• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wielki strach, a potem wielka ulga. Co się wydarzyło na szkolnym basenie?

Marzena Klimowicz-Sikorska
7 lutego 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Pani Matylda, mama 12-letniego Filipa, i pan Grzegorz, który uratował jej syna, spotkali się po wszystkim w naszej redakcji. Pani Matylda, mama 12-letniego Filipa, i pan Grzegorz, który uratował jej syna, spotkali się po wszystkim w naszej redakcji.

Ponad dwa tygodnie po akcji ratunkowej na basenie na Suchaninie wciąż nie wiadomo, dlaczego 12-letniego Filipa wyłowił z wody przypadkowy pływak, a nie ratownik. Mężczyzna, który uratował chłopca, spotkał się w naszej redakcji z jego mamą.



Basen w SP 42 na Suchaninie. Basen w SP 42 na Suchaninie.
Dla Filipa to było przedostatnie wejście na szkolny basen przy ul. Czajkowskiego zobacz na mapie Gdańska na Suchaninie, w ramach pierwszego w życiu karnetu, który niedawno kupiła mu mama. Basen znał doskonale, bo od 6 lat uczył się w tej szkole, a zajęcia z pływania miał także w ramach w-fu. A mimo to, w środę 21 stycznia, otarł się tu o śmierć.

- W środy robię sobie pływacki trening. Zwykle pokonuję 80 basenów. Mniej więcej po przepłynięciu 60 zobaczyłem pod wodą nieruchomą postać, która, jak mi się wydawało, ćwiczyła wstrzymywanie oddechu. Nie wiedziałem, że to chłopiec, którego widziałem chwilę wcześniej. Mam wadę wzroku i pływając nie widzę wielu szczegółów - opowiada pan Grzegorz, który - jak się później okazało - uratował życie Filipowi.

W jakim wieku pozwoliłbyć swojemu dziecku iść samemu na publiczny basen?

Pan Grzegorz, z wykształcenia inżynier, pływa od dziecka. Wspomina, że w młodości zdarzało mu się pływać na bezdechu. Dlatego kiedy zobaczył pod wodą nieruchomą sylwetkę chłopca był przekonany, że ten tylko ćwiczy.

- Popłynąłem dalej, ale gdy zrobiłem nawrót i jeszcze raz przyjrzałem się pływakowi zobaczyłem, że on ciągle jest w tej samej pozycji. Myślę, że mogło minąć ok. półtorej minuty. Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Zanurkowałem do niego i zobaczyłem wydobywającą się z ust łunę krwi. Szturchnąłem go w ramię raz, drugi - nie zareagował. Od tego momentu działałem już instynktownie.

Złapał go od tyłu pod ramiona i podpłynął z nim do brzegu basenu wołając o pomoc. Przybiegł ratownik - reszta albo jeszcze nie wiedziała, że tuż obok nich topiło się dziecko, albo jeszcze pływała. - Ratownik dobiegł do nas i wyciągnęliśmy go na brzeg. Wyszliśmy z basenu i pamiętam, że zapytałem się go czy chłopiec ma oddech. Ratownik przyłożył ucho do jego twarzy i powiedział, że chłopiec nie oddycha - opowiada pan Grzegorz.

Najbliższy telefon był w pomieszczeniu ratownika, ale nie udało się zadzwonić z niego na miasto. Drugi telefon był w szatni. Jej pracownica najpierw powiedziała, że musi zadzwonić do kierownika, potem stwierdziła, że nie ma wyjścia na miasto.

- Dziwne, bo sam nie raz dzwoniłem na ten telefon, żeby zapytać jakie jest obłożenie na basenie - zżyma się pan Grzegorz.

Pogotowie wezwano dopiero z telefonu komórkowego kobiety, która przyszła na późniejsze zajęcia na pływalni. Pan Grzegorz uznał, że jego rola jest zakończona. Gdy wrócił na basen zobaczył, że przy chłopcu, razem z ratownikiem jest jeszcze jakiś mężczyzna. Z rozmowy wynikało, że to lekarz, który pływał na basenie. - To mnie bardziej uspokoiło - przyznaje mężczyzna.

Karetka przyjechała po ok. 10 minutach. Chłopca, którego płuca były zalane wodą, nieprzytomnego zawieziono do szpitala wojewódzkiego na oddział intensywnej terapii.

Matce Filipa, którą o wypadku syna poinformowała policja, lekarze nie dawali dużych nadziei na to, że chłopiec, do tego jedynak, jeszcze kiedykolwiek się ocknie.

- Czekałam na szpitalnym korytarzu, kiedy wyszedł do mnie lekarz. Powiedział, że nie ma dobrych wieści, bo nie wiadomo, jak długo Filip przebywał pod wodą, a rentgen wykazuje obrzęk płuc na skutek zalania wodą. I choć tomografia komputerowa nie wykazała zmian w mózgu, niczego to jeszcze nie przesądza - opowiada Matylda Szeliga, mama Filipa.

Lekarz powiedział jej, że choć dzisiaj jest źle, to dzień później może być gorzej, bo obrzęk płuc może się pogłębiać. Chłopiec nie oddychał sam, był podłączony do aparatury.

- Trudno opisać, jak czuje się w takiej sytuacji matka. Filip to całe moje życie.

Chłopiec otworzył oczy w czwartek rano, ale początkowo nie było z nim kontaktu. Dopiero po pewnym czasie dał znać, że chce coś napisać. - Pierwsze zdanie napisał po angielsku i brzmiało "what's happened?". Potem już po polsku pisał, czy się bardzo denerwowałam, gdzie jest i co się stało - dodaje pani Matylda. - Po dwóch dniach przebywania na oddziale intensywnej terapii został ekstubowany i mogliśmy zacząć normalnie rozmawiać. Ostatnie zdarzenie, które pamiętał sprzed wypadku, to fakt, że pływał.

Filip wyszedł ze szpitala w zeszłą sobotę. Nici jednak z ferii i wyczekiwanego obozu narciarskiego, bo leczy się na zapalenie płuc. "Tylko" zapalenie płuc, bo nikt nie ma wątpliwości, co by było, gdyby został pod wodą nieco dłużej.

- Filip uczy się w SP 42 od sześciu lat i od tylu chodzi na ten basen. To bardzo rozsądny chłopiec, inaczej nie zdecydowałabym się kupić mu karnetu na dodatkowe zajęcia z pływania i puścić go na nie samego - mówi mama chłopca. - Jest jedynakiem i nie chcąc uchodzić za nadopiekuńczą matkę uznałam, że mając 12 lat, syn może stopniowo się usamodzielniać. Dla mnie obecność pana Grzegorza na basenie, to była ręka Boga, tylko dzięki niemu żyje. Gdyby Filip się utopił, nie miałabym już po co wracać do domu, mieszkam tylko z nim i jest całym moim światem.

Jak twierdzi, do dziś nie wie, co się właściwe zdarzyło feralnej środy. - Kiedy odebrałam telefon od policji z informacją, że mam przyjechać na basen, nikt nie potrafił mi powiedzieć, co się stało, dlaczego Filip się topił, jak do tego doszło. Policja nie chciała dopuścić mnie do syna, który był wówczas na noszach. Zamiast tego musiałam pokwitować odbiór jego rzeczy. To było straszne - dodaje pani Matylda.

Pan Grzegorz, który sam pracował kiedyś jako pomocnik głównego ratownika, przypomina sobie, że ratownik z basenu na Suchaninie praktycznie cały czas siedział. - Kiedy pracowałem na pływalni, kazano nam cały czas krążyć wzdłuż niecki i mieć oko na całą powierzchnię basenu - dodaje pan Grzegorz. - Na tym basenie tak nie jest.

Zapytaliśmy dyrekcję o to zdarzenie i pracę ratownika. - Sprawa jest wyjaśniana i wyciągane są wnioski. Jednak wszelkich informacji na ten temat udziela tylko pan dyrektor, który jest teraz na urlopie - usłyszeliśmy od Jolanty Wilkowskiej, wicedyrektor SP 42 na Suchaninie.

Sprawdziliśmy też, czy policji udało się odtworzyć to, co działo się z Filipem. - Policjanci wszczęli postępowanie z art. 160 § 1 kodeksu karnego, który mówi o narażeniu na niebezpieczeństwo. Wyjaśniane są wszystkie kwestie związane z tym, co wydarzyło się tamtego dnia na basenie - mówi podkom. Aleksandra Siewert, rzecznik prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku.

Niedopuszczenie matki do reanimowanego chłopca policja tłumaczy procedurami. - Ratownicy sami prosili tę panią, aby odsunęła się od syna, gdyż w takich sytuacjach dla nich najważniejsze jest ratowanie życia - tłumaczy Aleksandra Siewert. - Niewątpliwie są to sytuacje bardzo trudne dla rodziny, jednak w takich momentach należy zrozumieć, iż służby ratunkowe kierują się dobrem osoby poszkodowanej. Policjanci pomagali wówczas ratownikom medycznym, którym zależało na jak najszybszym przewiezieniu chłopca do szpitala.

Pani Matylda ma żal do szkoły i ratownika, którym powierzyła swoje dziecko, wierząc, że jest w dobrych rękach. - Bezpieczeństwo Filipa jest dla mnie najważniejsze. Wydawało mi się, że mogę być spokojna jeśli wysyłam syna, który dobrze pływa, na basen, który doskonale zna - skarży się. - W głowie mi się nie mieści, że ratownik, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo ludzi, nie zauważył mojego syna. Jeszcze raz dziękuję panu Grzegorzowi. To dzięki niemu mój syn żyje.

Czytaj także: Zmarła 8-letnia dziewczynka, która topiła się na basenie w Sopocie
Bezpieczeństwo na basenie

Pracę ratowników wodnych reguluje ustawa z 18 sierpnia 2011 r. o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych i rozporządzenia do niej. Mimo to wiele kwestii, także tych dotyczących bezpieczeństwa, pozostawia do uregulowania podmiotom zarządzającym basenami.

- To, czy ratownik będzie siedział czy chodził wzdłuż niecki basenowej jest indywidualną sprawą gestora, czyli firmy, która zatrudnia ratownika - mówi Marek Koperski, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Województwa Pomorskiego.- Ratownik powinien nadzorować cały czas kąpiących się, ale ogólnych wytycznych na ten temat nie ma. Dochodzi też kwestia oszczędności - na basenie powyżej 25 m długości musi być zatrudnionych 2 ratowników. Niektórzy gestorzy jednak sztucznie skracają ich długość, często wbrew prawu budowlanemu, żeby zaoszczędzić na pensji dla ratowników.

Ilu musi być ratowników na basenie? To szczegółowo określa rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23 stycznia 2012. I tak w przypadku pływalni:

a) dysponującej nieckami basenowymi o długości do 25 m - jeden ratownik wodny, b) dysponującej nieckami basenowymi o długości 25-50 m - dwóch ratowników wodnych, c) dysponującej nieckami basenowymi o długości powyżej 50 m - trzech ratowników wodnych; pkt 4. w przypadku innych obiektów dysponujących nieckami basenowymi o łącznej powierzchni powyżej 100 m kw. i głębokości ponad 0,4 m w najgłębszym miejscu lub głębokości powyżej 1,2 m - co najmniej jeden ratownik wodny.

Od jakiego wieku dzieci mogą pływać same? Według rozporządzenia Rady Ministrów dzieci do lat 7 mogą korzystać z kąpieli wyłącznie pod opieką osób pełnoletnich. - Aktualnie treść regulaminu określa zarządzający wyznaczonym obszarem wodnym. Nasze doświadczenie wskazuje, że dzieci do lat 7 powinny korzystać z kąpieli pod bezpośrednią opieką osoby pełnoletniej, natomiast dzieci powyżej tego wieku, powinny przebywać w obrębie wyznaczonych obszarów wodnych pod opieką osób pełnoletnich - mówi Grzegorz Pawelec, starszy specjalista ds. komunikacji w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Gdańsku.

Miejsca

  • ZSP nr 2 Gdańsk, Piotra Czajkowskiego 1

Opinie (202) ponad 20 zablokowanych

  • To prawda

    pomocy udziela - na miarę swoich możliwości - ten kto pierwszy zauważył wypadek. Czasami ta pomoc polega na zawiadomieniu osób kompetentnych do udzielenia bardziej kwalifikowanej pomocy, co też się stało. Prawidłowo i logicznie. A na portalu to już chyba 2-gi artykuł z och! i ach!

    • 14 18

  • puenta dlaczego jest tak a nie inaczej

    - To czy ratownik będzie siedział czy chodził wzdłuż niecki basenowej jest indywidualną sprawą gestora, czyli firmy, która zatrudnia ratownika - mówi Marek Koperski, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Województwa Pomorskiego.

    I to jest esencja nas - Polaków. Jak nie kazano i zapisano / nakzano, to mamy to w pupie. A po co się nadwyrężać.

    • 32 2

  • (1)

    typowo polskie rozliczanie i szukanie winnych juz teraz natychmiast, brawo Polacy!

    • 15 11

    • a kiedy? jak sie ktos utopi?

      nie lubie takich dyzurnych glupkow jak ty....

      • 5 6

  • "wszelkie informacje na ten temat udziela tylko pan dyrektor, który jest teraz na urlopie" (3)

    czy kogoś to dziwi? Zazwyczaj w takich sytuacjach ktoś odpowiedzialny jest nieobecny, nieosiągalny, na urlopie lub L4...

    Brawa dla Pana Grzegorza!

    • 45 4

    • ferie sa łosiu. Kiedy ma brać urlop? (1)

      • 14 5

      • Nie wiadomo kiedy padło pytanie

        Chłopiec topił się 21 stycznia, jakoś zaraz potem był pierwszy artykuł. Nie wiadomo, kiedy Trojmiasto.pl zapytało o sprawę.
        Olo ma rację..
        ..łosiu ;)

        • 7 2

    • Ten dyrektor już dawno co najwyżej cieciem w skzole powinien być.

      Szanowna redakcjo, może zadacie sobie trochę trudu i popytać jak wygląda poza tym kwestia bezpieczeństwa i dydaktyki w szkole. Pan dyrektor już jedną "przygodę" miał z samobójstwem gimnazjalistki i po paru latach wypłynął w SP42.

      • 5 3

  • Zajęcia na basenie sp42 (5)

    Z opowiadań mojego dziecka,które uczestniczy na zajęciach na tym basenie to pan ratownik siedzi na krześle i gra na telefonie ,i to ma być bezpieczne dla naszych dzieci?a dyrektor wymyśla ciagle jakieś durne regulaminy których my rodzice mamy przestrzegać,a on sam nie sprawdza czy jego pracownicy na basenie dbają o bezpieczeństwo naszych dzieci.do pierwszej tragedii,to moze wtedy coś sie zmieni.

    • 41 5

    • (1)

      a była tam pani i zwracała uwagę ratownikowi,wychowawcy, dyrektorowi?

      • 6 6

      • Kilka miesięcy temu u dyrektora był grupa rodziców, która zwracała uwagę na problem z basenem. Parę lat wcześniej temat był dyskutowany przez radę rodziców z nauczycielami. I nic się nie zmienia.

        • 1 0

    • ??? (2)

      Moje dziecko mówi to samo. Byliśmy z kilkoma rodzicami u dyrektora ale jak grochem o ścianę. Czy w tej szkole musi dojść do tragedii aby dyrektor coś z tym zrobił???

      • 7 2

      • Dyrektor nic z tym nie zrobi. Radzę wyszukać w google jego nazwisko. (1)

        Tutaj powinno kuratorium się tym zająć i zmienić dyrektora.

        • 5 0

        • ani dyrektor ani wicedyrektor, bo skończyli kurs zamiatania pod dywan.

          • 2 0

  • basen (2)

    Jedno ludzkie życie uratowane i to powinno cieszyć. Nie rozumiem niektórych "dziwnych" komentarzy. Gratuluję panu Grzegorzowi szybkiej i prawidłowej reakcji.

    • 30 3

    • jedno a moze pan Grzegorz ratowac kolejne

      jesli sie tam zatrudni.

      • 0 0

    • Naprawdę uważasz, że to była szybka reakcja? Przeczytaj jeszcze raz opis zdarzenia? A słyszałeś, że chłopak ma złamany nos i pływał na jednym torze z panem Grzegorzem?

      • 2 4

  • ratowinik pewnie siedział na fejsie albo innym dziadostwie

    i miał w nosie co się dzieje na basenie. To już nie pierwszy przypadek kiedy ratownik ignoruje to co się dzieje, może inni "ratownicy" przytają ten artykuł i wbiją sobie do głowy że od nich zależy czyjeś życie.

    • 23 3

  • Szacun dla Grzegorza

    za ogólną aktywność jak i za samą akcję. Co do bezpieczeństwa - nie przesadzajmy, na basenie trzeba uważać, a nie liczyć na ratownika.

    • 15 4

  • Ochrona ratownicza na basenach istnieje jedynie teoretycznie... (1)

    znam np jeden miniaquapark (nie Sopot) gdzie ratownicy praktycznie w ogóle nie ruszają się ze swojej leżanki a najczęściej po prostu drzemią w kantorku. Widząc takie obrazki oraz takie przypadki jak ten (nie jedyny przecież bo w Aqua w Sopocie też były wypadki) WIEM i radzę by traktować wszelkie baseny czy "strzeżone" kąpieliska jako akweny niechronione.
    Ratownicy, w większości, to bardzo leniwi chłopcy, ot, poszpanować na plaży, por....ozmawiać z laseczkami to pierwsi, ale do pracy czy nawet spaceru wokół basenu ostatni, mają niesamowity zlew na wszystko dookoła.

    • 21 6

    • nie wszędzie tak jest

      latem w Jelitkowie na plaży strzeżonej widziałem bardzo dobrze zorganizowaną grupę ratowników wykonujących założone treningi, podwodne i nawierzchniowe pływania, dyżury na łodzi. Zapewne jaki przełożony tacy pracownicy.

      • 2 0

  • pool (1)

    Ratownicy na starcie we.Wrzeszczu cały czas siedzą na fb na telefonach i wogole nie mają pojęcia co się dzieje na.basenie

    • 12 2

    • chyba ze ktos wrzuci fotke na fb to zalajkuja.

      • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane