• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Żony marynarzy: z młotkiem w ręku, a nie na kawie u przyjaciółki

Agnieszka Śladkowska
21 września 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Żony marynarzy są do siebie podobne. Muszą być silne, łatwo podejmowac decyzje, trzymać zazdrość na wodzy, do tego posiadać młotek, otwieracz do słoików i zawsze naładowany telefon. Żony marynarzy są do siebie podobne. Muszą być silne, łatwo podejmowac decyzje, trzymać zazdrość na wodzy, do tego posiadać młotek, otwieracz do słoików i zawsze naładowany telefon.

Marynarz to nie tylko zawód, to właściwie sposób rodzinnego funkcjonowania. Zajęcie, które w równym stopniu angażuje najbliższą rodzinę, co samego pracownika. Przyjazdy i odjazdy, przesuwane święta, życie na wiecznej randce po wielu latach małżeństwa, samowystarczalne żony, które wszystkie swoje plany dopasowują do pracy męża, a młotek i otwieracz do słoików to ich podstawowe wyposażenie. Sprawdziliśmy, u źródła, jak wygląda życie z marynarzem.



Kasia Wajs chce zintegrować trójmiejskie środowisko żon marynarzy. Rok temu założyła bloga zonamarynarza.pl, teraz przygotowuje drugie spotkanie. Kasia Wajs chce zintegrować trójmiejskie środowisko żon marynarzy. Rok temu założyła bloga zonamarynarza.pl, teraz przygotowuje drugie spotkanie.
Trudno szukać zawodu, który w równym stopniu angażuje pracownika co jego partnera, przy okazji "racząc" go całą artylerią krzywdzących stereotypów. Trójmiasto to największe w Polsce zagłębie marynarzy, a tym samym ich rodzin, którym daleko do standardowego funkcjonowania. Czas nie odlicza się w tygodniach, poniedziałkach i piątkach ale w "odpływach" i "przypływach". Dzięki Kasi środowisko żon, partnerek marynarzy w Trójmieście zaczyna się wspierać. Grupa na Facebooku ma ponad tysiąc członków, a pewnie po kolejnym spotkaniu organizowanym 27 września liczba będzie jeszcze bardziej imponująca.

Agnieszka Śladkowska: Kiedyś marynarzowa, bo tak przecież mówiono o żonach marynarzy, to był praktycznie zawód. Czyli pachniesz, malujesz paznokcie...

Kasia Wajs: Tak a jak mąż tylko wyjdzie z domu to za rogiem czeka ze swoją walizką kochanek, który umila samotne tygodnie, do tego restauracje i zakupy. Niewiele to ma wspólnego z naszym życiem, choć takie przeświadczenie faktycznie jest.

Czy musisz dopasowywać swoje życie do pracy partner(a)ki?

To jak żyje się z marynarzem?

Ciekawie i ekscytująco. Nie możesz próbować powielać życia standardowej rodziny, bo tylko się sfrustrujesz. Musisz być samodzielna. Nie ma "że nie działa", nie ściągniesz męża z drugiego końca świata. Ostatnio naprawiałam pralkę, spłuczkę. Wiele kobiet pracuję na niesamowitych obrotach, do tego ma dzieci jedno, dwoje, troje. To jest masa organizacji, jeśli nie ma partnera, który może Ci pomóc. A potem on przyjeżdża na trzy, cztery tygodnie i czas zaczyna biec zupełnie inaczej. W tych trzech tygodniach wszystko jest zaplanowane. Np. teraz trzeba oddać samochód do warsztatu, mąż ma nauczyć syna jeździć na rowerze, zaległe towarzyskie spotkania, urodziny, kino, wspólna kolacja.

Wiedziałaś jak będzie wyglądać twoje życie z pływającym partnerem kiedy decydowałaś się na związek?

Nie. On jeszcze studiował, choć nie ukrywał, że będzie pływał. W ogóle o tym nie myślałam, nie miało to dla mnie wtedy znaczenia. Będzie to będzie, nie analizowałam tego. Zaręczyliśmy się, wzięliśmy ślub i zaraz po, wypłynął w dłuższy rejs na osiem tygodni.

Osiem tygodni w morzu, to ile kolejnych w domu?


Generalnie wraca na tyle samo na ile wypływa. Najdłuższy kontrakt to trzy miesiące - pechowo, bo akurat byłam w ciąży. Pamiętam jak była zima, musiałam z wielkim brzuchem odśnieżać samochód, żeby wrócić do domu. Włączyłam Skype'a a on siedział w porcie w krótkich spodenkach. Miałam ochotę wtedy go rozszarpać. (śmiech)
Łatwo jest wpaść w takie myślenie, że pływanie to wakacje. A praca na statku jest ciężka i odpowiedzialna. Taki związek wymaga dużo zrozumienia na czym polega partnerstwo.

W trzy miesiące to można przegapić święta, sylwester, urodziny i rocznicę za jednym zamachem.

Wiesz, ja dosyć szybko doszłam do tego, że daty się dla mnie nie liczą. Na początku marudziłam, bo z reguły jest tak, że na ważne daty jednak nie ma ich w domu. Ostatnie święta mieliśmy trzy lata temu, cztery lata temu wspólny Sylwester. Rocznic ślubu z sześciu obchodziliśmy dwie. Choć jak tak myślę, na swoich urodzinach jest w domu za każdym razem (śmiech). Generalnie trzeba się wykazać pomysłowością. Znajoma zamroziła z wigilii połowę dań i zrobiła ją tydzień później jak mąż przypłynął.

Gorzej z sytuacjami, których nie da się przesunąć.

No tak jak jesteś w ciąży to nastawiasz się, że rodzisz sama. Jest szansa, że mąż zejdzie ze statku i przyjedzie tak szybko jak się da. Koleżanki mąż jechał z Afryki, na poród nie dotarł, ale zdążył zobaczyć dziecko jeszcze w szpitalu. W sumie każda z żon marynarzy Ci powie, że najczęściej jak na złość - dzieje się coś ważnego, trudnego z dziećmi, z domem właśnie wtedy kiedy ich nie ma. Dlatego zdarza się, że same sobie proponujemy - żeby korzystać ze swoich mężów nawzajem. Nie we wszystkim się da(śmiech), ale np. przy zepsutym aucie czemu nie.

Czyli jeśli dzieje się coś ważnego, można starać się ściągnąć go do domu?


Zawsze trzeba wziąć pod uwagę czy warto stawiać firmę do góry nogami i oczekiwać powrotu. To całe przedsięwzięcie - trzeba zorganizować loty, znaleźć zastępstwo, Szczególnie jeśli jest poza Europą.

Jeśli dzieje się coś trudnego nie mówicie partnerowi?


Jeśli poważnego... nie, mówię dopiero po fakcie. Jak sytuacja się ustabilizuje i miną pierwsze emocje i uda się ją choć trochę opanować. Osoba, która jest na morzu, nie ma realnej możliwości zrobienia czegokolwiek. To tylko wygodne, bo kobieta zrzuca z siebie emocjonalny ciężar na męża, który nie może pomóc.

Co jest najtrudniejsze brak czasu, zazdrość?

Ani jedno ani drugie. Mimo wszystko mamy dużo wspólnego czasu. Każda żona, matka, córka marynarza potwierdzi, że ten czas dużo bardziej wykorzystujemy niż inni ludzie. Nawet jeśli mamy cztery tygodnie. To wykorzystujemy je maksymalnie. Co do zazdrości jak chcesz być żoną marynarza, to zazdrość trzeba trzymać na wodzy. Pewnie znasz powiedzenie, że marynarz w każdym porcie ma dziewczynę. Oczywiście nie powiem Ci, że marynarze nie zdradzają, ale ryzyko jest podobne. Ktoś ma fajną koleżankę w pracy i mówi żonie, że dziś musi zostać po godzinach. Jeśli decydujesz się na takie życie, to musisz mieć zaufanie. Jeśli zaczniesz sprawdzać, to się zamęczysz.

To co jest najtrudniejsze?
Jak zostajesz sama z maleńkim dzieckiem na kolejny miesiąc, dwa, trzy. Samotne wieczory, niedziele. Tęskniące dzieci. Do tego problemy z kontaktem szczególnie w Afryce czy Azji, nie każdy ma dostęp do telefonu satelitarnego. Może się zdarzyć, że i miesiąc nie masz kontaktu z mężem. Ale brak wiadomości to dobra wiadomość. My właściwie mamy dwa w jednym. Życie singla, swobodę, wolność i plusy życia w parze masz na kogo czekać i kochać.

I do tego nie musicie martwić się o pieniądze!


Marynarze nie zarabiają kokosów jak kiedyś. Ale faktycznie zarobki w porównaniu do tych w kraju są bardzo dobre. To daje swobodę, może otworzyć swoją firmę bez stresu, czy od razu wszystko się zwróci.

Bardzo dobre czyli jakie?

Stanowiska są różnie wyceniane, dużo zależy od statku, kontraktu. Jedni mają płatne on/off, czyli na lądzie i na statku, inni tylko za czas spędzony na morzu. Zarobki są bardzo różne. Na pewno jest to większa kwota niż nasze średnie zarobki. Oczywiście za tysiąc zł nikt nie pływa na statku.

A za 10 tys.?

Oczywiście, to już bardzo dużo pieniędzy. Ale W branży morskiej pływa się na kontraktach. Kontrakt się kończy i różnie bywa, możesz np. pół roku szukać kolejnego kontraktu, a masz już kredyt. Praca na morzu dla polskich marynarzy będzie zawsze, tylko czasem trzeba poczekać.

Związki z marynarzami są trwalsze?

Tak, my mamy wieczną randkę (śmiech) Piękne jest jak kobiety z 20 letnim stażem małżeństwa jadą zawieźć męża na statek i cięgle mają łzy w oczach.

Żony marynarzy są do siebie podobne?


Tak, tak jak nasze sytuacje są do siebie podobne. Jak opowiadamy anegdoty, problemy, mówimy o wątpliwościach to każda z nas kiedyś się z tym starła. Stąd powstał pomysł organizowania spotkań.

Jak wyglądają spotkania? Pijecie kawę i opowiadacie własne historie?

Nie, to raczej poboczny element. Samo spotkanie jest idealnie zaplanowane. Rozmowy z radcą prawnym, psychologiem, ale też tym razem będzie pokaz mody i wiele niespodzianek.

Gdyby to od Ciebie zależało przekonywałabyś męża, żeby przestał pływać?


Nie, tak jest dobrze. Potrafi być trudno, ale jest też ciekawie i ekscytująco. A każdy powrót to święto.

Wydarzenia

Spotkanie Żon Marynarzy

spotkanie, pokaz

Opinie (432) ponad 20 zablokowanych

  • kochanek za rogiem??? (3)

    To nie stereotyp - sam byłem jednym z nich i niestety nie jedynym jak się okazało ;)

    • 28 4

    • (2)

      Właśnie przyznałeś się że jesteś ludzką szmatą!

      • 10 11

      • miałem wtedy 25 lat (1)

        i byłem kawalerem ;) nie czuje się szmatą!?

        • 3 2

        • No właśnie byłeś kawalerem i miałeś 25 lat... a używałeś na cudzej żonie!

          Odwróć sytuację i pomyśl co byś czuł gdyby ktoś tobie tak robił!? Dla ciebie to zabawa a komuś może zrujnowałeś życie!

          • 1 2

  • Patologia z większą ilością pieniędzy (5)

    Powiem krótko, bo brak mi słów - wychowałem się w rodzinie, w której tradycje pracy w marynarce handlowej sięgają czasów przedwojennych. Pływali bracia dziadka, dziadek, wujkowie, ojciec... Pewnie sam też miałem pływać, tylko jakoś tak wyszło, że postanowiłem zakwestionować tą tradycję. I nie żałuję.

    Nie zarabiam tak dużo, jak pływający koledzy, ale na szczęście - nie jest źle. Zarabiam dobrze na lądzie. Bycie synem marynarza od wczesnych lat młodości nauczyło mnie dwóch rzeczy: zawziętości w dążeniu do celu (nikt Ci nie pomoże, musisz pomóc sobie sam) oraz zaradności życiowej (jeżeli jesteś sam, musisz zawsze być gotowy na najgorszy scenariusz). Skutek uboczny - chyba ciągła analiza sytuacji, planowanie, maksymalne wyczulenie, aby wszystko układało się zgodnie z planem. Na pewno jest to dobry krok w kierunku nerwicy, o ile nie już nerwica na dobre.

    Mam jednak świadomość, że dokonałem najlepszego możliwego wyboru. W życiu pieniądze są ważne - trzeba mieć ich tyle, aby żyć. Nie są jednak na tyle ważne, aby iść za nimi na morze. Moja wygrana to fakt, że jestem jednak codziennie z rodziną, a nawet kiedy jestem w delegacji, wiem, że jestem bardzo blisko i szybko znowu będziemy razem. Cieszymy się każdą chwilą, naszymi dziećmi, które rosną na naszych oczach codziennie, wszystkie problemy rozwiązujemy wspólnie, kłócimy się czasami - naprawdę, ale potem razem szukamy porozumienia - też naprawdę, niczego między sobą nie musimy ukrywać (to nie tak, że żona musi zapewniać mnie o tym, iż w domu wszystko w porządku, kiedy jest zupełnie inaczej, aby nie narażać mnie na dodatkowy stres, bo jestem w rejsie), dzielimy się obowiązkami, codziennie - choćby po najbardziej parszywym dniu - zasypiamy obok siebie po to, aby następnego dnia znowu wspólnie iść przez życie. Drugi raz nie będziemy żyli, więc szkoda byłoby tracić czas na pływanie. Jesteśmy razem - o to chodzi w rodzinie - na dobre i na złe.

    Rozumiem marynarzy tylko w dwóch przypadkach: kiedy na morze poszli, bo nie mieli możliwości zarobkowania w inny sposób (to zupełnie tak, jak czasowo emigrować z kraju za pracą) lub kiedy - zwyczajnie - nie planowali zakładać rodziny (powodował nimi pęd za nieznanym, przygodą, chęć ucieknięcia od codziennych, lądowych obowiązków, tendencja do nostalgii i popadania w marzenia, nieumiejętność znalezienia sobie miejsca, czy konieczność udowodnienia sobie czegoś - tutaj istnieje wiele, nie całkiem chyba zdrowych, motywacji).

    Prawda jest taka, że rodziny marynarskie są "niestandardowe" - to wcale nie oznacza, że mają w sobie coś "ekstra". Tutaj nie ma nic ekstra, poza dodatkową kasą - wcale niekoniecznie dużo większą niż ta, którą można zarobić na lądzie, będąc przy rodzinie. Są o tyle "niestandardowe", że wymagają bardzo specyficznego podejścia do życia - to nie ojciec w nich pływa. Pływa cała rodzina. On na morzu, oni są jak zaplecze na lądzie - całe swoje życie muszą razem dostosować do wyboru marynarza. Da się zrobić? Da się. Czy to "ciekawe i ekscytujące"? Może na początku tak, może dla kogoś, kto jest w tej "branży" nowy? Dla mnie - człowieka z marynarskiej rodziny od pokoleń - na pewno jest to wyzwanie wymagające dużo siły, konsekwencji i... Zaufania. Trzeba też umieć kochać osobę, która - generalnie - przez połowę naszego życia, w najważniejszych chwilach, bywa nieobecna. To tak, jak być rodziną "astronauty". Dodatkowo, ten "astronauta" ląduje później na planecie Ziemia i... Z kosmosu świat wydawał mu się całkowicie inny. Uczy się go na nowo przez te dwa, trzy miesiące... Najgorsze, kiedy zaczyna doradzać na podstawie mądrości, które wymieniał na orbicie z kolegami "astronautami" (w rejsie z innymi, przechwalającymi się miedzy sobą z nudów marynarzami)... Bywa ciężko. Wreszcie rzeczywistość go dopada i staje się nie do zniesienia. Musi wyjechać, bo jednak na morzu wszystko łatwiej mu ogarnąć. Na tym się zna. Tam jest - w sumie mu odpowiadająca - rutyna dnia. I bije się z myślami, bo z jednej strony chciałby zostać, a z drugiej nie może. Przerąbane.

    A teraz dodajmy, że dziś mamy łączność internetową. Kiedyś pisało się listy, rozmawiało telefonicznie przez Poland Direct. Z tym charakterystycznym pogłosem, echem, które właśnie zawsze mi się kojarzyło tak, jakby ktoś dzwonił do domu z końca świata, z przestrzeni wręcz kosmicznej ("cześc synu, synu, ynu, u, u, chać, słychać, jak mnie słychać, aj, ać, łychać, aj, tutaj, bo tutaj u nas straszny sztorm teraz mamy, amy, szny sztorm amy, słyszałem, yszałem, amy, że zdałeś, ałeś, zaminy, egazminy, to dobrze, aminy, zaminy, dobrze, obrze...). I taka rozmowa. I weź tutaj powiedz, że złamałeś rękę na motocyklu kolegi, egzaminów nie zdałeś, papiery przeniesione do innej szkoły, młodszy brat w zeszłym tygodniu wrócił do domu pijany z imprezy, a matka chora, biega po lekarzach, a do tego ma już wszystkiego dość? "U nas wszystko w porządku" ("w porządku", "orządku", "u", "rządku", "ku", "ku"...). Taka rozmowa. Dziś jest łatwiej - codziennie można rozmawiać, pisać maile, a nawet rozmawiać na Skype i widzieć się na ekranie komputera. Nadal nie wszystko można sobie mówić, aby wzajemnie się nie dołować. Iluzja - "u mnie wszystko w porządku" - musi być utrzymywana po obydwu stronach. Gra toczy się o wielką rzecz - o utrzymane spójności rodziny.

    Do Pani Kasi - szczytny cel. Na pewno brakowało takiej inicjatywy. Życzę siły w realizacji pomysłu i mam nadzieję, że nie zmieni się w to ściemę. Kilka takich inicjatyw też widziałem. Zwykle obracało się to w kółko wzajemnej adoracji. Ufam, że Pani Kasia robi to dlatego, że naprawdę chce zintegrować środowisko, a nie wylansować się na jego tle, bo to będzie koniec tematu. Drogie Panie - trzymajcie się razem, ale pamiętajcie, że i tak macie łatwiej niż kobiety 20, 30, 50... Lat temu. Wasi mężowie także.

    Dla sprostowania - rejs 2 miesięczny to pikuś. Długi rejs zaczyna się od więcej niż 6 miesięcy. Rotacja 6 miesięcy i 3 miesiące w domu (minus czas potrzebny na aklimatyzację po powrocie i moment nerwowości przed wyjazdem), to jest ta niższa poprzeczka wymagająca siły. A bywały dłuższe rejsy - nawet po 9 miesięcy i więcej.

    Zresztą, piszecie o marynarzach. Ci nie mają tak źle. Był kiedyś taki zawód - rybak dalekomorski. Tam dopiero było ciężko. O tym napiszcie. Popytajcie.

    Reasumując, jestem dumny, że wychowałem się w rodzinie marynarskiej, podziwiam swoich rodziców i - dzięki temu - nigdy nie zdecydowałbym się na zostanie marynarzem za wyjątkiem wcześniej przywołanych dwóch przypadków. Uważam, że bycie szczurem lądowym jest normalniejsze niż "niestandardowe" życie rodziny "morskiego wilka". Niemniej, marynarze, oczywiście, mają mój szacunek. Warto jednak pisać prawdę, jak jest, bo to bardzo często jest zwyczajna "patologia z większą ilością pieniędzy". Patologia nie zawsze oznacza alkohol czy przemoc w rodzinie.

    Dla wszystkich, którzy doczytali te wypociny do końca, cytat z Jurka Porębskiego - oddający klimat pływania:

    "Popłynęli koledzy w rejs, fale ich kołyszą gdzieś / Dla nich dobry los lub zły, im się SEN NA JAWIE ŚNI..."

    • 98 9

    • (1)

      Powiedz to młodym chłopakom, którzy mają teraz 2 dychy i łapią się na obojętnie jakiego o/s albo wipera, by tylko tutaj nie tyrać za 1.600 zł w biedronie.

      • 2 0

      • No właśnie powiedziałem. Niech idą na morze. Nie będą musieli w biedronce tyrać, skoro innej roboty dla nich na lądzie nie ma. Tylko czy na morzu będzie im lepiej w roli O/S czy wipera? Wątpię.

        • 0 0

    • 'To tak, jak być rodziną "astronauty". Dodatkowo, ten "astronauta" ląduje później na planecie Ziemia i... Z kosmosu świat wydawał mu się całkowicie inny. Uczy się go na nowo przez te dwa, trzy miesiące...' bardzo dobrze napisane , jestem córką marynarza na emeryturze ..... i tak właśnie było.

      • 4 0

    • Może to przez zioło...ale nieźle napisane!

      • 4 1

    • Swietna opinia

      Oddaje dobrze klimat sprawy, ale troszke w czasie przeszlym.

      Teraz jest inaczej niz kiedys, jest lzej, nie ma co porownywac tego jak bylo 30 lat temu do tego jak jest.

      NIe chce podwazac zdania kolegi tylko pokazac druga strone medalu, ale staram sie (ok, musze, bo plywam) rozumowac inaczej.

      Poszedlem na morze bo z pensji ladowej kupilbym co najwyzej altanke w ogrodkach dzialkowych. A bylem po akademii, ale nie chcialem plywac. W koncu stwierdzilem "dosc", znalazlem robote na offshorach, i nie zaluje.

      Komunikacja z domem za darmo, internet tez, warunki swietne, praca lekka.

      Nie mam mnie pol na pol, a jak przyszlo do okresu porodowego to napisalem do firmy ze chce bezplatny urlop i wroce pozniej. Nie marudzili, w domu bylem duzo dluzej niz planowalem, w sumie w tym roku wyjdzie mi 7 miesiecy.

      Zastanawiam sie czy jest sens zeby moja kobieta pracowala, bo ja w 2 tygodnie zarobie tyle ile ona w rok, a te dwa tygodnie nijak sie maja to jej potencjalnej codziennej pracy po 8h. Plus dojazdy. Wiec mnie nie ma 14dni=360h, a jej te 360h poza domem stuknie w dwa miesiace. Wiec gdzie tu pozostale 10 miesiecy pracy... Wyszlibysmy zyciowo stratni.

      NIestety sytuacja w kraju sprawia ze nie zrezygnuje z morza, bo moge dac dzieciom wszystko czego potrzebuja. Mojej kobiecie tez. NIe odje*alo mi przez kase, ok, mam dobre auto, mieszkam fajnie, jestem gadzeciarz, ale nie mam nosa wyzej niz reszty bo mam kase.

      Szanuje i podziwiam kolegow ktorzy zrezygnowali z morza i radza sobie na ladzie, ale ja bym tego nei zamienil.

      Bo tak jak juz ktos napisal - wroce z***any z roboty, zjem kolacje i na nic nie bede mial sily.

      A czasu na jakies hobby juz w ogole.

      Tracimy czas na morzu, ale za to mamy go wiecej niz inni dla siebie i bliskich.

      Pozdrawiam

      • 12 0

  • Żony marynarzy - temat rzeka.

    1. Obecna marynarzowa , nie wyróżnia się tak jak kiedyś ubiorem czy finansami.
    2. Kontrakty bardzo się skróciły. Za USD w MAG standardem było 9 miesięcy.
    3. Rewolucja w komunikacji. Zmiana łączności z Gdyni Radio na łączność satelitarna była wielkim udogodnieniem . Ceny stopniowo taniały.
    4. Internet , skype - nawet kiedyś nie marzono o takim środku komunikacji.
    5. Cenzura komunistyczna korespondencji.
    6. Paszport , restrykcje wyjazdu na "zgniły zachód "
    7. Adidas i podobne - ograniczyły ewentualne poczynania marynarzy.
    ............. itd.

    • 4 0

  • Mam taka jedna (2)

    Mam jedna laseczke jak jej mezus wyjezdza to widuje ja dosc czesto, mieszka na chwarznie stolicy marynarzy - fajne osiedle, a lozeczko w mieszkanku wygodne... kapcie jeszcze cieple jak do domku sie wbijam

    • 9 8

    • uważaj, bo on przywlecze choróbsko z portu , potem zarazi żonę

      a ona ciebie

      • 0 1

    • daj namiary bo kupilem tam mieszkanie, przyda sie jakas co mi kafelki polozy i nie tylko :D

      • 1 1

  • A żeby was robaki zapluły jadem tak jak wy plujecie... (11)

    Powiem wam tak, wole być żoną marynarza nawet jeśli całe społeczeństwo wokół mnie ma na mój i mojej rodziny taką opinię żałosną jaką ma, ale zdecydowanie bardziej wolę takie życie niż lądowe życie. Bo mój marynarz przez pół roku w roku jest w domu dla rodziny non stop, ciągle, bez przerwy, załatwia wszystko, spędza aktywnie czas, jest dla rodziny i znajomych. Chociaż to znajomi czasu nigdy nie mają. I żaden lądowy ojciec nie spędza nawet w połowie tego czasu ze swoją rodziną niz marynarz. I nigdy nie jest zmęczony, niewyspany, zdechły tak jak wy, szczury lądowe co to pracują od świtu do nocy, od weekendu do weekendu, do pracy i z pracy w korkach, wracają i zdychaja przed tv, a w wolną niedzielę zabierają dzieci do mc'donalda na rodzinny obiad, zarąbiste życie, bo na więcej nie ma ani czasu ani kasy. I tak stać mnie na droższe kosmetyki i ciuchy, w ogóle na wiecej, bo nie po to mój mąż poświęca zycie na morzu, zeby ścibolić. Coś za coś, bo pieniądze nie spadają z nieba, tj. naprawdę ciężka praca i odpowiedzialna. I dzieci mają ojca w domu co chwilę, także uczą się doceniać ten czas kiedy tata jest w domu, czekają, odliczają i wiedzą, że tata pływa na statkach, żeby on miał wszystko czego zapragnie. I mamę w domu na pełen etat, która się nim zajmie i poświęci w pełni, bo nie musi tyrać na kasie w biedronce za jakieś marne grosze żeby potem wydać je na opiekunkę, która siedzi przed tv i maluje paznokcie.
    A czasy marynarskie się zmieniły więc nawet jeśli nie ma go obok to są telefony, maile, internet, mamy ze sobą kontakt, częściej, rzadziej, ale jest naprawdę dobry. A wam żal polakom d*pę ściska, że ktoś może mieć lepiej i być zadowolony nawet jeśli wam się wydaje, że jest beznadziejnie.

    I tak nie zakumacie tego co napisałam, to tylko część plusów takiego zycia. Oczywiście są też minusy, ale moim zdaniem jest ich naprawde niewiele. Tylko wy będziecie dalej pluć polskim i zawistnym jadem, z zazdrości i zawiści, ludzie którzy nie mają bladego ani zielonego pojęcia czym tak naprawdę jest to okupione. Pewnie i tak zaraz skrytykujecie mnie i inne żony, spece od wszystkiego, ale szczerze mówiąć... WISI MI TO TOTALNIE !!!!!!!!

    • 19 13

    • (4)

      Jestem zażenowana tym wpisem, Kobieto pomyśl że dla wielu rodzin móc dzieciom kupic co tydzień mc'donalda to duży uszczernek w kieszen i cieszą się że mogą swoim dzieciakom zrobić przyjmność na tyle ich stac. ale czy to znaczy ze nalezy ludziom to wytykać. Dziewczyny nie wszyscy na morzu zarabiają 20.000 zł. są też tacy co plywają za dużo, dużo mniej a jak wroci do domu to nie wie kiedy następny raz wypłynie i to też są marynarze a ich żony marynarzowe. Dajcie spokój z tymi zarobkami, obecnie jest wielu zawodów które pozwalają też zarabiać na podobnym poziomie i ludzie nie muszą sie tułać po świecie. Jeżeli jesteś w tej grupie w której twój marynarz tyle zarabia, siedz cichutko i sie ciesz, że masz dzisiaj lepiej bo nie wiadomo co bedzie jutro.

      • 7 1

      • (1)

        Daj spokój, jakie lepiej? Wolę iść do McDonaldsa, ale wspólnie z rodziną, a nie tłumaczyć dziecku dlaczego nie ma taty na święta, urodziny i Dzień dziecka. Dlaczego wszyscy ojcowie przychodzą na przedstawienie na Dzień Ojca a mój nie? Co z tego, że dostaje coraz to droższe zabawki? Będzie grał z nimi w piłkę i uczył się jeździć na rowerze? Co z tego że ojciec przyjeżdża co 6 tygodni do domu i jest w nim cały dzień? Dziecko nie pójdzie do szkoły, na zajęcia dodatkowe, bo tatuś przyjechał? Pieniądze w życiu to nie wszystko. Życie ma się tylko jedno, które umyka przez palce gdy na horyzoncie tylko woda. A ten kto wsród tylu wyrzeczeń mówi, ze minusów jest niewiele to faktycznie w głowie szumi mu tylko kasa. I jeszcze te wyzwiska...szczury lądowe zdychające przed tv... poziom. Jak się nie ma rzeczowych argumentów, to się chociaż epitetów poużywa.. Pozdrawiam i idę pooglądać z rodzinką film na telewizorze 30 calowym bez funkcji smart tv i 3D

        • 2 4

        • Po pierwsze- w pzredszkolu

          i szkołach co drugi dzieciak nie ma ojca , tzn.widuje go rzadko po rozwodzie rodziców ( statystyka )
          rzadko, b.rzadko ojciec bywa na Dniu Ojca- bo musi pracować

          • 2 0

      • Odczepcie się od rodzin marynarskich (1)

        Ja przepraszam bardzo nikomu nic nie wytykam. To wy wytykacie i oceniacie nas, nasze związki i rodziny. Styl życia i drogę jaką wybraliśmy. I nie uogolniam tylko pisze to co czuję, widzę i obserwuję w otoczeniu także lądowych. W sumie bez sensu tak naprawdę ta dyskusja... najgorsze jest to ze jadem pluja ci którzy stolec wiedzą...bo jeśli powiem ze zdradzam to jestem zaklamana dziwka a jeśli jestem wierna to przecież to niemożliwe bo każda zona marynarza zdradza...zastanówcie się zanim coś napiszecie. A najlepiej wracajcie do tych swoich pseudo super świetnych egzystencji.

        • 2 0

        • Moja egzystencja jest super :) Pozdrawiam

          • 1 0

    • (1)

      Spójrz ile jadu wyplułaś właśnie z siebie tym wpisem kobieto..

      • 0 0

      • Jadu? To Wam się wydaje, że każdy jest zawistny i zazdrosny. Prawda Was boli i uznajecie każde słowo za atak.

        • 0 1

    • nie hejtuję, ale nie lubię też takich uogolnień podszytych jadem

      i frustracją,
      na szczęśliwą nie wyglądasz gdy tak "zaciekle" opisujesz wasz tryb życia

      • 6 1

    • na rodzinny obiad do mc donalda?

      żono- skąd Ty masz takie wzorce?????

      • 5 1

    • hmm...czlowiek naprawdę zadowolony nie reaguje taką goryczą na cudze opinie...

      • 8 2

    • like it!

      Zgadzam sie calkowicie!

      • 4 3

  • mój mąz prawie jak marynarz. bo stoczniowiec i tez go nie ma wiekszosc czasu. (7)

    Jak zaczynał wyjezdzac do stoczni zagranicznych to moja kuzynka mi gadała ; Jezuuuu ja bym tak nie mogla, zyc na odleglosc. Ja musze miec meza w domu. Ja bym sobie innego meza znalazła, gdyby miał mój wyjezdzac itd...
    Tylko ze mój maz przywziezie do domu 15 tys zł a jej ledwo 2 tys wyciaga w fabryce.
    I pierwsza leci zeby pozyczyc kase bo do 1 nie starcza. I jak narzeka ciagle ze nie ma kasy, czasu bo ciagle w pracy. O kosmetyczce czy fryzjerze nie wspominajac bo nie stac jej na to. Ja nie musze pracowac, mam wszystko czego zapragne, z mezem jestem 9 lat już. Od 2 wyjezdza. Nigdy nam sie lepiej nie ukladało.

    • 27 14

    • nie musi Pani pracować ? (4)

      ze zwykłej przyzwoitości ruszyć d*psko by wypadało .

      • 22 12

      • tak bede robic za najnizsza krajowa ... (2)

        a gdy wroci moj maz to mu powiem : sory skarbie cisne do roboty . z przyzwoitosci :)
        a tak gdy wraca mozemy spedzic 24h/dobe razem.

        • 14 5

        • A to nie potrafisz robić nic, co dałoby więcej niż najniższą krajową? Ojej, to słabo ten twój mąż wybierał. Jak uroda minie, niewiele zostanie...

          • 3 0

        • oj ja bym Ci dał...

          do pracy !!!!

          • 8 6

      • zla

        Z czystej przyzwoitosci to sie nie wpiernicza w czyjes zycie z butami zeby mowic co kto ma robic... nie masz swojego zycia to kup sobie ksiazke a nie pouczaj innych jak maja zyc...kazdy wybiera swoja droge nic tobie do tego

        • 9 0

    • 15 napewno ale za 2 miesiące

      I to jeszcze jak się spręży i nadgodziny wyrobi. Wliczając przestoje wychodzi jeszcze mniej. Ale faktem jest że i tak dużo więcej niż w Polsce

      • 4 0

    • "Nigdy nam się lepiej nie układało"

      Przepraszam bardzo ale chyba
      **Nigdy tak pani się nie układało**
      bo maź zapierdziula na15 taka

      • 25 2

  • Jaką wiedzę ogolną i o sytuacji plitycznej mają ci 'marynarze"? Jakie hobby, pasje i marzenia? (2)

    Bo skoro mają kapitał to powinni go wykorzystać w celu samorealizacji i jednocześnie poprawy kondycji państwa a region mamy słabo rozwinięty. Za to widzę ciągle III RP, złodziei, kombinatorów oraz wyzyskiwaczy i poparcie dla Platformy i postkomuny.
    Na tych statkach to ty coś czytacie, oglądacie czy tylko rejsik i przytulanie kabzy? Bo zawsze mi się wydawało że oficer to elita i od takiego się troszkę wymaga.

    • 1 10

    • Hmm...

      Samorealizacja - szkoda czasu - podnosimy tylko kwalifikacje zeby JESZCZE lepiej zarabiac. Swiadomosc ze twoja rodzina nie musi sie martwic co jutro zje na obiad i za co wystarczy za samorealizacje.
      Co robimy dla panstwa?
      Wg was nic, wg nas niewiele. Poza tym ze wydajac kase zostawiamy w budzecie panstwa wiecej pieniedzy z podatkow posrednich (VAT, Akcyza) niz wy zarabiacie przez caly miesiac.
      To my dajemy prace malym sklepikarzom, bo nie zasuwamy do tesco po bulki rano bo tansze.
      Co robimy na rejsie? Wszystko, byle czas zabic.
      Ja np w ciagu 8 tygodni kontraktu czytam okolo 20tu ksiazek, z reguly e-booki bo tachac papieru nie warto.
      Czego od nas sie wymaga? Robienia swojej roboty. I tyle.
      A moje hobby to detaling samochodowy. A pewnie wg was powinienem w ramach hobby uprawiac wolontariat i rozdawac zarobione pieniadze.

      • 1 0

    • przytulacz kasy

      mam w d..e co się w tej dziurze dzieje; po, pis i inny syf zostawiam zakompleksionym kowalskim; interesuje mnie tylko zycie moje i mojej rodziny; mam kase i wisi mi ten burdel w kraju;

      • 4 1

  • Najlepsze jest to,że w naszym wyemancypowanym świecie (7)

    Gdzie od wszystkich koleżanek najpierw słyszałam "No ja ja bym nie mogła tak jak ty, nie wyobrażam sobie mieć męża marynarza"...teraz sytuacja się odwróciła i słyszę" cholera , mam dosyć pracy,rzygam już praca, jak ja bym chciała mieć tak jak ty i nie musieć pracować". Ludzka zazdrość jest bezbrzeżna,ale nie widzą co kryje się za fasadą. Samotne święta, sylwestry, samodzielne remonty,czasem choroby, pobyty w szpitalach, przeprowadzki itp.itp. Ja zawsze mam dobrą radę dla malkontentów i zazdrośników. Sami zacznijcie pływać i zobaczcie jaki to "lekki chleb".

    • 164 10

    • (1)

      Tak, strasznie ciężkie życie. Wyobraź sobie, że samotne kobiety też muszą same zajmować się domem i dodatkowo chodzą do pracy, bo nikt ich nie utrzymuje

      • 7 1

      • a to że są samotne, to czyja wina?

        Nie tego, że się dorobiły macierzyństwa z gościem mającym je głęboko w tyłku (czyt, nieodpowiednim by mieć z nim dzieci) ?

        • 3 1

    • ale przynajmniej wiesz, ze maz wroci (2)

      a jest duzo samotnych kobiet (tez z dzieckiem/dziecmi np.) i tez maja samotne sylwestry, choroby itp.

      • 6 0

      • ale samotnym matkom współczują (1)

        tylko samotnym matkom nikt nie okazuje bezinteresownej nienawiści, nie obrzuca oskarżeniami o bycie nikim, nie nienawidzi tylko za to że masz nowe buty albo kupujesz dziecku ładną kurtkę.
        Oczywiście spotykamy ludzi normalnych to są tacy którym w życiu się powiodło i układa.. O tym jakim jestem nierobem, pasożytem, beznadziejną matką miałąm okazję usłyszeć wielokrotnie choć uważam że nie ma to nic wspólnego z prawdą.. zwyczajnie są ludzie którzy rzucają ci sie do oczu bo coś masz :(

        • 7 1

        • Trafiłaś w sedno problemu

          Właśnie przed chwilą to napisałam. Nie chodzi o martyrologię,ale o sprawiedliwe traktowanie. A nie jak zmanierowaną paniusię,którą stać na wszystko. A żółć aż się z ludzi wylewa........Samotna uboga matka jest cacy,ale jak jesteś sama ,a masz trochę kasy,to nie daj Boże. Ja nie mam we krwi epatowania pieniędzmi,staram nie narzucać ludziom z tym co mam,bo nie tędy droga. Ale ileż to razy słyszałam....no tak, bo ciebie stać..a ty wiesz ile ludzie zarabiają? Ludzie Ci prędzej wybaczą kradzież i morderstwo, niż posiadanie pieniędzy. Sorry,ale to w Polsce nie przejdzie.

          • 7 0

    • :( (1)

      Nadia, jestem w takiej samej sytuacji..Mąż już nie marynarz ale kontraktowiec.
      Zazdrość i zawiść jest tak wszechogarniająca i odczuwalna na każdym kroku, że jest to czasem wręcz żenujące nawet.. Nasłuchałam się tyle komentarzy, że ja nic nie robię, że moje życie upływa mi na romansach, zakupach i malowaniu paznokci .. obrzydzenie bierze. Absolwenci Akademii Morskich wszyscy liczą się z takim życiem jak studiują - na odległość, ale mało kto liczy się z CHORĄ wyobraźnią ludzką i ilością złośliwych komentarzy i o zgrozo nawet przekładanych na dzieci.

      • 23 2

      • Bo w Polandii tak już jest. jak masz więcej od kogoś innego to ten drugi zawsze będzie szukał wymówek że Twoje życie jest nic nie warte. To takie dowartościowanie samego siebie. Chcę pokazać, że o to ja mam prace na lądzie i mój mąż też. Jesteśmy cały czas z dziećmi rodziną... Normalnie sielanka.. Ale w większości przypadków to tylko leczenie kompleksów bo z pracy w PL tylko nieliczni moga sie uczciwie dorobić.

        • 12 4

  • prawie padłam ze śmiechu....

    Nie wiem jak można uważać 8-tygodniowy kontrakt za długi? ! I ona nazywa się żoną marynarza? Poza tym proszę was, która chciałaby się dzielić swoim mężem po jego powrocie?? Zakasać rękawy i sama do roboty, a jak nie umie, to telefon po fachowca - chyba na to stać żonę marynarza.
    Wyczuwam ewidentną chęć tej Pani do zaistnienia w internecie (na dobry początek). Tak na prawdę wszystkie samotne matki i żony z mężami wyjeżdżającymi w delegacje, jeżdżącymi do pracy za granicę albo jeżdżącymi tygodniami na tirach potrzebują czasem męskiej ręki, ale o pożyczaniu męża od innej nigdy nie słyszałam.
    Zgadzam się - życie żony marynarza, zwłaszcza pracującej i wychowującej dzieci nie jest lekkie i przyjemne, ale jest wiele samotnych kobiet w trudniejszej sytuacji, zwłaszcza majątkowej i to właśnie może ich Droga Redakcjo warto byłoby spytać czy i jak sobie radzą w życiu same bez pożyczania cudzych mężów?

    • 16 3

  • Nie podoba mi się ten artykuł (4)

    jest wiele żon "nie marynarzy", które same większość usterek naprawiają w domu,
    same malują, cekolują, nauczyły się przymocowywać półkę do ściany ( z użyciem wiertarki, na wkręty 8-ki) , plus oczywiście cała opieka domowa i zajęcia: wychowywanie dzieci, lekarze dzieci i rodziców, i teściów, zakupy, gotowanie, itp.

    i nie robią z tego halo - "samotne wieczory, niedziel", lepiej z mężem, który w niedzielę nawet nie chce wyjść do znajomych, bo jest tak zmęczony?

    a maż pracuje od świtu do nocy, w soboty także, gdy wraca, zje i zasypia,
    i nie ma dobrych zarobków

    to teraz moda, by z zon marynarzy ofiary robić

    • 13 9

    • MÓWIE NIE!!!!!

      Robieniu z nas rozpustnic, balangowiczek, nowobogackich, znudzonych panienek,które nie wiedzą co począć z nadmiarem kasy "biednego jelenia" pracującego na statku. Ja protestuję. I nie chodzi o to,że samotne kobiety mają gorzej,czy lepiej. Ale NIE przypinaniu tylu niesprawiedliwych łatek. To wszystko.

      • 3 1

    • Artykuł nie jest o modzie by z żon marynarzy ofiary robić (1)

      czytaj ze zrozumieniem

      • 6 2

      • ale jest tendencyjny, szczególnie wytłuszczony wstęp

        • 3 1

    • wielkie hallo... Siłaczki...pff

      Siłaczki, bez przesady, Każda z nas jest Bohaterką w swoim domu, za mniej...Dobra rada dla dobrych Żon jesteście kimś więcej na świecie? Czy tylko czyimiś żonami... doktorowa, marynarzowa, młynarzowa hahaahahaaa XIX wiek nam powraca ?

      • 6 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane