• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zobacz rybackie minimuzeum, efekt pracy pasjonata

Jakub Gilewicz
18 sierpnia 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Zobacz, jakie pamiątki zgromadził w swoim rybackim muzeum Jerzy Piątek z Sopotu.


Połączenie fortepianu i roweru służyło do skręcania lin, kleszczka do szycia rybackich sieci, a łyżwy pomagały w czasach głodu. Każdy z kilkuset przedmiotów zgromadzonych w sopockim Mini Muzeum Rybackim ma swoją wyjątkową historię. Opowiada je rybak Jerzy Piątek, założyciel rybackiego muzeum i bohater dwunastego odcinka naszego cyklu Pasjonaci.



Na ramieniu tatuaż z wizerunkiem delfina butlonosa, na torsie biały podkoszulek, a w oczach determinacja. Bo jak rzuca siwiejący rybak: szycie sieci było kobiecą robotą. Ciekawscy pytają jednak o drewniany stolik z siecią, więc czasem musi przy nim usiąść. Skupia wtedy wzrok na oczkach i macha drewnianą kleszczką.

Czy wiedziałe(a)ś o istnieniu Mini Muzeum Rybackiego?

- Od czasu kiedy ludzie zauważyli, że w wodzie pływają ryby kleszczka to podstawowe narzędzie rybaków. Służy do wszelkich prac sieciarskich - wyjaśnia z dumą Jerzy Piątek, założyciel Mini Muzeum Rybackiego w Sopocie zobacz na mapie Sopotu. Po kilku minutach machania kleszczką na twarzy rybaka pojawia się jednak zaduma. Nie martwi go wcale perspektywa przejrzenia ponad 20 tysięcy oczek sieci. Jerzy Piątek wzdycha, bo od lat sieci produkowane są przez maszyny, bo coraz mniej osób potrafi posługiwać się kleszczką.

- A co będzie, jak ten cały świat... No, wie pan, kiedy wszystko trzeba będzie zaczynać od początku. Będzie trzeba zdobyć jedzenie, aby przeżyć. Złowić ryby. Tylko jak, skoro nikt nie będzie pamiętał o kleszczce?

Bo kleszczka to dla rybaków wynalazek ważniejszy od koła. Choć jest niepozorna zajmuje szczególne miejsce w muzeum. Podobnie jak sieci rozwieszone na ścianie. Tuż przy nich umieszczono wycofane z użycia haczyki i sadz na małe ryby, które dawniej służyły jako żywa przynęta. Dalej wiszą spodniobuty - nieoceniona ochrona, ale też zmora rybaków.

- Spodniobuty sprawdzały się świetnie, kiedy pływało się podczas sztormu. Tyle że nie miały rozporka, więc jak komuś chciało się sikać, musiał klęknąć na pokładzie i siku, siku przez... kołnierzyk - śmieje się stary rybak, po czym chwilę później już z powagą dodaje: - To było naprawdę trudne załatwić potrzebę podczas sztormu mając na sobie spodniobuty. Wyjścia się jednak nie miało.

Podobnych historii Jerzy Piątek opowiada bez liku. Pochodzi bowiem z rybackiej rodziny. Łowił jego dziadek, ojciec i on sam. Przez 40 lat. Po czym przestał. - Mógłbym jeszcze, bo sprawny jestem, ale u nas rybołówstwo wiadomo w jakim stanie - wzdycha stary rybak. Uśmiecha się jednak, kiedy opowiada o początkach muzeum.

Masz ochotę na świeżą rybę? Zobacz materiał TV Borysa Kossakowskiego z przystani rybackiej w Sopocie.

- Rybackie rzeczy zaczął zbierać już mój dziadek. Powiedzielibyśmy dzisiaj, że był pozytywnie stuknięty. Zbieranie kontynuował mój tata, a mi pozostało taką kolekcję uporządkować i dbać o nią. Z czasem przyszedł pomysł założenia muzeum. Zaczęło działać w 2000 roku i stało się takim małym skansenem, świadectwem codziennej pracy rybaków - opowiada Jerzy Piątek.

Opiekun minimuzeum z pasją wyjaśnia zwiedzającym, do czego służyły konkretne przedmioty. Lubi też wspominać o ich dawnych właścicielach.

- Kiedy patrzę na rybackie kapelusze, widzę twarz Geralda Tilsy, który miał kłopoty, aby swój kapelusz wciągnąć na głowę - uśmiecha się stary rybak.

Nie unika też smutnych historii. Bo jak mówi, życie rybaków i ich rodzin zawsze było trudne. Na dowód tego wskazuje eksponaty wiszące na kolejnej ścianie. Są tu najróżniejsze świdry, oskardy i kilofy. Poniżej, na stole leży zaś stara łyżwa.

- W dawnych czasach, kiedy zimą panował głód, rybacy zakładali łyżwy i ruszali na skuty lodem Bałtyk. Wiercili przeręble i łowili. A kiedy ryby nie było, polowano na ptaki. Pamiętam, że dziadek opowiadał mi, jak smakuje mewa. Napominał mnie też, kiedy byłem mały i nie chciałem już jeść ryb, bo mi już bokiem wychodziły. Wtedy dziadek mówił: słuchaj, Jurek! Nie ma w rybie ości, jak się pupa wypości - wspomina opiekun rybackiego muzeum i spogląda w kierunku jednej ze ścian. Stoi pod nią dowód na to, że rybacy potrafią sobie radzić w bardzo trudnych czasach.

To maszyna do skręcania lin skonstruowana przez rybaków. Jerzy Piątek zwykł mawiać o niej "skrzyżowanie roweru z fortepianem". - Bo poza różnymi częściami ma nóżki od fortepianu, a od roweru dzwonek i pedał. To przykład rybackiego zmysłu technicznego - zachwala opiekun muzeum i zaraz dodaje: To są rzeczy, o których przeciętny człowiek raczej nie wie. Ktoś jednak musi o tym pamiętać, więc dzielę się z ludźmi swoją wiedzą. To taki mój mały wkład do przetrwania kultury materialnej rybaków.

Butelki, etykiety i podstawki ze starych gdańskich browarów. Zobacz niezwykłą kolekcję Pawła Kinowskiego z Gdańska.

Wykuwa miecze i walczy nimi. Zobacz w akcji Jana Chodkiewicza, który zdobył w Szwecji mistrzostwo Europy we władaniu długim mieczem.

Miejsca

Opinie (40) 6 zablokowanych

  • łał! (4)

    Ja mogę stworzyć muzeum butelek po jabolach.

    • 14 53

    • (2)

      Korasie! ..nic mądrego do powiedzenia nie masz.jak nie rozumiesz to sziedz przed kompem na d.pie i lajkuj idiotyzmy, bo tylko to moze do ciebie docierac

      • 8 3

      • ale o co chodzi ?

        • 1 0

      • nie obrażaj

        Każdy ma prawo kolekcjonować co mu pasuje

        • 0 0

    • tu poca sie debile

      • 1 1

  • Szacunek.

    Wielki szacun za to co Pan robi.

    • 75 2

  • Ja zbieram kapsle. (1)

    • 21 17

    • Ja

      lubię placki!

      • 1 2

  • Pozytywne (1)

    i prawdziwe, szacunek.

    • 53 1

    • Jak można mówić, o świeżej rybie z marketu haha :-) smacznego :-) fladra u rybaków kosztuje 6 zł za kilogram to chyba nie jest wygórowana cena.

      • 0 0

  • świbno (7)

    Mieszkam na wyspie sobieszewskiej w gdansku jakis kilometr od portu gdzie ci jak sie nazywaja "rybacy" sprzedaja swieza rybe a co najlepsze miejscowym za taka sama cene jak w centrum polski np warszawie i gdzie tu sens i logika? Jak mozna byc tak pazernym ze nawet "swoim" nie opuszcza sie ceny. Mieszkam nad samym mozem a rybe jem tylko wtedy gdy mnie na nia stac i powiem szczeze ze wole kupic w markecie filety niz od tych leserow przycinajacych na czym tylko sie da

    • 21 12

    • troche strach jeść rybę z tego szamba jakim jest bałtyk

      • 8 4

    • do kocur (1)

      jak wolisz pange z marketu to Twoja broszka (sterydy też są przyswajalne), ja mieszkam w Gdyni i co piątek jadę na hale po rybkę, z ceną nie przesadzaj nie jest droższa od mięsa, logika jest taka że nad morzem w sezonie na dorsza kupisz go świeżego

      • 4 1

      • Cena jest spoko

        ale z hali się boję, mają tam mnóstwo starych ryb.

        • 0 0

    • Ja tez mieszkam nad samym morzem!

      • 1 0

    • tak drogo bo te lesery sprowadzaja rybę z Warszawy

      • 3 3

    • zapraszam na swieżą pangę prosto od rybaka :)

      • 3 1

    • od leserów?nie wytrzymal byś jednej nocy na łodzi!!!nie ma nigdzie bardziej świeżej ryby od tej co można kupić od rybaków..a to że nie które gatunki takie jak łosoś są może troche droższe od tej z supermarketu, nie można ich porównywać,wolno żyjąca troć a sztucznie hodowane z Norwegii.Mieszkasz nad morzem a nie szanujesz soli tej ziemi...

      • 7 1

  • (1)

    Zaraz skarbówka się za niego weźmie i go zniszczy bo podatku nie płaci za biznes, który prowadzi...

    • 20 7

    • .

      a moze by tak miasto pomoglo w utrzymani muzeum?

      • 2 0

  • Sopot (3)

    Ode mnie nachalnie żądał zapłaty za zwiedzanie...

    • 4 30

    • smutna refleksja (2)

      jak ktoś coś robi to normalne że chce za to zapłatę, gdzie ty żyjesz??? nie masz kasy nie wchodzisz proste (jak do muzeum)

      • 8 1

      • ? (1)

        Facet był nachalny...
        Jego zachowanie było grubiańskie.

        • 0 1

        • a ile kosztuje bilet? I kiedy można zwiedzać?

          • 0 1

  • Mieszkam całe życie blisko morza ale pierwszy raz słyszę żeby na łyżwach po skutym morzu (2)

    Rozumiem na jeziorze ale nie na morzu tam nie ma gładkich powierzchni. Ale mogę sie nie znać, wszak tylko 40 lat mieszkam 100 metrów od morza

    • 2 19

    • podobne lyzyw mieli tez Szwedzi jak sciagali

      zima ryby z przerebli na Östersjön czyli Baltyku.

      • 3 0

    • Rybackie minimuzeum

      Nad wodą są góry jak z Gdyni do Karlskrony wiesz człowieku się nie ośmieszaj

      • 0 0

  • dzieki naszym popapranym rzadom polskie rybactwo (1)

    możemy ogladac tylko w muzeum, dziekuje za uwage

    • 20 4

    • uważaj z takimi opiniamii

      to nierozsądne i groźne

      • 2 7

  • (2)

    Spodniobuty? Myślałem że mówi się na to wodery. Jak widać nie...

    • 2 19

    • Spodniobuty? Myślałem że mówi się na to wodery. Jak widać nie....

      Wodery to same długie kalosze :)

      • 6 0

    • Spodniobuty to jak sama nazwa mówi połączenie spodni i butów- są one często na tyle wysokie że siegają pod pachy wędkarza/rybaka. Wodery to coś na kształt butów od wojskowego OP-1. Najczęściej sięgają krocza osoby ich uzywającej a żeby nie spadały sa przypinane do paska od spodni.

      • 3 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane