• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

12 godzin z życia szpitalnego oddziału ratunkowego

Elżbieta Michalak-Witkowska
16 sierpnia 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Zobacz jak pracuje SOR w szpitalu im. Św. Wojciecha na Zaspie.



Z jednej strony narzekania na kolejki, z drugiej zgłoszenia z bólem brzucha, dwudniową gorączką, a nawet wrastającym paznokciem. Odwiedziliśmy z kamerą jeden z trójmiejskich oddziałów ratunkowych, by pokazać wam, jak funkcjonuje od środka.



Czy trafiłeś/łaś kiedyś na SOR?

Otrzymanie pozwolenia na wejście z kamerą do któregoś z trójmiejskich SORów nie było łatwe. Próbowaliśmy w kilku szpitalach, ostatecznie udało nam się porozumieć z dyrekcją Szpitala Specjalistycznego Św. Wojciecha na Zaspie. Dostaliśmy zgodę na dwunastogodzinne przyglądanie się pracy lekarzy i pokazanie tego, jak wygląda dzień na oddziale.

SOR w Szpitalu Specjalistycznym Św. Wojciecha na Zaspie jest jednym z czterech działających w Trójmieście. Dziennie przyjmuje średnio 200 pacjentów. Na jednej zmianie przebywa tu siedmiu lekarzy - jeden specjalista i jeden rezydent medycyny ratunkowej, dwóch lekarzy specjalistów chorób wewnętrznych, specjalista chirurgii ogólnej, pediatra i ortopeda. Oprócz tego na każdej zmianie zespół lekarski wspiera siedem pielęgniarek, dwie położne oraz trzech ratowników medycznych.

Na oddział wchodzimy o godz. 12:00, kiedy dyżur pełni ordynator SORu, dr Romuald Tomczak.

Jak to działa?

Na początek trochę biurokracji. Każdy przychodzący do SORu pacjent w pierwszej kolejności trafia do biura obsługi pacjenta. Tam pielęgniarka, po krótkim wywiadzie, zakłada mu kartę pobytu w SORze, a następnie, po zebraniu informacji o dolegliwościach pacjenta, decyduje, na jaki obszar trafi.

Do obszaru resuscytacyjno-zabiegowego lub na salę obserwacyjną intensywnego nadzoru, trafiają pacjenci z bezpośrednim zagrożeniem życia. Do obszaru zabiegowego chirurgiczno-ortopedycznego trafiają wszyscy, którzy mogą poczekać na pomoc lekarską, w zależności od nadanego priorytetu, od 45 min. do czterech godzin. Do strefy diagnostycznej, czyli na obszar internistyczno-neurologiczny, kieruje się pacjentów, w stosunku do których pomoc lekarska może zostać odroczona również od 45 min. nawet do czterech godzin.

Pacjentów w stanie ciężkim lub bardzo ciężkim na oddział przywozi karetka pogotowia, która zawsze obsługiwana jest jako pierwsza. Ratownicy medyczni po krótkiej konsultacji z pielęgniarką koordynującą przenoszą pacjenta od razu na czerwoną strefę, prosto w ręce lekarzy.

W razie potrzeby każdemu pacjentowi zlecane są dodatkowe specjalistyczne badania: laboratoryjne, radiologiczne, konsultacje neurologa, urologa czy chirurga. Po wykonaniu badań, odebraniu i odczytaniu wyników, lekarze decydują, czy pacjent wymaga hospitalizacji, czy dalszej obserwacji.

Pierwsze trzy godziny na SORze

Między godziną 12:00 a 15:00 na SORze niewiele się dzieje. Tłumów, których się spodziewaliśmy, nie ma. Kilku pacjentów czeka przed gabinetem internisty, ortopedy i chirurga.

Troje z nich przyszło z ostrym bólem pod wcześniej założonym opatrunkiem gipsowym, kilkoro ze złamaniami i zwichnięciami. Słyszymy głośne narzekania starszej pani na ból w plecach i narzekania innej pacjentki na kołatanie serca.

Wchodzimy z ordynatorem do gabinetu chirurgicznego, gdzie właśnie przywieziono pacjenta z bólami w okolicach żeber. Opowiada lekarzom o tym, co mu się przytrafiło. Mężczyzna dzień wcześniej wpadł w źle zabezpieczony dół i porządnie się poobijał. Podejrzenie: pęknięcie śledziony. Lekarze od razu wykonują tomografię komputerową jamy brzusznej, która potwierdza obecność krwiaka śledziony. Jest on nieduży, dlatego pacjent nie wymaga ostrej interwencji na bloku operacyjnym.

Ruszamy w dalszą drogę. Trafiamy na obszar resuscytacyjno-zabiegowy, gdzie wykonuje się zabiegi ratujące życie. Tutaj wstęp mają jedynie lekarze oraz ratownicy medyczni.

Otwierają się przed nami wielkie, rozsuwane drzwi, zza których wyłania się duże, jasne pomieszczenie wyposażone w cztery stanowiska resuscytacyjne, monitory, rejestratory, defibrylatory. Wszystko nowe. Kto by pomyślał, że szpitale wyposażone są w tak dobry i nowy sprzęt.

Na jednym z łóżek leży starsza kobieta, która kilka godzin wcześniej spadła ze schodów i złamała kręgosłup na odcinku szyjnym. Wciąż jest pod opieką lekarzy.

O 15:00 ordynator kończy swój dyżur. Teraz przejmuje nas dr Agnieszka Szawiel, lekarz dyżurny w strefie resuscytacyjno-zabiegowej, która koordynuje pracę całego oddziału ratunkowego.

Pacjenci: czemu czekamy?

Do godziny 16:00 na SORze panuje względny spokój, choć wydłużają się kolejki ludzi czekających do chirurga i do oddziału internistycznego. Coraz częściej słychać szmery niezadowolonych pacjentów.

Naszą uwagę przyciąga osiemdziesięcioośmioletnia pani Maria, która żali się na swoją sytuację.

- Wie pani ile już czekam? - pyta kobieta. - Cztery godziny, bo jeden lekarz jest na sali operacyjnej, a tylko drugi przyjmuje. Nie wiem, kogo mam winić, bo sama widzę, że lekarze są zapracowani, ale nie może być tak, że kolejka w ogóle nie postępuje - przekonuje pacjentka, która zgłosiła się do lekarza z opuchniętą, wcześniej zwichniętą nogą.

Obok niej siedzi pan Bogdan, który przewrócił się na rowerze i złamał rękę. Na założenie gipsu nie musiał czekać zbyt długo, jednak konieczność powrotu do gabinetu i odbycia dodatkowej konsultacji z chirurgiem sprawia, że na korytarzu, razem z żoną i dwoma córeczkami, spędza kolejne cztery godziny.

- Lekarz powiedział, ze to skomplikowane złamanie, dlatego siedzę na ławce pod gabinetem i czekam na swoją kolej.

Skąd kolejki?

Błahe sprawy, z jakimi na SOR przychodzą ludzie, wydłużają czas oczekiwania na pomoc lekarską. O to, dlaczego pacjenci wybierają wizytę na SORze w sytuacjach tego niewymagających, pytamy Romualda Tomczaka, ordynatora SOR.

- To złożony problem, ale myślę, że chodzi o wydolność podstawowej opieki zdrowotnej i kwestię przyjmowania pacjentów w poradniach specjalistycznych - mówi Tomczak. - Pacjenci często muszą czekać długie tygodnie na poradę specjalistyczną czy kilka dni na wizytę u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i dlatego przychodzą do nas z błahymi sprawami, takimi jak kilkugodzinna gorączka, bóle gardła, kręgosłupa, bóle podbrzusza czy osłabienie. Często domagają się też zmiany opatrunku, bo nie zostali przyjęci przez poradnię chirurgiczną. Staramy się odsyłać takich pacjentów do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej lub poradni specjalistycznych, ale nie wszyscy chcą nas słuchać, dlatego pacjenci z mało poważnymi przypadkami stanowią ok. 20-25 proc. wszystkich przyjęć - dodaje.

Tę opinię potwierdza Łucja Ochocińska, lekarz pracująca w strefie internistycznej SOR.

- Jeśli chodzi o pacjentów internistycznych, najwięcej z nich zgłasza się z niewydolnością serca, napadami arytmii i infekcjami. Połowa pacjentów ma skierowania od lekarzy rejonowych, inni przychodzą do nas z przekonania, że tu najszybciej uzyskają pomoc - mówi dr Ochocińska i od razu biegnie dalej.

Gdzie w takim razie szukać pomocy, jeśli nie na SORze? W sytuacjach błahych, np. czysto infekcyjnych, jak stan podgorączkowy, osłabienie, pomocy trzeba szukać w przychodniach i poradniach lekarskich, u lekarzy rodzinnych, w poradniach specjalistycznych, a w nocy i święta pomoc uzyskać można w punktach tzw. nocnej i świątecznej obsługi chorych. Na SORze każdy pacjent ma nadany priorytet, więc ci z nieostrymi stanami zagrożenia zdrowia mogą oczekiwać na przyjęcie nawet do 6 godzin. Warto?

Pacjenci: lekarzy powinno być więcej

Wychodząc z gabinetu dr Ochocińskiej widzimy tłumy pacjentów na sali obserwacyjnej w strefie internistyczno-neurologicznej. Wszystkie łóżka na sali są pozajmowane, głównie przez starszych pacjentów potrzebujących dalszej obserwacji lub wymagających hospitalizacji i czekających na wolne miejsce. Patrząc na to, co dzieje się w gabinecie i na zewnątrz, rozumiemy nieustanne pytania pacjentów: dlaczego jest tak mało lekarzy?

Bo zbyt mała liczba lekarzy i zła organizacja pracy to drugi, równie częsty zarzut pacjentów w stosunku do oddziałów opieki ratunkowej. Czy nie można zwiększyć obsady tych oddziałów?

- Nie mamy funduszy, by zatrudnić większą liczbę lekarzy - mówi Krystyna Grzenia, dyrektor Szpitala na Zaspie. - Łączny koszt funkcjonowania SORu wyniósł w pierwszym półroczu 2013 r. ponad 8 mln. 727 tys. zł, co w przeliczeniu na jednego pacjenta dało 294 zł. Tymczasem kwota, którą przyznaje NFZ na leczenie jednego pacjenta, pozwala pokryć jedynie połowę poniesionych przez oddział wydatków.

Jak przekonuje pani dyrektor, zestawienie standardowych czynności wykonywanych na rzecz jednego pacjenta daje uzasadnienie dla kosztów. Chodzi m.in. o wstępny wywiad, założenie dokumentacji, a co za tym idzie utrzymanie stanowiska obsługi pacjenta. Dalej, potrzebny jest pogłębiony wywiad lekarski, badania diagnostyczne, konsultacje dodatkowe specjalisty, ocena wyników badań, opracowanie dokumentacji końcowej.

Cisza przed burzą

Po godzinie 17 do biura obsługi pacjenta zgłasza się nawet do 20 pacjentów na godzinę. Pielęgniarka i dwie rejestratorki medyczne mają pełne ręce pracy. Większość pacjentów przychodzi w błahych sprawach, ale jest to też gorący czas dla obszaru czerwonego.

Tuż po 17 słyszymy sygnał karetki pogotowia, która przywozi pacjenta znalezionego przez przechodniów na ulicy. Mężczyzna w średnim wieku, kompletnie odurzony alkoholem, z zakrwawioną twarzą. Krew poplamiła mu też koszulkę i spodnie. Wydaje się, że to coś poważniejszego niż obrażenia i zranienia głowy. Pacjent od razu trafia na obszar resuscytacyjno-zabiegowy. Lekarze zaczynają od oczyszczenia ran z krwi. Doprowadzają twarz mężczyzny do porządku, a następnie zaczynają przygotowywać się do szycia i wykonania diagnostyki radiologicznej mózgowia. Akcja ratunkowa przebiega sprawnie, choć lekarze i pielęgniarki muszą okiełznać niesfornego pacjenta, który cały czas utrudnia im pracę i próbuje wstać z łóżka.

Nie zdążamy ochłonąć, kiedy słyszymy telefon. Odbiera dr Agnieszka Szawiel. Okazuje się, że za kwadrans lotniczym pogotowiem ratunkowym przywieziona zostanie pacjentka z zawałem serca.

Po chorą wyjeżdża na lądowisko karetka z pielęgniarką i ratownikiem medycznym, którzy transportują pacjentkę na salę zabiegową. Lekarze opanowanym tonem wypytują o dolegliwości, wiek pacjentki, przyjmowanie leki, historię choroby, także w rodzinie. W międzyczasie wzywany jest kardiolog, który decyduje o wykonaniu w pracowni kardiologii inwazyjnej zabiegu koronarografii (umożliwiającego obejrzenie naczyń wieńcowych i znalezienie zatkanego naczynia, które powoduje zawał mięśnia sercowego) i koronaroplastyki (umożliwiającego odetkanie naczynia i leczenie zawału mięśnia sercowego). Dzięki temu udaje się momentalnie przerwać przyczyny zawału. Pacjentka, w stanie stabilnym, zostaje w szpitalu na obserwacji.

Wychodzimy na korytarz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Okazuje się, że jest już po godz. 19. Zmniejszyła się kolejka pacjentów ze strefy zielonej i żółtej, więc siadamy na korytarzu i odpoczywamy.

O 20:00 dyżur kończy dr Agnieszka, a zastępuje ją lekarz dyżurny, Rafał Cudnik. Kolejne godziny mijają już spokojnie, choć co jakiś czas podjeżdża karetka z nowymi pacjentami. O 23:00 na SOR przywieziono starszego pana, który stracił przytomność. Według jego żony, zemdlał w domu i po przebudzeniu był kompletnie zdezorientowany. Na SOR trafia też starsza kobieta z podejrzeniem afazji, która na skutek uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego przestała nie tylko mówić, ale też rozumieć mowę. A po chwili ratownicy medyczni przywożą kobietę z arytmią, czyli zaburzeniami rytmu serca, która poddana zostaje kardiowersji, czyli stymulacji serca prądem.

Po 23:00 lekarze mogą odetchnąć. Na strefę czerwoną nie trafiają już żadni pacjenci, również strefa zielona i żółta zdecydowanie się rozluźniły.

Nasz dwunastogodzinny dyżur na SORze dobiega końca. Oto kilka wniosków. Po pierwsze pacjenci nie szanują zasady mówiącej o tym, że na SOR trafiać powinni ludzie z zagrożeniem życia, w stanie ciężkim lub bardzo ciężkim. Po drugie nie wszyscy są świadomi tego, że o przyjęciu pacjenta w ostateczności decyduje lekarz, dlatego z mało poważnymi dolegliwościami na korytarzu spędzić możemy nawet do ośmiu godzin. Po trzecie, gdyby udało się poprawić funkcjonowanie ambulatoryjnej i specjalistycznej opieki zdrowotnej, nie byłoby sytuacji wymuszania wizyt na szpitalnym oddziale ratunkowym, a chory nie byłby narażony na zaostrzenie choroby.

Szukasz szpitali działających w Trójmieście? Znajdziesz je w naszym katalogu.

Miejsca

Opinie (177) 7 zablokowanych

  • Tak, to jest kwestia zle organizacji sluzby zdrowia! (3)

    Ośrodki zdrowia od godziny 16.30 są puste bo przyjęły już wszystkich, "reglamentowanych" czyt. zarejestrowanych na ten dzień pacjentów. Na korytarzach przed gabinetami można zobaczyć jedynie panie sprzątające z mopem. A przecież ośrodki są czynne do godziny 18.00! Więc dlaczego jako w pierwszym miejscu udzielania pomocy lekarskiej chorym, nie ma tam więcej możliwości leczenia, ruchu, życia?!

    Poza tym jeśli nie byłeś pacjentem zarejestrowanym na ten dzień i przychodzisz do lekarza to musisz się za każdym razem uprzejmie zapytać czy lekarz cię łaskawie przyjmie - idziesz pod gabinecik, siadasz grzecznie na krzesełku, a kiedy otwierają się drzwi, wsadzasz głowę i pytasz czy cię dziś lekarz przyjmie, przy czym robisz to przy otwartych drzwiach (bo kolejny pacjent z kolejki już w środku) opowiadając na oścież co się dzieje i dlaczego chcesz do lekarza. Nie wiem kto wymyślił tak absurdalną procedurę! Nikt w rejestracji z personelu ośrodka nie ma mocy dopytać lekarza sam, tylko wysyłają cię pod gabinet i tam poproś! A w ogóle co to za praktyka i kto to wymyślił?!

    Od października 2012 byłam z chorym mężem na SOR pięć razy. Za każdym razem spędziliśmy tam na zielonej linii rzeczywiście do 6 godzin. Mąż jest po wylewie i bez przerwy coś się z nim dzieje, w ośrodku zdrowia nie wiedzą co, więc dostaję skierowanie na SOR, a na SOR działają i po 6 h odbieram męża już z lepszym samopoczuciem (dostaje tam kroplówki itp). Tak więc czy nie można takich rzeczy zorganizować w ośrodku zdrowia skoro okazuje się, że nie ma potrzeby hospitalizacji?

    W szpitalu Św.Wojciecha na Zaspie uratowali życie mojemu mężowi po wylewie. Wszelką pomoc - od karetki pogotowia po znalezienie się na SOR i na oddziale neurologicznym tego szpitala - mąż otrzymał ekspresowo i dzięki temu został uratowany. Złego słowa na ten szpital nie powiem i zawsze będę wdzięczna zespołowi ratowników i lekarzy.

    Jednak cała reszta służby zdrowia, cała ta organizacja, rejonizacja, odpowiedzialność za leczenie pacjenta, braki kadrowe i finansowe, tajemniczo brzmiące kontrakty dla wszelkich ośrodków służby zdrowia itp. to dramat, którego nie powinno w ogóle być. Co to znaczy, żeby NIE BYŁO PIENIĘDZY NA LECZENIE OBYWATELI?! Nawet jeśli ktoś przychodzi do lekarza z tylko wrośniętym paznokciem to chyba do cholery nie pomoże sobie na zasadzie "zrób to sam Adam Słodowy" w domu, a wymaga pomocy lekarskiej!!! Tylko tu powinna być rozwiązana kwestia W KTÓRE MIEJSCE ma się udać po pomoc i jeszcze W TYM MIEJSCU MAJĄ MU UDZIELIĆ POMOCY a nie wysyłać gdzieś indziej, bo do diaska człowiek ledwo idzie z bólu i zapewne w gołej stopie bo przecież buta nawet nie założy. Więc gdzie ma biegać tam i z powrotem, żeby mu kurde ktokolwiek pomógł?!

    I nieważne czy to jest tylko wrośnięty paznokieć, czy zawał serca, czy konieczność operacji bo pęknięta śledziona! KAŻDEMU NALEŻY SIĘ UDZIELENIE NALEŻYTEJ POMOCY MEDYCZNEJ, a pacjenta nie obchodzi ile to kosztuje, bo przez całe życie płaci składki ZUS i zdaje się na to idą jego i milionów Polaków NIE MAŁE pieniądze, a na dodatek nie ma najmniejszego wpływu na wycenę tego typu usług, więc pisanie obywatelom ile to kosztuje jest bezcelowe!

    Od ponad roku tułam się po najróżniejszych miejscach z napisem NFZ z chorym mężem i naoglądam się tego bajzlu od metra. I najgorsze jest to, że nic się od lat nie poprawia. Bez przerwy coś reorganizują, kontraktują itp. a co nie działa to nie działa. Coś jest Drodzy Państwo nie tak! Nie sądzicie?!

    • 42 1

    • to nie kwestia złej organizacji ale: (1)

      1. wysokie koszty utrzymania pracownika, podatki, zus- nie zatrudnia cie na umowe o prace= nie ma skladek do NFZ
      2. nie jestes zatrudniony, nie masz poczucia bezpieczenstwa -wiec nie zakladasz rodziny, nie plodzisz dzieci- stare spoleczenstwo pobiera emerytury, renty, mlodego brak , nie ma komu pracowac= nie ma skaldek do NFZ
      3.Nie ma skladek do NFZ= brak pieniedzy na etaty dla lekarzy, pielegniarek, organizacji ich pracy tak by SOR byl dla potrzebujacych natychmiastowej pomocy a przychodnie dla przewlekle chorych
      4. kolo sie zamyka i nic tego nie przerwie
      5. Wina?? jak zwykle na samej gorze

      • 5 2

      • to nie kwestia złej organizacji ale:

        1. wysokie koszty utrzymania pracownika, podatki, zus- nie zatrudnia cie na umowe o prace= nie ma skladek do NFZ -
        na umowie zlecenie także odprowadzane są składki zdrowotne (czytaj: na NFZ), więc cała teoria się rypła

        • 0 0

    • Bzdura

      Wrastający paznokieć z całą pewnością NIE JEST dostatecznym powodem zgłoszenia się na SOR.

      • 6 4

  • Kręgosłup szyjny???????????

    czy może kręgosłup w/na odcinku szyjnym??

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 5 3

  • byłam ostatnio w niedzielę (1)

    na izbie przyjęc bo wyczuwałam dośc słabe ruchy dziecka a tydzień do porodu mi został.. Bardzo profesjonalnie do mnie podeszli wszyscy. Nikt nie robił mi wyrzutów, że coś wymyślam czy coś. Bardzo polecam i na pewno tam teraz będę rodziła :)

    • 14 6

    • Rodziłam w lipcu i nie polecam tego szpitala ,dramat .

      • 3 2

  • To sie generalnie nie przepracowuja

    Wychodzi srednio prawie godzina czasu lekarza na jednego pacjenta.

    • 9 14

  • pct sor najlepszy

    sor w pct wzorcowy super a ochrona bezkonkurencyjna

    • 6 5

  • Gazeta wyborcza

    gratuluje oryginalności. Portal gazety wyborczej od dawna przeprowadza takie relacje.... żal

    • 4 6

  • Czekć.... (3)

    Kiedyś ludzie chorowali nie mniej. Pamiętam jednak , że lekarze specjalisci przyjmowali KAŻDEGO DNIA i nie było kolejek ( no oczywiscie trochę się siedziało na korytarzu , ale nie 2 czy 3 lata ! ).Karetki i szpitale robiły wtedy swoje!
    Może doczekamy normalności?! Oby :)

    • 12 2

    • Bzdura (2)

      Owszem, ludzie nie chorują mniej, ale o ileż łatwiej jest przybiec ze wszystkim do szpitala, niż iść do przychodni. Jeszcze choćby 2 lata temu pacjentów w SORach było znacznie mniej, i to mniej o tych, którym generalnie nic nie jest.

      • 1 1

      • urszulka7 (1)

        Kiedy ostatnim razem byłaś w przychodni ???
        nie mam cioci pielęgniarki ,ani wujka lekarza i zanim mnie przyjmą w przychodni to minie ...................................... dużo czasu

        • 0 0

        • Fg

          To miej pretensje do przychodni i ją zmień, są różne, zapewniam cię. Szpitalny oddział ratunkowy nie jest dla pacjentów pozu, koniec kropka.

          • 2 1

  • Frajerzy zawracaja glowe lekarzom SOR palcami i innymi bzdurami

    Niewiarygodne. Za to powinne byc kary pieniezne.

    • 16 8

  • Polszczyzna (1)

    Radziłabym Pani Redaktor częściej korzystać ze Słownika Poprawnej Polszczyzny, lub z pomocy korektora. Błędy typu "złamanie NA odcinku szyjnym", czy "DWOMA córeczkami" nie powinny przytrafiać się komuś, kto kończył choćby liceum.

    • 7 4

    • A może warto przed krytyką sięgnąć do owego słownika, który Pani poleca? Ja sięgnęłam( również raziła mnie forma " dwoma córeczkami") i sprawdziłam : dopuszcza się obydwie :)
      Wszystkiego dobrego:) !

      • 2 2

  • miałam okazję być kilka dni temu na SOR w Gdyni Głównej
    fakt, było dużo osób które czekały po kilka godzin na swoją kolej, ale zachownie niektórych z nich było tragiczne - krzyki, ciągłe zdejmowanie opatrunku, kłótnie z personelem i wieczne pretensje że trzeba tak długo czekać
    bardzo współczuje osobom które tam pracują - niewdzięczna praca, codziennie widzi się ludzką tragedię, śmierć
    personel życzliwy i pomocny, pan z wytatuowaną reką zasługuje na uznanie

    • 16 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane