• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Grobowiec mocarstw

10 października 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Z prof. Markiem Malinowskim szefem Katedry Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Gdańskiego rozmawia Patrycja Rychwa

- Amerykanie atakując Afganistan przyjęli taktykę polegającą na współpracy i udzielaniu pomocy afgańskiej opozycji. Czy nie jest to jednak dość krótkowzroczna polityka zwłaszcza, że w latach osiemdziesiątych USA szkoliły i finansowały bin Ladena i talibów, którzy z czasem stali się ich najpoważniejszym wrogiem?
- To prawda, że w wielu momentach polityka amerykańska nie jest dalekowzroczna. Przypomnę, że gdy talibowie weszli do Kabulu, ówczesna sekretarz stanu USA Madeline Allbright powiedziała, że jest to korzystne dla pokoju światowego i stabilizacji w regionie, mimo że talibowie już wtedy deklarowali, że jednym z ich głównych wrogów jest właśnie Ameryka.

- Teraz z kolei, według Amerykanów, pokój gwarantowaliby opozycjoniści z Sojuszu Północnego. Czy dzięki wsparciu USA mają oni szanse przejąć władzę w Afganistanie?
- Nie sądzę, gdyż Sojusz Północny tworzą Uzbecy i Tadżykowie stanowiący niewielką mniejszość w Afganistanie, gdzie w większości żyją Pusztunowie. W Azji zaś, w przeciwieństwie do Europy, nie obowiązują kategorie ideowo-polityczne, ale przede wszystkim solidarność klanowo-plemienna. Przez ogromną większość Pusztunów Sojusz Północy nie jest odbierany jako rywal talibów o władzę, ale jako tradycyjny już wróg z innego plemienia. Nawet jeśli wojska Sojuszu Północnego, z pomocą Amerkanów i Rosjan, zajmą Kabul, to niewyobrażalne jest, by Pusztunowie przyjęli narzucony im reżim uzbecko - tadżycki.

- Amerykanie na razie ostrzeliwują Afganistan, ale specjaliści już ostrzegają, by nie próbowali wprowadzać tam swoich wojsk, powołując się choćby na porażkę Związku Radzieckiego.
- Afganistan nie bez przyczyny nazywany jest grobem wielkich mocarstw. W XIX wieku, kiedy Wielka Brytania była największą potęgą militarną świata, Brytyjczycy próbując podbić Kabul przegrali z góralami afgańskimi. Podobny los spotkał w latach osiemdziesiątych Związek Radziecki, który będąc wówczas drugim mocarstwem świata prowadził w Afganistanie wieloletnią wojnę używając najnowszej technologii i broni, a i tak musiał się wycofać. Powstaje więc podejrzenie, że jeśli Amerykanie zdecydują się na operację lądową na szerszą skalę - a tylko w ten sposób można dążyć do opanowania Afganistanu - to może ich spotkać to samo co Związek Radziecki w latach osiemdziesiątych.

- Jest pan jednym z politologów, którzy obawiają się, że wojna w Afganistanie może doprowadzić do konfliktu cywilizacji chrześcijańskiej i islamskiej. Co może zatem się wydarzyć?
- Islamscy fundamentaliści mogą zaatakować sąsiadujące z Afganistanem kraje, głównie postsowieckie republiki takie jak Tadżykistan, Uzbekistan, Kirgistan czy Turkmenistan. W tym regionie są też inne wrogie Amerykanom państwa popierające terroryzm, takie jak Iran czy Irak. Nie jest też wykluczone, że dojdzie do wojny domowej w Pakistanie, gdzie władze oficjalnie popierają USA, ale duża część ludności bierze udział w antyamerykańskich demonstracjach. To zaś może skłonić do ataku tradycyjnie wrogie Pakistanowi Indie, a oba te państwa dysponują bronią nuklearną. Trudno ocenić ramy czasowe tych wydarzeń. W ciągu kilku miesięcy do roku może się rozwinąć poważny konflikt w tym regionie obejmujący inne kraje, które w tej chwili są tylko obserwatorami.

- Wielu polityków spekuluje, za jaką cenę strategicznym sojusznikiem USA zgodziła się być Rosja?
- Zawsze, gdy powstaje tak poważne napięcie, wiele państw próbuje przy okazaji wygrać własne interesy. Rzeczywiście, pomimo dotychczasowych dość chłodnych stosunków między prezydentami Rosji i USA, w ostatnich dniach sytuacja się zmieniła. Mówi się, że ceną za wsparcie akcji amerykańskiej przez Rosję będzie znaczne opóźnienie procesu rozszerzenia NATO na republiki bałtyckie.

- Z kolei przedstawiciele polskich władz uspokajają Polaków, że pomimo konfliktu w Afganistanie nasz kraj jest względnie bezpieczny. Czy rzeczywiście możemy być spokojni?
- Polska nie jest na pierwszej lini wojny i z punktu widzenia fundamentalistów jesteśmy krajem pobocznym. Jednak jako członkowie NATO i sojusznicy USA, którzy zadeklarowali poparcie i gotowi są zmienić amerykańskich żołnierzy na Bałkanach, jesteśmy traktowani przez fundamentalistów islamskich jako wróg. Nie sądzę jednak, byśmy musieli się obawiać ataków terrorystycznych w postaci wysadzenia Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Z pewnością będą nas jednak dotykać polityczne i ekonomiczne konsekwencje rozwijających się wydarzeń.
Głos Wybrzeża

Opinie

Najczęściej czytane