Czy w Stoczni Gdynia dojdzie do strajku? Atmosfera staje się coraz bardziej napięta, a jednocześnie przedstawiciele zarządu zapewniają, że tak naprawdę nic strasznego się nie dzieje.
- Wystąpiliśmy do pozostałych związków z prośbą o jasne określenie się - mówi
Leszek Świętkowski, przewodniczący Związku Zawodowego "Stoczniowiec".
- Chcemy wiedzieć, czy będą razem z nami walczyć o postulaty. Wystosowaliśmy pismo do zarządu stoczni i czekamy na podjęcie rozmów. Sytuacja jest gorąca, pracownicy mówią, że dają czas do końca tygodnia. Niewykluczone, że wejdziemy w spór zbiorowy, choć to oczywiście zależy od delegatów związku. Boję się, że w przyszłym tygodniu nawet my nie będziemy w stanie opanować sytuacji w stoczni.Główne postulaty związkowców to m.in. negocjacje podwyżek płac i uruchomienie funduszu awansowego, cofnięcie zakazu sprzedaży gorących napojów, posiłków w stoczniowych barach, godne traktowanie robotników przez przełożonych.
- Zarząd być może ma pewne kłopoty, ale odnosimy wrażenie, że teraz najlepiej całą odpowiedzialność byłoby zrzucić na nasz związek i na robotników - mówi Leszek Świętkowski.
Problemy w stoczni pojawiły się, gdy zdecydowano się wprowadzić oszczędności w zakładowym funduszu wynagrodzeń i sprawach socjalnych. Powodem były trudności finansowe - tani dolar obniżał zyski nastawionej na eksport stoczni.
- Na razie zarząd przedstawił swoje propozycje dla wszystkich związków zawodowych i mają one ustalić swoje stanowisko do 28 lutego - mówi Mirosław Piotrowski, rzecznik Stoczni Gdynia.
- Nie mamy żadnego wpływu na to, że związki nie mogą się spotkać i podjąć wspólnych decyzji. Myślę, że do tego dojdzie i nie powinno być większych problemów.W gdyńskiej stoczni oprócz "Stoczniowca" działają jeszcze dwa inne związki zawodowe, one jednak na razie nie protestują i czekają na wyniki rozmów. Wszyscy czekają też na wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy.
