• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Prokuratura oskarża twórców oprogramowania dla szkół. Także z Pomorza

Piotr Weltrowski, Robert Kiewlicz
3 grudnia 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Prokuratura uważa, że firmy produkujące elektroniczne pakiety edukacyjne dla szkół, nieuczciwie zarabiały na obrocie licencjami do nich. Prokuratura uważa, że firmy produkujące elektroniczne pakiety edukacyjne dla szkół, nieuczciwie zarabiały na obrocie licencjami do nich.

Kilkanaście firm komputerowych z całego kraju, w tym także z Pomorza, miało - zdaniem Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku - fikcyjnie handlować licencjami na oprogramowanie edukacyjne dla szkół. Miały w ten sposób uzyskać nieuprawnione zyski w wysokości 73 mln zł.



Tworzenie fałszywych kosztów, by płacić mniejsze podatki to częsta praktyka?

Na ślad domniemanego przekrętu urzędnicy natknęli się w 2010 roku podczas kontroli skarbowej w jednej z firm komputerowych. Sprawa dotyczy przetargu na oprogramowanie do nauki języków obcych dla szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, które Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło w lutym 2008 roku.

Ministerialne miliony na programy dla szkół

Do przetargu zgłosiło się kilkanaście konsorcjów. Sześć z nich zostało zaproszonych do dalszych negocjacji. Połowa z nich, nie podając przyczyny, wycofała się z postępowania. Na placu boju pozostały trzy konsorcja, w tym jedno, w skład którego wchodziła gdańska firma. One też wygrały ostatecznie przetarg MEN i powierzono im realizację zadania.

Jedno z konsorcjów miało za nieco ponad 34,7 mln zł netto przygotować pakiet dla szkół podstawowych, dwa pozostałe, za odpowiednio 31,3 mln zł netto oraz 80,1 mln zł netto - pakiety dla szkół gimnazjalnych oraz ponadgimnazjalnych.

- W przypadku pierwszego z tych zadań śledztwo nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Z kolei w obu pozostałych zadaniach doszło do wystawienia faktur poświadczających nieprawdę, a także, w niektórych wypadkach, do wyłudzenia zwrotu podatku VAT - mówi Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.

Za pieniądze z ministerstwa konsorcja miały nie tylko stworzyć oprogramowanie, ale też dostarczyć licencje na jego użytkowanie dla kilku tysięcy szkół. W teorii wszystko odbyło się zgodnie z ustaleniami: oprogramowanie i licencje przygotowano, a ministerstwo zapłaciło firmom kwoty wynikające z postępowania przetargowego (i zgodne ze wcześniejszymi szacunkami MEN).

Jednak podczas kontroli skarbowej w 2010, okazało się, że mogło dojść do nieprawidłowości. Śledztwo w tej sprawie podjęła wówczas - pod nadzorem prokuratury apelacyjnej - gdańska delegatura Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Na początku ustalono, że oprogramowanie dla gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w rzeczywistości nie powstało w spółkach, które wygrały przetarg, a w małej firmie, która nawet nie wystartowała w przetargu. Odsprzedała ona większym podmiotom swój produkt wraz z licencjami.

Samo w sobie nie było to oczywiście złamaniem prawa. Wątpliwości prowadzących śledztwo wzbudziła za to droga, którą przebyły licencje na użytkowanie oprogramowania, zanim trafiły do ministerstwa i szkół.

Licencje drożeją w jeden dzień

Firma, która stworzyła oprogramowanie, wyceniła pakiet licencji dla szkół gimnazjalnych na 1,9 mln zł, a pakiet dla szkół ponadgimnazjalnych na ponad 12 mln zł. Za taką też kwotę pakiety zostały odsprzedane innej spółce.

I tu pojawił się problem. Zanim licencje trafiły do spółek, które wygrały przetarg, odkupywały je kolejne podmioty: w pierwszym wypadku było ich pięć, w drugim aż jedenaście. Co ciekawe, wszystko dokumentowały faktury wystawione tego samego dnia - 1 grudnia 2008 roku (do MEN licencje trafiły cztery dni później).

Prokuratura twierdzi, że chociaż w dokumentach była mowa o wykonywanych przez kolejne podmioty pracach nad projektem, to faktycznie firmy odsprzedawały sobie praktycznie te same licencje.

- Dokumenty te umożliwiły poszczególnym spółkom wygenerowanie fikcyjnych kosztów i pomniejszenie należnych podatków. Działania te nie miały natomiast żadnego wpływu na wcześniej ustaloną przez MEN, w ogłoszeniu przetargowym, cenę dostaw oprogramowania do nauki języków obcych wraz z licencjami - mówi Marciniak.

Cena ta jednak wzrosła - o ponad 24 mln zł w wypadku pierwszego z pakietów i o ponad 49 mln zł w wypadku drugiego z nich. To właśnie te kwoty - w ocenie prokuratury - stanowią korzyść, którą spółki uzyskały bezpodstawnie. Dzięki wystawieniu nieprawdziwych faktur mogły wykazać fikcyjne koszty i pomniejszyć swoje opłaty podatkowe.

MEN nie traci, ale fiskus - tak

Prokuratura ustaliła, że nie doszło do oszustwa na szkodę MEN, które kupiło ostatecznie oprogramowanie za kwoty określone w przetargach.

- Należy zauważyć i podkreślić, że w rozumieniu prawa karnego brak jest podstaw do formułowania wobec pracowników Ministerstwa Edukacji Narodowej zarzutów popełnienia przestępstw. Wątki śledztwa dotyczące przekroczenia uprawnień, bądź niedopełnienia obowiązków przez urzędników MEN, a także wątek dotyczący ewentualnego oszustwa na szkodę MEN, już wcześniej prawomocnie umorzono - mówi Marciniak.

Zaznacza także, że prokuratura nie doszukała się również przesłanek mogących świadczyć o tym, że doszło do zmowy przetargowej.

Łącznie w tej sprawie prokuratura oskarżyła 23 osoby. To szefowie i kierownicy z kilkunastu spółek, które utworzyły "licencyjny łańcuszek". Skierowane przeciwko nim zarzuty dotyczą m.in. poświadczenia nieprawdy w dokumentach i fałszowania faktur. Grozi im kara do ośmiu lat więzienia oraz grzywna i konieczność zapłaty zaległych podatków oraz zwrotu korzyści uzyskanych niezgodnie z prawem.

Dodatkowo przedstawicielom konsorcjów, które wygrały przetarg, zarzucono też wyłudzenie 11 mln zł zwrotu z podatku VAT.

Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do sądu.

Waldemar K.: "Prokuratura nic nie znalazła"

Wśród oskarżonych znajduje się m.in. Waldemar K., znany na Pomorzu biznesmen, współzałożyciel i były prezes zarządu Young Digital Planet SA, obecnie członek rady nadzorczej spółki Learnetic SA.

W roku 1990 Waldemar K. wraz z  Piotrem Mrozem, Arturem Dyro i i innym z oskarżanych - Jackiem K. - ukończyli studia na Politechnice Gdańskiej i założyli firmę - Young Digital Poland Laboratorium Inżynierii Dźwięku.

Od 2011 r. YDP należy do fińskiej Grupy Sanoma. Dziś firma jest światowym liderem w produkcji programów do nauki języków obcych oraz interaktywnych wydawnictw edukacyjnych.

Waldemar K., który przebywa obecnie w Londynie, niechętnie komentuje całą sprawę.

- Wygląda na to, że po czterech latach bezowocnych poszukiwań prokuratura nic nie znalazła, a ponieważ bała się nikogo nie oskarżyć, przygotowała ten akt oskarżenia. Kiedy ustalimy wspólne stanowisko z innymi firmami, podejmiemy decyzję, czy komentować tę sprawę - mówi.

Opinie (93) 1 zablokowana

  • Z tego co wiem nie oskarża twórców oprogramowania tylko łańcuszek (1)

    Póżniejszych pośrdników .Piotrek i robert albo nie raczyli doczytać /przeczytać ze zrozumieniem/ oświadczenia organów ścigania albo tworzą nową rzeczywistość .

    • 0 2

    • ale czy handel oprogramowaniem jest nielegalny?

      na czym polega przestępstwo - ktoś z was to zrozumiał?

      • 1 1

  • By

    żyło się lepiej!
    Największym wrogiem polaków jest polski rząd
    Tak ustawić przetarg by jedynie pośrednicy mogli startować. super

    • 3 0

  • jaki jest zarzut? o co tu chodzi?

    czytałem artykuł dwa razy i jedyną informacją jest to że całe przestępstwo polegało na tym że ktoś KUPIŁ TANIO I DROGO SPRZEDAŁ !
    od kiedy sprzedawanie z zyskiem w tym kraju jest przestępstwem???

    • 2 2

  • To rzeczywiście poważna sprawa, takie oprogramowanie w, było nie było, urzędowych miejscach.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane