• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Stoczniowiec wg. Janusza Bukowskiego.

9 października 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
- Nad czym pracuje teraz kierownik hokeistów Stoczniowca?

- Nad trasą koncertową, czyli sesją wyjazdową. Pojutrze gramy w Tychach, w niedzielę w Krynicy. Wyjeżdżamy jutro, wracamy w poniedziałek nad ranem. Trzeba wszystko zorganizować, przejazd, hotel, posiłki. Dla 26 ludzi. Taka wyprawa kosztuje klub prawie 10 tysięcy.

- Jakie hotele pan wybiera?

- Z pewnością nie orbisowskie. Ceny pokojów staram się negocjować, co jest łatwiejsze po sezonie urlopowym. Kryteria są oczywiste - w pokojach musi być łazienka, a w pobliżu nie może być dyskoteki.

- Zespół aż tak lubi tańczyć?

- Nie o to chodzi. W nocy musi być cisza.

- Co jeszcze robi kierownik?

- Podział jest prosty - szkoleniowcy zajmują się tym, co na lodzie, a ja resztą.

- Wchodzicie sobie w drogę?

- Z polskimi trenerami nie ma kłopotu. Oni znają realia. Zresztą z Heniem Zabrockim zawsze dobrze mi się pracowało. Problem powstał, gdy przyjechał Siergiej Wojkin, przyzwyczajony do układów obowiązujących w rosyjskim klubie. On tam był wszystkim, dzielił kasę. Doszło więc do pewnych sporów, które jednak rozstrzygnęliśmy w męskiej rozmowie.

- Jest pan powiernikiem hokeistów?

- Można tak powiedzieć. Dbam przecież, aby nowi gracze wygodnie żyli, szukam dla nich najlepiej urządzonych mieszkań, dla obcokrajowców staram się o pozwolenie na pracę i tak można wymieniać... Gdański światek hokejowy jest zamknięty i ogranicza się do "Olivii", do kilkudziesięciu osób. W dużym stopniu jesteśmy rodziną. Zawodnicy przychodzą do mnie z różnymi sprawami, od banalnych, związanych ze sprzętem, do bardziej osobistych. Czasem pomarudzą, ale to normalne. Złego słowa powiedzieć o nich nie dam.

- A kto mówi?

- Nie znoszę, jak ktoś mówi po meczu, że hokeista przeszedł obok gry. W ogóle nie lubię złośliwych komentarzy. Bo, stojąc przy bandzie, widzę najlepiej, ile ci chłopcy zostawiają zdrowia na lodzie. Kiedyś w Krynicy komentator Wizji Sport podszedł do mnie i zapytał, po co kupiliśmy Megę, skoro on mecze sprzedaje. No to trochę się wkurzyłem...

- Słowacki bramkarz stał się pańskim przyjacielem.

- Tak jak Romek Skutchan.

- Czy nam się wydaje, czy rzeczywiście początek pańskiej pracy zbiegł się z największymi sukcesami gdańszczan?

- Zacząłem pracę w styczniu '98. Mój pierwszy mecz wypadł w Sanoku i był zwycięski! Okazałem się fartowny, ponieważ wcześniej "stocznia" przegrywała z Autosanem. Miesiąc później zespół awansował do półfinału. Tak samo było po roku! Medalu jednak nie zdobyliśmy, ale bardzo na niego liczę. Przez lata byłem kierownikiem grup młodzieżowych i miałem przyjemność uczestniczyć w kilku sukcesach. Cieszyłem się z brązu młodzików w 1996 roku, a później z tytułów wicemistrzowskich juniorów młodszych oraz - i to dwa razy - starszych. Brakuje mi tylko złota. Seniorzy powinni o tym wiedzieć.

- Do hokeja trafił pan...

- Z policji. Mój pierwszy kontakt z klubem był dość anegdotyczny. Otóż będąc dzielnicowym w Oliwie wspólnie z kolegą trafiłem do hali w jakiejś sprawie służbowej. A było to, dodam, w stanie wojennym. Akurat Stoczniowiec awansował do I ligi i w pokoju sekcji jej działacze, m.in. Marek Bąk, Rysiu Pluta czy nieżyjący Roman Mamok, świętowali sukces. Na widok munduru Markowi butelka prawie z rąk wypadła. Wcześniej nie miałem nic wspólnego z hokejem, grałem tylko w piłkę w MRKS. Wkrótce stałem się częstym bywalcem w "Olivii". Zostałem członkiem klubu, nawet członkiem zarządu, mój pierwszy syn, Sebastian, już w wieku pięciu lat zaczął treningi, potem młodszy o 3 lata, Bartosz. Aż wreszcie, pod koniec 1997 roku, Wojtek Mądrala, zapytał, czy nie chciałbym zrezygnować z pracy w policji - a pełniłem wtedy obowiązki specjalisty do spraw wykroczeń w komendzie miejskiej - na rzecz pracy z pierwszą drużyną. Mając przepracowanych w resorcie 21 lat i prawo do tak zwanej emerytury kroczącej, uznałem, że to całkiem niezły pomysł.

- Sebastian właściwie jest już zawodowcem. Widzi pan przyszłość synów w hokeju?

- Naturalnie. Sebastian, jeszcze raz rozpoczął pierwszy rok na AWF, bo za pierwszym podejściem naukę storpedowały obowiązki ligowe i reprezentacyjne, jednak on już podjął decyzję, co chce robić. Bartosz ma kłopoty z kolanem, cierpi na zmiękczenie rzepki. Z tego powodu został wycofany z SMS. Żaden szkoleniowiec nie chciał wziąć odpowiedzialności za jego zdrowie. To oczywiste, bo w SMS nastolatki trenują jak zawodowcy. Po operacji u doktora Cieśli wraca jednak do pełni zdrowia.

- Jak monotematyczność swoich mężczyzn wytrzymuje żona i mama?

- Właśnie, z takim wariatami. (śmiech). W domu jednak w ogóle nie rozmawiamy o hokeju! Sebastian na przykład żyje komputerem. Zresztą małżonka, Grażyna, jest na każdym meczu w Gdańsku i sama gorąco emocjonuje się występami synów.

star.



Głos Wybrzeża

Kluby sportowe

Opinie (2)

  • NIECH ZYJE KIERO !!!

    Dobra robota KIERO !!! Pozdrowienia z Syracuse - Adam Borzecki

    • 0 0

  • Brawo balanga !!!!!

    Tak trzymać,życzę medalu w sezonie 2001/2002

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane