• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Janusz Christa, ojciec Kajtka i Koko

Tomasz Kot
5 października 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat 999 zł za monetę z Kajkiem i Kokoszem
Janusz Christa podczas zwiedzania Wenecji w latach 90. Janusz Christa podczas zwiedzania Wenecji w latach 90.

19 lipca minęła kolejna rocznica urodzin Janusza Christy (1934-2008), giganta polskiego komiksu, wieloletniego mieszkańca Sopotu. Jednego z dwóch, obok Henryka Chmielewskiego, czyli Papcia Chmiela, filarów polskiej powojennej sztuki komiksowej. Życie twórcy Kajka i Kokosza aż się prosi, jeśli nie o powieść, to o komiks.



Dziadek autora był Austriakiem, ordynatorem szpitala na krańcach monarchii austro-węgierskiej, w Czerniowcach (dziś to ukraińskie miasto na granicy z Rumunią). Ożenek z Polką sprawił, że wnuki nie znały już niemieckiego i identyfikowały się z polskością.

Jednym z wnuków był właśnie Janusz, który urodził się w Wilnie 19 lipca 1934 r. Chłopak od dziecka próbował coś bazgrać i mazać po zeszytach. W szkolnym kajecie w linie 10-letni Janusz narysował piórem i akwarelkami historie: "Tarzan król dżungli", "Zemsta Tarzana" i "Flip i Flap topią się".

Janusz miał dwóch starszych braci. Rozdzielona przez wichry wojny rodzina (starsi bracia i ojciec walczyli w 3. Brygadzie Wileńskiej AK, trafili do łagru) spotkali się dopiero po wojnie.

Matka z Januszem do kraju wróciła jednym z pierwszych transportów. Przez jakiś czas mieszkali w barakach obozu w Majdanku. Christa wspominał ten pobyt jako horror. Stosy czaszek, otwarte krematoria, kapusta rosnąca na nawozie ze spalonych kości.

Gdy w Lublinie spotkali najstarszego brata - Olgierda, dowiedzieli się, że ojciec mieszka nad morzem.

I tak Janusz Christa z matką trafili do Sopotu, gdzie połączona po latach rodzina zamieszkała w kamienicy przy ul. Helskiej zobacz na mapie Sopotu.

Kombatant z przypadku

Bracia przyszłego rysownika należeli do oddziału majora Zygmunta Szendzielorza "Łupaszki". Samochód, którym poruszali się żołnierze Łupaszki, trafił w pewnym momencie do brata Janusza - Zdzisława, który miał go naprawić. Po naprawieniu auta, bracia wspólnie jeździli po mieście.

Nierozsądnie, bo Zdzisław miał przy sobie paczkę ulotek z odezwą "Łupaszki" do ludności, którą miał dostarczyć w określonym punkcie. Pech sprawił, ze bracia ugrzęźli w korku na skrzyżowaniu al. Niepodległości z ul. Bohaterów Monte Cassino, gdzie znajdował się punkt kontrolny. Po chwili do samochodu przyskoczyło kilku ubowców z odbezpieczoną bronią. Olgierd, który prowadził samochód może trzeci raz w życiu, próbował uciec, ale bieg nie wskoczył i silnik zgasł.

Wszyscy wylądowali w pobliskiej siedzibie UB. Podczas gdy śledczy przesłuchują Olgierda, oczekujący w korytarzu Zdzisław upchał ulotki za oparciem ławy, na której siedział z Januszem. Mały Janusz nic nie pisnął, choć dla rozmiękczenia przesłuchująca funkcjonariuszka poczęstowała go niedostępnym wówczas kakao.

Bikiniarz z wyboru

Christa nie posiadał żadnego formalnego wykształcenia plastycznego. Skończył szkołę ekonomiczną. Dał się tam poznać jako bikiniarz i miłośnik jazzu. Nosił buty "na słoninie", czyli grubej podeszwie, wąskie spodnie, szeroką marynarkę i fryzurę zwaną plerezą (długie włosy zakrywające kark).

Na jednej z wycieczek na Kaszuby z młodej piersi Christy wyrwała się melodia przeboju Lionela Hamptona - "Hej baba-riba". Usłyszał to przewodniczący szkolnego Związku Młodzieży Polskiej. Pod groźbą wyrzucenia ze szkoły Christa musiał złożyć publiczną samokrytykę na apelu. Zaczął coś dukać o zgniłym kapitalizmie, wstrętnej muzyce, biednych Murzynach gnębionych przez białych, aniele i diable, których nie ma. Przedstawiciele ZMP mieli do wyboru albo udać, że Christa jest niespełna rozumu, albo zacząć awanturę od nowa. Wybrali to pierwsze.

Po ukończeniu szkoły Janusz Christa pracował jako księgowy. Przez cztery dni. Potem jako kasjer i magazynier przy budowie linii Szybkiej Kolei Miejskiej. Zaczepił się na jakiś czas jako perkusista w orkiestrze Dalmoru, która na nabrzeżu witała muzyką powracające załogi. W końcu wylądował w czasopiśmie "Jazz" jako sekretarz redakcji. Tam po raz pierwszy wydrukowano jego komiks - historię życia Louisa Armstronga.

Rysownik z miłości

Po "Jazzie" był "Wieczór Wybrzeża". Christa zaproponował redakcji komiksowe paski, w których cała historia zawierałaby się w czterech umieszczonych obok siebie kadrach. Najwięcej kontrowersji było z dymkami, w których znajdowały się wypowiedzi bohaterów komiksu.

W końcu jednak w popołudniówce ukazały się pierwsze odcinki komiksu o kowboju Jacku O'Key. Rysunkowy bohater Christy nie zagrzał jednak długo miejsca na łamach gazety. Symbol kapitalistycznego mocarstwa nie mógł być inspiracją dla młodzieży w Polsce w dobie walki
z imperializmem amerykańskim.

Bohaterowie z kosmosu

Pomysł z komiksowymi paskami jednak się przyjął. Postawiono natomiast Chriście warunek - rysunki miały opowiadać o przygodach na morzu. Tak narodził się komiks o niezwykłych przygodach Kajtka-Majtka, który wychodził na łamach trójmiejskiej popołudniówki od 1958 r. W roku 1960 do Kajtka dołączył Koko (na początku nosił on imię Franek).

W krótkim czasie komiks stał się legendarny. Do kiosków po gazetę ustawiały się kolejki, a ludzie kupowali po kilka egzemplarzy. Później pracowicie wycinali paski i wyklejali je w zeszytach. Komplety wycinków były często obiektem handlu na rynkach. Niektórzy przechowują takie zaszyty do dziś, jako relikwie z czasów młodości.

Ukoronowaniem przygód obydwu bohaterów stał się wychodzący w latach 1968-72 cykl "Kajtek i Koko w kosmosie", który - jak podkreślają zgodnie znawcy tematu - stał się kamieniem milowym w historii polskiego komiksu.

Christa wspominał, że rysowanie kolejnych odcinków było jak praca na pełen etat. Zajmowało mu to nieraz kilkanaście godzin dziennie. Tygodniowo oddawał sześć pasków po cztery rysunki.

Wynalazca z konieczności

Praca wymagała precyzji, tymczasem w siermiężnym PRL brakowało podstawowych produktów, nie mówiąc już o czymś takim jak brystol i piórka do rysowania.

Christa opracował własny patent: rysował na odwrocie papieru fotograficznego, który z jednej strony pokryty był emulsja światłoczułą, z drugiej przypominał brystol. Piórka robił z płatków silnika do latających modeli samolotów. Silniczki były japońskie, z dobrego metalu, miękkiego i wytrwałego. Trzeba je było tylko najpierw zetrzeć papierem ściernym pod lupą.

Blurp! z paszczy

Współpraca z popołudniówką zakończyła się w połowie lat 70. Wtedy Christa zaczął rysować dla "Świata Młodych". Dzięki temu stał się znany w całym kraju. Rysunki stały się kolorowe, w dodatku, ponieważ gazeta była ogólnopolska, rysownik musiał przygotowywać wcześniej scenariusze, które trafiały do cenzury.

Do gazety przeznaczonej dla młodzieży jak ulał pasowało nowe wcielenie Kajtka i Koka wymyślone przez Christę dwa lata wcześniej. Kajko i Kokosz, cofnięci w przeszłość i odziani w historyczne kostiumy, przeżywali swoje przygody w pogańsko-prasłowiańskich czasach.

Do Christowego panteonu bohaterów doszły kolejne postacie: kasztelana grodu Mirmiła, jego żony Lubawy, zbója Łamignata, wreszcie smoka Milusia z jego słynnym "blurp!"(taki odgłos wydawał paszczą).

Ten cykl jest do dziś najpopularniejszym komiksem Janusza Christy. To były chyba najlepsze czasy dla sopockiego rysownika. W 1976 r. zaczął rysować historie dla legendarnego "Relaksu", pierwszego polskiego magazynu komiksowego. Pojawiły się nowe historie, m.in. o Gucku i Rochu, Bajki dla dorosłych, serie żartów rysunkowych.

Rozstanie ze światem

Na początku lat 90. Christa przestał rysować. Uniemożliwiał mu to coraz słabszy wzrok, artretyzm, drżenie ręki. To nie był dobry czas dla komiksu. Polacy, którzy po 1989 r. uzyskali nieograniczony dostęp do dóbr zachodniej kultury, zachłysnęli się tym gremialnie. Janusz Christa boleśnie przeżył śmierć jedynego syna, który zmarł w wieku 28 lat na zawał serca. Jego oczkiem w głowie stała się wnuczka Paulina, dla której stał się jednocześnie ojcem, dziadkiem, przyjacielem i powiernikiem.

Mieszkanie rysownika przy ul. Wybickiego zobacz na mapie Sopotu, niedaleko stadionu, zaczęło przypominać gabinet osobliwości. Gościom pokazywał z dumą okrągły kamień znaleziony na Kaszubach, opisany jako lewe jajo mamuta, czy fragment materiału ze spodu fotela, na którym wypisał: "Tu wypierdziałem wszystkie swoje komiksy".

Christa, który nigdy nie pchał się na piedestał i raczej unikał prasy, odciął się niemal zupełnie od mediów. Dość niespodziewanie pojawił się jeszcze w stroju Napoleona na sesji fotograficznej, autorstwa Krzysztofa Witkowskiego, portretującej znanych sopocian. Gdy w 2002 roku. zmarła jego żona, z dnia na dzień okazało się jak Janusz Christa był od niej uzależniony. Jak wspomina wnuczka Paulina, dziadek nie potrafił samodzielnie nawet zagotować wody na herbatę.

Christa przestał wychodzić z domu. Przyznane mu w 2007 r. odznaczenie Gloria Artis odbierała wnuczka Paulina. Pod koniec życia sopocki rysownik odżył jeszcze za sprawą kobiety, którą poznał. Zaczął wychodzić na spacery, nauczył się gotować dla odwiedzającej go rodziny. Wciąż był w dobrej formie intelektualnej.

15 listopada 2008 r. Janusz Christa trafił do szpitala, którego już nie opuścił. Został pochowany w Sopocie na cmentarzu katolickim w rodzinnym grobowcu. Wciąż niewykorzystane są: jego bogaty dorobek i potencjał jako mieszkańca Sopotu i Trójmiasta. Christa mieszkał tu i pracował przez 63 lata.

Opinie (102) 9 zablokowanych

  • Krzysztof "WITECKI" a nie "Witkowski"

    Projekt nazywał się "Galeria Sopocian" - autorzy Krzysztof Witecki i Wojciech Markiewicz

    • 1 0

  • Jak pisiory dojdą do władzy, to wpiszą Christę na indeks twórców zakazanych, bo poganizm w swej twórczości szerzył. (2)

    • 8 11

    • Jestes zwyklym oslem. (1)

      • 3 4

      • jak spojrzysz w lustro to zobaczysz osla

        • 3 1

  • pamiętam jak po południu czekało się pod kioskiem Ruch na dostawe Wieczoru Wybrzeża - aby obejżeć

    następny odcinek Kajtka i Koka !...

    • 4 0

  • szkoda ,że Facet nie żył w tamtym czasie w USA - napewno pozostawił by potężny spadek !

    a robote w Walta Disneya miałby zapewnioną, i jeszcze by się kumplowali !

    • 2 4

  • A ja mam super pamiątkę

    Dostałam od Pana Janusza "Dzień Śmiechały" z dedykacją. To było w 2006r. Sam Pan Janusz zrobił na mnie wrażenie człowieka bardzo skromnego, co to nie chce swoją osobą zbytnio absorbować. To rzadkość w dzisiejszych czasach, tym bardziej ze strony osoby z osiągnięciami.

    • 3 0

  • A może powinno powstać dedykowane muzeum - choćby w jego domu...

    wg mnie zarówno sam autor, jak i jego twórczość na to zasługuje...

    I sam bym tam poszedł i pewnie niejednokrotnie :)

    • 3 0

  • Obywatel (1)

    Świetne, zabawne, oj jak przeżywałem Kajko i Kokosz w kosmosie, muszę odkopać te wspaniałe komiksy. Miłej lektury, pozdrawiam.

    • 2 0

    • Zbieracz

      Były to piękne czasy,gdy z 50-groszówką stało się w długim ogonku po Wieczór Wybrzeża,z paskiem Kajtka i Koka.Tak się złożyło,że znałem siostrzeńca pana Janusza i otrzymałem autograf oraz dedykację z obrazkiem Kajka i Kokosza.Mimo 50-tki do dzisiaj posiadam kserokopie wszystkich przygód,od 1958 roku.

      • 1 0

  • Do zobaczenia i do przeczytania w lepszym swiecie,Panie Januszu. Tam odzyska Pan nie tylko wzrok,ale Panki humor zostanie niezmieniony.Dziekuje Panu za komiksy ktore bawily mnie w dziecinstwie i ktoremi dzis o nim przypominaja.

    • 7 0

  • Matko co za koszmar. Kiedys wyrazow zakończonych na o się nie odmieniało a dzisiaj niszczą jezyk polski ile wlezie. Kajko, a nie Kajka;/

    • 1 7

  • Pamiętam puzzle z Kajko i Kokoszem z lat dzieciństwa:)

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane