"Pomocy!" - tylko tyle usłyszał dyżurny gdyńskiej policji zanim połączenie się urwało. Dzięki namierzeniu stacji GSM, do której zalogował się telefon dzwoniącego, udało się go odszukać i zabrać do szpitala. W ostatniej chwili, bo mężczyzna przechodził właśnie udar i jego stan pogarszał się z każdą minutą.
do rodziny / znajomych
47%
na numer alarmowy 112
36%
na policję, ten numer przychodzi mi pierwszy na myśl
2%
Telefon z prośbą o pomoc dyżurny odebrał o godz. 5:30 rano. Choć był niezwykle zdawkowy, bo dzwoniący powiedział tylko "pomocy", dyżurny nie zlekceważył go i nie potraktował jak żart. Po sprawdzeniu w bazie okazało się, że dzwonił gdynianin. Dyżurny wysłał na miejsce patrol, aby sprawdził, czy mężczyzna jest cały i zdrowy i czy znajduje się w domu.
Na miejscu policjantów przywitał brat mężczyzny. Właściciela telefonu nie było w mieszkaniu. Według relacji brata wyszedł z domu dzień wcześniej i do tej pory nie wrócił. Co więcej, policjanci dowiedzieli się też, że zaginiony miał ostatnio problemy ze zdrowiem - miał przejść niedawno udar.
Poszukiwany nie odbierał telefonu. Zlokalizowano natomiast miejsce, w którym jego telefon po raz ostatni zalogował się w sieci. I to właśnie tam policjanci znaleźli mężczyznę, który leżał na poboczu bocznej drogi w Gdyni.
- Mężczyzna bardzo źle się czuł, nie miał czucia w lewej stronie ciała. Nie był w stanie samodzielnie się poruszać i z trudnością rozmawiał. W trakcie rozmowy mężczyzna zaczął tracić przytomność, a jego objawy wskazywały, że mógł przejść kolejny udar. Policjanci wezwali na miejsce karetkę pogotowia lecz z uwagi na pogarszający się stan mężczyzny samodzielnie przewieźli go radiowozem do szpitala, gdzie została mu udzielona pomoc - mówi Krzysztof Kuśmierczyk z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.