• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Stopem na Antarktydę? "Marzenia zawsze realizuję"

Łukasz Stafiej
14 czerwca 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Jak zacząć jeździć stopem? - Pojedź gdzieś samotnie na tydzień z namiotem. Jeśli zniesiesz niewygody, innych ludzi w trasie oraz samego siebie, to będziesz wiedział, czy jesteś gotowy ruszyć autostopem w świat - radzi Przemek. Jak zacząć jeździć stopem? - Pojedź gdzieś samotnie na tydzień z namiotem. Jeśli zniesiesz niewygody, innych ludzi w trasie oraz samego siebie, to będziesz wiedział, czy jesteś gotowy ruszyć autostopem w świat - radzi Przemek.

- Wyobraź sobie, że jedziesz obwodnicą, dzień jak co dzień, polskie pola za oknem i nagle na poboczu widzisz Eskimosa. Dajesz po hamulcach, przecierasz oczy i cofasz się, żeby jeszcze raz to sprawdzić. Tak mniej więcej Chińczycy reagują na widok białego autostopowicza z plecakiem i długą brodą - mówi Przemysław Skokowski, który właśnie wydał książkę opisującą jego autostopową podróż z Gdańska do Birmy. Teraz podróżnik planuje pojechać do Ameryki Południowej i na Antarktydę. Również autostopem.



Łukasz Stafiej: Pamiętasz swój pierwszy raz stopem?

Przemysław Skokowski: Oczywiście. Ale od razu mówię: nie była to żadna daleka wyprawa. Pojechałem kilkadziesiąt kilometrów do znajomych nieopodal Bytowa. Miałem osiemnaście lat, cały byłem zestrachany, ale przygotowałem sobie karton z wielkim napisem, włożyłem kapelusz i poszedłem łapać. Raz, dwa się udało. Pierwszą dalszą podróż stopem odbyłem w 2009 roku. Pojechałem na Bałkany. Wróciłem po nieco ponad dwóch tygodniach i już wiedziałem, że nie chcę podróżować inaczej.

Dlaczego?

Niemal każdy na początku wybiera ten rodzaj transportu ze względu na oszczędność. Ale jak złapiesz autostopowego bakcyla, to stwierdzasz, że jest to po prostu najlepszy sposób podróżowania. Pal sześć niewielkie koszta! W Iranie za kilkanaście złotych przejedzie się tysiąc kilometrów i to super luksusowym autobusem, lepszym niż niejeden europejski. A ja i tak wolę stopem, bo w ten sposób poznaję kraj od kuchni.

Tak bardzo się to różni od tradycyjnego podróżowania?

Zawsze porównuję to w następujący sposób. W pociągu twój pasażer siedzi z tobą w przedziale, bo musi - taką wykupił miejscówkę, a może wcale nie chce ciebie oglądać. Natomiast na stopa biorą nas osoby, które chcą naszego towarzystwa, pragną pokazać swój kraj, pogadać czy posłuchać ciekawostek z Polski, która dla nich jest krainą na końcu świata. Nagle okazuje się, że nieznajomi kierowcy to nie żadni mordercy, gwałciciele i złodzieje, a ciekawi, otwarci i życzliwi ludzie. To właśnie dla kontaktu z nimi się jeździ.

W Chinach chyba sam byłeś ciekawostką turystyczną.

Wyobraź sobie, że jedziesz obwodnicą, dzień jak co dzień, polskie pola za oknem i nagle na poboczu widzisz Eskimosa. Dajesz po hamulcach, przecierasz oczy i cofasz się, żeby jeszcze raz to sprawdzić. Tak mniej więcej Chińczycy reagują na widok białego autostopowicza z plecakiem i długą brodą. Zatrzymują się, dopytują, co się stało, czy nie zabłądziłeś, robią sobie zdjęcia z tobą i podwożą tam gdzie chcesz.

Jak się z tymi wszystkimi przypadkowymi ludźmi dogadywałeś?

W każdym kraju przygotowywałem mój list autostopowicza. Miałem napisane: "Nazywam się Pasza. Mam 23 lata. Jestem z Polski. Podróżuję od miasta do miasta za darmo. Nie potrzebuję pociągu, autobusu ani taksówki. Będę wdzięczny, jeśli podwieziesz mnie do miejscowości, której nazwę mam napisaną na tabliczce i pokażesz mi wielką tradycję i historię swojego kraju, oraz jacy wspaniały są twoi rodacy". Bardzo fajnie się to sprawdzało.

Zjeździłeś już cały świat przez te sześć lat?

Bez przesady. Poza kilkoma wyjątkami, to łapałem w całej Europie i na Bliskim Wschodzie. Ale dotychczas największą podróż odbyłem w ubiegłym roku i to właśnie ją opisuję w książce "Autostopem przez życie". Przez cztery miesiące zjechałem 26 tysięcy kilometrów 167 samochodami. Najdłużej jechałem z jednym kierowcą dwa dni przez Kazachstan. Za oknem pustka: pustynia, piach, kamienie, a co 400 kilometrów stado wielbłądów.

Wyszedłeś przed dom w Gdańsku i zacząłeś łapać?

Wystartowałem z ulicy Słowackiego w Gdańsku. Przez Litwę i Łotwę przeskoczyłem do Rosji. Później odwiedzając Kazachstan i Kirgistan dojechałem do Chin. Następny był Laos i Tajlandia. Skończyłem w Birmie, skąd wracałem do Bangkoku na samolot powrotny. Moim celem były Indie, Święty Grall autostopowiczów. Niestety nie udało mi się tam wjechać - wojsko cofnęło mnie na granicy i musiałem zawracać.

W książce nie raz wspominasz o wyjątkowej misji tej podróży.

Ludzie podróżujący dzielą się na wolontariuszy, którzy jadą do innego kraju z misją pomocy innym oraz na takich, którzy zwiedzają sami dla siebie. Ja oba te cele połączyłem. Zaczęło się w 2012 roku, gdy stworzyłem projekt "Miłość, szczęście, marzenie". Na podróż przez Ukrainę i Rosję, Gruzję, Azerbejdżan, Iran i Turcję wziąłem kamerę i pytałem napotkanych ludzi: jak jest ich definicja szczęścia, czym jest dla nich miłość i jakie mają marzenia. Chciałem pokazać, że mimo odmiennych kultur, historii i religii, ludzie w podstawowych dążeniach się od siebie nie różnią. Spodobało mi się podróżowanie połączone z robieniem czegoś więcej niż tylko samo odkrywanie świata i siebie. Przed kolejną podróżą pomyślałem o nowym projekcie. Jechałem palcem po mapie i szukałem wspólnego mianownika wszystkich krajów, które odwiedzę na trasie do Azji. Wtedy dostałem pocztówkę od znajomej z Hiszpanii ze zdjęciem dziecka w narodowym stroju Basków i olśniło mnie: dzieci! Wymyśliłem "Pocztówki z Europy". Za pomocą bloga poprosiłem ludzi z całego świata, aby przesłali mi pocztówkę z krótką wiadomością dla dzieci z sierocińców, które planowałem odwiedzić po drodze. Przyszło ich niemal 800. Zapakowałem pięć kilo pocztówek do plecaka i pojechałem. W drodze organizowałem spotkania w domach dziecka, gdzie każdy maluch dostawał pocztówkę i odpisywał nadawcy. Odpowiedzi zabrałem ze sobą do Gdańska, powkładałem w koperty i odesłałem nadawcom. Potem ludzie mnie informowali, że są w kontakcie z tymi dzieciakami i wciąż do siebie piszą. Cieszę się ogromnie, że mimo postępującej cyfryzacji i apatii w społeczeństwie ludzie wciąż potrafią się zebrać i napisać zwykłą kartkę do dziecka na drugim końcu świata.

Niemal każdego stopa łapiesz w piętnaście minut. Nawet na największym odludziu. Po lekturze książki można odnieść wrażenie, że to bułka z masłem.

Bo tak jest. Wbrew stereotypom to w Zachodniej Europie nie jest łatwiej niż na Wschodzie. To tam dopiero zaczyna się proste łapanie. Minuta osiem jak cię biorą. Potem często zapraszają do domu, nakarmią, przenocują, a następnego dnia jeszcze podrzucą na drogę. Załamałbym się, gdybym podróżując na przykład w Chinach, musiał kupować bilety na pociąg czy autobus. Tam do kas są olbrzymie kolejki i jeszcze trzeba się dogadać na migi z kasjerem. A tak: wychodzę na wylotówkę, raz, dwa, trzy i jadę.

Zapamiętałeś któryś ze stopów szczególnie?

W Kirgistanie zatrzymał się samochód, choć nawet w tym momencie nie łapałem. Kierowca zawiózł mnie do swojego domu, nakarmił i przenocował. Azmat dał mi wszystko, co miał, mimo że jego rodzina żyła w skrajnym ubóstwie. Zrobił to z czystej ludzkiej życzliwości. Jak wyjeżdżałem, jego żona z córką zapytały, czy nie mógłbym przysłać im różowego plecaka, bo mała idzie pierwszy raz do szkoły, a nie stać ich na tornister. Wtedy się rozkleiłem i obiecałem sobie, że po powrocie zrobię dla nich jakąś akcję charytatywną. Napisałem o tym na blogu, a moi czytelnicy sami się zorganizowali, zrobili w Polsce zbiórkę pt.: "Różowy Plecak" i wysłali do Kirgistanu 20-kilogramową paczkę. Potem Azmat z rodziną śmiali się, że przyborów szkolnych starczyło dla całej wsi. Na święta Bożego Narodzenia wysłaliśmy im kolejną.

Nadal masz z nimi kontakt?

Oczywiście. Utrzymuję kontakt z kilkoma osobami z trasy. Między innymi z pewnym chińskim miliarderem. Podwiózł mnie do miasta swoją limuzyną i bez zastanowienia zapłacił za pokój w czterogwiazdkowym hotelu. Te kilka nocy kosztowały tyle co trzy czwarte mojej podróży. Jak wyjeżdżałem z hotelu, wysłałem mu zdjęcie z podziękowaniem. A że o kontakty tego typu trzeba dbać, to w grudniu wysłałem mu jeszcze życzenia na Święta. Zanim się zreflektowałem, że przecież Chińczycy Bożego Narodzenia nie obchodzą, odpisał, że bardzo mu miło i dziękuje. Potem wysłał mi życzenia z okazji chińskiego Nowego Roku.

Same pozytywne doświadczenia. A nie bałeś się czasem lub nie czułeś zwyczajnie samotny?

Ciągle ktoś był wokół mnie: kierowcy, ludzie poznani w hostelach czy przechodnie, którzy podchodzili i pytali, co robię i gdzie jadę. Moment, gdy miałem chwilę tylko dla siebie, to gdy kładłem się w namiocie. Ale nawet wtedy nie miałem czasu o tym myśleć, bo momentalnie zasypiałem. A chrapię tak głośno, że dzikie zwierzęta pewnie bały się podejść pod namiot. Z pewnością myślały, że niedźwiedź śpi.

Jesteś bardzo pogodnym gościem. Maruda daleko by nie zajechał?

Trzeba być otwartym, mieć dystans do siebie i świata i nie być ciapą. Choć z drugiej strony wyjazd na stopa wiecznym nastolatkom na garnuszku u mamy bardzo by się przydał - nic innego tak dobrze nie uczy samodzielności. Ludzie często pytają mnie o rady. Zawsze wtedy mówię: pojedź stopem gdzieś samotnie na tydzień z namiotem. Jeśli zniesiesz niewygody, innych ludzi w trasie oraz samego siebie, to będziesz wiedział, czy jesteś gotowy ruszyć autostopem w świat.

W którym miejscu jest teraz twoja podróż autostopem przez życie?

Kończę studia, idę do pracy w wakacje, a na jesień znów jadę w trasę. Najpierw przejdę Camino de Santiago. Potem chcę dostać się na południe Hiszpanii i złapać jacht na Kanary, Karaiby lub do Brazylii. Chciałbym spędzić kilka miesięcy w Ameryce Południowej, wejść na Aconcagua w Andach i dotrzeć do Ziemi Ognistej, a tam poszukać transportu na Antarktydę. Na Antarktydzie ulepić bałwana, przytulić pingwina i wrócić. Brzmi nieprawdopodobnie, ale jest to jak najbardziej realne. Zwłaszcza, że jest to aktualnie moje marzenie, a marzenia zawsze realizuję.

Opiszesz ten wyczyn w kolejnej książce?

Być może. Póki co książka "Autostopem przez życie" świetnie się sprzedaje i zbiera bardzo dobre recenzje, więc prawdopodobnie będzie dodruk. Na pewno wszystko będę opisywał na swoim blogu www.autostopem-przez-zycie.pl.

Przemek Skokowski to dwudziestoczteroletni gdańszczanin, który autostopowe podróże łączy z projektami społecznymi. Zarówno "Miłość, szczęście i marzenia" jak i "Pocztówki z Europy" zostały nominowane do nagrody podróżniczej Kolosy (2012 i 2013). Od 2012 roku prowadzi bloga "Autostopem przez życie", który otrzymał nagrodę czytelników na "Blog Forum Gdańsk 2013". Swoją podróż autostopem z Gdańska do Birmy opisał w książce "Autostopem przez życie" (Wydawnictwo Muza 2014).

Opinie (60) 3 zablokowane

  • Bardzo pozytywny człowiek, ale... (1)

    prędzej czy później dostanie nóż w plecy. Tak się kończy lekkomyślność, np. nocowanie u obcych ludzi. Podróżowanie stopem dla kobiet odpada w ogóle, gwałt albo smierć prędzej czy później (w islamskich krajach to jak rosyjska ruletka) Także więcej szczęścia niż rozumu tu widzę, ale życzę jak najlepiej.

    • 1 5

    • w Polsce też możesz umrzeć

      • 0 0

  • Z taką prezencją jak u Przemka,

    pewnie nie musiałbym czekać zbyt długo na autostop nawet na Marsa.

    Trzymam kciuki za następne podróże i oby Fortuna sprzyjała i w kraju i za granicą. Trudno o lepszego ambasadora polskiej sprawy (jakkolwiek by ją definiować).

    P.S.
    Przemku, nie gól się (ani co gorsza, nie depiluj) !
    Przyjacielem prawdziwego mężczyzny jest jedynie trymer !

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane