• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdańsk: amerykańska inwestycja za ćwierć miliarda

Marzena Klimowicz-Sikorska
30 października 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Rozbudowa fabryki Weyerhaeuser Poland w Kokoszkach

Gigantyczna inwestycja w Gdańsku. Amerykański przetwórca drewna, firma Weyerhaeuser Company, zbuduje w Kokoszkach fabrykę za 250 mln zł. To największa ogłoszona w tym roku zagraniczna inwestycja w Polsce!



Fabryka przetwórstwa celulozy w Gdańsku:

Firma Weyerhaeuser wygrała przetarg na kupno 100 tys m kw. w Kokoszkach, w pobliżu hali magazynowej Prologis, między ul. Kartuską a Maszynową. Teren ten należy do Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

W ciągu trzech lat ma tam powstać fabryka o powierzchni 17 tys m kw., w której powstawałyby artykuły higieniczne. Pracę znajdzie tam blisko 45 osób, głównie inżynierów i osób do obsługi urządzeń. Budowa fabryki ma zakończyć się w 2012 r.

- Według nas jest to największa taka inwestycja w Polsce - mówi Mariusz Wiśniewski z Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego.

Gdańsk nieprzypadkowo został wybrany na miejsce inwestycji. - Po obejrzeniu licznych potencjalnych działek inwestycyjnych w Europie i na Bliskim Wschodzie, byliśmy pod wrażeniem zasobów, stanu infrastruktury oraz personelu dostępnego w Polsce i w samym Gdańsku - przekonuje Shaker Chandrasekaran, wiceprezes Weyerhaeuser Cellulose Fibers.

Miasto na razie nie chce wypowiadać się w tej sprawie.- Jesteśmy objęci klauzulą poufności. Na tym etapie nie mogę więc nic powiedzieć -zastrzega Andrzej Bojanowski, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki gospodarczej.

Choć fabryka ma być najnowocześniejsza, nie wiadomo, jak inwestor poradzi sobie z kwestią nieprzyjemnych zapachów, jakie uwalniają się w procesie przetwarzania celulozy. - Każda firma, która chce budować takie fabryki musi postarać się o wydanie decyzji środowiskowej. Żaden taki wniosek od firmy Weyerhaeuser jeszcze nie wpłynął - mówi Maciej Lorek, dyrektor wydziału środowiska Urzędu Miejskiego w Gdańsku.

Aby uzyskać taką decyzję musi zostać uwzględnione stanowisko mieszkańców okolicy, w której ma powstać inwestycja. - Zgodnie z procedurą informuje się publicznie mieszkańców o planowanej inwestycji i prosi o zajęcie stanowiska. Mają oni realny wpływ na wydanie decyzji środowiskowej - wyjaśnia Lorek.

Jednak prof. dr hab. inż. Janusz Rachoń, kierownik katedry chemii organicznej na Politechnice Gdańskiej uspokaja: - Uciążliwy zapach to pokłosie starej technologii. Dziś, przy najnowocześniejszych rozwiązaniach technologicznych nie ma mowy, żeby z fabryki wydobywał się przykry zapach. Co więcej, w ogóle nie buduje się już fabryk uciążliwych ani dla pracowników, ani tym bardziej mieszkańców.

Stanowisko mieszkańców i ekologów co prawda nie przesądzi o powstaniu fabryki, jednak może mieć wpływ na zmuszenie firmy do zastosowania takich rozwiązań technologicznych, by dostatecznie zmniejszyć ujemne skutki produkcji, jak np. nieprzyjemny zapach.

Weyerhaeuser jest firmą z ponad stuletnim doświadczeniem w przetwarzaniu celulozy, posiada też jeden z największych tartaków na świecie.

Podstawowym odbiorcą produktów wytwarzanych w gdańskiej fabryce ma być firma Procter&Gamble.

Miejsca

Opinie (609) ponad 50 zablokowanych

  • mhy zapachy jak w swieciu, dwa zegnajcie lasy

    • 0 0

  • Komentarze bez znajomości tematu (6)

    Ten zakład będzie przetwarzał, a nie produkował celulozę. Gotowa celuloza w rolach przyjedzie ze Stanów, w Polsce zostanie rozdrobniona i zmodyfikowana. Większości komentatorów forum nie podoba się zapach, którego w ogóle nie będzie.

    • 7 8

    • Jeżeli tak będzie jak mówisz to łokej, nie mam nic naprzeciwko :) (1)

      Ale z artykułu to nie wynika. Ogólnie nadmienia o przetwarzaniu celulozy, o nowoczesnych rozwiązaniach technologicznych które niwelują przykry zapach i że inwestor jest pod wrażeniem zasobów. Dla kogoś spoza branży wniosek jest jeden - będzie takie może mniej śmierdzące Świecie. Albo dziewczę głupoty pisze bo chce podkręcić temat, albo mentalnie jest "blondynką".

      • 3 0

      • Wydaje się, że chyba jest blondynką, chociaż zdjęcie pod artykułem temu zaprzecza ;-). Gorzej, że ekspert, za jakiego chce uchodzić profesor, nie rozróżnia procesu produkcji celulozy z drewna, od jej przetwarzania. Technologia wytwarzania wyrobów higienicznych nie ma nic wspólnego z produkcją celulozy z drewna - podobnie jak kuchnia z rzeźnią, mimo że tu i tu mamy do czynienia z mięsem!

        • 0 0

    • wierzysz w te brednie ?

      • 1 0

    • Taa..gotowa przyjedzie ze stanow....halo puk puk -jest tam kto? (2)

      • 6 1

      • Założysz się? (1)

        Mogę się z Tobą założyć. O dowolną kwotę. Podpiszemy notarialnie. Przyjmujesz?

        • 2 2

        • Amerykanin to chyba z tej firmy jestes, co? co ma nam wybudowac ten smród pod oknami?

          • 2 2

  • "blisko 45 osob" tzn ile ? 44 lol

    • 1 0

  • 45 czy 450 osób?

    • 0 0

  • moze ktos sie pomylil i zamiast wpisac 450 osob wpisal 45?? Bo nie chce mi sie wierzyć ze w tak dużej inwestycji ma pracowac tylko 45 osób, to jest az niemozliwe

    • 0 0

  • 45 osób zatrudnionych??? Niech sobie w d... wsadzą tą fabryczkę i jeszcze w "strefie" wiec NIE ZAPŁACĄ podatków do gminy ani

    państwa!!! A jak im minie okres kiedy nie trzeba płacić to się wyniosą. Takie inwestycje to sobie wsadźcie!!!

    • 4 0

  • Podobno (1)

    ta fabryka nie będzie produkowac w ciężkich procesach fabrycznych, a będzie przerabiac już z lekka prześmiardłe produkty. Przybędą one drogą morską. Ale jest to podobno....

    • 3 3

    • No właśnie podobno - ale w sumie nikt nic nie wie

      a Urząd miasta zasłania się klauzulą poufności. Po co te tajemnice? Powinni wyłożyć kawę na ławę. Tak czy owak - jeśli postawią nam w Gdańsku takiego śmierdziela ich dni na stołkach będą policzone. Pies z kulawą nogą na p. Adamowicza nie zagłosuje. Przynajmniej z okolic do których będzie sięgał niezdrowy (związki siarki, zdaje się...) smróg.

      • 4 0

  • STOP JANKESOM !!!

    Ludzie,ile możemy dawać się rolować Jankesom???Toć oni tylko doglądają swoich interesów w każdej możliwej sytuacji w zamian nic nie dając od siebie oczywiście ubierając dyplomatycznie to w sposób sugerujący poświęcenie z ich strony.
    My,głupie Polaczki,ciągle wierzymy,że oni są naszymi "Przyjaciółmi" a oni zwijają się ze śmiechu rozmawiając o nas.
    Pomyślmy dlaczego tak jest.Reprezentują nas nieodpowiedzialne rządy co rusz wchodzące "bez wazeliny" w tyłek "Wielkiemu Bratu".My się cieszymy,oni się cieszą z tym,że my zawsze jakoś na tych krzywych z nimi układach wychodzimy do tyłu.
    Gdybyśmy mieli problemy z pamięcią to sięgnijmy do historii (wystarczy najnowszej) jak się układały nasze "stosunki" polsko-jankeskie...
    Wieczny problem to wizy.Niektóre kraje ościenne już nie mają z tym problemów a my ciągle dla Jankesów jesteśmy "frajerami".
    To nasze zaangażowanie w wojny jankesko-irackie i jankesko-afgańskie nie powinno być naszym problemem.A my się pchamy znęceni obietnicami wspaniałego interesu zrobionego na tym.
    Przyjaźń jankesko-polska;)
    Najnowszy przykład,Tarcza.Po prostu chcieli znaleźć "frajerów" ryzykujących kontratak w zamian za złudną "opiekę" Wielkiego Brata.Oni chcieli mieć miejsce do swobodnego manipulowania swoim potencjałem wojennym...
    Zobaczcie jak to jest w polityce,im kto się bardziej szanuje tym lepiej jest uważany w opinii światowej.My (rządy) dajemy ciała na każdym kroku więc maja nas za nic nie znaczącego partnera.
    Wystarczyło,że Putin krzywo spojrzał na "tarczę" i już Jankesi układają się z nim mając nas w głębokim poważaniu.
    Teraz oczywiście damy sobie wsadzić jankeską fabrykę z branży celulozowej nie myśląc o tym,że przydałoby się miejsce dla fabryki o naszej,polskiej tożsamości.No cóż,takie są nasze "wybory",które później odbijają się na zyciu powszednim zgotowanym przez wybrane opcje polityczne.
    Ogrom wszystkiego naobiecywali,
    W zamian nic z tego nie zrealizowali.

    • 9 1

  • moralność Polski (2)

    Poprzez wszystkie lata przeżyte w Polsce musze stwierdzić że jesteśmy najbardziej wytrwałym narodem z całego swiata. Polakom powinni dać nagrodę nobla za znoszenie głupoty rządzących. Gratuluje Wam Polacy i także sobie trwania w głupocie i beznadziei. Tu się żyje za marne pieniądze i się siedzi cicho ,bo mamy wolność słowa polegająca na trzymaniu pyska. Jak coś powiesz to idziesz siedzieć. IPN, CBA, CBŚ wszyscy oni patrzą kiedy tylko podskoczysz dostajesz manto na 2 lata 6 lat lub 25 lat. Idziesz siedzieć i inni za Ciebie płacą grube pieniądze żebyś mógł coś zjeść w pierdlu.

    Tak jak ćpuny siedzą na garnuszku naszym . Płacimy im za to żeby mogli się naćpać podleczyć i znowu naćpać. A my uczciwi idziemy do pracy i lugamy po osiem godzin po 10 godzin po 12 godzin aby tylko upodobać się szefowi i dać mu wazeliny na odbyt aby jego kapitalistyczny k**as dobrze wchodził. Żeby nas dobrze wydymał z kasy. Płacimy szefowi a nie on nam , płacimy ZUS owi aby panowie prezesi mieli czym jeździć za 300.000zł aby ZUS mógł zbudować kolejne większe biura dla swoich kapitalistów po 70m2 na łeb. Biura rosną jak grzyby po deszczu a my malejemy z dnia na dzień. Tak po prostu lubimy jak nam kapitaliści z naszego podłego kraju wyciągają kasę z kieszeni. Państwo nic nie robi tylko bierze kase i wylicza: „Ty kolego kapitalisto były komuchu kochany dostaniesz w tym miesiącu 17.000zł a ja wezmę sobie 20.000zł i jest ok. A ten mały robaczek dostanie w tym miesiącu 900zł a jak tylko nie zapłaci czynszu to go wypieprzymy na bruk, będzie zabawa”.

    I tak z dnia na dzień jesteśmy co raz biedniejsi i płacimy, płacimy, płacimy za naszą beznadzieje. Naszą Kochana pieprzona Polskę utrzymujemy tak żeby była na tej mapie. Najbiedniejsi w europie, zgwałceni przez Niemców wyruchani przez Rosjan. Aż miło patrzeć jak polska lubi dawać na lewo i prawo jak dziwka przy drodze. Płacimy a podatki u nas rosną tu 6% tam 12% a tam jeszcze 22% i do prywatnych kieszeni. A na ojczyznę NIC. Kochamy być nękani i bici po ryju. Każda wypłata odebrana co miesiąc to jak potężny strzał w ryj.

    • 13 0

    • Prawda

      Wszystko prawda, ale podatki i ZUS trzeba płacić, by państwo mogło się utrzymać. Problem w tym, abym wiedział na co idzie mój ZUS.
      Pamiętaj: mądra Polska skończyła się za Sasów przed zaborami. W okresie międzywojennym coś tam zaczęło się odradzać, ale Sowieci i Hitler wykończyli polskie elity. Przeto dziś typowy Polak który się ostał to burak, chłop pańszczyźniany, bosy Antek itd. To, że zamienił pług na BMW nie znaczy, że zmienił mu się rozum. Im prędzej zrozumiemy swoją chorobę tym szybciej nabędziemy rozumu i będziemy normalniejsi. Wymaga to ogromnej pracy u podstaw.

      • 3 0

    • święta prawda, obecnie dajemy du.y amerykańcom wartym tyle samo co ruskie

      • 2 0

  • kolejne "F-16" (5)

    na poświęcenie hamerykańskiego barachła przyjedzie czarny Obama z Białego Baraku w jarmułce...

    • 48 23

    • Co Ci się nie podoba w F-16? (4)

      Tylko konkrety, a nie miejskie legendy powtarzane przez niedoinformowanych dziennikarzy:

      "4.8.2008
      F-16 – naprawdę, jaki jesteś, nie wie nikt
      - Nasz ekspert Michał Fiszer -
      W każdym razie, nie dowie się tego z prasy. Skandaliczna kampania ataków na F-16 i pomówień – tak można scharakteryzować prasowe doniesienia o F-16 „Jastrząb”. A ściśle rzecz biorąc, doniesienia mediów masowych, bo prasa fachowa pisze zupełnie inaczej.

      28 lipca 2008 r. dwumiejscowy F-16D wylądował awaryjnie na Okęciu. Oczywiście, doniosła o tym cała prasa, mówiła o tym telewizja. Przy okazji wznowiono ataki na niezawodność naszych „szesnastek”, to już niejako temat dyżurny. Szczególnie dobry teraz, kiedy Sejm udał się na urlop. Swoją drogą, czego, koledzy dziennikarze, tak się naszych F-16 czepiliście? W tym roku awaryjnie lądował też – na przykład – pewien MiG-29, tyle że na lotnisku wojskowym. Pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował, bo to nie F-16.

      Współczesne samoloty wojskowe, i to dokładnie wszystkie, na całym świecie, są dość „awaryjne”. Piszę w cudzysłowie, bowiem te „awarie” to żadne awarie, najczęściej zwykłe drobiazgi, które nie zagrażają niczemu. Ale jak to w lotnictwie bywa, każdy drobiazg, porównywalny w samochodzie z prychnięciem silnika, przepaleniem się żarówki w kierunkowskazie czy wypadnięciem popielniczki z uchwytu w desce rozdzielczej, jest odnotowany jako „zdarzenie”. Większość dziennikarzy telewizyjnych czy tabloidów pojęć nie rozróżnia, więc „zdarzenie” występuje u nich jako „awaria”. Pisze się, że w zeszłym roku na F-16 odnotowano ponad tysiąc zdarzeń, o, przepraszam – „awarii”. Na 5700 godzin lotów. To mniej więcej połowę tego, co mieliśmy na Su-22, kiedy je wprowadzano do służby, tak przez pierwsze trzy-cztery lata. Ja jestem zachwycony – jak na tak skomplikowany samolot, to F-16 jest dość niezawodny! Trzeba jednak oddać sprawiedliwość niektórym tytułom prasowym. „Gazeta Wyborcza” i „Rzeczpospolita” uczciwie napisały, że F-16 „nie jest najbardziej usterkowym samolotem polskiego wojska. Na kilkaset nieprawidłowości tylko w kilku przypadkach załoga przerywała lot”. Oczywiście obie gazety przepisały to zdanie z komunikatu Polskiej Agencji Prasowej, ale dzięki i za to. Słowo prawdy... Nie są najbardziej awaryjne. Światełko w tunelu... Żeby nie było wątpliwości, samolotów bojowych (bo te są na całym świecie sto razy bardziej awaryjne niż jakiekolwiek inne) mamy w lotnictwie polskim całe trzy typy: F-16, MiG-29 i Su-22. Jeśli F-16 nie jest na pierwszym miejscu w tej trójce, to albo jest w środku klasyfikacji (średnio awaryjny), albo na samym końcu (najbardziej niezawodny). Tak na to trzeba patrzeć.

      Najgorzej napisał „Dziennik”: „(...)niezawodność kupionych od Amerykanów samolotów F-16 od początku budzi wiele wątpliwości. Ostatnio podobna awaria wydarzyła się w marcu”. No super, w marcu! A u nas w pułku, na Su-22, ktoś przerywał zadanie i lądował, powiedzmy, że „awaryjnie”, kilka razy w jednym miesiącu. Zresztą nie tylko u nas. Czesi na grippenach cierpią dokładnie takie same katusze. Kto pamięta, że w czasie radomskiego „Airshow” zepsuł się jeden z grippenów i na pokaz – z opóźnieniem – wystartował samolot zapasowy? A przecież na wylot za granicę wybrano najbardziej niezawodne egzemplarze! Zresztą większość tych zdarzeń to wina ludzi. W czasie ostatniego lądowania na Okęciu ktoś nie dokręcił nakrętki, która się obluzowała i doprowadziła do lekkiego przypalenia się przewodów, stąd ten dym w kabinie. Tak bardzo to im znowu nie nadymiło, skoro tylko pilot na tylnym siedzeniu w ogóle coś poczuł, a przecież załoga siedzi w jednej, dwuosobowej kabinie, jeden za drugim, pod wspólną owiewką. Węch miał pewnie lepszy niż moja żona, która jedno wypite piwo wyczuje na kilometr.

      Ja dym w kabinie miałem ze cztery razy, a pierwsze dwa – jeszcze w szkole. Raz technik nie dokręcił korka w zbiorniku oleju w silniku i w czasie akrobacji ten korek wyskoczył. Olej chlusnął na gorące części silnika, a ponieważ powietrze do kabiny jest ssane zza sprężarki silnika, to w kabinie pojawiły się kłęby gęstego, gryzącego dymu. Naprawdę się przestraszyłem, bo guzik było widać, ale jakoś wylądowałem. Drugi raz w dwumiejscowym SBLim-2 kable pod pulpitem w kabinie zaczęły się palić żywym płomieniem. Jak to przestraszony zgłosiłem instruktorowi, ten się w ogóle nie przejął. Pali się? – zapytał. No to dzwoń pan po straż! – poradził mi dobrotliwie. Dziś wspomniany instruktor, zresztą doskonały pilot, jest kapitanem na boeingach w Locie. I też się byle czym nie przejmuje.

      Cały problem polega na tym, że F-16 kosztuje ze 40 milionów dolarów i w warunkach pokoju wszyscy obchodzą się z nim jak z jajkiem. Wspomniani piloci wcale nie byli tacy strachliwi, tylko dbali o pieniądze podatnika. Jakiekolwiek wątpliwości i lądujemy, lepiej przerwać lot, niż zlekceważyć drobiazg, który doprowadziłby do utraty samolotu. A prasa ma potem używanie... No i druga sprawa, to wykorzystywanie Okęcia jako lotniska zapasowego w tej części Polski. Celują w tym Amerykanie, którzy jeszcze w Polsce latają jako instruktorzy. Przecież równie dobrze można awaryjnie lądować w Mińsku Mazowieckim, jest ILS, są służby awaryjne, jest wszystko. Ale Amerykanie są z Gwardii Narodowej, która też z reguły stacjonuje w portach lotniczych. I oni lubią porty lotnicze. A poza tym, gdyby trzeba było zostać na noc, to w Warszawie są i dobre hotele, i dobre restauracje. A w Mińsku czy w Powidzu... A jak się wyląduje na Okęciu, to zaraz pół Polski opowiada o „awaryjnym lądowaniu”. Prasa, telewizja. Lądowaniem w Mińsku czy w Powidzu ciężko zasłużyć na taką sławę.

      Tak się złożyło, że miałem okazję kilkakrotnie rozmawiać z pilotami z Krzesin. Kilku z nich to moi dobrzy koledzy. Szczerze mówiąc, po owym prasowym szale na awarie F-16 wypytałem ich tak od serca, „no powiedz, jak jest naprawdę, co się dzieje?”. Popatrzyli na mnie jak na wariata. „Stary, naprawdę rewelacyjny samolot! Jak tylko przyszły do Polski, to było trochę usterek, nawet sporo. Po prostu nasza wersja, i ta dla Greków oraz Izraela, jest najbardziej wypasiona ze wszystkich, a zakład nie miał doświadczenia w montażu tego całego sprzętu. Ale myśmy po prostu drobiazgowo je przyjmowali, z książką w ręku. I Amerykanie musieli wszystko zrobić jak należy. I zrobili. Teraz szkolą się nasi technicy, muszą się bardzo pilnować, ale jak trochę nabrali wprawy, jest znacznie lepiej. A samolot lata jak marzenie. Ja nie wiem, o czym te barany piszą, naprawdę mamy niewiele przesłanek (to po lotniczemu „usterka”) w porównaniu do innych typów. A żebyś wiedział, jak te wszystkie systemy pracują, radar «widzi» przez pół Polski, a zasobnik celowniczy to w ogóle pełny bajer. Ostatnio z kilkudziesięciu kilometrów podglądałem sobie pewną parkę na tarasie domku jednorodzinnego, stary, obraz z kamery i w podczerwieni jak drut, ostry, wyraźny...”. I tak snuliśmy sobie opowieści na zasadzie, „a pamiętasz, jak...”. Najśmieszniejsze jest to, że wszyscy latający na F-16 są co do swoich opinii zgodni. A potem wracam do Warszawy i muszę odbierać głupie telefony, jak ten od pewnej paniusi z dużej gazety: „Czy to prawda, że samolot kołował nad lotniskiem...”. Droga pani, odpowiadam, samolot nad lotniskiem to mógł krążyć, bo kołowanie – jak sama nazwa wskazuje – to poruszanie się samolotem na kołach, po ziemi, po angielsku „taxi”. „Jaka taksówka?” – zainteresowała się dociekliwa dziennikarka. No ale artykuł o awariach F-16 wysmażyła jak się patrzy.

      A teraz już poważnie. Szanowni koledzy dziennikarze. Stworzyliście taką atmosferę wokół F-16, że piloci latają pod wielką presją. Nie daj Boże, jak któryś z samolotów się rozbije, to media oszaleją, udławią się tą (radosną dla nich) wiadomością. A przecież samoloty wojskowe rozbijają się dość często. Na 28 używanych u nas Su-20 rozbiło się osiem, na 110 wprowadzonych do służby Su-22 straciliśmy ponad tuzin, na blisko 600 MiG-21 rozbiła się ponad setka. Jedynie MiG-29 jest wyjątkowo szczęśliwy, ale to wyjątek, nie reguła, bo za granicą MiG-i też się rozbijają. I może pilot będzie musiał podjąć trudną decyzję i katapultować się z F-16. Ale przy tej wściekłej nagonce, przy tym prasowym szczuciu, będący pod presją pilot będzie do końca walczył o uratowanie samolotu. Do końca... I Wy, koledzy dziennikarze, będziecie mieć go na sumieniu, właśnie Wy swoimi bzdurami stwarzacie śmiertelne zagrożenie. Żyjcie z tym!

      * * * Już po oddaniu tekstu do redakcji ogłoszono, że 31. Baza Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach wstrzymała loty na dwunastu dwumiejscowych samolotach F-16D „Jastrząb”. Blisko trzydzieści jednomiejscowych F-16C lata dalej. F-16D zostaną sprawdzone pod kątem zaistniałego uszkodzenia, które zmusiło załogę do lądowania na Okęciu.

      To normalna procedura. W samolocie każda usterka może być potencjalnie groźna, dlatego do lotu dopuszcza się maszyny absolutnie sprawne. Zawsze. Może się okazać, że wszystkie pozostałe samoloty są w porządku, ale sprawdzić trzeba. W razie wojny nikt by się tym nie przejmował, ale w czasie pokoju możliwość utraty wartego ponad 40 milionów dol. samolotu powoduje, że dmucha się na zimne. Wspomniana procedura jest stosowana na całym świecie. Na przykład samoloty F-14 „Tomcat”, znane ze słynnego filmu „Top Gun”, używane przez US Navy w latach 1975-2006, zawieszano w lotach kilkadziesiąt razy, a dotyczyło to wszystkich używanych maszyn. Notabene polskie MiG-29 niedawno też były na krótko zawieszone w lotach (wszystkie, a nie tylko dwumiejscowe), ale znów pies z kulawą nogą... Bo to nie F-16!"

      • 4 8

      • Gripen- chcieli wybudowac fabryke w Polsce (tez bysmy na tym zarobili0 ale lizemy D... USA

        Szwedzki wariant „trzeciej drogi”

        Decydujące znaczenie miały tu racjonalne wymogi i założenia projektowe myśliwca mającego stanowić podstawę systemu obrony powietrznej państwa o umiarkowanych możliwościach. Filozofia jego powstania odbiega więc znacząco od amerykańskich i rosyjskich analogów, tworzonych jako trybiki kosztownej i wymagającej machiny bojowej budowanej dla dominacji supermocarstw. Gripen nie jest też skrojony pod potrzeby potęg europejskich rozdartych pomiędzy ograniczonymi możliwościami a tęsknotą za imperialną przeszłością. Szwedzka konstrukcja to samolot stosunkowo tani i praktyczny, zarazem nowoczesny przez wykorzystywanie podzespołów czołowych światowych producentów. Dzięki temu Saab mógł jak dotąd sprzedać swój produkt 4 odbiorcom zagranicznym, co pozytywnie kontrastuje chociażby z brakiem sukcesów eksportowych Dassault i jego bardziej skomplikowanego, ale nieporównanie droższego Rafale.

        Przypuszczalnie gdyby nie siła nieformalnych nacisków, samolot ten znalazłby miejsce we flotach powietrznych kolejnych państw. Absurdem byłoby jednak tłumaczenie niepowodzeń handlowych wyłącznie polityką. W istocie oferowane obecnie warianty myśliwców F-16, Mirage 2000, a nawet MiG-29 prezentują bardzo wysoki poziom techniczny. Coraz większego znaczenia nabierają kwestie kompleksowości oferty, korzyści gospodarcze i naukowe, ważnym atutem pozostają koszty zakupu i eksploatacji.

        Gripen, którego główną zaletą była jak dotąd największa spośród lekkich myśliwców generacji 4 – 4,5 „kompaktowość”, zaczął odstawać od konkurencji pod względem parametrów, takich jak: promień działania, ilość i jakość przenoszonego uzbrojenia, osiągi jednostki napędowej czy awioniki pokładowej i radaru. Co gorsza rodzime siły powietrzne podjęły decyzję o redukcji użytkowanych maszyn do ok. 100 egz., co w praktyce mogło przełożyć się na sprowadzenie producenta do roli wykonawcy modernizacji.

        Odpowiedzią Saaba na te niekorzystne trendy jest, podobnie jak u konkurencji, radykalne odświeżenie sztandarowego produktu. Zaprezentowany w kwietniu br. demonstrator technologii ma być krokiem do stworzenia samolotu o nazwie Gripen Next Generation (N/G), który to wg zapewnień producenta zaoferuje skokowy wzrost parametrów wobec poprzednika. Pod względem stopnia ingerencji w konstrukcję i zastosowanych rozwiązań technicznych stanie on obok takich samolotów jak F-16E/F, F-18E/F, MiG-35.

        Pośród wielu, głównie obiecywanych, udoskonaleń najważniejsze to: nowy silnik GE F414G dający właściwości supercruise o ciągu z dopalaniem 97,86kN (dotychczasowy RM12 – 80,5kN); powiększenie zasięgu, dzięki zwiększeniu o ponad 1/3 ilości zabieranego paliwa, uzyskane przez przekonstruowanie i wzmocnienie podwozia; zwiększenie ilości punktów podwieszeń uzbrojenia do nawet 10 i radar Saab-Thales z anteną AESA. Dalszym, wszechstronnym udoskonaleniom ma zostać poddane środowisko pracy pilota, awionika będąca już teraz jedną z najmocniejszych stron konstrukcji. Rozwijane mają być też systemy samoobrony, walki elektronicznej, łączności i transmisji danych.

        Dawid stawiający czoła Goliatom

        Obecnie najbardziej „medialnym” kontraktem, ale i budzącym realne zainteresowanie producentów, jest indyjski przetarg MMRCA (126 + opcja na 64). Gripen spisywany jest tu przez wielu na straty. Specjaliści uzasadniają to siłą i wpływami konkurentów: wieloletnią i udaną współpracą z Rosjanami (MiG), zyskami politycznymi będącymi następstwem przyjęcia oferty amerykańskiej (Boeing, Lockheed Martin), czy wreszcie korzyściami dla przemysłu dzięki szerokiemu dostępowi do technologii europejskich konkurentów (Dassault, Eurofighter). Za największą przeszkodę uważa się opracowywaną od 1983 roku rodzimą konstrukcję Tejas, będącą w istocie żywym dowodem nieporadności hinduskiego przemysłu. Główne jak dotąd efekty programu LCA to zaledwie kilka latających prototypów i burzliwa dyskusja w kręgach hinduskich decydentów. Możliwe więc, że po wyprodukowaniu ograniczonej partii seryjnej, samolot powieli losy swego poprzednika – Maruta lub co gorsza niedopracowanego czołgu Arjun. Przed skreśleniem Szwedów warto pamiętać też o lokalnej „specyfice”, czyli równoległym wykorzystywaniu wielu typów samolotów o podobnych charakterystykach. Wbrew bezkrytycznym zachwytom wielu ekonomistów nad Indiami atutem Gripena dla samych zainteresowanych pozostanie cena i niskie koszty obsługi jednosilnikowej maszyny.

        Ewentualne niepowodzenie w Azji może zostać istotnie zrekompensowane mniej spektakularnymi, lecz znaczącymi kontraktami w Europie. Szczególnie ważne są potencjalne zamówienia Holandii, Norwegii i Danii, państw uczestniczących w programie JSF. We wszystkich przypadkach murowanym następcą wykorzystywanego obecnie F-16 wydawał się F-35. Stałe doniesienia o napotykanych problemach, trudnej kooperacji jak też opóźnieniach i wzroście kosztów programu wywołały jednak reakcje polityczne i zachęciły Saaba do zaoferowania atrakcyjnych cenowo i technologicznie kontrofert. Stawką są 3 kontrakty, na minimum 180 maszyn łącznie. Najważniejsza jest tu Holandia, której zaoferowano sprzedaż 85 myśliwców Gripen NG (E/F). W skład pakietu o wartości 8,2 mld USD i ponad 100 proc. pokryciu offsetowym wchodzą też podprogramy serwisowe i szkoleniowe wraz z symulatorami. Co istotne, siły powietrzne już teraz ograniczają swoje zainteresowanie do wąskiego kręgu, w składzie którego są F-16 oraz F-35 i właśnie JAS-39. Rozstrzygnięcie rywalizacji pomiędzy konstrukcjami Lockheed Martina a Saaba spodziewane jest przed końcem 2010.

        Kolejnym rynkiem zbytu może stać się Szwajcaria, poszukująca 30-35 maszyn dla zastąpienia F-5. Po wycofaniu z przetargu dotychczasowego faworyta – Super Horneta (F/A-18E/F miał uzupełnić maszyny serii C/D) w rozgrywce obok Gripena pozostają tylko Typhoon i Rafale. Szwedzki samolot zakończył już próby, jednak na ostateczną decyzję przyjdzie poczekać do połowy 2009.

        Do oddzielnej grupy potencjalnych klientów należy zaliczyć kraje byłego bloku wschodniego, np. Czechy i Węgry. Kluczowy wydaje się tu być też ambitny zakup ok. 48 maszyn dla Rumunii, która ostatnio otrzymała ofertę LM. Gripen ma prawdopodobnie nie mniejsze szanse w małej i ubogiej Bułgarii, gdzie ambitne zamiary pozyskania Super Hornetów zderzą się zapewne boleśnie z realnymi możliwościami finansowymi państwa. Kolejnym polem walki pomiędzy Saabem a LM będzie Chorwacja. Ten wybór może nabrać charakteru rozgrywki z jednej strony o korzyści gospodarcze (szwedzkie wsparcie na drodze do UE) i militarne (USA i NATO). Jak na razie niewielki kraj otrzymał ofertę zakupu 12 Gripenów. Inną nadal dosyć mglistą opcją jest przetarg w Brazylii, która ostatnio bardziej zdecydowanie rozważa pozyskanie znaczącej partii myśliwców.

        Saab Group ma szansę dotrzymać kroku swym potężnym konkurentom tylko pod warunkiem wsparcia ze strony uznanych kooperantów. Są to między innymi: GE, Rockwell Collins, Honeywell, Thales, Martin-Baker, Ericsson, Volvo. Co interesujące koncern, pomimo wątpliwości w kwestii siły przebicia i własnych niedostatków marketingowych, zdecydował się przejąć pełną kontrolę w utworzonej niegdyś z konkurencyjną BAE Systems strukturze Gripen International. O ambicjach firmy świadczy chociażby atrakcyjna oferta kooperacji przemysłowej zaprezentowana norweskiemu Kongsbergowi, jak też przesunięcie pierwszego lotu demonstratora z jesieni na maj. Stałej poprawie ulega też kwestia będąca do niedawna jednym z największych ograniczeń samolotu – niedostateczne dostosowanie do standardów NATO, a przede wszystkim bardzo skromny wybór przenoszonego uzbrojenia. Paradoksalnie słabsza pozycja rynkowa firmy może zaowocować większą otwartością na współpracę w zakresie dzielenia się zaawansowanymi technologiami i wspólnej produkcji podzespołów. Ostatecznym warunkiem sukcesu Gripena będzie jednak dotrzymanie obietnic zawartych w demonstratorze NG i wdrożenie ich do produkcji w terminie określonym na rok 2012.

        • 0 0

      • Zamiast (2)

        wklejac napisz cos od siebie. F16 to gigantyczny przekret i nawet 10 stron belkotu nie zmieni tego faktu.

        • 9 3

        • Opinia została zablokowana przez moderatora

        • dokładnie - ten gość to jakiś maniak lotniczy

          usłyszał że dzwonią - no to sru...

          no to posłuchaj specu od F-16
          chodzi o to że jankesi robią nas konsekwentnie w balona - już od lat
          sprzedali nam wybrakowany złom po cenie nowego

          a jak teraz słyszę o jankeskiej fabryce w Gdańsku - to "od jankesów, ognia i wody uchowaj nas panie" - czy jakoś tak....

          • 13 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane