• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Strach, pogarda, szacunek tylko dla żołnierzy - o postawach Niemców we wrześniu 1939 r.

Jan Szkudliński
31 sierpnia 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
Najnowszy artykuł na ten temat Zaginiony dowódca Szkarłatnej Nierządnicy
Zainscenizowane zdjęcie przedstawiające rzekomy moment wchodzenia niemieckich wojsk do Polski. W rzeczywistości fotografia została wykonana na punkcie granicznym Kolibki, między Gdynią a należącym do Wolnego Miasta Gdańska Sopotem, prawdopodobnie 1 września 1939 r. Zdjęcie wykonał gdański fotograf Hans Soennke. Zainscenizowane zdjęcie przedstawiające rzekomy moment wchodzenia niemieckich wojsk do Polski. W rzeczywistości fotografia została wykonana na punkcie granicznym Kolibki, między Gdynią a należącym do Wolnego Miasta Gdańska Sopotem, prawdopodobnie 1 września 1939 r. Zdjęcie wykonał gdański fotograf Hans Soennke.

"Poprzez aresztowania policja i gestapo z każdą godziną poprawiały stan bezpieczeństwa" - pisał niemiecki artylerzysta z jednej z gdańskich jednostek po wkroczeniu do Gdyni. "Wszędzie brud, smród i niemyci, zaniedbani mieszkańcy" - komentował wygląd robotniczych dzielnic miasta. Łatwiej znaleźć pozytywne opinie Niemców o postawie żołnierzy polskich w walce. Jak więc postrzegali nasz kraj i jego mieszkańców członkowie sił zbrojnych najeźdźcy?



Pierwszą reakcją żołnierzy niemieckich forsujących polskie szlabany graniczne był, rzecz jasna, strach. Znaczna większość z nich nigdy nie brała udziału w walkach, mogli co najwyżej słuchać opowieści starszych o doświadczeniach z frontów I wojny światowej i późniejszych, często krwawych walk wewnętrznych. Dodatkowo propaganda wpajała im, że przeciwnik nie zawaha się przed użyciem niehonorowych metod walki. Zaś na szkoleniach wojskowych ostrzegano ich, że ludność cywilna zamieszkująca opanowywany przez nich teren może zachowywać się wrogo.

Niemiecki strach przed cywilnym oporem i partyzantami



Lęk przed zbrojnym oporem ludności był niejako zakodowany w niemieckich siłach zbrojnych od czasu wojny prusko-francuskiej w latach 1870-1871, kiedy oblegające Paryż wojska prusko-niemieckie mierzyły się z bardzo dotkliwymi działaniami Francs-tireurs.

Niemiecka myśl wojskowa wypracowała metodę tłumienia takich działań - brutalne represje. Fale podpaleń i rozstrzeliwań zakładników ogarnęły Belgię podczas ofensywy niemieckiej w 1914 r., na wschodzie seria represji z powodu domniemanych ataków partyzantów przyniosła zburzenie Kalisza i zamordowanie wielu jego mieszkańców, wziętych jako zakładników.

Jednakże w 1914 r. niemieckie władze wojskowe dość szybko zorientowały się, że składane przez żołnierzy meldunki o ostrzeliwaniu ich przez cywili z okien zabudowań są w większości wytworem wyobraźni młodych ludzi w mundurach, którzy właśnie po raz pierwszy "wąchali proch" i naturalny w tak ekstremalnej sytuacji strach mocno oddziaływał na ich wyobraźnię.

Zjawisko meldowania o nieistniejących partyzantach przez przerażonych żołnierzy nie ograniczało się zresztą do armii niemieckiej. W 1914 r. oddziały rosyjskie, "ostrzelane" przez ludność cywilną w Szczytnie, wycofały się poza zabudowania, po czym ostrzelały centrum miasteczka z dział. Fala brutalnych represji na zajmowanych przez armię niemiecką terenach wkrótce opadła, i w czasie wielkich ofensyw państw centralnych na ziemiach polskich w 1915 r. się już nie powtórzyła.

Nienawistna propaganda przeciwko "podludziom"



Jednak w 1939 r. cała machina propagandowa III Rzeszy i niejeden chętnie przyjmujący nazistowskie idee za własne oficer wręcz zachęcali żołnierzy do okrucieństw. Zresztą młodych Niemców przygotowywano do tego od lat.

Tuż po przejęciu władzy przez nazistów wewnętrzne skłonności młodych Niemców zostały skanalizowane w licznych organizacjach i zrzeszeniach o charakterze wojskowym, z czym wiązało się propagowanie narodowosocjalistycznego światopoglądu (...) Widząc w przeciwniku prymitywnych podludzi, mieli coraz mniejsze opory przed ekscesami - pisze niemiecki historyk Jochen Böhler.
Niemieckie i polskie mity o wrześniu 1939. Rozmowa z Jochenem Boehlerem Niemieckie i polskie mity o wrześniu 1939. Rozmowa z Jochenem Boehlerem

Propaganda nieustannie bombardowała żołnierzy niemieckich ideą rasowej wyższości w stosunku do mieszkańców zajmowanych terenów Polski. Wielu zdawało się traktować popełnione mordy zupełnie obojętnie. Natknąłem się kiedyś na relację niemieckiego żołnierza z działań w Małopolsce, który wspomina jednego z kolegów-podoficerów, jak 5 września w Suchej Beskidzkiej rozkazał rozstrzelać 21 mieszkańców oskarżonych o "partyzantkę". Nazajutrz w Myślenicach ten sam podoficer grał spokojnie z kolegami w skata "przy piwie i w znakomitych humorach".

Wkroczenie Niemców do Gdyni, 14.09.1939 r. Zbiory Muzeum Miasta Gdyni. Wkroczenie Niemców do Gdyni, 14.09.1939 r. Zbiory Muzeum Miasta Gdyni.
Wspomniany Jochen Böhler odnotowuje przypadki niemieckiego strachu przed partyzantami wśród jednostek działających na terenie Borów Tucholskich. Tam XIX Korpus Pancerny generała Heinza Guderiana zniszczył jedno ze zgrupowań Armii "Pomorze". Rozproszeni przez niemieckie uderzenia pancerne żołnierze polscy przedzierali się nocami przez lasy na południe, w stronę Bydgoszczy, napotykając raz po raz na oddziały niemieckie.

Nieliczne przejawy rozsądku i humanitaryzmu



Te nocne starcia szarpały nerwy żołnierzy niemieckich, kazały im widzieć w każdym polskim domu zagrożenie i wyimaginowanych partyzantów. Böhler wymienia zarówno wzmianki o mordowaniu cywilów, jak i próby ukrócenia nadmiernej brutalności przez co trzeźwiejszych, niezindoktrynowanych dowódców.

Najostrzej przeciwko ekscesom wystąpił dowódca 8. Armii niemieckiej, generał Johannes Blaskowitz, który próbował ograniczać działalność Einsatzgruppen na obszarze działania swojej armii, i oficjalnie protestował przeciwko brutalizacji działań Wehrmachtu.

Jego protesty na nic się jednak nie zdały. Generał Alfred Jodl drwił z "naiwności" Blaskowitza, Hitler zaś anulował wszystkie jego decyzje zwrócone przeciwko esesmanom. Miała być to wojna totalna, prowadzona "z największą brutalnością".

Niemiecki generał Johannes Blaskovitz był jednym z bardzo nielicznych najwyższych oficerów Wehrmachtu, który przeciwstawiał się prześladowaniu ludności cywilnej i jeńców wojennych w podbitej Polsce. Niemiecki generał Johannes Blaskovitz był jednym z bardzo nielicznych najwyższych oficerów Wehrmachtu, który przeciwstawiał się prześladowaniu ludności cywilnej i jeńców wojennych w podbitej Polsce.
Niemcy bali się też, że polscy żołnierze przebierają się w ubrania cywilne, by zasilać szeregi tej wyobrażonej partyzantki. Obawa przed przebranymi za cywilów żołnierzami i partyzantami była bardzo silna. W walkach o Kartuzy żołnierze niemieccy odnotowali na przykład, że liczni żołnierze lokalnej obrony narodowej nie chcieli oddawać się do niewoli, lecz:

"Znikali w domach, z których wyszli po paru godzinach jako cywile, niegroźni mieszkańcy (...) Potraktowaliśmy polskich jeńców znacznie lepiej, niż sobie na to zasłużyli" - pisał jeden z niemieckich żołnierzy.
Po zajęciu Gdyni, jak wspominał inny żołnierz niemiecki:

Wszyscy Polacy w wieku poborowym, wśród nich z pewnością setki żołnierzy, którzy porzucili oddziały i zamienili mundury z powrotem na ubrania cywilne, zostali aresztowani. Tysiące ich w długich kolumnach zaprowadzono na place miasta.
Zatrzymani gdynianie na skwerze Kościuszki, wrzesień 1939 r. Zbiory Muzeum Miasta Gdyni. Zatrzymani gdynianie na skwerze Kościuszki, wrzesień 1939 r. Zbiory Muzeum Miasta Gdyni.
Dochodziło też do mordów na jeńcach. Niekiedy Niemcy szukali pretekstów. Zamordowani w Ciepielowie polscy jeńcy zostali wcześniej zmuszeni przez Niemców do zdjęcia kurtek mundurowych, pewnie po to, by "usprawiedliwić" mord. Także ocalali z walk obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku zostali, dla zachowania pozorów, postawieni przed sądem wojskowym pod zarzutem uprawiania partyzantki. Zostali skazani na śmierć i rozstrzelani, a na rehabilitację musieli czekać aż do końca lat 90. XX wieku

Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku zostali rozstrzelani na początku października 1939 r. na mocy nielegalnego wyroku sądowego. Sądową zbrodnię ujawnił niemiecki dziennikarz Dieter Schenk. Dzięki niemu pocztowcy zostali pośmiertnie uniewinnieni w 1998 r., a ich potomkowie otrzymali odszkodowania od państwa niemieckiego. Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku zostali rozstrzelani na początku października 1939 r. na mocy nielegalnego wyroku sądowego. Sądową zbrodnię ujawnił niemiecki dziennikarz Dieter Schenk. Dzięki niemu pocztowcy zostali pośmiertnie uniewinnieni w 1998 r., a ich potomkowie otrzymali odszkodowania od państwa niemieckiego.
Lęk przed nieistniejącymi partyzantami i przebranymi po cywilnemu żołnierzami owocował brutalnymi pacyfikacjami, rozstrzeliwaniem zakładników i podpalaniem zabudowań. W odróżnieniu od cesarskiej armii niemieckiej z 1914 r. w hitlerowskim Wehrmachcie z 1939 r. praktycznie nie było woli do ograniczania tych działań.

Skala tych zbrodni była więc ogromna. Jak ustalili po wojnie historycy, do 25 października 1939 r., kiedy to niemieckie wojsko przekazało władzę na zajętej części Polski cywilnym władzom okupacyjnym, niemieccy żołnierze spalili 479 wsi, a w 714 masowych egzekucjach zamordowali przynajmniej 16 tys. cywili.

Zdjęcie z jednej z wielu egzekucji wykonanej na Polakach przez członków niemieckiego Selbstschutzu w Piaśnicy. Zdjęcie z jednej z wielu egzekucji wykonanej na Polakach przez członków niemieckiego Selbstschutzu w Piaśnicy.
W wielu zachowanych niemieckich relacjach o polskiej ludności cywilnej również można często znaleźć poczucie wyższości, pogardę, często kompletny brak empatii.

Pogarda i poczucie wyższości wobec Polaków



W drugim tygodniu września niemieccy artylerzyści z Grupy Eberhardta urządzili sobie stanowisko dowodzenia w jednym z domów na obrzeżach Gdyni. Przybywszy, załomotali do drzwi, które po chwili się otwarły, ukazując rodzinę gospodarzy.

"Ona" czarna, niezadbana, z dzieckiem na ręku (...) "on" wysoki, jasnowłosy, w typie młodego Niemca, ale bez prostej postawy, zniewieściały, odziany w nowoczesny, jasny, letni garnitur". Niemcy pogrozili im bronią i przeszukali dom. Przerażeni gospodarze chcieli zjednać sobie najeźdźców, oferując im wino i papierosy.
"Typowo polskie! Brakowało tylko niemieckiego pozdrowienia!" - pisał z pogardą niemiecki żołnierz.
Aresztowani zakładnicy gdyńscy - Jerzy Michalewski (z lewej) i Zdzisław Żydowo, wrzesień 1939 r. Zbiory Muzeum Miasta Gdyni. Aresztowani zakładnicy gdyńscy - Jerzy Michalewski (z lewej) i Zdzisław Żydowo, wrzesień 1939 r. Zbiory Muzeum Miasta Gdyni.
Najwyraźniej nie rozumiejąc lęku, jaki po ponad tygodniu bezlitosnej wojny budzić może grupa żołnierzy wrogiej armii, przetrząsającą pokoje i piwnice z odbezpieczonymi pistoletami w ręku i grożącą rozstrzelaniem w razie znalezienia broni czy "partyzantów".

W przypadku cywilów niemieckie władze starały się podsycać to poczucie wyższości. Jeszcze w trakcie kampanii polskiej 1939 r. opublikowany został rozkaz Hitlera głoszący, że na zajętych terenach ludność polska ma "uniżenie witać oficerów i urzędników Rzeszy Niemieckiej, zdejmując nakrycie głowy" oraz "ustępować im drogi", schodząc z chodników.

Typowy jest przesycony pogardą opis zgromadzonych na jednym z gdyńskich placów aresztowanych mężczyzn.

Przygnębieni, w obszarpanych ubraniach, bladzi i zmizerowani, ta "Chluba narodu polskiego" (...) Lamenty ich kobiet i dzieci (...) były spóźnione (...) Naprawdę ci ludzie nie byli godni mieć nadal własnego państwa, które bezczelnie i zuchwale nieustannie niepokoiło naszą wschodnią granicę!
Polska raziła też poczucie estetyki zadeklarowanych nazistów. Jak pisał znajomemu w liście już po zakończeniu działań wojennych niemiecki komandor, szef sztabu pełnomocnika Kriegsmarine w Gdańsku:

Sama Gotenhafen, leżąca nad Zatoką Gdańską i otoczona zalesionymi wzgórzami, mogłaby należeć do najpiękniejszych miast portowych, w rzeczywistości jest miastem zbudowanym kompletnie bez wrażliwości na piękno (...) okropne domy w amerykańskim stylu, niektóre nieotynkowane.
Modernistyczne Śródmieście Gdyni nie podobało się przesiąkniętym nazistowską ideologią Niemcom, którzy uznawali ten kierunek w architekturze za dowód "zepsucia". Modernistyczne Śródmieście Gdyni nie podobało się przesiąkniętym nazistowską ideologią Niemcom, którzy uznawali ten kierunek w architekturze za dowód "zepsucia".
Jak widzimy, modernistyczne Śródmieście Gdyni, dzisiaj uważane za architektoniczny skarb godny wpisu na listę dziedzictwa światowego UNESCO, odstręczało nazistę wrogiego wobec "zdegenerowanej" nowoczesnej sztuki i architektury. Widocznie było zbyt odmienne od tradycyjnych zabudowań Gdańska, z jego ceglanymi i szachulcowymi ścianami, zdobieniami, wieżyczkami, przedprożami i spadzistymi dachami krytymi dachówką.

Widok robotniczych przedmieść Gdyni, z ich tymczasową w większości zabudową, jeszcze mocniej zniechęcił Niemca. Były tam, jak pisał, "osiedla najprymitywniejszych chat, podobne do których widuje się tylko w dzielnicach murzyńskich w obcych krajach".

Inny niemiecki autor co prawda wspomniał, że w centrum Gdyni "ulice są szerokie i w dobrym stanie", dodał jednak natychmiast, że jest to "chwalebny wyjątek w Polsce". Przedmieścia natomiast, z dala od, jak to określił, gdyńskich "drapaczy chmur", stanowiły dla niego "oczywisty przykład polnische Wirtschaft".

Nowoczesny biurowiec ZUS z popularną kawiarnią Cafe Bałtyk przy ul. 10 Lutego. Zdjęcie z 1938 r. Nowoczesny biurowiec ZUS z popularną kawiarnią Cafe Bałtyk przy ul. 10 Lutego. Zdjęcie z 1938 r.
Rasistowskie uwagi nie powinny jednak sugerować, że okupanci nie potrafili docenić polskiego gustu. Wspomniany oficer Kriegsmarine rezydował w "biurze i mieszkaniu ostatniego polskiego ministra w Gdańsku, przepięknie położonym i po części wyposażonym w kosztowne umeblowanie".

Zapewne w takim otoczeniu łatwiej było nazistowskiemu oficerowi znieść trudy administracyjnej pracy. A zajmował się wówczas m.in. masowym wysiedlaniem z Gdyni Polaków i osiedlaniem w ich miejsce Niemców Bałtyckich, co, jak się skarżył, "często przyprawiało o poważny ból głowy i generowało dużo, bardzo dużo pracy".

Nie dziwi zanadto więc fakt, że ów tak spoglądający na świat i ludzi osobnik zwieńczył swój list nie jakąś tradycyjną formułą pozdrowień, pasującą do prywatnego listu. Napisał "Heil Hitler!"

Pozytywne opinie o polskich żołnierzach



Zdarzały się też jednak pozytywne opinie na temat Polaków. Z reguły dotyczyły one postawy żołnierzy polskich w walce.

W raporcie Kompanii Szturmowej Kriegsmarine z walk o Westerplatte 1 września nie znalazła się ani jedna wzmianka o rozmieszczonych na drzewach strzelcach polskich, ostrzeliwujących także rannych Niemców. Przeciwnie, z pewnym podziwem zapewne niemiecki oficer napisał, że w ciągu wielogodzinnej walki z obrońcami Składnicy Tranzytowej, w czasie której kompania niemiecka straciła trzecią część stanu osobowego łącznie z dowódcą, żaden z jej żołnierzy nie zdołał dostrzec ani jednego polskiego obrońcy - tak dobrze zamaskowane były ich stanowiska.

Kapitulacja żołnierzy broniących Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte 7 września 1939 r. Kapitulacja żołnierzy broniących Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte 7 września 1939 r.
Dziennik jednego z niemieckich batalionów nacierających na Kępę Oksywską przejmująco opisuje noc z 12 na 13 września, gdy polski kontratak spowodował ogromne zamieszanie w szeregach niemieckich. W dalszych opisach walk brak pogardy wobec obrońców polskich. "Polski atak" - pisano w dzienniku - "opanował sporo terenu, choć za cenę ogromnych strat".

Twarda obrona Dębogórza wzbudziła szacunek u autora dziennika. Gdy 19 września batalionowi poddała się grupka polskich obrońców, została potraktowana godnie. "Nasz dowódca podszedł do polskiego majora, wyciągnął do niego rękę i pogratulował mu dzielnej i nieustępliwej obrony. Ten człowiek z pewnością był ulepiony z twardej gliny, w tej chwili jednak z trudem powstrzymywał się od łez".

Kilka godzin później batalion przyjmował kapitulację dowództwa Lądowej Obrony Wybrzeża. Polscy oficerowie powiadomili Niemców, że pułkownik Stanisław Dąbek popełnił samobójstwo, nie chcąc kapitulować, i został pochowany nieopodal. Na wieść o tym dwaj obecni dowódcy niemieckich kompanii udali się w to miejsce, "stanęli przy grobie i oddali honory pokonanemu, dzielnemu przeciwnikowi".

Pomnik w miejscu wojennego pochówku płk. Stanisława Dąbka w  Babich Dołach. Pomnik w miejscu wojennego pochówku płk. Stanisława Dąbka w  Babich Dołach.
To, czy niemiecki żołnierz spoglądał na Polaków z wyższością i pogardą, czy nie, zdaje się zależeć przede wszystkim od tego, jak dalece przyjmował za swoją nacjonalistyczną, rasistowską propagandę nazistów, która ze wszystkich sił zachęcała go, by przestał dostrzegać w pokonanym przeciwniku człowieka.

Serdecznie dziękuję dr. Janowi Danilukowi za udostępnienie jednego z cytowanych w artykule źródeł; korzystałem też z pracy dr. Jochena Böhlera pt. Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce, Kraków 2009.

O autorze

autor

Jan Szkudliński

- doktor historii, badacz historii Gdyni i Pomorza, pracownik Muzeum Gdańska.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (275)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane