykręcali ponad 70 km, pedałując od świtu do nocy. Z ich wyliczeń wynika, że nieprzerwanie płynęli 180 godzin. Spali "na dziko", w namiotach albo pod gołym niebem, w samych śpiworach. Jedli przeważnie konserwy, ale również potrawy, które sami przyrządzali przy użyciu kuchenki gazowej. Produkty uzupełniali w mijanych po drodze wioskach i miastach.

Niecodzienny rejs dla trzech śmiałków zakończył się w niedzielę, chwilę po godz. 23. Pod Żurawiem zobacz na mapie Gdańska czekało na nich kilkanaście osób, które przywitały załogę szampanem. Warto również dodać, że podczas spływu zbierano pieniądze na puckie hospicjum.

Miejsca

Opinie (98) 6 zablokowanych

  • To jest przyszła żegluga po Wiśle...

    ...na miarę naszych możliwości

    • 3 5

  • Teraz czas na powrót pod prąd do Krakowa :D

    • 2 4

  • Bolek

    Powiedz traktor .tjaktoj .A powiedz rower. Jowej .A powiedz chor ! No , no wez ten rower i idz na zaplecze

    • 3 1

  • Gratulacje

    Brawo
    inicjatywa z rozmachem i wyrafinowanym poczuciem humoru
    czekamy na nastepne zaskakujace pomysly
    fani z nicei

    • 13 6

  • taka jedna

    Większych wariatów od Was nie znam :D Pozdro chłopaki :)

    • 4 4

  • Niestety mieszkaniec miasta Gdańska nie czuje wody. Na plaży jedynie się opala i spaceruje. (2)

    A wchodzi do wody jedynie po to aby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Co zresztą widać po grymasie na twarzy i o gwałtownych r******h rękami po załatwieniu sprawy.

    Ludzie! woda jest wspaniała, zróbcie sobie małą łódkę popływajcie po rzekach, stawach, nawet przy plaży.

    Popatrzcie na stare zdjęcia, kiedy to nad każdym stawem można było wypożyczyć wiosłówkę, a pan w garniturze woził damę z parasolką.

    Polecam też wiedzę o żegludze flisaków, którzy przed wynalezieniem silnika parowego CIĄGNELI do KRAKOWA swoje statki linami idąc wzdłuż brzegu WISŁY.

    • 2 4

    • Niestety, prawdziwych dam już nie ma:-( (1)

      • 2 0

      • dają dają, nie bój

        • 1 0

  • (4)

    Taa, wszystko fajnie, tylko że stowarzyszenie przyjaciół oliwy to przykrywka POlityczna niejakiego radnego andrzejczyka. Tu cała magia pryska...

    • 7 10

    • zamach mgła i wszędzie zasadzka ... (1)

      • 7 3

      • ...helowa

        • 2 2

    • Wina tuska

      • 5 1

    • całe życie z wariatami... I w polu fiołków g*wna będzie szukał...

      • 1 1

  • wierna fanka :)

    Fajne chłopaki!!! Brawo! Gratuluję fantazji i chęci :)

    • 5 6

  • wozili ze sobą toitoia?? (3)

    czy robili 1 i 2 do Wisły...?

    • 8 0

    • Załatwiali się w przyrzecznych karczmach i oberżach. (1)

      • 1 1

      • Czyli nie nic ponieważ, ani urwipołcie

        • 0 0

    • z kajaka się nie da, trzeba przybić do brzegu, tylko hardkorowcy morscy używają kaczki, z roweru pewnie się da, ale kuchenkę pewnie i tak włączali na brzegu więc "dwa w jednym"

      • 0 1

  • a Włocławek?! (2)

    Jak daliście radę przez zaporę?
    jak ja płynąłem kajakiem, musiałem go przenieść, z rowerem nie było by tak łatwo...
    i było tak płytko, że przez otwartą zaporę w Krakowie też musiałem kajak przeciągać po dnie :D

    może działa w końcu włocławska śluza? czy zwerbowaliście pomocników do przenoski?

    i tak mieliście farta do pogody, ja płynąłem we wrześniu, deszcz był 80% czasu, grzyba stóp wyleczyłem dopiero na wiosnę :-)~ a piana (w Nowem?) przelewała się przez burty, taki był wtedy syf, dalej tak jest?

    • 1 0

    • Włocławek śluza (1)

      Śluza we Włocławku działa w określonych godzinach. Ześluzowaliśmy się bez problemu.
      Pozdrawiam

      • 2 0

      • farciarze

        ja musiałem nosić

        bolało, bo poprzedniego dnia za Płockiem zjadłem paskudnie wczorajszą rybkę i miałem biegunkę, cierpiałem jak chory pies i byłem słaby jak dziecko, a musiłem targać kajak bez wózka.

        ledwie się doczłapałem do Nieszawy tego dnia, ratowałem się jakąś polokoktą. do samego Torunia więcej dryfowałem niż wiosłowałem.

        stare dobre czasy. noclegi ma wysepkach i łachach. cisza spokój. całkowita dzikość, kraj się odwrócił całkiem od Wisły, jak by jechać przez odludzie... tylko gdzieniegdzie ruiny starych przyczółków dla barek i portów. i wędkarze. postapokaliptycznie tak, jak by rzeczny Mad Max. dziś zostały mi tylko miłe wspomnienia, nawet tę sr*czkę wspominam kpiarsko i z dumą, że dałem radę, bez leżenia i jęczenia, 100% samodzielnie

        fajnie, że we trójkę, ale samemu też było cool, dużo więcej się dostrzega samemu, otwiera się "trzecie oko" :-)

        t-X

        • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane