• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ludzie Trójmiasta: mama z córką prowadzą rodzinny dom dziecka

Anna Moczydłowska
4 lipca 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 
Krystyna Kawecka oraz Dorota Stasiak, mama i córka, wspólnie tworzą w Gdańsku rodzinny dom dziecka. Obecnie przebywa w nim ośmioro dzieci. Krystyna Kawecka oraz Dorota Stasiak, mama i córka, wspólnie tworzą w Gdańsku rodzinny dom dziecka. Obecnie przebywa w nim ośmioro dzieci.

"Ciociu" - to słowo rozbrzmiewa w ich mieszkaniu najczęściej. Słychać je zwłaszcza w czasie pandemicznych obostrzeń, gdy komplet podopiecznych spędza w domu więcej czasu niż zwykle. A ciocie są dwie. Starsza i młodsza. Mama i córka. Ta, która lubi rozpieszczać, i ta nieco bardziej surowa. Bohaterki cyklu Ludzie Trójmiasta, Krystyna Kawecka oraz Dorota Stasiak, wspólnie tworzą w Gdańsku rodzinny dom dziecka. Obecnie przebywa w nim ośmioro dzieci. Ostatnio pisaliśmy o niewidomej 84-letniej nauczycielce z Gdyni, która spełnia pasje i zaraża optymizmem.



Chcesz się podzielić z nami swoją historią? A może znasz kogoś, o kim powinniśmy napisać? Czekamy na e-maile: ludzietrojmiasta@trojmiasto.pl

W jakiej rodzinie się wychowałe(a)ś?

Numer telefonu do pani Krystyny Kaweckiej otrzymuję od gdańskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. "Doświadczona opiekunka, dzieciaki ją uwielbiają" - słyszę. Dzień po rozmowie telefonicznej ze mną pani Krystyna oddzwania. Chciałaby, by w umówionym spotkaniu uczestniczyła jej dorosła już córka, która w ich domu pełni równie ważną rolę. Dla podopiecznych Dorota Stasiak jest opiekunem wspierającym oraz ukochaną ciocią, z którą można obejrzeć serial i zwierzyć się ze szkolnych przeżyć.

Ich rodzinny dom dziecka mieści się w zwyczajnym bloku na Zaspie.
To, co niezwyczajne, to jego wnętrze. By uzyskać metraż odpowiedni dla ośmiorga podopiecznych, połączone ze sobą w jedno zostały trzy mieszkania. Jest przestronna kuchnia, dziecięce pokoje, trzy balkony, a poza tym całkiem spory ogród. Schowany za gęstymi krzakami zupełnie nie przypomina osiedlowej przestrzeni. Dużą powierzchnię wychowankowie i opiekunki docenili zwłaszcza w czasach pandemii, gdy opuszczanie domu bez ważnego powodu było zabronione. Własny kąt i dostęp do zieleni pozwolił nie zwariować w czterech ścianach.

Domy i ośrodki pomocy społecznej w Trójmieście


  • Do rodzinnego domu dziecka przylega całkiem spory ogród. Schowany za gęstymi krzakami zupełnie nie przypomina osiedlowej przestrzeni. Dużą powierzchnię wychowankowie i opiekunki docenili zwłaszcza w czasach pandemii, gdy opuszczanie domu bez ważnego powodu było zabronione.
  • Kiedy w przydomowym ogrodzie robimy sesję zdjęciową, zza płotu macha nam młoda dziewczyna. To Klaudia - w rodzinie prowadzonej przez panią Krystynę spędziła pięć lat. Obecnie jest już pełnoletnia i usamodzielniła się, ale wciąż często wpada z wizytą.
  • Krystyna i Dorota proszą dzieci, by zwracały się do nich nie "mamo", a "ciociu". Bo mama jest tylko jedna i nie chcą, by kobiety, których dzieci przebywają pod dachem rodzinnego domu dziecka, czuły się zagrożone.

Pierwsza linia frontu



Krystyna od wczesnej młodości związana była z dziećmi. Zawsze miały specjalne miejsce w jej sercu, choć od profesjonalnej pracy z nimi zrobiła przerwę aż na 10 lat. Poświęciła się wtedy pracy w korporacji z branży farmaceutycznej. Na blisko dekadę dziecięce śmiechy, trudne rozmowy i rozterki wychowawcze zastąpiły spotkania, terminy i eleganckie biuro. Bardzo się wówczas rozwinęła, ale była też niezwykle zmęczona.

Równolegle nastały w Polsce zmiany, które sprawiły, że zapragnęła pracy na własny rachunek. By zostać rodziną zastępczą, wysłała swoją kandydaturę do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku, a chwilę później odbywała już specjalny kurs dla osób prowadzących rodziny zastępcze. Chciała pracować z dziećmi, ale nie jako pracownik instytucji, a właśnie rodzina. Być na pierwszej linii frontu. Już wtedy mogła liczyć na ogromne wsparcie ze strony córki. Początkowo nazywały się placówką opiekuńczo-wychowawczą, a Krystyna nosiła miano pani dyrektor.

- Nie do końca mi to odpowiadało, było zbyt oficjalne i nie pasowało do mnie ani do relacji, jaką tworzyłam z podopiecznymi. Znacznie lepiej odnalazłam się w modelu rodzinnego domu dziecka - przyznaje dziś.

Ludzie Trójmiasta: razem z psami ratuje ludzi



W duecie matka-córka działają, jak same mówią, od zarania dziejów. Kiedy tylko Dorota osiągnęła pełnoletność, zaczęła udzielać się jako wolontariusz w licznych placówkach opiekuńczych. Wspólna praca była dla nich kolejnym, naturalnym etapem w życiu. W duecie matka-córka działają, jak same mówią, od zarania dziejów. Kiedy tylko Dorota osiągnęła pełnoletność, zaczęła udzielać się jako wolontariusz w licznych placówkach opiekuńczych. Wspólna praca była dla nich kolejnym, naturalnym etapem w życiu.

Zapomnieli, jak być dobrymi rodzicami



Pod ich opieką przebywa obecnie ośmioro dzieci w wieku od 9 do 18 lat. Niestety z uwagi na obowiązującą ich tajemnicę i potencjalny sprzeciw rodziców Krystyna i Dorota nie mogą pokazywać wizerunku wychowanków ani zagłębiać się w szczegółach ich - zwykle złożonych - historii. Przewijają się w nich przemoc, alkohol, problemy finansowe i zwykle wspólny mianownik: brak dzieciństwa. Wielu z ich dotychczasowych podopiecznych od małego przebywało w różnego rodzaju placówkach wychowawczych.

Krystyna: - Zawsze przeglądam historię rodzin przed przyjęciem dziecka. Zazwyczaj ci rodzice, którzy pobłądzili, naprawdę nie mieli łatwego życia. Im, często jako dzieciom czy nastolatkom, nikt nie podał ręki. Nie dostali przykładu jak być dobrym opiekunem. Efektem są ich błędy rodzicielskie. Nie zawsze są to uzależnienia czy przemoc, czasami to - tylko albo aż - bardzo duża nieudolność. Mam dla nich wiele zrozumienia i empatii, bo widzę, jak trudne było ich życie.
Dorota: - My nie podchodzimy do rodziców jak do alkoholików czy narkomanów, ale jak do ludzi, którzy potrzebują pomocy i wsparcia. Którzy pogubili się i zapomnieli, jak być dobrymi rodzicami. To nie musi być utracone raz na zawsze, choć zwykle to długa i żmudna droga, by biologiczny rodzic zaufał i chciał podjąć współpracę.

Pierwszy taki przypadek



Mama i córka uśmiechają się na wspomnienie jednej z matek, której dzieci trafiły pod ich dach. Zaniedbania rodzicielskie były w tym przypadku znaczne. Przykład? Mama nie chciała wstawać wcześnie rano, więc dzieci prawie w ogóle nie uczęszczały do szkoły. Kiedy jednak trafiły do rodzinnego domu dziecka, w matce zaszła zmiana.

- Bardzo zaangażowała się w poznawanie potrzeb swoich dzieci - opowiadają opiekunki. - Była otwarta na naukę i rady. Zależało nam, by towarzyszyła całemu rodzeństwu w porannej rutynie. Przyjeżdżała więc do nas o szóstej, budziła maluchy, pomagała im umyć się i ubrać, szykowała śniadanie. Przez wiele miesięcy uczestniczyła w porannym rozpoczęciu dnia, potem odbierała je ze szkoły, odrabiała wspólnie lekcje, bawiła się z nimi. Niby oczywiste, ale ona po prostu tego nie umiała, bo nie miała od kogo się nauczyć.

Ludzie Trójmiasta: ratowanie życia to jego pasja



Kobieta odnalazła w sobie prawdziwą wolę walki. Poszła na terapię i ukończyła ją. Przestała pić, znalazła pracę. Jej postępy i chęci były tak duże, że sąd przywrócił jej prawa do dzieci. Opiekunki wciąż śledzą sytuację tej rodziny i wiedzą, że mama nie wróciła do starych, złych nawyków. Niestety takich historii jest niewiele.

Dorota: - Od kiedy prowadzimy dom dziecka, to jedyny taki przypadek.
Krystyna: - Inna z mam na przykład zrobiła nam niesamowitą nadzieję, bo podjęła współpracę... po czym ją zerwała. Odbiło się to na dzieciach. Tak niestety jest, bo dla każdego dziecka mama jest najważniejsza. Nieważne, co robi ani jak się zachowuje. Ta więź jest niesamowicie silna. Jeden chłopiec po przyjeździe do nas nie chciał odrabiać lekcji, darł zeszyty i był niegrzeczny, bo myślał, że jeśli tu będzie się źle zachowywać, wróci do mamy. Wzruszyłam się, gdy uświadomiłam sobie, jak bardzo dziecko jest przywiązane do matki, pomimo przykrości, których doznało.
Dlatego też Krystyna i Dorota proszą dzieci, by zwracały się do nich nie "mamo", a "ciociu". Bo mama jest tylko jedna i nie chcą, by kobiety, których dzieci przebywają pod dachem rodzinnego domu dziecka, czuły się zagrożone.

- Są wprawdzie domy, gdzie dzieci mówią "mamo" do opiekunek, ale tak dzieje się zazwyczaj w przypadku maluchów, którym trudno pojąć różnicę. Nasi podopieczni są już starsi - tłumaczą.
Zwykle dzieci do osiągnięcia pełnoletności pozostają w placówkach wychowawczych - takich jak ta Krystyny i Doroty - a potem albo wracają do rodzin biologicznych, albo, jeśli nie mają dokąd wrócić, starają się usamodzielniać. Na zdjęciu: Krystyna Kawecka. Zwykle dzieci do osiągnięcia pełnoletności pozostają w placówkach wychowawczych - takich jak ta Krystyny i Doroty - a potem albo wracają do rodzin biologicznych, albo, jeśli nie mają dokąd wrócić, starają się usamodzielniać. Na zdjęciu: Krystyna Kawecka.

Międzypokoleniowa współpraca



W duecie matka-córka działają, jak same mówią, od zarania dziejów. Kiedy tylko Dorota osiągnęła pełnoletność, zaczęła udzielać się jako wolontariusz w licznych placówkach opiekuńczych. Wspólna praca była dla nich kolejnym, naturalnym etapem w życiu.

Krystyna: - Niesamowicie chwalę sobie tę naszą międzypokoleniową współpracę. Pomimo wielu lat doświadczenia ciągle uczę się od córki czegoś nowego. Z podziwem patrzę na jej relacje z dziećmi. Zawsze kiedy wchodzi ciocia Dorota, dom ogarnia ożywienie. Dzisiaj rano na przykład dzieci dąsały się, bo kazałam im zrobić coś, na co nie miały ochoty. Kiedy przyszła córka, nastroje zmieniły się momentalnie.
Dorota: - Ale żeby nie było, wcale ich nie rozpieszczam!
Krystyna: - To prawda. Jest wręcz bardziej rygorystyczna, rzeczowa i konsekwentna niż ja. Tworzymy dobry duet, bo ja to bardziej taka ciocia-babcia, która czasami przymknie oko i porozpieszcza, a Dorota to ta młoda ciotka, która zna się na tym, co obecnie modne, poogląda razem seriale, ale w razie potrzeby jasno postawi granice.
Dorota: - Ja spędzam czas raczej ze starszymi dziećmi, nastolatkami. Staram się ich nakierowywać poprzez odpowiednie i wspólnie oglądane filmy czy czytane książki. Później zawsze szczegółowo je omawiamy, rozmawiamy o naszych odczuciach. Nie zawsze są to lekkie rzeczy, bo nie unikamy tematów tabu: narkotyków, samobójstw, przemocy. Ważne, by dzieciaki wiedziały, że w życiu napotkają nie tylko przyjemności, ale też przeszkody i zagrożenia. Nie wychowujemy ich pod kloszem, ale o trudnych tematach zawsze rozmawiamy przy herbacie i ciasteczkach.
  • Krystyna Kawecka
  • Dorota Stasiak: - Ważne, by dzieciaki wiedziały, że w życiu napotkają nie tylko przyjemności, ale też przeszkody i zagrożenia. Nie wychowujemy ich pod kloszem, ale o trudnych tematach zawsze rozmawiamy przy herbacie i ciasteczkach.

Pierwsza osoba, której zaufałam



Zwykle dzieci do osiągnięcia pełnoletności pozostają w placówkach wychowawczych - takich jak ta Krystyny i Doroty - a potem albo wracają do rodzin biologicznych, albo, jeśli nie mają dokąd wrócić, starają się usamodzielniać.

Kiedy w przydomowym ogrodzie robimy sesję zdjęciową, zza płotu macha nam młoda dziewczyna. To Klaudia - w rodzinie prowadzonej przez panią Krystynę spędziła pięć lat. Obecnie jest już pełnoletnia i usamodzielniła się, ale wciąż często wpada z wizytą.

Podobnie jest z Patrycją, która od dziewiątego roku życia przebywała w ośrodkach zamkniętych. Gdy dowiaduje się, że o ciociach powstaje artykuł, zaznacza, że chętnie powie kilka słów o sobie i swojej historii.

Patrycja: - Poprzednia wychowawczyni bez słowa wyjaśnienia oddała mnie, jeszcze jako dziecko, do zamkniętej placówki. Później było tylko gorzej, przewożono mnie z jednego ośrodka do kolejnego. Pobytów w tych miejscach nie wspominam zbyt dobrze. Byłam samotna i przestraszona, a przez swoje zachowanie miałam bardzo złą opinię. Do cioci trafiłam w wieku 16 lat. To ona odebrała mnie pewnego dnia właśnie z takiego ośrodka i dała szansę. Była pierwszą osobą, której zaufałam.

Opinie (148) ponad 10 zablokowanych

  • Podziwiam (3)

    • 130 7

    • Zgadzam się - obie panie.
      I autora ankiety.

      • 5 1

    • Super dziara

      Ale fajny tatuaż na ciocia

      • 0 1

    • To biznes. Znam osoby co prowadzą takie domy.

      • 2 0

  • Brawo! (2)

    • 81 5

    • Świetna sprawa, która zostanie zniszczona przez politykę (1)

      Zgodnie z pomysłem prezydenta ten dom dziecka podpadnie pod kategorię zakazaną, w końcu to dwie osoby jednakowej płci wychowujące dzieci.

      • 3 5

      • płezydet zostanie powstrzymany

        przez ludzi wyprostowanych

        • 2 3

  • Szacunek (2)

    • 90 6

    • Duda właśnie ogłosił

      że tego typu wychowawcy mają zostać konstytucyjnie zakazani.

      • 9 6

    • Myślę

      Że takich rodzin na terenie Gdańska jest więcej, szkoda też, że w artykule nie ma nic na temat kosztów prowadzenia takiego domu a dokładnie pensji i przysługujących ulg oraz dodatków, być może znaleźli by się inni chętni

      • 5 1

  • Miałem normalną rodzinę (8)

    Z normalnymi problemami, raz większymi i mniejszymi. Specjalnie nie różniliśmy się od sąsiadów prawników i robotników. Teraz słyszę, że nie miałem normalnej rodziny...
    Inni mi zazdrościli co mam a ja im. Taka dygresja.
    Wytrawołości paniom życzę.
    A gdzie jacyś panowie-mezowie, partnerzy tych pań?
    Dziękuję

    • 73 9

    • (5)

      Posiadanie męża nie jest w tym kraju obowiązkowe :)

      • 44 11

      • Prawda (4)

        Mezczyzna w rodzinie nie jest obowiazkowy, ale wzorce prawidlowe meskie i zenskie do pozniejszego normalnego funkcjonowania w zyciu sa niezbedne.

        • 47 16

        • (3)

          Nieprawda! Mężczyźni wprowadzają agresję, alkohol i seks! A przed tym trzeba chronić kobiety i dzieci!

          • 12 45

          • No i tu wlasnie wychodzi, ze nie mialas prawidlowych wzorcow. (2)

            • 47 5

            • idź chlać dalej, jak twój męski wzorzec (1)

              • 0 7

              • chora jestes?

                • 5 1

    • nie potrzebują

      kasa jest budżetu więc po co im kłopot

      • 12 2

    • od kogo slyszysz, ze nie miales normalnej rodziny?

      o co ci wlasciwie chodzi z ta normalna rodzina?

      • 2 0

  • Piękni ludzie (1)

    • 59 9

    • Fajna dziara

      Ciekawe ile kosztuje taki tatuaż?

      • 1 3

  • Wielkie

    Serce

    • 44 8

  • Brawo za chęć podjęcia takiego trudu (1)

    jakim jest wychowanie, w dodatku obcych dzieci :) pozdrawiam dzieciaki!

    • 74 8

    • bo ja wiem

      trudno to jest pracować na wyrębie lub budowie ....

      • 5 6

  • (32)

    taki sam interes jak prywatne DPS-y, więc używanie wielkich słów niepotrzebne

    • 52 117

    • (20)

      nie wiem skąd te minusy skoro to prawda. To małe przedsiębiorstwo, a na każde dziecko są pieniądze i to niemałe. Poza tym dom dziecka w bloku? Nie zazdroszczę sąsiadom.

      • 28 25

      • (18)

        Myślę, że dużo hejtu i minusów wypisuje pan czy pani.
        Znam Osobiście Ciocię i jej córkę. Dom nie jest prowadzony dla pieniędzy, a dlatego, że to ich pasja w pomaganiu dzieciakom w ciężkich chwilach życiowych. Dzieci czasami mają problemy zdrowotnie, ale są takie same jak inne. Co do sąsiadów, dzieciaki mają zasady tak samo, jak inne dzieci z innych domów. Łatwo jest napisać negatywną opinię bez zapoznania się z prawdą, jaka naprawdę jest.

        Naprawdę fajnie, że takie osoby są i chcą pomagać.

        • 48 14

        • Przepraszam bardzo (13)

          ale z której strony widzisz tutaj hejt? Bo jeżeli każdą opinię odmienną od Twojej nazywasz hejtem to chyba czas się zastanowić nad sobą. Napisałam o tym, że takie miejsce nie jest prowadzone za darmo i taka informacja powinna znaleźć się w artykule, żeby ten był obiektywny i rzetelny. To, że ta pani nie robi tego dla pieniędzy nie zmienia faktu, że te pieniądze są. Poza tym jestem również przeciwna, żeby takie instytucje powstawały w bloku. Mogę być przeciwna? Mogę. Jeszcze mamy wolność słowa przynajmniej w teorii. Kiedyś były modne "domowe przedszkola" w blokach, które również budziły mój sprzeciw.

          • 29 26

          • Popieram.

            • 9 6

          • Gdyby ta pani nie dostawała pieniędzy to musiałaby (9)

            pracować na 3 etatach, żeby utrzymać wszystkie dzieci. A wtedy nie byłaby w stanie poświęcić im czasu i uwagi, której te dzieci potrzebują najbardziej. A wtedy podniósłby się krzyk, że przygarnęła a jest niewydolna wychowawczo.
            Jeśli uważasz, że to taki 'świetny biznes' to zajmij się tym sama. Dzieci potrzebujących pomocy wystarczy dla wszystkich. Jeśli jednak ten ' biznes' Ci nie odpowiada to przynajmniej nie nakręcaj siebie i innych. Świat jest tak skonstruowany, że nikt nikomu nic za darmo nie da. Tym dzieciom oprócz serca trzeba dać jeść, kupić buty, zeszyty, zabrać do stomatologa. I to są pieniądze właśnie na takie potrzeby. To naprawdę tak trudno zrozumieć w miarę inteligentnemu człowiekowi???

            • 47 11

            • (6)

              A ty jako w miarę inteligentny potrafisz czytać? Nie ma takiej informacji w artykule, a być powinna. Na to zwracam głównie uwagę. I tak, znam pewną rodzinę zastępczą, w której było dwanaścioro dzieci w domu i starsze wychowywały młodsze, bo matka zastępcza była lekarzem i posłanką. Miała dla nich czas? Nie sądzę. Dzieci korzystały z każdych możliwych socjali, obozów, półkolonii itp. itd. Więc jak widać nie każdy kieruje się potrzebą serca. Nikogo nie nakręcam. Wyrażam swoje zdanie, a że Ty masz odmienne to już Twój problem. Miłego dnia.

              • 21 16

              • też znałam taką rodzinę... (1)

                i dla mnie osoby 14-15 letniej było to trudne do zrozumienia, dlaczego te starsze są wykorzystywane? Bo nie mają nic do gadania, bo same są lekko niepełnosprawne i się nie odezwą.
                Mam nadzieję że w tych czasach jest trochę inaczej.

                • 8 0

              • as dps tez działają z chęci pomocy starym ludziom czy to przedsięwzięcie biznesowe?

                • 7 1

              • (2)

                no i co cie obchodzi kto ile dostaje za to pieniedzy? zgłoś się na rodzinę zastępczą i też możesz dostac

                • 14 9

              • (1)

                bo uczyniły z tego źródło dochody, a przedstawiają się jako wolontariuszki, ze robią to z dobrego serca

                • 10 13

              • Nie jest to wolontariat

                To sposób na życie. Dom jaki miejsce pracy.

                • 6 1

              • Popieram

                Brak rzetelności artykułu. A to, że przedmowczyni ma inne zdanie (podobnie jak ja) niż Pan, to nie należy mówić że robi coś po złości, tylko przedstawia fakty

                • 10 5

            • (1)

              pani Krzywonoś - tez tak robiła

              • 12 0

              • nie ruszaj ich lidera

                • 1 0

          • (1)

            nie możesz, jeżeli jest to prywatne mieszkanie to nie powinno cie interesowac ile dzieci tam mieszka.. sorry jak ci przeszkadza to sie na wieś wyprowadż

            • 6 10

            • Zostanę Twoim sąsiadem zza ściany i na balkonie założę sobie kurnik.

              • 12 1

        • Może i Ciocie są sympatyczne, nikt tego nie podważa (1)

          Ale brakuje w artykule informacji tj. Skąd Ciocie mają tak duży lokal z ogrodem? Czy lokal został specjalnie zakupiony na cele placówki i przez kogo? Kto opłaca czynsz i media, jakie pieniądze miesiecznie panstwo / samorząd przeznacza na jednego podopiecznego, czy Ciocie zajmują się tym na zasadach wolontariatu czy otrzymują również pensję? Te pytania to nie hejt tylko chęć zapoznania sie z mechanizmem działania takiego domu. Pozdrawiam panie Ciocie i podopiecznych

          • 27 17

          • czynsz i media 50% płaci państwo i 4 tysiące na jedno dziecko nie licząc innej pomocy

            • 12 0

        • Konrad, co ty pitolisz, może jeszcze utrzymują z własnej kasy, z tego co dziadek z robót w Niemczech przywiózł

          • 3 3

        • Konrad swirujesz hejterze

          • 2 0

      • Zgadza sie to biznes

        Dla Pan to biznes. Po co pracować w biedronce jak można w domu za spora kasę..

        Gornolotne słowa niepotrzebne..
        Gdyby mieli jedno dziecko albo rodzeństwo to ok a tak to dalej jest dom dziecka tylko w bloku ot różnica

        • 9 3

    • (5)

      To jest praca 24h/7, trzeba mieć serce do tego by dać radę i nie zrobić drugiemu człowiekowi krzywdy.

      • 23 7

      • (3)

        Dokładnie. Nie ma ze odbębni 8 h w pracy. A później tylko życie prywatne... Te dzieciaki potrzebują opieki 24 h na dobę. Brawo dla tych Pan. Ja chciałabym mieć swoja rodzinę i adoptować biedne dziecko żeby mu ofiarować miłość. Ale będzie co Bóg da...

        • 20 5

        • (1)

          16 letnia panna potrzebuje opieki przez cała dobę?

          • 6 9

          • w sumie masz rację , trzeba pilnować , aby nowy pensjonariusz nie przybył

            • 6 4

        • Madziula każde dziecko potrzebuje opieki 24 h na dobe

          • 1 0

      • Przepraszam. To kiedy te panie śpią?

        • 3 1

    • Nie mierz wszystkich swoją miarą

      • 10 5

    • z czasów mojego dzieciństwa... (2)

      pamiętam taki dom w jednym w większych miast wojewódzkich poza Trójmiastem.
      2 starszych już ludzi prowadzących rodzinny dom dziecka w kilku połączonych mieszkaniach w bloku. Dzieciaki w wieku od 1-18 lat. Państwo zajmowali się sprawami organizacyjnymi, a opieka nad 3 najmłodszych dzieci spoczywała na najstarszych, bo skoro mieszkają to mają mieć obowiązki, od razu zaznaczę że nie chodziło o rodzeństwa. Nie dość że najstarsze dzieciaki pokrzywdzone przez los, to jeszcze miały przykaz opieki nad obcymi maluchami, często wymagającymi specjalistycznej wiedzy, terapii. Oj tak to nie powinno wyglądać. Mam nadzieję że czasy się zmieniły i takie miejsca tworzą ludzie i z wiedzą, pasją, a przede wszystkim siłą i pomysłem nie tylko jak opłacić rachunki i zrobić zakupy dla tak dużej rodziny.

      • 14 0

      • (1)

        A co w tym dziwnego? Widać nie znasz realiów dużej rodziny. Dzieci te starsze zawsze włączają się w pomoc, przy okazji to nauka na przyszłość. A ty jak sobie wyobrażasz naukę i wychowanie? Teoretycznie?

        • 4 11

        • Te starsze nie włączały się w pomoc...

          z własnej woli, swój cały wolny czas poza szkołą i odrobieniem lekcji musiały poświęcić zabawie i opiece nad młodszymi dziećmi które nie były ich rodzeństwem, to tak naprawdę były na początku obce dla nich maluchy. Matka i ojciec nie siadały z tymi dziećmi na dywanie tak jak w normalnej rodzinie tylko ograniczały się do zarządzania ...ja rozumiem że jest dużo formalnych obowiązków pranie, zakupy, sprzątanie, gotowanie, poplacenie rachunków, ale to wyglądało raczej jak kolonia karna.

          • 2 0

    • bzdury

      to nie to samo bo w takich miejscach sa dzieci które kształtują właśnie swoja przyszłość a nie starsi ludzie którzy już są na jego krańcu. Bardzo dużo siły dla Pań. świetna inicjatywa .

      • 4 3

  • (1)

    Przynajmniej córka pomaga matce, podczas gdy wielu mlodych (nie wszyscy na szczęście) ma swoich rodzicow czy dziadków gdzies pod pretekstem studiow czy pracy.

    • 29 34

    • Pracuje, ma pensję.

      • 7 0

  • (2)

    Rzeczpospolita babska.Trzeba mieć naprawdę dużo sił i mądrości aby byc mamą- ciocią dla obcych dzieci. I zrezygnować z wielu przyjemnosci w życiu.Podziwiam

    • 86 8

    • Płacą jej za to. Ty też masz dużo sił i mądrości żeby chodzić do pracy?

      • 6 0

    • Może ta praca to przyjemniość dla tej pani ?

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane