• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Żony marynarzy: z młotkiem w ręku, a nie na kawie u przyjaciółki

Agnieszka Śladkowska
21 września 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Żony marynarzy są do siebie podobne. Muszą być silne, łatwo podejmowac decyzje, trzymać zazdrość na wodzy, do tego posiadać młotek, otwieracz do słoików i zawsze naładowany telefon. Żony marynarzy są do siebie podobne. Muszą być silne, łatwo podejmowac decyzje, trzymać zazdrość na wodzy, do tego posiadać młotek, otwieracz do słoików i zawsze naładowany telefon.

Marynarz to nie tylko zawód, to właściwie sposób rodzinnego funkcjonowania. Zajęcie, które w równym stopniu angażuje najbliższą rodzinę, co samego pracownika. Przyjazdy i odjazdy, przesuwane święta, życie na wiecznej randce po wielu latach małżeństwa, samowystarczalne żony, które wszystkie swoje plany dopasowują do pracy męża, a młotek i otwieracz do słoików to ich podstawowe wyposażenie. Sprawdziliśmy, u źródła, jak wygląda życie z marynarzem.



Kasia Wajs chce zintegrować trójmiejskie środowisko żon marynarzy. Rok temu założyła bloga zonamarynarza.pl, teraz przygotowuje drugie spotkanie. Kasia Wajs chce zintegrować trójmiejskie środowisko żon marynarzy. Rok temu założyła bloga zonamarynarza.pl, teraz przygotowuje drugie spotkanie.
Trudno szukać zawodu, który w równym stopniu angażuje pracownika co jego partnera, przy okazji "racząc" go całą artylerią krzywdzących stereotypów. Trójmiasto to największe w Polsce zagłębie marynarzy, a tym samym ich rodzin, którym daleko do standardowego funkcjonowania. Czas nie odlicza się w tygodniach, poniedziałkach i piątkach ale w "odpływach" i "przypływach". Dzięki Kasi środowisko żon, partnerek marynarzy w Trójmieście zaczyna się wspierać. Grupa na Facebooku ma ponad tysiąc członków, a pewnie po kolejnym spotkaniu organizowanym 27 września liczba będzie jeszcze bardziej imponująca.

Agnieszka Śladkowska: Kiedyś marynarzowa, bo tak przecież mówiono o żonach marynarzy, to był praktycznie zawód. Czyli pachniesz, malujesz paznokcie...

Kasia Wajs: Tak a jak mąż tylko wyjdzie z domu to za rogiem czeka ze swoją walizką kochanek, który umila samotne tygodnie, do tego restauracje i zakupy. Niewiele to ma wspólnego z naszym życiem, choć takie przeświadczenie faktycznie jest.

Czy musisz dopasowywać swoje życie do pracy partner(a)ki?

To jak żyje się z marynarzem?

Ciekawie i ekscytująco. Nie możesz próbować powielać życia standardowej rodziny, bo tylko się sfrustrujesz. Musisz być samodzielna. Nie ma "że nie działa", nie ściągniesz męża z drugiego końca świata. Ostatnio naprawiałam pralkę, spłuczkę. Wiele kobiet pracuję na niesamowitych obrotach, do tego ma dzieci jedno, dwoje, troje. To jest masa organizacji, jeśli nie ma partnera, który może Ci pomóc. A potem on przyjeżdża na trzy, cztery tygodnie i czas zaczyna biec zupełnie inaczej. W tych trzech tygodniach wszystko jest zaplanowane. Np. teraz trzeba oddać samochód do warsztatu, mąż ma nauczyć syna jeździć na rowerze, zaległe towarzyskie spotkania, urodziny, kino, wspólna kolacja.

Wiedziałaś jak będzie wyglądać twoje życie z pływającym partnerem kiedy decydowałaś się na związek?

Nie. On jeszcze studiował, choć nie ukrywał, że będzie pływał. W ogóle o tym nie myślałam, nie miało to dla mnie wtedy znaczenia. Będzie to będzie, nie analizowałam tego. Zaręczyliśmy się, wzięliśmy ślub i zaraz po, wypłynął w dłuższy rejs na osiem tygodni.

Osiem tygodni w morzu, to ile kolejnych w domu?


Generalnie wraca na tyle samo na ile wypływa. Najdłuższy kontrakt to trzy miesiące - pechowo, bo akurat byłam w ciąży. Pamiętam jak była zima, musiałam z wielkim brzuchem odśnieżać samochód, żeby wrócić do domu. Włączyłam Skype'a a on siedział w porcie w krótkich spodenkach. Miałam ochotę wtedy go rozszarpać. (śmiech)
Łatwo jest wpaść w takie myślenie, że pływanie to wakacje. A praca na statku jest ciężka i odpowiedzialna. Taki związek wymaga dużo zrozumienia na czym polega partnerstwo.

W trzy miesiące to można przegapić święta, sylwester, urodziny i rocznicę za jednym zamachem.

Wiesz, ja dosyć szybko doszłam do tego, że daty się dla mnie nie liczą. Na początku marudziłam, bo z reguły jest tak, że na ważne daty jednak nie ma ich w domu. Ostatnie święta mieliśmy trzy lata temu, cztery lata temu wspólny Sylwester. Rocznic ślubu z sześciu obchodziliśmy dwie. Choć jak tak myślę, na swoich urodzinach jest w domu za każdym razem (śmiech). Generalnie trzeba się wykazać pomysłowością. Znajoma zamroziła z wigilii połowę dań i zrobiła ją tydzień później jak mąż przypłynął.

Gorzej z sytuacjami, których nie da się przesunąć.

No tak jak jesteś w ciąży to nastawiasz się, że rodzisz sama. Jest szansa, że mąż zejdzie ze statku i przyjedzie tak szybko jak się da. Koleżanki mąż jechał z Afryki, na poród nie dotarł, ale zdążył zobaczyć dziecko jeszcze w szpitalu. W sumie każda z żon marynarzy Ci powie, że najczęściej jak na złość - dzieje się coś ważnego, trudnego z dziećmi, z domem właśnie wtedy kiedy ich nie ma. Dlatego zdarza się, że same sobie proponujemy - żeby korzystać ze swoich mężów nawzajem. Nie we wszystkim się da(śmiech), ale np. przy zepsutym aucie czemu nie.

Czyli jeśli dzieje się coś ważnego, można starać się ściągnąć go do domu?


Zawsze trzeba wziąć pod uwagę czy warto stawiać firmę do góry nogami i oczekiwać powrotu. To całe przedsięwzięcie - trzeba zorganizować loty, znaleźć zastępstwo, Szczególnie jeśli jest poza Europą.

Jeśli dzieje się coś trudnego nie mówicie partnerowi?


Jeśli poważnego... nie, mówię dopiero po fakcie. Jak sytuacja się ustabilizuje i miną pierwsze emocje i uda się ją choć trochę opanować. Osoba, która jest na morzu, nie ma realnej możliwości zrobienia czegokolwiek. To tylko wygodne, bo kobieta zrzuca z siebie emocjonalny ciężar na męża, który nie może pomóc.

Co jest najtrudniejsze brak czasu, zazdrość?

Ani jedno ani drugie. Mimo wszystko mamy dużo wspólnego czasu. Każda żona, matka, córka marynarza potwierdzi, że ten czas dużo bardziej wykorzystujemy niż inni ludzie. Nawet jeśli mamy cztery tygodnie. To wykorzystujemy je maksymalnie. Co do zazdrości jak chcesz być żoną marynarza, to zazdrość trzeba trzymać na wodzy. Pewnie znasz powiedzenie, że marynarz w każdym porcie ma dziewczynę. Oczywiście nie powiem Ci, że marynarze nie zdradzają, ale ryzyko jest podobne. Ktoś ma fajną koleżankę w pracy i mówi żonie, że dziś musi zostać po godzinach. Jeśli decydujesz się na takie życie, to musisz mieć zaufanie. Jeśli zaczniesz sprawdzać, to się zamęczysz.

To co jest najtrudniejsze?
Jak zostajesz sama z maleńkim dzieckiem na kolejny miesiąc, dwa, trzy. Samotne wieczory, niedziele. Tęskniące dzieci. Do tego problemy z kontaktem szczególnie w Afryce czy Azji, nie każdy ma dostęp do telefonu satelitarnego. Może się zdarzyć, że i miesiąc nie masz kontaktu z mężem. Ale brak wiadomości to dobra wiadomość. My właściwie mamy dwa w jednym. Życie singla, swobodę, wolność i plusy życia w parze masz na kogo czekać i kochać.

I do tego nie musicie martwić się o pieniądze!


Marynarze nie zarabiają kokosów jak kiedyś. Ale faktycznie zarobki w porównaniu do tych w kraju są bardzo dobre. To daje swobodę, może otworzyć swoją firmę bez stresu, czy od razu wszystko się zwróci.

Bardzo dobre czyli jakie?

Stanowiska są różnie wyceniane, dużo zależy od statku, kontraktu. Jedni mają płatne on/off, czyli na lądzie i na statku, inni tylko za czas spędzony na morzu. Zarobki są bardzo różne. Na pewno jest to większa kwota niż nasze średnie zarobki. Oczywiście za tysiąc zł nikt nie pływa na statku.

A za 10 tys.?

Oczywiście, to już bardzo dużo pieniędzy. Ale W branży morskiej pływa się na kontraktach. Kontrakt się kończy i różnie bywa, możesz np. pół roku szukać kolejnego kontraktu, a masz już kredyt. Praca na morzu dla polskich marynarzy będzie zawsze, tylko czasem trzeba poczekać.

Związki z marynarzami są trwalsze?

Tak, my mamy wieczną randkę (śmiech) Piękne jest jak kobiety z 20 letnim stażem małżeństwa jadą zawieźć męża na statek i cięgle mają łzy w oczach.

Żony marynarzy są do siebie podobne?


Tak, tak jak nasze sytuacje są do siebie podobne. Jak opowiadamy anegdoty, problemy, mówimy o wątpliwościach to każda z nas kiedyś się z tym starła. Stąd powstał pomysł organizowania spotkań.

Jak wyglądają spotkania? Pijecie kawę i opowiadacie własne historie?

Nie, to raczej poboczny element. Samo spotkanie jest idealnie zaplanowane. Rozmowy z radcą prawnym, psychologiem, ale też tym razem będzie pokaz mody i wiele niespodzianek.

Gdyby to od Ciebie zależało przekonywałabyś męża, żeby przestał pływać?


Nie, tak jest dobrze. Potrafi być trudno, ale jest też ciekawie i ekscytująco. A każdy powrót to święto.

Wydarzenia

Spotkanie Żon Marynarzy

spotkanie, pokaz

Opinie (434) ponad 20 zablokowanych

  • zycie marynarza (2)

    Jestem marynarzem od 7 lat. Potwierdzam, ze warunki finansowe sa bardzo dobre, glownie dlatego ze większość życia spedza sie poza domem, sama praca nie jest trudna. Trzeba byc odpornym psychicznie bo tak jak w artykule, na niektóre rzeczy nie ma sie wpływu, będąc na morzu. Co do związków, ja uważnie obserwuję kobiety, bardzo często kobiety "włażą" do łóżka, gdy tylko dowiedzą sie jaką pracę wykonuję, wiec od pewnego czasu mówię ze wyjezdzam w delegację :)
    Nie mam 18 lat zeby sie tym jarac, wyszumialem sie i tak jest latwiej, znalezc odpowiedzialna, szczerą dziewczynę.
    Z innych kwestii, wielu moich "kolegów" odwróciło sie ode mnie gdy zaczalem dobrze zarabiac, pojawiły sie telefony od znajomych ktorych nie widzialem miesiacami z prośbą o pozyczkę pieniedzy...
    Ale mimo tego, nie zamienilbym tej pracy na korporobocizne. Doceniam zupelnie cos innego niz ludzie, dla ktorych jedynym celem jest upicie sie w Sopocie co tydzień i lansowanie za cudze pieniadze. Widzialen z bliska niedzwiedzie polarne, orki, wieloryby, warany,malpy, zorze polarne i urywajace sie kawałki gór lodowych. Takich wspomnien nie da sie kupic.

    • 85 2

    • Tez widziałem

      • 13 8

    • - A fjordy widziałeś?
      - Stary! Fjordy to mi z ręki jadły!

      • 0 0

  • jak najdalej

    Jak najdalej od takich organizacji.
    "Nie mów nikomu, co się dzieje w domu".

    • 22 4

  • Pływałem 4 lata (15)

    i były to najgorsze lata mojego zycia, fakt zarobki dobre (ok 15-20k miesiecznie) ale zycie rodzinne to była ruina. Naszczescie w porę się opamiętałem, znalazłem prace na lądzie w PL , trochę gorzej płatną ale przynajmniej jestem codziennie z rodziną i teraz zaczynam zyc normalnie,

    Na statku czułem jak trace najlepsze lata zycia. Teraz mam pracę biurową i zupelnie nie moge pojac co mnie ciągnelo do pracy na maszynie....

    nie polecam plywania mlodym chlopakom - po ukonczeniu akademii morskiej lepiej znalesc prace na ladzie, zarabiac troszke mniej ale zyc jak czlowiek a nie pies.

    • 35 11

    • (1)

      Niektórzy sie nie nadaja do pływania

      • 28 2

      • A inni do zycia.

        • 18 0

    • do pracy na maszynie.... (2)

      Faktycznie nie dla Ciebie ta robota :-)

      • 16 0

      • potwierdzam

        na maszynie ;)

        • 4 2

      • ihihi dobre

        pozdrawiam 2nd enginner na fpso

        • 2 1

    • nic dziwnego,

      za krawca na statku pasazerskim marnie placa...

      • 7 1

    • (1)

      Do autora

      A ja myślę że Ty coś bajerujesz i nigdzie nie pływałeś...Pływa pewnie twój kolega albo sąsiad i mu zazdrościsz

      • 5 7

      • buahahahahaha

        zazdrościć siedzenia po kilka tygodni na śmierdzącym statku, fakt, jest czego !!!!

        • 7 8

    • :) (2)

      Hej mam 25 lat :) 2 lata na morzu... studia nawigacyjne- UKOŃCZONE :) opcje na kontrakty -bezproblemowe ! :) co zrobiłem? Zrezygnowałem, tak jak TY ! :) W obecnej chwili nie żałuję podjętej decyzji...

      • 10 4

      • Prawo darwina

        Natura eliminuje słabych.

        • 5 6

      • Hahahahaha, joo kontrakty na decku bezproblemowe, chyba 10 lat temu.

        • 1 0

    • nie wiem jak jest naprawdę (3)

      ale u mnie w pracy (stocznia) pracuje kilku kolegów którzy zrezygnowali z pływania na rzecz pracy na ladzie.
      Nie wiem jakie mieli motywacje ale raczej nie byli do tego zmuszani.
      Osobiście myślę, że nie każdemu odpowiada praca na ciasnym statku (pracuje w stoczni i potrafię sobie wyobrazić warunki pracy w warunkach morskich).
      A pieniądze ? ciężko powiedzieć...inżynier na wyjeździe w Niemczech lub norwegi wyciąga tez ok 20 tys. miesięcznie a mieszka i żyje normalnie a nie na środku oceanu.

      • 12 2

      • (2)

        I zawsze może rodzinę ściągnąć, a na morze raczej nigdy nie ściągniesz ;)

        • 4 1

        • (1)

          aha zamieniłeś morze na pracę w niemczech czy Norwegii w stoczni i uważasz, że lepiej zrobiłeś.... To ściągnij do stoczni w Norwegi swoją rodzinę... kogo ty czarujesz kolego, tam koszty życia by Was wykończyły, sam wiesz ile kosztuje spożywka u norków. Nic nie zmieniłeś w swoim zyciu. Zamiast na statek jeździsz do Norwegii i też nie widzisz rodziny. Gratulacje. A co do kolegów to Ci powiem jakie mieli motywacje. Obecnie fiterom płacą więcej na stoczni niż na statkach więc to była główna motywacja

          • 2 7

          • nie zrozumiałeś mnie, ci koledzy to oficerowie po WSM , a w stoczni pracują jako konstruktorzy.
            Nie sądzę aby konstruktor w PL wyciągał więcej niż oficer na morzu, więc to chyba nie chodzi o pieniądze.

            BTW. pracy za zagranicą - zawsze lepiej być od rodziny 1000 km i pokonać te trasę w 12 h autem jak trzeba i kiedy chcesz , niż 5000 - 10 000 km i co najwyżej "wynająć sobie śmigłowiec" ;)

            • 3 0

  • kochanek za rogiem??? (3)

    To nie stereotyp - sam byłem jednym z nich i niestety nie jedynym jak się okazało ;)

    • 28 4

    • (2)

      Właśnie przyznałeś się że jesteś ludzką szmatą!

      • 10 11

      • miałem wtedy 25 lat (1)

        i byłem kawalerem ;) nie czuje się szmatą!?

        • 3 2

        • No właśnie byłeś kawalerem i miałeś 25 lat... a używałeś na cudzej żonie!

          Odwróć sytuację i pomyśl co byś czuł gdyby ktoś tobie tak robił!? Dla ciebie to zabawa a komuś może zrujnowałeś życie!

          • 1 2

  • (3)

    Marynarzowe-podobnie jak zony wojskowych sa odrealnione.Zyja jak za komuny-od bankietu do bankietu.Wodeczka, garsoneczka, makijazyk...pelna kultura i elegancja no bo to pani marynarzowa, zona wojskowego, zona pilota....nie byle kto! Nie byle kokota-pani domu....tylko stala bywalczyni bankietow, rautow, okolicznosci, rocznic, swiat narodowych....co okazja to inna kieca-co panie marynarzowe inne powiedza? Drugi sezon w tej samej??? Maz odjedzie-potanczyc trzeba, szarmanckiego pana poznac...puszczalskie i prostota, ciezka praca nie skalane.W gsrdle wiecrj wodki i hu..ow mialy niz znajomych na facebooku, taka prawda...

    • 22 55

    • Zmień dilera

      • 14 7

    • po tekście wychodzi zes prostak wiec co ty tam wiesz o ludziach o których piszesz? pewnie nie dostales 2zl za "przypilnowanie auta" i cie boli.

      • 6 1

    • Re: prawda (?)

      Ale sie usmialem :))) Ale fakt, ze im wiecej informacji jakie teraz mozna miec pieniadze na morzu - tym wiecej zolci sie wylewa z zazdrosnikow :)

      (BTW - ja 5500 USD miesiec w miesiac (na niskim stanowisku), 3 tyg na statku/3 tyg w domu) Teraz: ugryz, ugryz!!

      • 0 0

  • I z młotkiem w rę-ku

    z dzieckiem na rę-ku
    na mary-na-rza cze-ka-ła...

    • 13 1

  • moja opinia

    Żony marynarzy: puste materialistki.
    Jedyny z nich pożytek, to seks...

    • 27 27

  • Znam kilka żon marynarzy, z tego dwie dość dogłębnie.... nie zawsze to co trzymają w dłoni to młotek... (5)

    Fakt, kasę mają, nie zawsze pracują - chyba, że z nudy, ale życie mają skopane, potrzebują kogoś na już nie na za miesiąc często, stąd mają mój telefon... Zaczynało się od drobnych prac domowych, kończyło jak można się domyśleć. Na pomocy wszelakiej :)
    Układ zdrowy wzajemnie potrzebny. Z przerwami na przybycie szczura morskiego :)

    • 38 21

    • Szczurem to ty jesteś śmieciu! (3)

      I ostatnią łajzą która niszczy komuś życie! Mam nadzieję że jeśli kiedyś się ożenisz jakiś obleśny mietek będzie pchał twoją starą jak będziesz chodził do pracy!

      • 10 5

      • nie win jego (facet jest pewnie wolny) (2)

        tylko mezatke, ktora sie z nim spotyka. Chyba jej nie zmuszal do tego?

        • 4 2

        • (1)

          Co to za beznadziejny typ! Jeśli jest wolny to niech znajdzie sobie wolną kobietę... a nie nagabuje mężatki...i jeszcze ten cynizm! Dla niego to tylko bzykanko a dla faceta ciężko pracującego na swoją rodzinę..rozpierd.... całe życie! Jasne że dużo więcej się zarabia na statku...ale to też dużo cięższa praca ( niejednokrotnie narażanie życia ) i to zamknięcie jak w więzieniu! Dlatego tacy ludzie jak ten podły łajza to dno widziane od spodu!

          • 5 0

          • Spokojnie kolego

            Ide o zaklad, że facet w życiu nzadnej nie zaliczyl. Męczy kreta pod filmy czy gazetki i tyle jego w temacie sex

            • 1 0

    • Hmm

      Znasz kilka, a z tego dwie dosc doglebnie. To srednia wychodzi nam taka sama. Tez znam kilka zon facetów nie zwiazanych z morzem i też kilka z nich dogłebnie, z przerwami na moje rejsy, oczywiscie.
      W kazdej kobiecie jest troche dzi*ki, trzeba tylko to wzbudzić. Marynarzowe nie sa niczym szczegolnym, w te klocki.

      • 1 0

  • Patologia z większą ilością pieniędzy (5)

    Powiem krótko, bo brak mi słów - wychowałem się w rodzinie, w której tradycje pracy w marynarce handlowej sięgają czasów przedwojennych. Pływali bracia dziadka, dziadek, wujkowie, ojciec... Pewnie sam też miałem pływać, tylko jakoś tak wyszło, że postanowiłem zakwestionować tą tradycję. I nie żałuję.

    Nie zarabiam tak dużo, jak pływający koledzy, ale na szczęście - nie jest źle. Zarabiam dobrze na lądzie. Bycie synem marynarza od wczesnych lat młodości nauczyło mnie dwóch rzeczy: zawziętości w dążeniu do celu (nikt Ci nie pomoże, musisz pomóc sobie sam) oraz zaradności życiowej (jeżeli jesteś sam, musisz zawsze być gotowy na najgorszy scenariusz). Skutek uboczny - chyba ciągła analiza sytuacji, planowanie, maksymalne wyczulenie, aby wszystko układało się zgodnie z planem. Na pewno jest to dobry krok w kierunku nerwicy, o ile nie już nerwica na dobre.

    Mam jednak świadomość, że dokonałem najlepszego możliwego wyboru. W życiu pieniądze są ważne - trzeba mieć ich tyle, aby żyć. Nie są jednak na tyle ważne, aby iść za nimi na morze. Moja wygrana to fakt, że jestem jednak codziennie z rodziną, a nawet kiedy jestem w delegacji, wiem, że jestem bardzo blisko i szybko znowu będziemy razem. Cieszymy się każdą chwilą, naszymi dziećmi, które rosną na naszych oczach codziennie, wszystkie problemy rozwiązujemy wspólnie, kłócimy się czasami - naprawdę, ale potem razem szukamy porozumienia - też naprawdę, niczego między sobą nie musimy ukrywać (to nie tak, że żona musi zapewniać mnie o tym, iż w domu wszystko w porządku, kiedy jest zupełnie inaczej, aby nie narażać mnie na dodatkowy stres, bo jestem w rejsie), dzielimy się obowiązkami, codziennie - choćby po najbardziej parszywym dniu - zasypiamy obok siebie po to, aby następnego dnia znowu wspólnie iść przez życie. Drugi raz nie będziemy żyli, więc szkoda byłoby tracić czas na pływanie. Jesteśmy razem - o to chodzi w rodzinie - na dobre i na złe.

    Rozumiem marynarzy tylko w dwóch przypadkach: kiedy na morze poszli, bo nie mieli możliwości zarobkowania w inny sposób (to zupełnie tak, jak czasowo emigrować z kraju za pracą) lub kiedy - zwyczajnie - nie planowali zakładać rodziny (powodował nimi pęd za nieznanym, przygodą, chęć ucieknięcia od codziennych, lądowych obowiązków, tendencja do nostalgii i popadania w marzenia, nieumiejętność znalezienia sobie miejsca, czy konieczność udowodnienia sobie czegoś - tutaj istnieje wiele, nie całkiem chyba zdrowych, motywacji).

    Prawda jest taka, że rodziny marynarskie są "niestandardowe" - to wcale nie oznacza, że mają w sobie coś "ekstra". Tutaj nie ma nic ekstra, poza dodatkową kasą - wcale niekoniecznie dużo większą niż ta, którą można zarobić na lądzie, będąc przy rodzinie. Są o tyle "niestandardowe", że wymagają bardzo specyficznego podejścia do życia - to nie ojciec w nich pływa. Pływa cała rodzina. On na morzu, oni są jak zaplecze na lądzie - całe swoje życie muszą razem dostosować do wyboru marynarza. Da się zrobić? Da się. Czy to "ciekawe i ekscytujące"? Może na początku tak, może dla kogoś, kto jest w tej "branży" nowy? Dla mnie - człowieka z marynarskiej rodziny od pokoleń - na pewno jest to wyzwanie wymagające dużo siły, konsekwencji i... Zaufania. Trzeba też umieć kochać osobę, która - generalnie - przez połowę naszego życia, w najważniejszych chwilach, bywa nieobecna. To tak, jak być rodziną "astronauty". Dodatkowo, ten "astronauta" ląduje później na planecie Ziemia i... Z kosmosu świat wydawał mu się całkowicie inny. Uczy się go na nowo przez te dwa, trzy miesiące... Najgorsze, kiedy zaczyna doradzać na podstawie mądrości, które wymieniał na orbicie z kolegami "astronautami" (w rejsie z innymi, przechwalającymi się miedzy sobą z nudów marynarzami)... Bywa ciężko. Wreszcie rzeczywistość go dopada i staje się nie do zniesienia. Musi wyjechać, bo jednak na morzu wszystko łatwiej mu ogarnąć. Na tym się zna. Tam jest - w sumie mu odpowiadająca - rutyna dnia. I bije się z myślami, bo z jednej strony chciałby zostać, a z drugiej nie może. Przerąbane.

    A teraz dodajmy, że dziś mamy łączność internetową. Kiedyś pisało się listy, rozmawiało telefonicznie przez Poland Direct. Z tym charakterystycznym pogłosem, echem, które właśnie zawsze mi się kojarzyło tak, jakby ktoś dzwonił do domu z końca świata, z przestrzeni wręcz kosmicznej ("cześc synu, synu, ynu, u, u, chać, słychać, jak mnie słychać, aj, ać, łychać, aj, tutaj, bo tutaj u nas straszny sztorm teraz mamy, amy, szny sztorm amy, słyszałem, yszałem, amy, że zdałeś, ałeś, zaminy, egazminy, to dobrze, aminy, zaminy, dobrze, obrze...). I taka rozmowa. I weź tutaj powiedz, że złamałeś rękę na motocyklu kolegi, egzaminów nie zdałeś, papiery przeniesione do innej szkoły, młodszy brat w zeszłym tygodniu wrócił do domu pijany z imprezy, a matka chora, biega po lekarzach, a do tego ma już wszystkiego dość? "U nas wszystko w porządku" ("w porządku", "orządku", "u", "rządku", "ku", "ku"...). Taka rozmowa. Dziś jest łatwiej - codziennie można rozmawiać, pisać maile, a nawet rozmawiać na Skype i widzieć się na ekranie komputera. Nadal nie wszystko można sobie mówić, aby wzajemnie się nie dołować. Iluzja - "u mnie wszystko w porządku" - musi być utrzymywana po obydwu stronach. Gra toczy się o wielką rzecz - o utrzymane spójności rodziny.

    Do Pani Kasi - szczytny cel. Na pewno brakowało takiej inicjatywy. Życzę siły w realizacji pomysłu i mam nadzieję, że nie zmieni się w to ściemę. Kilka takich inicjatyw też widziałem. Zwykle obracało się to w kółko wzajemnej adoracji. Ufam, że Pani Kasia robi to dlatego, że naprawdę chce zintegrować środowisko, a nie wylansować się na jego tle, bo to będzie koniec tematu. Drogie Panie - trzymajcie się razem, ale pamiętajcie, że i tak macie łatwiej niż kobiety 20, 30, 50... Lat temu. Wasi mężowie także.

    Dla sprostowania - rejs 2 miesięczny to pikuś. Długi rejs zaczyna się od więcej niż 6 miesięcy. Rotacja 6 miesięcy i 3 miesiące w domu (minus czas potrzebny na aklimatyzację po powrocie i moment nerwowości przed wyjazdem), to jest ta niższa poprzeczka wymagająca siły. A bywały dłuższe rejsy - nawet po 9 miesięcy i więcej.

    Zresztą, piszecie o marynarzach. Ci nie mają tak źle. Był kiedyś taki zawód - rybak dalekomorski. Tam dopiero było ciężko. O tym napiszcie. Popytajcie.

    Reasumując, jestem dumny, że wychowałem się w rodzinie marynarskiej, podziwiam swoich rodziców i - dzięki temu - nigdy nie zdecydowałbym się na zostanie marynarzem za wyjątkiem wcześniej przywołanych dwóch przypadków. Uważam, że bycie szczurem lądowym jest normalniejsze niż "niestandardowe" życie rodziny "morskiego wilka". Niemniej, marynarze, oczywiście, mają mój szacunek. Warto jednak pisać prawdę, jak jest, bo to bardzo często jest zwyczajna "patologia z większą ilością pieniędzy". Patologia nie zawsze oznacza alkohol czy przemoc w rodzinie.

    Dla wszystkich, którzy doczytali te wypociny do końca, cytat z Jurka Porębskiego - oddający klimat pływania:

    "Popłynęli koledzy w rejs, fale ich kołyszą gdzieś / Dla nich dobry los lub zły, im się SEN NA JAWIE ŚNI..."

    • 98 9

    • Swietna opinia

      Oddaje dobrze klimat sprawy, ale troszke w czasie przeszlym.

      Teraz jest inaczej niz kiedys, jest lzej, nie ma co porownywac tego jak bylo 30 lat temu do tego jak jest.

      NIe chce podwazac zdania kolegi tylko pokazac druga strone medalu, ale staram sie (ok, musze, bo plywam) rozumowac inaczej.

      Poszedlem na morze bo z pensji ladowej kupilbym co najwyzej altanke w ogrodkach dzialkowych. A bylem po akademii, ale nie chcialem plywac. W koncu stwierdzilem "dosc", znalazlem robote na offshorach, i nie zaluje.

      Komunikacja z domem za darmo, internet tez, warunki swietne, praca lekka.

      Nie mam mnie pol na pol, a jak przyszlo do okresu porodowego to napisalem do firmy ze chce bezplatny urlop i wroce pozniej. Nie marudzili, w domu bylem duzo dluzej niz planowalem, w sumie w tym roku wyjdzie mi 7 miesiecy.

      Zastanawiam sie czy jest sens zeby moja kobieta pracowala, bo ja w 2 tygodnie zarobie tyle ile ona w rok, a te dwa tygodnie nijak sie maja to jej potencjalnej codziennej pracy po 8h. Plus dojazdy. Wiec mnie nie ma 14dni=360h, a jej te 360h poza domem stuknie w dwa miesiace. Wiec gdzie tu pozostale 10 miesiecy pracy... Wyszlibysmy zyciowo stratni.

      NIestety sytuacja w kraju sprawia ze nie zrezygnuje z morza, bo moge dac dzieciom wszystko czego potrzebuja. Mojej kobiecie tez. NIe odje*alo mi przez kase, ok, mam dobre auto, mieszkam fajnie, jestem gadzeciarz, ale nie mam nosa wyzej niz reszty bo mam kase.

      Szanuje i podziwiam kolegow ktorzy zrezygnowali z morza i radza sobie na ladzie, ale ja bym tego nei zamienil.

      Bo tak jak juz ktos napisal - wroce z***any z roboty, zjem kolacje i na nic nie bede mial sily.

      A czasu na jakies hobby juz w ogole.

      Tracimy czas na morzu, ale za to mamy go wiecej niz inni dla siebie i bliskich.

      Pozdrawiam

      • 12 0

    • Może to przez zioło...ale nieźle napisane!

      • 4 1

    • 'To tak, jak być rodziną "astronauty". Dodatkowo, ten "astronauta" ląduje później na planecie Ziemia i... Z kosmosu świat wydawał mu się całkowicie inny. Uczy się go na nowo przez te dwa, trzy miesiące...' bardzo dobrze napisane , jestem córką marynarza na emeryturze ..... i tak właśnie było.

      • 4 0

    • (1)

      Powiedz to młodym chłopakom, którzy mają teraz 2 dychy i łapią się na obojętnie jakiego o/s albo wipera, by tylko tutaj nie tyrać za 1.600 zł w biedronie.

      • 2 0

      • No właśnie powiedziałem. Niech idą na morze. Nie będą musieli w biedronce tyrać, skoro innej roboty dla nich na lądzie nie ma. Tylko czy na morzu będzie im lepiej w roli O/S czy wipera? Wątpię.

        • 0 0

  • Może coś ode mnie (3)

    Pływam już około 10 lat i jak na razie mój związek ma się świetnie. Ja nie zdradzam żony i ona mnie tez. Na morzu jestem 8 tygodni i później tyle samo w domu. Uważam, że nasze życie rodzinne jest o wiele lepsze od życia wielu ludzi pracujących na lądzie którzy się zdradzają na potęge. Kiedyś czytałem artykuł o związkach marynarzy i wiecie co... tu jest tylko 10% rozwodów a ile jest u ludzi pracujących na lądzie? około 35%. wiecie dlaczego bo pracując na lądzie łatwiej zdradzić. Na statkach jest mało kobiet albo nie ma ich wcale(nie mówie o pasażerach) a w portach stoi się po parę godzin i nie ma czasu na wyjście a jak sie idzie to nikt nie mysli o panienkach. Druga sprawa to finanse. W Polsce nikt mi nie zapłaci 17tyś miesięcznie niezależnie od tego czy pracuję czy odpoczywam a pracuję tylko 6 miesięcy... więc nie pierd...cie głupot, że byście nie pojechali do takiej pracy bo to tylko zazdrość przez was przemawia . Wiecie co jak byłem na studiach to koleżanka mi powiedziała, że wybrałem zły zawód bo nie będzie mnie często w domu... ona teraz siedzi w Anglii i widzi swoją rodzinę maks 3 tygodnie w roku ja moją 6 miesięcy,

    • 55 8

    • phi... a po co miałaby się rozwodzić jak konto w szwach pęka a można robić co się chce. Głupia by była gdyby się rozwiodła i musiała iść do pracy za 1500zł.

      • 12 4

    • ''bo pracując na lądzie łatwiej zdradzić. Na statkach jest mało kobiet''

      ale Twoja kobieta jest wlasnie na ládzie, gdzie jest duzo mezczyzn. Nie mowimy tylko o zdradach marynarzy.

      • 5 1

    • I to jest to.

      Fajnie poczytać, że da się posklejać. Grunt, to chcieć. Wszystkie te negatywne opinie o zawodzie, o marynarskiej rodzinie to suchary z czasów, kiedy przed sklepem miesnym, w kilometrowej kolejce, od 4tej rano stały uczciwe kobiety, żony i matki polki za kawałkiem kielbasy, a przed nimi przeparadowała sie marynarzowa z reklamowka z pewexu lub baltony, z puszka szynki konserwowej.
      Tak zrodziła się zawiść.
      Zawód, jak każdy inny. Pomyśl ciepło o marynarzach, kiedy pakujesz do japy banana czy pomarańcze, bo na 99% przyplynely do europy statkiem.

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane