- 1 Mapa pożarów aut w Trójmieście (65 opinii)
- 2 Z dworca na Jasień 80 zł (579 opinii)
- 3 Zaśmiecone gdyńskie westerplatte (21 opinii)
- 4 Chcemy żyć w miastach 15-minutowych? (588 opinii)
- 5 Zapomniany minister i jego gdyńska historia (41 opinii)
- 6 Jeden z pierwszych w Polsce "bliźniaków" (64 opinie)
Prokuratura oskarża twórców oprogramowania dla szkół. Także z Pomorza
Kilkanaście firm komputerowych z całego kraju, w tym także z Pomorza, miało - zdaniem Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku - fikcyjnie handlować licencjami na oprogramowanie edukacyjne dla szkół. Miały w ten sposób uzyskać nieuprawnione zyski w wysokości 73 mln zł.
Ministerialne miliony na programy dla szkół
Do przetargu zgłosiło się kilkanaście konsorcjów. Sześć z nich zostało zaproszonych do dalszych negocjacji. Połowa z nich, nie podając przyczyny, wycofała się z postępowania. Na placu boju pozostały trzy konsorcja, w tym jedno, w skład którego wchodziła gdańska firma. One też wygrały ostatecznie przetarg MEN i powierzono im realizację zadania.
Jedno z konsorcjów miało za nieco ponad 34,7 mln zł netto przygotować pakiet dla szkół podstawowych, dwa pozostałe, za odpowiednio 31,3 mln zł netto oraz 80,1 mln zł netto - pakiety dla szkół gimnazjalnych oraz ponadgimnazjalnych.
- W przypadku pierwszego z tych zadań śledztwo nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Z kolei w obu pozostałych zadaniach doszło do wystawienia faktur poświadczających nieprawdę, a także, w niektórych wypadkach, do wyłudzenia zwrotu podatku VAT - mówi Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Za pieniądze z ministerstwa konsorcja miały nie tylko stworzyć oprogramowanie, ale też dostarczyć licencje na jego użytkowanie dla kilku tysięcy szkół. W teorii wszystko odbyło się zgodnie z ustaleniami: oprogramowanie i licencje przygotowano, a ministerstwo zapłaciło firmom kwoty wynikające z postępowania przetargowego (i zgodne ze wcześniejszymi szacunkami MEN).
Jednak podczas kontroli skarbowej w 2010, okazało się, że mogło dojść do nieprawidłowości. Śledztwo w tej sprawie podjęła wówczas - pod nadzorem prokuratury apelacyjnej - gdańska delegatura Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Na początku ustalono, że oprogramowanie dla gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w rzeczywistości nie powstało w spółkach, które wygrały przetarg, a w małej firmie, która nawet nie wystartowała w przetargu. Odsprzedała ona większym podmiotom swój produkt wraz z licencjami.
Samo w sobie nie było to oczywiście złamaniem prawa. Wątpliwości prowadzących śledztwo wzbudziła za to droga, którą przebyły licencje na użytkowanie oprogramowania, zanim trafiły do ministerstwa i szkół.
Licencje drożeją w jeden dzień
Firma, która stworzyła oprogramowanie, wyceniła pakiet licencji dla szkół gimnazjalnych na 1,9 mln zł, a pakiet dla szkół ponadgimnazjalnych na ponad 12 mln zł. Za taką też kwotę pakiety zostały odsprzedane innej spółce.
I tu pojawił się problem. Zanim licencje trafiły do spółek, które wygrały przetarg, odkupywały je kolejne podmioty: w pierwszym wypadku było ich pięć, w drugim aż jedenaście. Co ciekawe, wszystko dokumentowały faktury wystawione tego samego dnia - 1 grudnia 2008 roku (do MEN licencje trafiły cztery dni później).
Prokuratura twierdzi, że chociaż w dokumentach była mowa o wykonywanych przez kolejne podmioty pracach nad projektem, to faktycznie firmy odsprzedawały sobie praktycznie te same licencje.
- Dokumenty te umożliwiły poszczególnym spółkom wygenerowanie fikcyjnych kosztów i pomniejszenie należnych podatków. Działania te nie miały natomiast żadnego wpływu na wcześniej ustaloną przez MEN, w ogłoszeniu przetargowym, cenę dostaw oprogramowania do nauki języków obcych wraz z licencjami - mówi Marciniak.
Cena ta jednak wzrosła - o ponad 24 mln zł w wypadku pierwszego z pakietów i o ponad 49 mln zł w wypadku drugiego z nich. To właśnie te kwoty - w ocenie prokuratury - stanowią korzyść, którą spółki uzyskały bezpodstawnie. Dzięki wystawieniu nieprawdziwych faktur mogły wykazać fikcyjne koszty i pomniejszyć swoje opłaty podatkowe.
MEN nie traci, ale fiskus - tak
Prokuratura ustaliła, że nie doszło do oszustwa na szkodę MEN, które kupiło ostatecznie oprogramowanie za kwoty określone w przetargach.
- Należy zauważyć i podkreślić, że w rozumieniu prawa karnego brak jest podstaw do formułowania wobec pracowników Ministerstwa Edukacji Narodowej zarzutów popełnienia przestępstw. Wątki śledztwa dotyczące przekroczenia uprawnień, bądź niedopełnienia obowiązków przez urzędników MEN, a także wątek dotyczący ewentualnego oszustwa na szkodę MEN, już wcześniej prawomocnie umorzono - mówi Marciniak.
Zaznacza także, że prokuratura nie doszukała się również przesłanek mogących świadczyć o tym, że doszło do zmowy przetargowej.
Łącznie w tej sprawie prokuratura oskarżyła 23 osoby. To szefowie i kierownicy z kilkunastu spółek, które utworzyły "licencyjny łańcuszek". Skierowane przeciwko nim zarzuty dotyczą m.in. poświadczenia nieprawdy w dokumentach i fałszowania faktur. Grozi im kara do ośmiu lat więzienia oraz grzywna i konieczność zapłaty zaległych podatków oraz zwrotu korzyści uzyskanych niezgodnie z prawem.
Dodatkowo przedstawicielom konsorcjów, które wygrały przetarg, zarzucono też wyłudzenie 11 mln zł zwrotu z podatku VAT.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do sądu.
Waldemar K.: "Prokuratura nic nie znalazła"
Wśród oskarżonych znajduje się m.in. Waldemar K., znany na Pomorzu biznesmen, współzałożyciel i były prezes zarządu Young Digital Planet SA, obecnie członek rady nadzorczej spółki Learnetic SA.
W roku 1990 Waldemar K. wraz z Piotrem Mrozem, Arturem Dyro i i innym z oskarżanych - Jackiem K. - ukończyli studia na Politechnice Gdańskiej i założyli firmę - Young Digital Poland Laboratorium Inżynierii Dźwięku.
Od 2011 r. YDP należy do fińskiej Grupy Sanoma. Dziś firma jest światowym liderem w produkcji programów do nauki języków obcych oraz interaktywnych wydawnictw edukacyjnych.
Waldemar K., który przebywa obecnie w Londynie, niechętnie komentuje całą sprawę.
- Wygląda na to, że po czterech latach bezowocnych poszukiwań prokuratura nic nie znalazła, a ponieważ bała się nikogo nie oskarżyć, przygotowała ten akt oskarżenia. Kiedy ustalimy wspólne stanowisko z innymi firmami, podejmiemy decyzję, czy komentować tę sprawę - mówi.
Opinie (93) 1 zablokowana
-
2014-12-04 07:59
Z tego co wiem nie oskarża twórców oprogramowania tylko łańcuszek (1)
Póżniejszych pośrdników .Piotrek i robert albo nie raczyli doczytać /przeczytać ze zrozumieniem/ oświadczenia organów ścigania albo tworzą nową rzeczywistość .
- 0 2
-
2014-12-04 18:00
ale czy handel oprogramowaniem jest nielegalny?
na czym polega przestępstwo - ktoś z was to zrozumiał?
- 1 1
-
2014-12-04 11:24
By
żyło się lepiej!
Największym wrogiem polaków jest polski rząd
Tak ustawić przetarg by jedynie pośrednicy mogli startować. super- 3 0
-
2014-12-04 17:58
jaki jest zarzut? o co tu chodzi?
czytałem artykuł dwa razy i jedyną informacją jest to że całe przestępstwo polegało na tym że ktoś KUPIŁ TANIO I DROGO SPRZEDAŁ !
od kiedy sprzedawanie z zyskiem w tym kraju jest przestępstwem???- 2 2
-
2017-06-03 02:17
To rzeczywiście poważna sprawa, takie oprogramowanie w, było nie było, urzędowych miejscach.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.