• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ta powietrzna flota krzywdy nikomu nie zrobi

Jakub Gilewicz
26 stycznia 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

Zobacz modele samolotów lotnictwa morskiego, które wykonał gdański modelarz.



Mają torpedy do niszczenia okrętów, spore pływaki pod skrzydłami, a do tego za pas startowy służy im powierzchnia wody. W dwudziestym odcinku cyklu Pasjonaci prezentujemy modele samolotów lotnictwa morskiego Pawła Gałkowskiego z Gdańska.



Czy sklejasz modele plastikowe?

Polski samolot Łoś unosi się na powierzchni wody. Pod kadłubem maszyny obsługa umieściła torpedę. Uzbrojenie pokładowe też przygotowane. Łoś ma dużo większą siłę ognia niż we wrześniu 1939 roku.

- U nasady skrzydeł dwa 20-milimetrowe działka, tylny strzelec w wieżyczce ma do dyspozycji wukaem Browninga, z przodu dobre polskie karabiny maszynowe zwane Szczeniakami i w końcu skuteczna angielska torpeda lotnicza - wylicza Paweł Gałkowski, modelarz z Gdańska.

Torpedowy Łoś jest wolniejszy od podstawowej wersji z powodu pływaków. Za to bardziej niezależny, bo - jak tłumaczy modelarz - klasyczne lotnisko można zbombardować i tym samym unieruchomić samoloty, a wodnosamoloty stacjonujące na wodzie nie muszą specjalnie przejmować się bombardowaniem powierzchni startowej. - Działając z zaskoczenia na niskim pułapie takie samoloty torpedowe mogłyby sprawić, że pancernik Schleswig-Holstein długo by sobie nie postrzelał - opowiada Paweł Gałkowki.

Tyle że morski Łoś w rzeczywistości nie istniał. To wizja gdańskiego modelarza, który postanowił poeksperymentować. Od wielu lat specjalizuje się bowiem w sklejaniu modeli samolotów lotnictwa morskiego. Na szklanych półkach w jego niewielkim mieszkaniu stoi kilkadziesiąt eksponatów. Najwyższe miejsce zajmuje niemiecki Dornier X - w okresie dwudziestolecia międzywojennego największa na świecie łódź latająca.

- Przeznaczona była do lotów pasażerskich przez Atlantyk. Tyle że przy 12 silnikach zużycie paliwa było delikatnie mówiąc nieekonomiczne. Poza tym pokazowy lot z Europy do Stanów Zjednoczonych obfitował w spore kłopoty techniczne, więc zamiast do seryjnej produkcji, łódź trafiła do Muzeum Lotnictwa w Berlinie - wyjaśnia gdański modelarz.

Znacznie bardziej udaną konstrukcją był dwukrotnie lżejszy amerykański Martin PBM Mariner. Patrolowa łódź latająca z powodzeniem służyła podczas wojny na Pacyfiku. Na dioramie stworzonej przez Pawła Gałkowskiego Mariner unosi się na wodzie. Jego załoga próbuje podjąć z pontonu pilota, który wcześniej stracił swój samolot. Pomoc przyszła w ostatniej chwili. - Nieopodal widać rekina, który właśnie zainteresował się zawartością pontonu - modelarz wskazuje pionową płetwę przecinającą powierzchnię wody.

Pasjonat stara się dbać o detale. Z wykształcenia jest stolarzem, z zawodu mechanikiem szybowcowym. Samolotami zainteresował się jednak już jako dziecko. Razem z rodziną mieszkał nieopodal lotniska we Wrzeszczu. - Jak mnie nie było w domu, to matka wiedziała, że trzeba mnie szukać gdzieś w stronę lotniska - wspomina.

Po ukończeniu zawodówki połączył pasję z pracą. Na początku lat 70. ubiegłego wieku trafił do Aeroklubu Gdańskiego. Najpierw praktykował, później został pełnoprawnym mechanikiem. Po godzinach zaczął zaś sklejać modele. - Pamiętam, jak w gdańskiej Składnicy Harcerskiej pojawiły się modele sprowadzane z Zachodu - zamyśla się pasjonat, po czym otwarcie przyznaje: - Na początku sklejałem metodą "prosto z pudełka". Dopiero później poznałem modelarzy i trafiłem do pracowni na Morenie. Tam przygotowywałem pierwsze modele pod kątem startu w zawodach.

Sklejał i malował samoloty. Z czasem wyspecjalizował się w lotnictwie morskim. Jak przyznaje, nie pasjonowały go modele maszyn, które miały wielkie osiągi. Wolał wolniejsze, często pękate łodzie latające. - Wychowywałem się jednocześnie nad morzem i przy lotnisku. Zafascynowały mnie więc dwa środowiska - powietrze i woda, i maszyny, które radzą sobie w takich warunkach.

Poza latającymi łodziami ważne miejsce w jego kolekcji zajmuje również lotnictwo pokładowe. Reprezentuje je między innymi duma gdańskiego modelarza, dwupłat Fairey Swordfish ze złożonymi skrzydłami. - To samolot Royal Navy, który działał z pokładów brytyjskich lotniskowców. Z jednej strony jego konstrukcja była technologicznie przestarzała, z drugiej był to samolot niezawodny i prosty w obsłudze - opowiada Paweł Gałkowski.

Mimo słabych osiągów, swordfishe startujące z brytyjskich lotniskowców mogły pochwalić się sporymi sukcesami w unieszkodliwianiu francuskich okrętów i w walkach z włoską flotą. Ponadto przyczyniły się do zniszczenia dumy Kriegsmarine - pancernika Bismarck. - Jedna z torped zrzuconych przez swordfishe uszkodziła ster niemieckiego okrętu, dzięki czemu brytyjska flota mogła go dopaść i zatopić - wyjaśnia pasjonat, który mimo że prawie całym sercem jest z lotnictwem, to największy sukces w modelarskiej karierze osiągnął dzięki okrętowi.

Z modelem słynnego amerykańskiego pancernika USS Missouri wywalczył mistrzostwo Europy. - Trzy razy pod rząd model zdobywał złoty medal w swojej kategorii - odnotowuje fakt pasjonat. O sukcesach mówi niewiele, bo - jak przyznaje - największą radość sprawia mu samo tworzenie. - Nieważny jest cel, ważna jest droga. Model robi się dla przyjemności tworzenia, to daje największą satysfakcję - przekonuje Paweł Gałkowski.

Dlatego codziennie pasjonat siada przy swoim biurku, gdzie od lat ma swój mały, ale dobrze wyposażony warsztat. Są tu pilniki, nożyki, pęsety i kilkadziesiąt innych narzędzi o różnej wielkości. Nad blatem góruje zaś od pewnego czasu spora, podświetlana lupa. Bo wzrok modelarza już nie taki, co kiedyś.

- Mam też wrodzone schorzenie, które powoduje, że drżą mi ręce. Ale to tylko dopinguje mnie do tego, żeby na przekór robić coś, co wymaga sporej precyzji. Dzięki modelarstwu po prostu lepiej się czuję - puentuje pasjonat.

Wojownicze Żółwie Ninja, Rekiny Wielkiego Miasta i postacie związane He-Manem. Zobacz kolekcję Łukasza Kowalczuka, który zbiera figurki bohaterów amerykańskich komiksów i seriali animowanych.

Nawoływano na nich do walki ze stonką ziemniaczaną i prezentowano sukcesy Rewolucji Październikowej. Zobacz etykiety z pudełek po zapałkach należące do Wiktora Jesionka.

Opinie (46) 3 zablokowane

  • Wiecie, co to jest dużo kasy? (1)

    To jest Yamato 1:350 od Tamiyi - 1700 PLN !!!

    • 5 0

    • Jest tez tansza starsza wersja

      • 0 0

  • Torpedowy "Łoś" wydaje się być całkiem niezłym pomysłem (10)

    Szkoda, że w 1939 roku nie mieliśmy "Łosi" w takiej wersji. Pomijam już fakt, że porządnych myśliwców też wtedy brakowało. Zastanawiam się, czy ktoś po podjęciu decyzji o produkcji bombowców, pomyślał o zapewnieniu im osłony samolotów myśliwskich z prawdziwego zdarzenia...

    • 35 4

    • A bo lepiej było wydać kasę... (3)

      ...na 600 (słownie sześćset - to nie pomyłka!!!) samolotów rozpoznawczych RWD 5 (przy 197 przestarzałych myśliwcach P11), bo pan minister był miłośnikiem sportów lotniczych, zamiast zainwestować w porządne lotnictwo myśliwskie. Choćby nawet w zakup licencji jakiegoś francuskiego myśliwca, które niewiele ustępowały Bf 109. Niestety, głąbów wydających decyzje w MON-ie mieliśmy już wtedy pod dostatkiem...

      • 2 1

      • następny matoł

        Głąbów to masz w swojej rodzinie.

        • 0 0

      • (1)

        Francuzi nie nieli wówczas nic do zaoferowania. Podobnie Brytyjczycy. RWD-5 nie był samolotem rozpoznawczym i nie został wyprodukowany w liczbie 600 sztuk. Natomiast w liczbie blisko 600 egzemplarzy został wyprodukowany samolot RWD-8 - był to samolot szkolenia podstawowego i łącznikowy (wersja PWS) oraz sportowy (wersja DWL). Tak więc wielkośc produkcji tego doskonałego samolotu miała ogromne uzasadnienie.
        Nasz problem leżał w braku odpowiednich silników. Nikt zaś nie zamierzał ochoczo sprzedać nam licencji na takowy. Przecież jedynie z tego powodu samoloty PZL P.24 i PZL P.43 były przeznaczone wyłacznie na esport. Dobre silniki GR 14, jaki zostały w nich zastosowane mogliśmy jedynie nabyć u producenta, zaś sprzedaży licencji Francuzi odmówili. Z takim silnikiem PZL P.50 Jastrząb miałby zupełnie przyzwoite osiągi.

        • 0 0

        • P

          Nie wszystkie samoloty miały P przed numerem. Tylko te z "Płat Puławskiego", czyli PZL P.1, P.6, P.7, P.8, P.9, P.10, P.11 i P.24.
          To niestety dość powszechny błąd.

          • 1 0

    • Realia polskiego przemysłu, który był dopiero rozwijany

      Myślano o Łosiu w wersji dwusilnikowego myśliwca - coś a'la Beaufighter czy Me-110.

      Przedmówcy już wspominali o kłopotach z zakupem licencji na silnik - P-24 produkowany był przez to tylko na eksport, ja dodam że wobec przedłużającego się programu budowy Jastrzębia Polska miała kupić mysliwce Spitfire do Brytoli. Dostawy planowano na wrzesień 39 roku...

      • 0 0

    • Przed wojną generalnie uważano, że szybki bombowiec da radę (3)

      bez radaru, z małym zasięgiem, z małą przewagą prędkości
      ówczesny myśliwiec miał małe szanse odszukać/dogonić/zniszczyć cel
      Wojna zweryfikowała te plany brutalnie

      • 14 2

      • Aby na pewno ??? (2)

        Ile bombowych Mosquito udało się Niemcom zestrzelić? To był najbezpieczniejszy, jeśli chodzi o liczbę zestrzeleń w stosunku do ilości lotów bojowych, samolot II WŚ.

        • 1 1

        • DH Mosquito to konstrukcja wojenna a nie przedwojenna

          po drugie tych samolotów było stosunkowo mało
          lotnikom niemieckim dużo łatwiej
          było zniszczyć Lancastera niż DHM i specjalnie się nie starali, bo czteromotorowych celów mieli aż za dużo.
          Reasumując: skoro DHM było takie świetne to czemu RAF nie używał
          wyłącznie DHM?

          Do tego w misjach dziennych zwykle nie działały jako maszyny bombowe
          tylko zwiadowsze operujące na wysokim pułapie....
          Znasz nazwę i niewiele więcej...

          • 2 1

        • Mosquito nie walczyl w pojedynkach. Jablka i gruszki.

          • 0 0

    • Mieliśmy za to wodnosamoloty Lublin R-XIIID

      Wszystkie zostały zniszczone pierwszego dnia wojny podczas bombardowania, więc Łosie też by nic nie dały. Jedynie przebazowanie samolotów na jakieś jezioro oddalone od Pucka mogłoby wodnosamoloty trochę zabezpieczyć, pod warunkiem, że V Kolumna by nie donosiła.
      A co do myśliwców, owszem były koncepcje i projekty Wilka, Jastrzębia i Sokoła, tyle tylko, że nie mieliśmy wtedy dobrych silników o małym przekroju poprzecznym i dużej (jak na tamte czasy) mocy, dlatego nike zdążyły przejść nawet fazy prób

      • 2 1

  • Jerry

    Serdecznie Pozdrawiam - ja interesuję się lotnictwem ale zrezygnowałem z modeli do sklejania na rzecz die-cast wykonanych z metalu gotowych modeli Corgi są bardzo ładne trochę drogie mam ładną kolekcję tylko trzeba je jakoś ładnie wyeksponować. ale z czasem się da.

    • 0 0

  • RWD-22 (4)

    tak nazywał się projekt samolotu przedwojennego, przypominajacego Łosia na pływakach. Niestety nie zdążył wejść do produkcji.

    • 4 0

    • Polska niemoc (3)

      Bo u nas nic nie może wejść do produkcji, taka jest nasza narodowa cecha, że sami sobie musimy pod górę robić.
      Ile to dobrych konstrukcji nie weszło do produkcji z banalnych powodów, TS-16 Grot, I-22 Iryda, PZL-230 Skorpion, można wymieniać i wymieniać, były to konstrukcje na poziomie światowym, ale komuś za granicą nie pasowało aby weszły one do produkcji bo stanowiły by konkurencję dla ich produktów, nie rzadko znacznie gorszych i mniej zaawansowanych (czy to rosyjskich, czy też zachodnich).
      Dlatego zagraniczna "konkurencja" opłacała decydentów w naszych władzach aby projekt poszedł w kibel, bo był nieopłacalny czy z innego niedorzecznego powodu.
      Tym sposobem sprzęt kupowaliśmy po zawyżonych cenach za granicą, za PRL byliśmy uzależnieni od dostaw Migów-23 i 29 po cenach 2 razy wyższych niż płaciły kraje arabskie takie jak Syria, Libia, czy Irak, a obecnie musieliśmy kupić staroświeckie F-16, których obecnie siły powietrzne takich krajów jak Izrael, Holandia, Norwegia właśnie się pozbywają zastępując je F-35 lub Eurofigterami, a w naszych kręgach decyzyjnych już rodzą się pomysły, czy nie uszczknąć kilkudziesięciu F-16, które mają iść na złom.
      POdobna analogia była z projektem korwety Gawron i amerykańskim złomem w postaci fregat Oliver Hazard Perry.

      • 1 5

      • Jasne, jasne!

        Iryda i Scorpion pędzące z zawrotną prędkością AŻ 1 Macha są wspaniałą alternatywą dla F-16! Przestań bajdurzyć! Owszem, był i są polskie konstrukcje przebijające najlepsze światowe wzorce (np. KbUr, PL 01 Concept), ale akurat ich nie wymieniłeś. Ciekawe dlaczego?

        • 0 0

      • idea przyswiecała ci dobra ale jak zawsze musiałeś wcisnąc ideologię i powiesićsię na Polakach czy na 20 leciu miedzywojennym
        wtedy po zaborach mieliśmy łosia (naprawde nowoczesny bombowiec)
        teraz nawet nie mamy polskich rządów
        wiec normalności nie będzie

        • 0 0

      • Tak tak, świetnie wyglądały te samoloty na wizualizacjach.

        • 0 2

  • Brakuje opcji odpowiedzi "sklejałem w dzieciństwie".

    Kiedyś to naprawdę były modele... sklejałem je przez parę lat, w sumie z tuzin samolotów i helikopterów, ale to było dawno...

    • 5 0

  • Fajna rzecz (6)

    Wymaga sporo.
    Dokładności.
    Cierpliwości.
    Kasy też.
    Ale daje satysfakcję.

    • 40 1

    • Już nie przesadzaj z tą kasą (5)

      Dużo nie wymaga.

      • 3 1

      • Sprawdź, ile kosztuje porządny model kartonowy okrętu (3)

        z laserowo wycinanym szkieletem, kompletem toczonych luf i elementami fototrawionymi. Cena leci w setkach złotych. To już, niestety, nie te czasy, kiedy kupowało się "Małego Modelarza" za kilka sprzedanych w skupie butelek albo makulaturę.
        Do tego dolicz koszta ściągania dokumentacji (przy założeniu, że nie popierasz pirackich stronek w necie).
        Można, oczywiście, poprzestać na prostych i tanich modelach klejonych "z pudełka/wycinanki". Ale nie ukrywajmy - z każdym następnym modelem będziemy sobie stawiać poprzeczkę coraz wyżej.
        Pamiętam czasy, kiedy jechałem na Morenę przez pół Polski na zawody modelarskie, które wtedy prowadził jeszcze ś.p. T. Racki. Dziś, po wielu latach, kiedy sam zjechałem na stałe do Trójmiasta, po modelarni śladu nie ma. Przynajmniej w okolicach centrum i stoczni nie znalazłem żadnej.

        • 3 3

        • odp. (2)

          Nie no pewnie można wyadać mniej lub wiecej, ale czy każdy musi odrazu stosować toczone lufy, elementy fototrawione i inne bajery(których cena niejednokronie przewyższa model wyjsciowy):)
          Pytanie - Co to znaczy dużo kasy.
          Jeśli ktoś chce zacząć modelarstwo za ok. 35-40 zł kupi zestaw startowy z farbami i klejem modelu samolotu w skali 1:72. Model kartonowy np. okrętu - od 30 zł w góre. Pancernik kartonowy(ale to już raczej nie dla początkujacych:)- za hmm 50- 80 zł spokojnie można już kupić dobre opracowanie. Myślę, że jak na początek to nie jest dużo. Pewnie, jak w każdym przypadku im dalej w las, tym może być drożej, ale nie musi, oczywiście zależy to od osoby.
          Ale chciałbym jeszcze razpodkreślić, szczególnie dla osób które nie siedzą w klimacie, że nie jest to drogie hobby, i cena napewno nie jest odpychająca.
          Pzdr.

          • 3 0

          • Ja akurat dałem przykład modelarstwa kartonowego, (1)

            bo trochę w tym siedzę. Za ostatnie dwa modele samolotów w skali 1:33, jakie kupiłem (jeden właśnie jest w drodze), dałem po ponad 200 PLN za sztukę (!). Mówimy tu o wycinance z dedykowanymi przez wydawcę akcesoriami. Czy to dużo kasy? Dla mnie, jak za dwa modele samolotów - sporo... A mówimy tu przecież tylko o samych wycinankach. Do tego należy zaopatrzyć się w "warsztat modelarski" (kilka rodzajów kleju, farby, pędzle itd). Na szczęście jest to wydatek jednorazowy (albo raczej długoterminowy).

            Od pewnego czasu zauważam zacierającą się granicę cenową pomiędzy modelami kartonowymi i plastikowymi.

            Mówiąc o początku pasji - ok. Można zmieścić się w niewielkim budżecie. Później, jak każda pasja, zaczyna pochłaniać coraz więcej czasu i pieniążków :)

            Przy okazji - kilka lat temu próbowałem z kolegami aktywować modelarnię dla dzieci w swoim mieście (wtedy jeszcze nie było mnie w Trójmieście). Koszty zakupu narzędzi i modeli wzięliśmy na siebie (wiadomo - dzieci nie pracują i budżet mają skromny). Wierz mi... Nie dało się zejść poniżej kwoty czterocyfrowej...

            • 2 0

            • Teraz to by Pana prześwietlili fest pod kątem ewentualnego pedofilstwa - jakby Pan chciał pracować z dziećmi nie będąc zawodowym pedagogiem, etc. ;)

              • 0 0

      • Dokładnie

        Ale za to wymaga myślenia, a z tym u naszego Zenka - jak powszechnie wiadomo - krucho.

        • 4 0

  • Ten typ Dorniera ma również pewien związek z Gdańskiem

    Mianowicie przy Górkach Wschodnich, na Wyspie Sobieszewskiej było lądowisko dla wodnosamolotów. Bywało,,ze i taki Dornier wylądował na Wiśle Śmiałej lub Martwej. Budynek dworca lotniczego istnieje do dzisiaj tyle, że ma inne przeznaczenie.

    • 5 0

  • Super pasja tez kiedys sklejałem modele niestety kobiety nie toleruja takich pasji (1)

    dla nich to strata czasu i pieniędzy a przede wszystkim brak ambicji :) Kobieta toleruje tylko pasje które dają popularność i kasę.

    • 16 1

    • A mi rodzicie nie pozwalali sklejać plastikowych samolotów, z uwagi na trujące opary kleju. Teraz zapewne jest to inna chemia - nie tak toksyczna, gryząca w nos, szczypiąca w oczy jak w latach 80.

      • 1 0

  • Mistrzowskie dioramy z Włocławka

    dioramy modelarskie tworzone od podstaw (w trochę większej niż 1/72 skali :-)) - wykonał je imiennik pana Gałkowskiego z Włocławka. Po prostu kopara opada, jak na to się patrzy!

    (w)ww.youtube.com/watch?v=yxazPfYqQzI#t=6

    • 2 0

  • Serdecznie pozdrawiam Pana Pawła, któremu wiele osób wiele zawdzięcza

    • 9 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane