• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Stracili pracę w śmieciowej spółce za związki zawodowe czy za "fuchy"?

Ewelina Oleksy
5 kwietnia 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (292)

Trzech pracowników Gdańskich Usług Komunalnych oskarża swojego byłego szefa o bezpodstawne dyscyplinarne zwolnienie z pracy - m.in. za to, że założyli związki zawodowe. Władze spółki zaprzeczają, twierdząc, że zwolnieni pracownicy "robili lewizny" i pokazują film, który ma to udowadniać. W tle jest też wynajęcie agencji detektywistycznej do śledzenia pracowników i podejrzewanie ich o przyjmowanie łapówek. Sprawę rozstrzygnie sąd pracy, do którego zwolnieni skierowali sprawę. Miejska spółka zawiadomiła z kolei prokuraturę.



Czy byłe(a)ś kiedyś nagrywany(a) z ukrycia w czasie wykonywania swojej pracy?

W tej sprawie wersje zdarzeń są dwie, a każda z nich rozbieżna. Obie dotyczą jednak Gdańskich Usług Komunalnych, czyli miejskiej spółki powołanej do życia w 2017 r. Zajmuje się ona wywozem śmieci z sześciu dzielnic Gdańska.

Na jej czele od początku stoi Bartosz Piotrusiewicz, były wiceprezydent Sopotu.

W środę, 5 kwietnia, poseł PiS Kacper Płażyński zwołał konferencję prasową pod Urzędem Miejskim w Gdańsku. Poinformował na niej o "zwolnieniach dyscyplinarnych pracowników GUK, którzy odważyli się założyć w miejskiej spółce związek zawodowy". Poseł domaga się dymisji prezesa Piotrusiewicza i oczekuje w tej sprawie wyjaśnień od władz Gdańska.

Pracownicy Gdańskich Usług Komunalnych wywożą śmieci z 6 dzielnic miasta. Pracownicy Gdańskich Usług Komunalnych wywożą śmieci z 6 dzielnic miasta.

Twierdzą, że stracili pracę przez działalność związkową



W konferencji prasowej brali też udział wspomniani pracownicy - trzej mężczyźni, którzy pracowali przy wywozie śmieci i pod koniec marca zostali dyscyplinarnie zwolnieni z pracy.

Jak zaznaczali, w październiku ubiegłego roku założyli w GUK związek zawodowy NSZZ "Solidarność", by wspólnie walczyć o lepsze płace. I wtedy, jak twierdzą, zaczęły się ich problemy z pracodawcą - m.in. mieli być przenoszeni na inne rewiry i poddawani kontrolom, a także obrażani przez prezesa Piotrusiewicza.



Związkowcy: "szukali na nas haka i znaleźli"



W styczniu tego roku na wniosek związkowców w GUK odbyła się kontrola Państwowej Inspekcji Pracy, która wykazała m.in. nieprawidłowości w zakresie przestrzegania regulaminu pracy i wynagradzania.

- W lutym razem z dwoma kolegami związkowcami zostaliśmy przeniesieni do pracy w jednym samochodzie, wcześniej pracowaliśmy na różnych rejonach. Spodziewaliśmy się, że będą szukać na nas haków. I znaleźli - zarzucono nam, że w lutym odebraliśmy śmieci z posesji jednorodzinnej, z prywatnego pojemnika klienta, a nie z pojemnika "miejskiego". Śmieci były w prywatnym pojemniku, dlatego, że do tego "naszego" już się nie mieściły. Żeby nie leżały na ziemi, klient wrzucił je do swojego pojemnika. Wielu ludzi tak robi, gdy ma nadwyżkę śmieci. To nie jest sytuacja nadzwyczajna - mówi Piotr Boguszewicz, wiceprzewodniczący komisji związkowców w GUK, który był tam kierowcą od 5 lat.- Dodatkowo zostaliśmy oskarżeni o przyjęcie korzyści majątkowej, mimo że klient posiadał umowę na odbiór śmieci, więc absurdalne byłoby przekazywanie nam przez niego dodatkowych pieniędzy za ich odbiór. Zostaliśmy zwolnieni dyscyplinarnie, nie było możliwości dialogu.


Związkowcy pokazali mediom oświadczenie podpisane przez właściciela nieruchomości, o której mowa powyżej.

Czytamy w nim, że mężczyzna 23 lutego poprosił o odbiór nadwyżki odpadów pochodzących "ze sprzątania terenu wokół posesji". Oświadcza też, że odpady nie mieściły się już w pojemniku, na który mężczyzna ma podpisaną z GUK deklarację odbioru. Dlatego umieścił je w pojemniku prywatnym, co pracownikom śmieciarki miało ułatwić odbiór.

Oświadczenie właściciela posesji, który twierdzi, że posiada ważną umowę na wywóz odpadów z firmą GUK i że pracownicy firmy odebrali od niego te odpady, które nie mieściły się w głównym pojemniku. Oświadczenie właściciela posesji, który twierdzi, że posiada ważną umowę na wywóz odpadów z firmą GUK i że pracownicy firmy odebrali od niego te odpady, które nie mieściły się w głównym pojemniku.
Zwolnieni pracownicy zapowiadają, że będą walczyć o swoje dobre imię i przywrócenie do pracy.

- Przed założeniem związków zawodowych cała nasza trójka zawsze miała pozytywne oceny pracy, a mieliśmy je co pół roku. Byliśmy wzorowymi pracownikami. Od kiedy założyliśmy związki, władze spółki opowiadały różne historie, żeby zrazić pracowników, żeby do nas nie przystępowali - że nie będzie parkingów, posiłków regeneracyjnych. Na bazie jest 50 pracowników, z tego ok. 20 jest w związkach zawodowych, część osób po prostu bała się dołączać, bała się straszenia - podkreślił Boguszewicz.
Trzech byłych pracowników GUK twierdzi, że powodem zwolnienia dyscyplinarnego była ich działalność w związkach zawodowych. Trzech byłych pracowników GUK twierdzi, że powodem zwolnienia dyscyplinarnego była ich działalność w związkach zawodowych.

Prezes GUK: "lewizna", mamy dowody



Bartosz Piotrusiewicz, prezes GUK, spotkał się z dziennikarzami tuż po zakończeniu konferencji związkowców. Zaprzeczył, by zwolnienie ich z pracy miało jakikolwiek związek z działalnością związkową.

- Wszystkich pracowników GUK traktujemy tak samo. Przynależność do związku tych panów nie była przyczyną zwolnienia. Przyczyną było ich absolutnie skandaliczne zachowanie. Naruszyli dobre imię pozostałych uczciwie pracujących kolegów i jest to dla nas bardzo duże rozczarowanie. Dopuszczając się swoich czynów, narazili dodatkowo spółkę na kary, których się spodziewamy. W GUK działają dwie organizacje związkowe, a nas jako spółkę bardzo cieszy, że pracownicy się samoorganizują i że mamy partnera do dyskusji - powiedział Piotrusiewicz.
I zaprezentował film, nagrany z ukrycia, na którym widać, jak mężczyźni odbierają śmieci dokładnie z tego miejsca ws. którego poróżnili się z pracodawcą.

Nagranie udostępnione przez prezesa GUK, które ma potwierdzać, że związkowców słusznie zwolniono z pracy:



- Trzech pracowników zostało zwolnionych, bo odbierało odpady przemysłowe z pojemnika niezarejestrowanego, z nieruchomości, na której prowadzona jest działalność gospodarcza polegająca na budowie kamperów, saun. Pojemnik należał do przedsiębiorcy, który nie był klientem GUK i nie miał złożonej deklaracji na tego rodzaju odbiór śmieci i nie ponosił z tego tytułu opłat - oświadczył Piotrusiewicz. - Zachowanie pracowników w tej sytuacji nie budzi wątpliwości co do umyślności ich działania. Mamy materiał filmowy. Wszystkie wcześniejsze przypadki tego rodzaju "lewizny", bo należy nazwać rzeczy po imieniu, skutkowały tym samym efektem, czyli zwolnieniem dyscyplinarnym - podkreślił.
  • Bartosz Piotrusiewicz, szef GUK, zaprzeczał, że zwolnił pracowników za działalność związkową.
  • Prezes GUK zaprezentował nagranie, na którym zarejestrowano sprawę, która miała być faktycznym powodem zwolnienia.

Spółka GUK zatrudniła agencję detektywistyczną



W wykazie wydatków GUK za marzec widnieje pozycja zapłaty 1,5 tys. zł na rzecz agencji detektywistycznej. Spółka wynajęła ją, by udowodnić, że to zwolnieni związkowcy są winni w sprawie.

- Otrzymawszy wiadomość o możliwej "lewiźnie", spółka GUK wynajęła firmę detektywistyczną, która miała zbadać sprawę i to zrobiła - potwierdza Bartosz Piotrusiewicz, prezes GUK.
Oświadczenie spółki GUK. Oświadczenie spółki GUK.

Władze GUK sugerują, że pracownicy przyjmowali łapówki



Na nagraniu zaprezentowanym przez Piotrusiewicza śmieciarka podjeżdża pod bramę posesji - odbiera duży zielony pojemnik (przeznaczony na szkło). Następnie pracownicy wysypują jego zawartość do wozu. Nie widać dokładnie, co jest w środku. Widać natomiast, że z pojemnika leci pył.

- Widać też, jak do jednego z naszych pracowników podchodzi, jak mniemam, pracownik przedsiębiorcy, wyciąga coś z kieszeni, przekazuje mu. Nasz pracownik idzie do kabiny, przelicza coś i odkłada to do kabiny. To, czy doszło do przyjęcia korzyści majątkowej, będzie przedmiotem badań prokuratury, bo sprawa została przez nas zgłoszona w zeszłym tygodniu - wskazuje Piotrusiewicz.


Nagranie, z ukrycia, zrobił inny pracownik GUK, który śledził swoich kolegów w czasie pracy. Dlaczego to zrobił?

- W ramach rutynowej kontroli przeprowadzonej przez naszych dyspozytorów. Jeden z naszych dyspozytorów miał podejrzenia już kilka tygodni wcześniej co do tej ekipy, dlatego mamy przypuszczenie, że to nie było jednorazowe zdarzenie, a miało raczej charakter ciągły - powiedział Piotrusiewicz. - Co do oświadczenia zaprezentowanego przez panów - podpisany pod nim właściciel działa z nimi wspólnie i w porozumieniu.
Dodał, że w dniu nagrania śmieciarka, na której jeździli związkowcy, miała odbierać odpady resztkowe z nieruchomości zamieszkałych.

- Na pewno nie powinno się w nich znajdować to, co widać na filmie - powiedział Piotrusiewicz.
Piotr Boguszewicz (w środku) uważa, że zwolnienie go z pracy to zemsta władz GUK za to, że zaangażował się w działalność związkową i chciał walczyć o lepsze płace. Piotr Boguszewicz (w środku) uważa, że zwolnienie go z pracy to zemsta władz GUK za to, że zaangażował się w działalność związkową i chciał walczyć o lepsze płace.

Sprawę rozstrzygnie sąd pracy



Jak informuje zwolniony z pracy związkowiec - Piotr Boguszewicz - sprawa znajdzie finał w sądzie pracy.

- 27 marca złożyliśmy pozew. Czekamy na wynik rozprawy. Po ogłoszeniu wyroku sądu pracy wystąpimy na drogę sądową cywilną. Nie czujemy, że zrobiliśmy coś złego. Ktoś nas śledził w czasie pracy przez dłuższy czas, wypytywał o dowody przeciwko nam. Czujemy się tym skrzywdzeni, nie zostawimy tak tego i oczekujemy przywrócenia do pracy - podkreśla Boguszewicz.

Miejsca

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (292)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane